Wprowadzenie do medytacji

Jezus wie, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć tajemnicy Jego miłości; wie, że upadamy, wyrzekamy się Go i uciekamy. Ale właśnie nam przyrzeka swoją wierność, nawet poza swoją śmierć.

 

 

Jan Mazur SJ

Ból Jezusa w zaparciu się Piotra  (por. Mk 14,26-31. 66-72)

W: W cierpieniu z Chrystusem. Wokół treści Trzeciego Tygodnia Ćwiczeń Duchownych św. Ignacego Loyoli, Wydawnictwo WAM, Kraków 2005, s. 170-173

 

Modlitwa przygotowawcza zwyczajna (CD, 46): Będę pro­sił o tę łaskę, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane wyłącznie ku służbie i chwale Boga.

Wprowadzenie 1: przypomnieć sobie wydarzenie (CD, 292): Przeprowadzili Jezusa z domu Annasza do Kajfasza, gdzie św. Piotr zaparł się Go dwukrotnie, a kiedy Pan spojrzał na niego, wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał.

Wprowadzenie 2: wyobrazić sobie miejsce: wyobraźmy sobie dziedziniec pałacu arcykapłana. Na dziedzińcu płonie ognisko, przy którym w chłodną noc ogrzewa się grupa ludzi. Pośród nich jest Piotr oczekujący na wynik przesłuchania Jezusa. W drugim obrazie zo­baczmy, jak Piotr wybucha płaczem z powodu zaparcia się Jezusa.

Wprowadzenie 3: prosić o to, czego chcę; o boleść, współczu­cie i zawstydzenie, że z powodu moich grzechów Pan idzie na mękę. Prosić także o głębokie upokorzenie przed Panem i przyzna­nie, że jestem słaby i że bez Jego pomocy mogę popełnić najgor­sze zło.

1.Trzy razy się Mnie wyprzesz (Mk 14,30) - tak rozpoczyna się chrzest Piotra, któremu Jezus uświadamia dwie podstawowe praw­dy wiary: grzech człowieka i przebaczenie Boga. Jeżeli w Judaszu widzimy zło, to w Piotrze widzimy „dobro", od którego Jezus nas ocala. Jest to dobro, które służy za płaszczyk dla pychy. Nie tylko jest to nieuniknione, ale także dobre, że Piotr upada. W ten sposób, zamiast przeceniać siebie, aby potem popadać w rozpacz, zawie­rzy Jezusowi, z nadzieją, że już nie zawiedzie. Bardzo ważne jest to, że grzech Piotra był przewidziany i przepowiedziany. Jezus umiera za niego nie dlatego, że uważa go za zacnego, ale wiedząc, że Piotr się Go wypiera. Tylko w ten sposób staje się jasne, kim jest Pan i kim jest Piotr - Pan jest bezinteresowną i wierną miłością, a Piotr jest uczniem umiłowanym przez Niego. Właśnie upadając, odkrywamy tożsamość Boga i naszą. Różnica między Juda­szem a Piotrem nie tyle polega na ich grzechu - wspólnym także nam wszystkim. Odmienne zakończenie, tj. wybór śmierci lub życia, zależy od zgody lub nie na życie Bożym przebaczeniem. Jezus wie, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć tajemnicy Jego miłości; wie, że upadamy, wypieramy się Go i uciekamy. Ale wła­śnie nam przyrzeka swoją wierność, nawet poza swoją śmierć.

2. Wyprzesz się Mnie - wyparcie się odpowiada wstydzeniu się Jezusa i Jego słów. Jest ono czymś przeciwnym świadczeniu; to jak­ by zaprzeczanie znajomości z kimś, trudność z przypominaniem go sobie. Uczeń, który nie wypiera się samego siebie, w końcu wy­piera się swojego Pana, stając po stronie tego, który Go skazuje. On tak bardzo zapewniał - tą samą przesadą będzie się posługiwał w wypieraniu się. Nadmiar słów zawsze ukrywa niepewność lub wręcz kłamstwo. Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą (Mk 14,31) - to pragnienie bycia z Jezusem, chociaż podyktowane przez miłość, jest jeszcze jedną próbą potwierdzenia siebie, ostatnią ze strony Piotra.

3.Piotr, nie przyznając się i trzykrotnie wypierając się swoje­go Mistrza, nie kłamie, jak mogłoby się wydawać. Jak Jezus przed­tem, teraz także on wyznaje swoją prawdę: nie jest „z Nim", nie jest „z tych", którzy są Jego uczniami, „nie zna tego Człowieka". On zna innego Chrystusa, za którego był gotów także umrzeć; na­tomiast ten, ubogi i upokorzony, bulwersuje go i gorszy. Zasłona, która jest na jego sercu, nie pozwala mu poznać Pana. Płacz roz­dziera tę zasłonę i Piotr odkrywa prawdę. Ponad wszelkim złudze­niem widzi wreszcie siebie samego. Jednak wspomnienie słowa Jezusa nie pozwala mu popaść w rozpacz i wydobywa go z piekła upadłego ,ja". Łzy Piotra stają się łzami chrztu. Oczyszczają i uświęcają jego serce. Piotr widzi teraz, że nie potrafi umrzeć za Jezusa. Ważne jest, że Jezus przepowiedział Piotrowi jego zapar­cie się i że Piotr o tym pamięta. Piotr wie, że Jezus miłuje go i umie­ra za niego jako grzesznika. Jezus kocha Piotra nie dlatego, że ten jest dzielny, ale dlatego, że Piotr Go miłuje. I nie przebacza Pio­trowi dlatego, że jest pełen skruchy. Piotr może bowiem odczuwać żal tylko dlatego, że od zawsze doświadczał przebaczenia.

On zaprzeczył temu, mówiąc: Nie wiem i nie rozumiem, co mówisz! (Mk 14,68). Piotr zaprzecza, że jest z „tym" Jezusem. Był z „innym", którego znał i dobrze rozumiał - przynajmniej tak uwa­żał! Był z Nazareńczykiem, który uzdrawiał chorych i wskrzeszał umarłych, dawał chleb i zawstydzał wrogów. Natomiast nigdy nie rozumiał Tego, który mówił, że „musi wiele wycierpieć" od wszyst­kich; już wtedy zbuntował się, gdy Jezus po raz pierwszy to obja­wił. Prawdą jest, że miłuje Jezusa, ale nie zgadza się z tym, że jest On ubogi, poniżony i pokorny; pragnie, aby był bogaty, potężny i dumny. Kogut zapiał - pianie koguta oznacza koniec nocy i po­czątek dnia. Światło rozprasza ciemności i ukazuje się rzeczywi­stość. Także dla Piotra ulatniają się dymy jego zarozumialstwa Uj­rzawszy go, znowu zaczęła mówić do tych, którzy tam stali (Mk 14, 70) - Piotr widzi czyjeś spojrzenie, które bada i docieka bardziej dogłębnie - to spojrzenie, dla zadowolenia którego człowiek od czasu do czasu musi zmieniać swój ą tożsamość. A on ponownie za­przeczył - Piotr w dalszym ciągu zaprzecza. Nie wystarcza bowiem przynależeć do wspólnoty, aby być chrześcijaninem; trzeba zgo­dzić się na Chrystusa ubogiego i pokornego jako Zbawiciela i Pa­na. Począł się zaklinać i przysięgać - Piotr wypiera się z taką samą gwałtownością, z jaką kilka godzin wcześniej deklarował swoją wierność wobec Jezusa. Nie znam tego człowieka, o którym mówi­cie (Mk 14, 71) - w tych słowach Piotr dystansuje się do Jezusa. Nawet nie wypowiada Jego imienia. Jezus jest odtąd dla niego „tym człowiekiem", kimś, kogo nie zna.

Wspomniał Piotr na słowa Jezusa...  -  bez tego słowa Piotr był­by zgubiony. Przypomina mu ono, że Pan wybrał go, wiedząc, że on się Go zaprze. To słowo zapewnia go, że Pan go zna i miłuje takim, jaki jest. Spojrzenie Jezusa na Piotra nie jest sądem, ale przebaczeniem i przyjęciem go przez miłosierdzie. / wybuchnął płaczem (dosłownie: rzuciwszy się, zapłakał, Mk 14, 72)  - Piotr oddala się od Jezusa, zawstydzony i rozgoryczony sobą. Nie wie już, kim jest. Kim naprawdę jest on, który zapewniał, że chce umrzeć z Jezusem? Kim jest Jezus, który zna jego zaparcie, a mi­mo to spogląda na niego z miłością i łagodnością, bez nagany?

Rozmowa końcowa: Poproszę Jezusa o to, czego pragnę: żyć nie moim lub czyimś, ale Jego spojrzeniem na mnie. (Odmówić: Ojcze nasz).

Ks. Kazimierz Kucharski SJ

„Abyśmy żyli już nie dla siebie”,
Rekolekcje oparte na „Ćwiczeniach duchownych” św. Ignacego Loyoli
Tydzień czwarty, Wyd. WAM, Kraków 2006, s. 26-30

 

Chrystus, nasz Pan, ukazał się naszej Pani

 

         Przykładowy obraz   Pierwsza wiadomość o zmartwychwstaniu Jezusa dotarła do Jego Matki, choć Ewangelie tego nie podkreślają. Św. Ignacy w pierwszym wprowadzeniu pisze: „Wydarzenie: Po tym jak Chrystus umarł na krzyżu, kiedy to Jego ciało zostało oddzielone od duszy choć złączone z Bóstwem, błogosławiona dusza zstąpiła do piekieł, także złączona z Bóstwem. Stamtąd wyprowadził dusze sprawiedliwych, przyszedł do grobu, a zmartwychwstając ukazał się z ciałem i duszą swojej błogosławionej Matce"1.

„Prosić o to, czego chcę. Tutaj prosić o łaskę wielkiej radości i wesela z tak wielkiej chwały i radości Chrystusa, naszego Pana"2.

Po złożeniu ciała Jezusa do grobu Maryja „pozostaje sama żywą pochodnią wiary, przygotowując się na przyjęcie radosnego i zdu­miewającego orędzia ewangelicznego o zmartwychwstaniu"3. Przeżywane oczekiwanie w Wielką Sobotę stanowi akt wiary Matki Jezusa pośród ciemności, która ogarnęła ziemię. Maryi nie ma przy grobie. Ten trudny czas spędziła na modlitwie i podobnie, jak u po­czątków wydarzeń ewangelicznych, z pewnością rozważała całe nauczanie Jezusa: „Maryja zachowywała wszystkie te słowa i roz­ważała je w swoim sercu" (Łk 2, 19).

Ewangelie mówią o różnych pojawieniach się Zmartwychwsta­łego Jezusa, ale nie wspominają o spotkaniu ze swoją Matką. Wi­docznie nie było to konieczne dla naszego zbawczego poznania. „Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Mu się ukazać nie całemu ludowi, ale świadkom uprzednio wybranym przez Boga, nam, którzy z Nim jedliśmy i piliśmy po Jego zmartwychwstaniu. Rozkazał nam też ogłosić ludowi i dać świadectwo, że On jest usta­nowionym przez Boga sędzią żywych i umarłych" (Dz 10, 41-42) - mówi św. Piotr. Ewangelie przekazują, że Jezus ukazał się naj­pierw niewiastom w drodze, które z radością niosły od aniołów wiadomość uczniom, że Jezus żyje: „Nagle Jezus wyszedł im naprzeciw i pozdrowił je: Witajcie! One zaś podeszły, objęły Go za nogi i złożyły Mu pokłon: Nie bójcie się! Idźcie i powiedzcie Moim braciom, aby poszli do Galilei. Tam Mnie zobaczą" (Mt 28, 9-10).

Nie mamy wielu dowodów tych wydarzeń w Tradycji świętej. Są tylko dwie wypowiedzi Ojców Kościoła na ten temat. Przyto­czę  fragment autora z V wieku Seduliusza: Twierdzi on, „że Chry­stus objawił się w blasku życia zmartwychwstałego przede wszyst­kim własnej Matce. Ta bowiem, która w chwili Zwiastowania sta­ła się drogą Jego przyjścia na świat, była wezwana do szerzenia wspaniałej wieści o zmartwychwstaniu, by stać się głosicielką Jego powrotu w chwale.  Zanurzona w ten sposób w chwale Zmartwych­wstałego, jest zapowiedzią „promieniowania" Kościoła"4.

Mamy dowody pośrednie. Matki Jezusa nie widzimy przy Gro­bie Pańskim. Nie było Jej tam z niewiastami, bo Jezusa już w gro­bie nie było. Zaskakująca jest analiza papieża Jana Pawła II na ten temat, który powiada, że zasadne jest przekonanie, iż Maryja była pierwszą osobą, której ukazał się zmartwychwstały Jezus. Czyż nieobecność Maryi w grupie kobiet, które o świcie udają się do grobu, nie wskazuje na fakt, że Ona spotkała się już z Jezusem? Ten fakt zdaje się potwierdzać i to, że pierwszymi świadkami zmar­twychwstania były te kobiety, które stały obok Krzyża, zatem naj­bardziej niezachwianej wiary. Wyjątkowa była obecność Maryi na Kalwarii, Jej doskonała jedność z cierpiącym Synem, by uczestniczyć w sposób wyjątkowy w tajemnicy zmartwychwstania5. To przekonanie podpowiada nam intuicja, że ta, która była złączona z Nim wiarą i miłością, która z Nim współcierpiała i wytrwała do końca, której wiara się nie załamana, która wierzyła, że po trzech dniach zmartwychwstanie, doczekała się odwiedzin Swojego Syna i Swojego Zbawiciela. Radość uczennicy Pańskiej, najwierniejszej. I możemy się na kontemplacji dłużej zatrzymać i trwać w izdeb­ce, gdzie przebywała Maryja, razem ze Swoim Synem6.

Przez Anioła wiadomość o zmartwychwstaniu dociera do nie­wiast: „Anioł zaś powiedział do kobiet: Nie bójcie się! Wiem, że szukacie ukrzyżowanego Jezusa. Nie ma Go tu, zmartwychwstał, tak jak zapowiedział. Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał. Pójdźcie też szybko i oznajmijcie Jego uczniom: Powstał z mar­twych i idzie przed wami do Galilei, tam Go zobaczycie. Oto, co miałem wam powiedzieć" (Mt 28, 5-7).

Zanieście radość. I możemy patrzeć na pusty grób i dziwić się, że zostały szaty na tym miejscu, gdzie leżał Jezus, że chusta z gło­wy leżała osobno, poskładana. Kiedy miano opieczętować grób, urzędnicy najpierw musieli sprawdzić, że to jest ten sam Jezus z Nazaretu, dlatego odwinęli opaskę na głowie, a po stwierdzeniu identyczności, nie mieli ochoty czy czasu zawijać. Chusta, która była na głowie, „nie leżała... z płótnami, ale była zwinięta oddziel­nie, na jednym miejscu" (J 20, 7). To była obserwacja Jana, który uczestniczył w pogrzebie.

Patrzymy na postać Matki Jezusa i przeżywamy z Nią radość. Wspólnota chrześcijańska w okresie wielkanocnym zaprasza Ją do udziału w tej wielkiej radości.

„Królowo nieba, wesel się, alleluja,

Bo Ten, któregoś nosiła, alleluja,

Zmartwychwstał, jak powiedział, alleluja.

Módl się za nami do Boga, alleluja.

K.: Raduj się i wesel się, Panno Maryjo, Alleluja.

W.: Bo zmartwychwstał Pan prawdziwie, Alleluja.

Módlmy się.

Boże, któryś raczył uweselić świat przez zmartwychwstanie Syna Twego, Pana naszego Jezusa Chrystusa, daj, prosimy, aby­śmy przez Jego Rodzicielką Maryją Panną, dostąpili radości życia wiecznego. Przez Chrystusa, Pana naszego.

W.: Amen.

 

Przypisy

1    Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, Kraków 1996, nr 219.

2   Tamże, nr 221.

3   Jan Paweł II, Przemówienie podczas audiencji ogólnej, w: L'Oservatore Romano, 4 IV 1986 r.

4   Seduliusz, w: Jan Paweł II, Przemówienie na audiencji generalnej, 21 V 1997.

5  Por. Jan Paweł II, Przemówienie na audiencji generalnej, 21 V 1997, w: Wiadomości Katolickiej Agencji

   Informacyjnej, 27 V 1997, s. 17.

6  Por. Ś w. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, Kraków 1996, nr 220.

Nasze najbardziej powszednie doświadczenie Wielkiego Postu zaczyna się od pytania, które sobie zadajemy od Środy Popielcowej: "Co zamierzasz zrobić w Wielkim Poście?"

Robert Fabing SJ

„Prawdziwy pokarm. Duchowość Eucharystii”,  Wyd. WAM , Kraków 1996, s.91-99

 

Prawdziwy pokarm: Zmartwychwstały Jezus

 

Wieczernik na Górze Syjon jest jedenastowieczną salą pochodzącą z czasów wypraw krzyżowych, która upamiętnia Ostatnią Wieczerzę Apostołów z Panem. Wielu ludzi udaje się tam na pielgrzymkę i modli się w tym miejscu. Gdy roz­ważamy na modlitwie biblijne wydarzenia, które miały miejsce w sali na górze, to uderza nas, jak wiele wydarzyło się wtedy, gdy spożywali oni posiłek przy wspólnym stole.

Opisy zmartwychwstania ukazują nam, jak wielka radość napełniła serca Apostołów, gdy pojawił się im zmartwych­wstały Jezus, podczas gdy oni jedli.

Gdy rozważamy ich radość, to spontanicznie pragniemy takiej samej radości dla siebie. Chcemy się tak samo radować. Gdy jednak w trakcie naszej kontemplacji przypatrzymy się bliżej tamtej sali, to zaczniemy zdawać sobie sprawę z tego, że ci, którzy byli tam obecni, radowali się w takim stopniu, w jakim poprzednio cierpieli widząc mękę Jezusa podczas Jego śmierci krzyżowej na Kalwarii. Istnieje ścisły związek miedzy tymi dwoma wydarzeniami! Ci, którzy opuścili Chrystusa wiszącego na krzyżu i od innych dowiedzieli się o Jego śmierci na Kalwarii, ucieszyli się na widok Jezusa zmartwychwstałego. To prawda. Ale ci, którzy zostali z Jezusem, gdy umierał On na Kalwarii, głębiej się uradowali, gdy Go ujrzeli zmartwych­wstałego w wieczerniku. Takiej właśnie głębszej radości i my pragniemy. Takiej głębszej radości poszukujemy.

Gdy we wspólnocie wierzących kontemplujemy doświad­czenie Jezusa zmartwychwstałego, w naszej świadomości pojawiają się twarze tych osób z naszego życia, które cierpią z powodu zła tego świata. Boża łaska uświadamia nam tę prawdę, że w cierpieniu moich rozbitych braci i sióstr Jezus przeżywa swoją śmierć krzyżową. To dotyczy zarówno najbliższych nam osób, jak i tych, z którymi mieszkamy. Mamy więc szansę. Mamy okazję, by nie opuścić Chrystusa cierpią­cego na krzyżu. Mamy szansę, by mieć udział w radości ze zmartwychwstania poprzez bycie z Chrystusem na Kalwarii. Możemy stanąć przy tych ludziach, w których cierpi Chrystus. Możemy być przy tych ludziach, w których cierpi Chrystus. Możemy być przy tych ludziach, którzy wiszą na swoim krzyżu i przynosząc pociechę im, przynieść pociechę Chrys­tusowi. Wówczas będziemy mieli tę głębszą radość, której pragniemy. Mamy szansę. Wtedy mamy szansę na nowo z większą miłością i zapałem oddać się służbie drugiemu człowiekowi.

Zastanawiające jest, że ci, którzy byli wtedy w górnej sali, cieszyli się wówczas, gdy siedzieli wspólnie „za stołem". W Piśmie świętym czytamy:

„Po swym zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia, Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której wyrzucił siedem złych duchów. Ona poszła i oznajmiła to tym, którzy byli z Nim, pogrążonym w smutku i płaczącym. Ci jednak słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli wierzyć. Potem ukazał się w innej postaci dwom z nich na drodze, gdy szli na wieś. Oni powrócili i oznajmili pozostałym. Lecz im też nie uwierzyli. W końcu ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem (...) I rzekł do nich: « Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony (...). Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie»" (Mk 16, 9-18).

Kościół przez trzynaście tygodni w roku kontempluje tę tajemnicę

Zmartwychwstanie naszego Pana zostało objawione Aposto­łom i tym, którzy siedzieli z nimi „za stołem". Jezus pojawił się podczas posiłku i objawił się jako ten, który ma władzę nad śmiercią. To jest wielka tajemnica. To jest tak potężna ta­jemnica, że co roku Kościół poświęca aż sześć tygodni na to, by przygotować się do kontemplacji znaczenia i bogactwa ta­jemnicy paschalnej, męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Czas tego doświadczenia nazywa się Wielkim Postem. Na­stępnie Kościół przez siedem tygodni kontempluje samą tajem­nicę zmartwychwstania.

Co zamierzasz zrobić w Wielkim Poście?

To, co Jezus objawił siedzącym „za stołem", wymaga czasu, modlitwy i długiego zmagania się z tym. Wiele czasu poświę­camy na kontemplowanie tej tajemnicy łaski każdego roku. Czas spędzony na przygotowywaniu się do zgłębienia bo­gactwa tego wydarzenia nazywamy „Wielkim Postem". Sześć tygodni każdego roku! To jest imponujące! Chciałbym zatrzy­mać się i zastanowić nad tym zjawiskiem Wielkiego Postu, aby w ten sposób wydobyć bogactwo tego, czym Jezus podzielił się z siedzącymi „za stołem". Nasze najbardziej powszednie doświadczenie Wielkiego Postu zaczyna się od pytania, które sobie zadajemy od Środy Popielcowej: „Co zamierzasz zrobić w Wielkim Poście?"

Odpowiedź na to pytanie może brzmieć mniej więcej tak: „mam zamiar przestać jeść słodycze" lub „nie będę pić alkoholu", albo „mam zamiar zastosować dietę". Takie odpowiedzi świadczą o głęboko tkwiącym w nas zbiorowym marazmie narosłym podczas wielu lat historii tradycji naszej wiary katolickiej.

Istnieje inna możliwość zareagowania na Wielki Post, która zasługuje na to, by tutaj ją przedstawić. Niektórzy mogą zadać pytanie: „Co Ty Panie chcesz, abym zrobił dla Ciebie podczas Wielkiego Postu?" Oczywiście takie pytanie będzie wymagało ze strony pytającego, aby poświęcił trochę czasu na słuchanie po to, aby otrzymać odpowiedź, a Pan może odpowiedzieć na to pytanie za trzy dni, za tydzień albo po dziesięciu dniach od rozpoczęcia Wielkiego Postu. W miarę upływu czasu osoba modląca się „pozostaje" z tym pytaniem na modlitwie i w na­turalny sposób pojawiają się wtedy także inne pytania: „Co ludzie mówią mi o mnie?", „O czym mówi do mnie życie w tym momencie?" Jeżeli na początku Wielkiego Postu wrzu­cimy te pytania niejako do garnka i pozwolimy im powoli gotować się na wolnym ogniu modlitwy przez jakiś czas, to otrzymamy pełną aromatu odpowiedź na pytanie: „Co ja powinienem robić dla Ciebie w Wielkim Poście?" To jest jedno „zadanie", które czas Wielkiego Postu stawia przed nami.

Inną naszą powinnością w czasie Wielkiego Postu jest kontemplacja działań Jezusa na podstawie tych tekstów z Pisma św., które podsuwa nam wielkopostna liturgia. Naszym zadaniem jest mieć wzrok utkwiony w Jezusie. Wielki Post kończy się okresem, który nazywamy Wielkim Tygod­niem, kiedy to Kościół głosi mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa.

I to wcale nie jest tak, jakbyśmy nie wiedzieli, co się wydarzy w Wielkim Tygodniu. Wiele razy już słyszeliśmy tę  historię. Nie ma niespodzianek. Wiemy, że Jezus bę­dzie zdradzony w sercu Judasza w Wielką Środę, wiemy, że Jezus będzie obchodził Paschę ze swoimi uczniami w Wielki Czwartek wieczorem, że w Wielki Piątek stanie przed sądem i potem będzie znosił biczowanie, ukrzyżowanie i umrze. Wiemy, że Wielka Sobota będzie bardzo pustym dniem i że tego dnia wieczorem oraz w Wielkanocną Niedzielę rankiem będziemy obchodzili pamiątkę zmartwychwstania Jezusa. Wiemy o tym.

Chwała Jezusowi

Jakie więc ma dla nas dzisiaj znaczenie święte triduum Wielkiego Tygodnia? Myślę, że jest to czas dany nam, aby uroczyście świętować to, co Bóg uczynił nam w cierpieniu, męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa. Jest to dla nas czas, abyśmy Jezusowi oddali chwałę i cześć, abyśmy Go wysławiali i chwalili radośnie za to, co dla nas zrobił, gdyż zgodził się dla nas wycierpieć swoją mękę, umarł i zmartwychwstał dla nas. Byliśmy dla Niego warci tego. Triduum Paschalne i cały Wielki Tydzień jest uroczystym świętowaniem tego faktu.

Gdy oddajemy Bogu cześć i chwałę, i dziękczynienie, wielbimy i wychwalamy Boga w naszych sercach. Podczas tego wielbienia Boga w ciągu całego Wielkiego Tygodnia, gdy oddajemy chwałę Jezusowi za to, że dźwigał krzyż dla nas, wyłania się przed naszymi oczami nasze własne życie. Po­jawia się to, do czego jesteśmy powołani podczas Wielkiego Postu. Otrzymujemy od Boga łaskę, odsłaniającą nam praw­dę o chwale krzyża Chrystusa. Zaczynamy rozumieć, że Jezus musiał cierpieć i umrzeć, „aby wejść do swej chwały" (Łk 24, 26).

Krzyż zaczyna teraz zakwitać. Postrzegamy dźwiganie krzyża przez Jezusa Chrystusa i ukrzyżowanie Jezusa na Kalwarii jako powód do chwały, a nie jako cierpienie. To jest łaska misterium paschalnego. Chwalimy Chrystusa na krzyżu. Obchodzimy ukrzyżowanie Chrystusa. Dziękujemy Jezusowi, chwalimy Go i wielbimy za to, że niesie On swój krzyż.

Nasz krzyż zakwita

Gdy dziękujemy i wysławiamy Jezusa, łaska się pogłębia. Gdy wychwalamy Jezusa, to doświadczamy tego, że On zwra­ca się w naszym kierunku i wychwala nas za to, iż niesiemy własny krzyż. Jezus dziękuje nam za dźwiganie naszego krzyża podczas naszego dziękczynienia. Wtedy odczuwamy, że nasz krzyż jest tym samym krzyżem, który dźwiga Jezus. Nasz krzyż jest wychwalany. Nasz krzyż zakwita i staje się kwiatem. My jesteśmy wychwalani. Nasz krzyż, ten, którego wolelibyśmy nie mieć, jest naszą chwałą - nasz krzyż, ten, o którym myślimy, że gdybyśmy go nie mieli, to wszystko byłoby dobrze i bylibyśmy tak dalece wolni, że nasze życie byłoby takie, jakiego zawsze pragnęliśmy. Ten krzyż jest naszą chwałą. Nasz krzyż, ten, który nas całkowicie powala, jest naszą chwałą. Nie krzyż, który ma do noszenia ktoś inny, ale krzyż, który tylko ja mam nosić - to jest moja chwała. Są takie oblicza tego krzyża i taka jego dynamika, że tylko ja o tym wiem. Właśnie o tym krzyżu jest mowa. To ten krzyż jest wychwalany. To ten krzyż jest moją chwałą. To dlatego, że dźwigam ten krzyż, Jezus mnie wychwala i oklaskuje.

To jest zmartwychwstanie!

Gdy potrafimy zwrócić się do swojego krzyża z żarliwą mi­łością i nieść go z radością, to jest to łaska zmartwychwstania!

Jest tylko jedna osoba na całym świecie, która potrafi do tego uzdolnić. Jest tylko jedna osoba, która ma taką miłość, aby spowodować taką zmianę. To Jezus! To jest wielki dar! Większość ludzi spędza życie na tym, by uśmierzyć ten wewnętrzny ból lub od niego uciec. A tylko w Chrystusie możemy mieć pokój i wolność, aby pogodzić się i zjednoczyć z rzeczywistością krzyża w naszym życiu. To jest łaska męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa.

Łaska zmartwychwstania Jezusa pogłębia się, gdy zmar­twychwstały Chrystus obdarza swoich Apostołów siedzących „za stołem" darem głoszenia Ewangelii. „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15).

Poczucie, że jest się wysłanym przez Boga, przynosi wolność

Jest to taki dar, który dokonuje tego, co sam głosi. Już samo głoszenie Ewangelii ma moc. Ma moc przemiany serca. To jest wyjątkowy dar, że w głoszeniu słowa Bożego przez apostoła zawarta jest ta ukryta prawda, że jeden jest  wysłany przez drugiego i jeden dla drugiego jest posłańcem. Chodzi o to, by jeden mówił drugiemu to, co tamten by mu powiedział. Apostoł nie ma głosić „słowa apostoła”, lecz „słowo Boże”. Wolność przynosi to poczucie, które mają apostołowie, że są oni wysłani przez Boga. To poczucie, że „słowo”, które oni wypowiadają, nie jest ich własnym słowem, lecz, że są inspirowani przez Ducha Świętego zmartwychwstałego Jezusa, który przynosi wolność i pokój.

Podczas gdy jedli za stołem

Ta wolność i pokój jest pogłębiana w apostole przez nakaz, by głosił to „słowo” wszelkiemu stworzeniu. Nikt nie może nie usłyszeć o Ewangelii. Nie może istnieć żadna przeszkoda w docieraniu z Ewangelią. Czyjaś przeszłość, rasa, płeć, stan majątkowy, poziom wykształcenia, kariera, zdrowie, wiek, talenty czy stopień dojrzałości nie mają żadnego znaczenia. To przykazanie, które Apostołowie otrzymali wówczas, gdy siedzieli „za stołem” i jedli, ukazuje pragnienie Boga, aby wszyscy znali zmartwychwstałego Jezusa poprzez głoszenie Ewangelii, poprzez głoszenie o życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa.

Jezus mówi, że głoszeniu Ewangelii będą towarzyszyć znaki, które zaświadczać będą o autentyczności i pochodzeniu „słowa”. Najpotężniejszym znakiem jest proste przekonanie rodzące się w sercach i umysłach słuchaczy, że „Jezus jest Panem!"

Daru wiedzy, że Jezus z Nazaretu jest Bogiem wszelkiego życia, nie można opisać słowami. Dar odnalezienia znaczenia całej naszej egzystencji w Chrystusie napawa nabożną czcią. Gdy pomyślimy o poszukiwaniach, jakich dokonują ludzie, by dotrzeć do odczucia tego znaczenia, i o ogromnej energii, jaką ludzie wkładają w to poszukiwanie, wówczas do pewnego stopnia rozumiemy wartość tego daru. Czas i ogromny wysiłek wkładany w to przedsięwzięcie pozwala nam częściowo ujrzeć ogrom i znaczenie tego daru.

Gdy kontemplujemy tę scenę przedstawiającą zmartwych­wstałego Chrystusa siedzącego za stołem i dzielącego się tym darem, znów rozumiemy, co znaczy prawdziwy pokarm wspólnego przebywania razem i rozmowy.

„Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zosta­liśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrze­bani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca. Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno poprzez podobne zmartwych­wstanie" (Rz 6, 3-5).

Zdolność objęcia z żarliwą miłością i radosnym powitaniem krzyża, który jest przeznaczony tylko dla nas, jest naprawdę początkiem nowego życia. Jest to nowe zjawisko w obrębie ludzkiej świadomości. To jest łaska. To jest łaska zmartwych­wstania. Zdolność do wyszukiwania, szukania połamanego na cząstki Ciała Pańskiego wśród nas samych - wśród naszych braci i sióstr, którzy dziś cierpią swoje własne ukrzyżowanie na swoich własnych krzyżach - jest łaską. Głód poszukiwania cierpiącego Chrystusa jest łaską zmartwychwstania. Pragnienie, by pozostać z Jezusem na krzyżu i nie porzucać Go w życiu naszych braci i sióstr, jest łaską zmartwychwstania Jezusa. Otrzymaliśmy chrzest po to, byśmy zostali zanurzeni w łaskę śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Ta łaska została dana, gdy siedzieli „za stołem”, ponieważ jest to prawdziwy pokarm dla naszego istnienia.

Ks. Kazimierz Kucharski SJ

 „Weź Mój krzyż”,

Rekolekcje oparte na „Ćwiczeniach duchownych” św. Ignacego Loyoli

Tydzień trzeci, Wyd. WAM Kraków 2006, s. 63-73.


Rozważanie:

Czy Chrystus musiał cierpieć i umierać?

 

Przykładowy obraz„Następnie Jezus poszedł ze swoimi uczniami do wiosek w po­bliżu Cezarei Filipowej. Po drodze pytał swoich uczniów: Za kogo uważają Mnie ludzie? (Mk 8, 27). Powiedzieli o wszystkich opi­niach ludzkich. Zapytał ich: „ A wy za kogo Mnie uważacie?" (Mk 8, 29). Wtedy swoją wiarę wyznał Piotr. Jezus potwierdził, że jest Mesjaszem. W takich okolicznościach, sprowokowanych przez Je­zusa, pada pierwsza zapowiedź męki. „Potem zaczął ich nauczać, że Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć, że zostanie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i nauczycieli Prawa, że zostanie za­bity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie" (Mk 8,31). Mateusz podkreśla słowa Jezusa: „że musi iść do Jerozolimy i wiele wycier­pieć od starszych i arcykapłanów, i nauczycieli Prawa, że zostanie zabity i trzeciego dnia wskrzeszony" (Mt 16, 21).

Jezus mówi uczniom o wydarzeniach, które nastąpią. Kiedy z Je­go ust pada słowo: „musi", to oznacza, że powinien, że to zadanie. A wszystko to musi się zdarzyć, ponieważ tak zostało postanowio­ne w zbawczym planie Boga. To „musi" przychodzi od Boga, to Jego inicjatywa. Jest to Boska konieczność, przymus miłości, który budzi w nas najgłębszy szacunek i milczenie pełne zdumienia. Je­żeli nie ma innej drogi, nie mógł oszczędzić swojego Syna. Przed nami, jak ciemna ściana, Boska tajemnica.

Jezus mówi o Jeruzalem, świętym mieście, miejscu cierpienia i śmierci. Syn człowieczy musi wiele wycierpieć ze strony... najpobożniejszych w Izraelu, duchowych przedstawicieli Narodu.

Lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie... Łukasz Ewangelista przytacza słowa Jezusa: „Przecież Mesjasz musiał to wycierpieć, aby wejść do swojej chwały" (Łk 24,26).

Powoli odsłaniają się przed człowiekiem tajemnice Bożej drogi, która będzie stawać się również drogą kochającego człowieka.

Ananiasz doświadczając objawienia, otrzymuje misję: ma po­uczyć nawróconego Szawła. Rodzi się w nim sprzeciw i opór. Wie, kim jest Szaweł. Słyszy wtedy: „Idź, bo wybrałem go sobie za na­rzędzie. On zaniesie Moje imię do pogan i królów, i Synów Izraela. Pokażę mu też, jak wiele będzie musiał wycierpieć dla Mojego imie­nia" (Dz 9, 15-16). Tej dziwnej Bożej drogi doświadczą wszyscy apostołowie. Wkrótce po zesłaniu Ducha Świętego Piotr i aposto­łowie uwięzieni i ubiczowani za nauczanie Ewangelii będą dziwnie odważni i radośni. „A oni odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla tego Imienia" (Dz 5,41).

Czas Męki Pańskiej jest dla nas czasem sprzeciwu. Nasza ludzka męka rodzi te same uczucia. Wszystko się w nas buntuje. Bóg w Nie­znajomym Człowieku - Jezusie z Nazaretu objawił swoją ludzką i Bo­ską twarz, piękną i dobrą i ta została opluta i zeszpecona. „Przed świę­tem Paschy Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina, aby przeszedł z tego świata do Ojca, umiłował swoich w świecie, i to umiłował ich do końca. Podczas wieczerzy, gdy w sercu Judasza, syna Szymona Iskarioty, diabeł wzniecił zamiar, aby Go wydać, Jezus wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce i że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od stołu, złożył szaty, wziął prześcieradło i nim się przepasał" (J 13, 1-4). Ojciec oddał wszystko w Jego ręce. Godzina Jezusowa, godzina najdoskonalszej miłości Jezusa do człowieka. Umiłował do końca - aż do śmierci i poza śmierć.

„Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, i stado owiec zostanie rozproszone" (Mt 26, 31). Jezus wcześniej uczył: „Szczęśliwy jest ten, kto nie gorszy się z Mo­jego powodu" (Mt 11, 6). Jezus został przybity do krzyża. Krzyż rodzi bunt, zgorszenie i protest. Tego zgorszenia, jakim jest krzyż nie da się uniknąć. Chrześcijaństwo niesie ze sobą krzyż, niesie za­proszenie do krzyża. Jezus dopowie: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje" (Mt 16, 24). Paweł Apostoł mówi: „my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan" (l Kor l, 23). Śmierć Jezusa na krzyżu budzi wiele wątpliwości i sprzeciwów. Dlaczego Bóg zażądał od Syna swego tak krwawej ofiary? Ludziom przychodzą do głowy nawet bluźniercze myśli, że było to żądanie okrutne. Dlaczego nie było innej drogi? Dotykamy tajemnicy zła, tajemnicy nieprawości i tajemnicy Odkupienia. Tajemnica Odkupienia zawiera tajemnicę Wcielenia i tajemnicę Śmierci na krzyżu. To jest dopełnienie Wcie­lenia Syna Bożego, Jego uniżenia.

Aby nas wyzwolić ze zła i podnieść do stanu uczestniczenia w ży­ciu swoim - Bożym, musiał wpierw uwolnić nas od złego ducha i naszych grzechów. Przyszedł do nas ludzi upadłych, zniewolonych grzechem.

Przed Przeistoczeniem Kościół modli się: „Boże, przyjmij ła­skawie tę Ofiarę od nas, sług Twoich i całego ludu Twego. Napełnij nasze życie swoim pokojem, zachowaj nas od wiecznego potępienia i dołącz do grona swoich wybranych" (ME, l). Tak Bóg, krzyż  -  symbol niewolnictwa i haniebnej śmierci przez ukrzyżowanie, prze­mienił w krzyż - symbol wyzwolenia i wybawienia. Św. Paweł pi­sze: „Odtąd niech już nikt nie sprawia mi przykrości! Ja bowiem na moim ciele noszę znamiona Jezusa" (Ga 6, 17).

Bóg w naturze ludzkiej przyjmuje śmierć jako fakt i zdaje się poddawać mocy ciemności. Lecz w swej naturze Boskiej odnosi triumf. Wszystko cokolwiek bierze przemieni w siebie. Jego ludz­ka natura przyjmuje śmierć, ale jako Osoba Boska nie może jej ulec. Przyjmuje ją jako czyn miłosierny Boga. Ta Boska moc w Męce Syna Człowieczego jaśnieje zwłaszcza w Ewangelii św. Jana. Jezus przyjmuje swoją śmierć na krzyżu z pełną wolnością. „Dlatego Oj­ciec Mnie miłuje, bo Ja oddaję swoje życie, aby na nowo je odzy­skać. Nikt Mi go nie odbiera, lecz sam dobrowolnie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc znowu je odzyskać. Taki nakaz otrzyma­łem od Mojego Ojca" (J 10, 17-18). Rozkaz Ojca - to Boska wol­ność Jezusa. To decyzja z potrzeby serca, Jego miłości do nas.

Misterium Odkupienia  -  centralne Misterium Chrześcijaństwa  - jest najbardziej ze wszystkich niepojęte. Księga Apokalipsy wy­jaśnia: „Jesteś godny wziąć zwój i otworzyć jego pieczęcie, ponie­waż zostałeś zabity i swoją krwią nabyłeś dla Boga ludzi z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu. I uczyniłeś ich dla naszego Boga królestwem i kapłanami, a będą królować na ziemi" (Ap 5,9). Od­kupienie to wykup, zadośćuczynienie, zastępstwo, lecz przede wszystkim konsekwencja tajemnicy Wcielenia. Przyjął na siebie całą ludzką naturę. Stał się jednym z nas. W Odkupieniu Chrystus jako człowiek płaci za człowieka, zajmuje jego miejsce. Leksykon pojęć teologicznych i kościelnych wyjaśnia: Odkupienie, to „działanie Boże mające na celu wyzwolenie nas z niewoli grzechu i zła. Wy­zwolenie z ucisku w Egipcie było wydarzeniem, które w Starym Te­stamencie stało się przykładem zbawczej działalności Boga (Wj 15, l-21;Pwt7,8; 13,5; 24,18)... Chrystus wyzwolił nas spod władzy grzechu i zła (Koi 1,13-14) przez zbawienie, w którym uczestniczy się dzięki wierze ( Rz 3, 24-30), a które się wypełni w przyszłym zmartwychwstaniu"1. Odkupienie  -  Męka, Śmierć i Zmartwych­wstanie  -  to ten jedyny rys życia Chrystusa, który uobecnia się za pośrednictwem Ofiary Eucharystycznej.

Czym jest Odkupienie? To czyn Boskiej miłości, miłości niepojętej. Wziął na siebie wszystko, nasze grzechy, jak gdyby sam je popełnił. To dar Boskiej miłości dla każdego człowieka. A nasza odpowiedź, to przyjęcie Boskiego daru odkupienia. Przez Odkupienie nie tylko nas uwolnił od grze­chu, przemocy zła, lecz ofiarował nam swoją Boską przyjaźń, za cenę swojej Krwi. Krew wylana na odpuszczenie grzechów, krew Nowego Przymierza  -  źródło życia. W Kafarnaum nad jeziorem Je­zus powiedział: „Kto spożywa Moje ciało i pije Moją krew, pozo­staje we Mnie, a Ja w nim" (J 6, 56).

Krew Jezusa to nie tylko cena Odkupienia, lecz nadto krynica życia Bożego. Stąd Msza św., aby każdy człowiek miał dostęp do owoców zbawienia, aby ludzie stawali się świętymi, stawali się jednością. „Przez tę jedną ofiarę przecież uczynił na zawsze doskona­łymi tych, którzy dostępują uświęcenia" (Hbr 10, 14). Żyć Męką Pańską: „Ile razy bowiem spożywacie ten chleb i pijecie kielich, śmierć Pana głosicie, aż przyjdzie" (lKor 11,26).

Co było duchem ofiary Jezusa? Syn Boży po to stał się człowie­kiem, żeby jako jedyny z ludzi oddać się całkowicie Ojcu. To było dzieło miłości. Do tego nie był zdolny żaden człowiek po grzechu pierworodnym i żaden człowiek z powodu grzechów osobistych. Jezus do końca, w godzinach najstraszniejszej męki był sprawiedli­wym i bez reszty oddany Ojcu. Pierwszy, który przeszedł przez zie­mię zatrutą grzechem, bez skażenia złem, oddany Ojcu, „posłuszny aż do śmierci i to do śmierci na krzyżu" (Flp 2, 8).

Jesteśmy zbawieni przez łączność z Chrystusem, który uwolnił nas od zła i sprawia, że jesteśmy zdolni do czynienia dobra. Łącz­ność z Jezusem nie zwalnia nas od pracy moralnej, ponieważ wiara nie istnieje bez uczynków. Bóg uczynił nas zdolnymi do Bożego życia, do ofiary czyli do oddania się Bogu i ludziom, do pracy nad sobą, do dobrych czynów.

Ta rzeczywistość dokonuje się podczas Mszy świętej. Ona wy­zwala nas od zła. Dzięki niej spłynie na nas cała moc sakramentów. Ona prowadzi do życia wiecznego. W Odkupieniu, w Męce Krzy­żowej „nie chodzi o sumę cierpień fizycznych, tak jak gdyby dzieło Odkupienia zależało od możliwie największej liczby mąk. Jakże mógłby Pan Bóg radować się z męki swego stworzenia, czy wręcz swego Syna, lub widzieć w niej „walutę", za którą można kupić u Niego pojednanie"2. Biblia i prawdziwa wiara chrześcijańska da­lekie są od takiego rozumienia męki. Nie liczy się cierpienie jako takie, tylko miłość, która nadaje cierpieniu sens.

Najstraszniejszą chwilą w historii męki Jezusa jest ten moment, kiedy w największym bólu woła: „Boże mój, Boże, dlaczego Mnie opuściłeś" (Mt 27,46). Jakże bliski jest ten krzyk ludziom Oświęci­mia i obozów zagłady. „Boże, gdzie jesteś". Jezus jest obecny w dru­gim człowieku. To nie są tylko słowa, to ofiara - czyn, to wyjście z ciasnych granic naszego egoizmu, z naszej pyszałkowatej samo­wystarczalności. Takiemu poddaniu się prawu miłości sami nie spro­stamy. Pozwólmy się więc wziąć za rękę i poprowadzić Jezusowi do pełnej jedności z Nim, z Jego Ciałem.

„Jest rzeczą uderzającą, że większość oskarżeń przeciwko Panu Bogu nie pochodzi od cierpiących tego świata, ale od sytych, wi­dzów, którzy nigdy nie cierpieli  -  napisze Kardynał Ratzinger  -  Cier­piący nauczyli się widzieć"3. Bóg stał się człowiekiem  -  aby współ-cierpieć. Jezus włączył się w ludzkie cierpienie. Cierpiący poznają, że w głębi ich cierpienia mieszka sam Bóg. Dlatego przez swój Krzyż przemienia ludzi, stąd nasze nabożeństwo do Męki Pańskiej. Są rze­czy, których nie można kupić. Chrześcijaństwo, dzięki Jezusowi, przekazuje sens ludzkiego bólu, jako sens zbawczy. „A właśnie za wszystkich umarł, aby ci, co żyją, nie żyli już dłużej dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał" (2 Kor 5, 15).

Zaparcie się Piotra

„Następnie po odśpiewaniu hymnu poszli na Górę Oliwną. Je­zus powiedział im: Wszyscy zwątpicie, gdyż jest napisane: Uderzę pasterza i owce zostaną rozproszone. Ale po Moim wskrzeszeniu pójdę przed wami do Galilei. Wtedy Piotr powiedział: Gdyby na­wet wszyscy zwątpili, to jednak nie ja. Jezus mu odpowiedział: Zapewniam cię, że ty dzisiaj, tej nocy, zanim kogut dwa razy zapie­je, trzy razy się Mnie wyprzesz. Ale on tym bardziej zapewniał: Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie. I wszy­scy tak samo mówili" (Mk 14, 26-31).

Posługujemy się dzisiaj Ewangelią św. Marka, która jest zapi­sem nauczania Piotra w Rzymie. Jest po prostu jego katechezą.

Jezus z ogromnym zatroskaniem przygotowywał uczniów i nas na swoją mękę i nasze drogi krzyżowe. Ostrzegał i zachęcał do czuj­ności i modlitwy. „Uważajcie, bądźcie czujni, bo nie wiecie, kiedy ten czas nadejdzie. To jest tak, jak z człowiekiem na obczyźnie, który zostawił swój dom, dał pełnomocnictwo swoim sługom, każdemu jego pracę, a strażnikowi nakazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: o zmierzchu czy w środku nocy, o świtaniu czy o poranku, aby, gdy niespodziewanie powróci, nie zastał was śpiących. To, co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie!" (Mk 13, 33-37).

„Mówię wszystkim". Piotr i inni zapewniali Jezusa, że są goto­wi pójść z Nim nawet na śmierć. Za parę godzin zawiodą, chociaż ich prosił, aby z Nim czuwali na modlitwie, w czasie męki w Getsemani, gdy Jezus doznał całego porażającego zła grzechów ludz­kich. „Potem przyszedł i zastał ich śpiących. Powiedział więc do Piotra: Szymonie, śpisz? Nawet przez godzinę nie mogłeś czuwać? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie. Duch wpraw­dzie jest pełen zapału, ale ciało słabe" (Mk 14,37-38). Jezus mówi do Piotra ciepło, bez wyrzutów, zwraca się do niego pierwszym imie­niem - Szymonie. Ten sam Ewangelista św. Marek dopowie po poj­maniu Jezusa: „Wtedy wszyscy opuścili Go i uciekli" (Mk 14,50). Pan do tego dopuścił, bo chciał ich i nas nauczyć, żeby zbytnio nie ufać sobie, lecz zaufać Bogu, Bożemu Słowu, które prowadzi.

Jezus Chrystus podczas pojmania jeszcze raz udowodnił, że na śmierć idzie dobrowolnie. Przekonał o tym Żydów w Ogrójcu: „Kie­dy powiedział im: Ja jestem, cofnęli się i padli na ziemię" (J 18,6). Można przeczytać dłuższy fragment z Ewangelii św. Jana, opisują­cy tę sytuacje. (J 18, 1-15).

Jezus mógł przecież spokojnie ogród opuścić, tak jak to zdarzy­ło się już kiedyś w Nazarecie. Judasz i ci, którzy przyszli Go poj­mać, nie wyciągnęli z tego faktu żadnego wniosku. Grzech zaślepia i kusi. Podobnie, nie zastanowił ich cud, gdy uzdrowił odcięte ucho jednemu ze sług o imieniu Malchos. Jezus realizuje wszystkie pro­roctwa i zapowiedzi „Jeśli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść. Stało się tak, aby się wypełniły słowa, które powiedział: Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi powierzyłeś" (J 18,8-9).

„Kiedy Piotr był na dole, na dziedzińcu, przyszła jedna ze służą­cych arcykapłana. Gdy zobaczyła Piotra, jak się ogrzewa, popatrzy­ła na niego i powiedziała: Ty też byłeś z Jezusem Nazarejczykiem. Lecz on wyparł się i oznajmił: Ani nie wiem, ani nie rozumiem, o czym mówisz. I wyszedł na zewnątrz do przedsionka, a kogut za­piał. Gdy służąca go zobaczyła, zaczęła znowu mówić do tych, którzy stali obok: On także jest jednym z nich. On zaś znowu się wy­parł. Za chwilę ponownie ci, którzy tam stali, powiedzieli Piotrowi: Na pewno ty jesteś jednym z nich, jesteś przecież Galilejczykiem. On zaś zaczął zaklinać się i przysięgać: Nie znam tego Człowieka, o którym mówicie! I zaraz kogut zapiał po raz drugi. Wówczas Piotr przypomniał sobie słowa, które powiedział mu Jezus: Zanim kogut dwa razy zapieje, ty trzy razy się Mnie wyprzesz. I wybuchnął pła­czem" (Mk 14, 66-72).

Szymonie, synu Jony, „Ty jesteś Piotr i na tej skale zbuduję Mój Kościół, a potęga śmierci go nie zwycięży" (Mt 16,18). Piotr skała, zaparł się Jezusa, ale Jezus łatwo nie rezygnuje. Piotr przez całe życie będzie przepowiadał Jezusa i będzie mówił o swoich upad­kach. W Ewangelii Markowej nie mamy opisu wszystkich wyróż­nień, którymi Jezus obdarzył Piotra, natomiast sam Piotr z bólem tak skrzętnie opowiada o swojej nie dość wielkiej miłości do Jezu­sa. Ewangelista pokazuje drogę, jaką apostoł przeszedł od wieczer­nika, od słów przywiązania i oddania aż do - „nie znam tego czło­wieka" słów wypowiedzianych na dziedzińcu arcykapłana. Starał się przecież być wiernym, stanął w obronie Jezusa, uciął ucho Malchosowi, szedł z daleka za Jezusem aż na dziedziniec. A jednak Je­zus w końcu został sam. Sam ze swoim Ojcem Niebieskim.

Podobne sytuacje będziemy przeżywać w naszych rodzinach, wspólnotach, kiedy pozostaniemy sami, jedynie z Bogiem. To też będzie wyraz podobieństwa do Jezusa. Opuścili Go wszyscy ucznio­wie. Pozostał tylko Ojciec. Nie tak dawno mówił apostołom: „Przy­chodzi godzina, a nawet już nadeszła, że rozproszycie się, każdy w swoją stronę i zostawicie Mnie samego. Ale nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną" (J 16, 32).

„Wpatrujmy się w Jezusa, który jest twórcą naszej wiary i ją doskonali. On to zamiast zapewnionej Mu radości wziął krzyż, nie myśląc o jego hańbie, i zasiadł po prawej strome tronu Boga" (Hbr 12, 2) - napisze autor listu do Hebrajczyków. Patrzmy na Jezusa, ale także na Piotra i uczniów. Mówimy, że człowiek musi dopiero sprawdzić, sam doświadczyć, przekonać się, jak wiele słów ostrze­żenia przechodzi mimo jego uszu. Nie dowierza innym, bo się nie modli, nie prosi o mądrość w postępowaniu, o roztropność. A przede wszystkim nie dostrzega tego, że tam gdzie nie ma na pierwszym miejscu Pana Boga, tam się wszystko rozpada.

Uczyć się trzeba odkrywać Jezusa we wszystkich doświadcze­niach. Wyciągać wnioski patrząc na Chrystusa, na Jego Matkę, na Piotra, apostołów, ludzi Kościoła. Musimy modlić się, czuwać, iść drogą codziennego krzyża, świadomi obecności Jezusa, trzymać się Jego ręki. To codzienna Eucharystia. I pytać: „Kto nas odłączy od miłości Chrystusa? Czy utrapienie, ucisk, prześladowanie, głód, nagość, niebezpieczeństwo lub miecz?" (Rz 8,35). Św. Paweł, wy­mienił tylko niektóre przyczyny odchodzenia od Jezusa, dodajmy swoje. Co dotychczas dla nas było zagrożeniem, w jakiej sytuacji traciliśmy sprzed oczu Chrystusa?

Piotra zgubiła zbytnia pewność siebie. Miłość ryzyka bez po­trzeby, nierozważny entuzjazm, brak refleksji. Piotr mógł się wyco­fać już po pierwszej porażce. Mógł uciec. Czasem ucieczka jest je­dynym rozwiązaniem. Ale trzeba mieć także zaufanie do siebie i in­nych, trzeba i ryzyko podejmować z miłości, wtedy, gdy zajdzie tego konieczność. Trzeba nieustannie rozwijać entuzjazm dla spraw Bo­żych. Potrzeba nam refleksji i umiejętności wyciągania wniosków, jak mówi księga Mądrości: „Nic nie czyń bez zastanowienia, a nie będziesz żałował swego czynu" (Syr 32,19). To są nasze codzienne rachunki sumienia. Bóg buduje na miłości słabego człowieka, nie zniechęca się naszymi upadkami, naszymi wadami. I z tego spotka­nia mocy Boskiej i ludzkiej słabości rodzą się cudowne dzieła Boże.

Uwagi pomocnicze:

„Kościół Chrystusowy, pokładając ufność w zamyśle Stwórcy, choć uznaje, że postęp ludzki może służyć prawdziwemu szczęściu ludzi, nie może jednak nie głosić tych słów Apostoła: „Nie bierzcie wzoru z tego świata" (Rz 12, 2), to znaczy z tego ducha próżności i zła, który aktywność ludzką, przeznaczoną do służby Bogu i czło­wiekowi, przekształca w narzędzie grzechu.

Na pytanie, w jaki sposób można przezwyciężyć to nieszczęście, chrześcijanie odpowiadają, że wszystkie działania ludzkie, które na skutek pychy i nieumiarkowanej miłości własnej codziennie naraża­ne są na niebezpieczeństwo, powinny być oczyszczane i doprowa­dzone do doskonałości przez krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa"4.

„Ponosząc śmierć za nas wszystkich grzeszników, poucza swoim przykładem, że należy dźwigać także ten krzyż, który ciało i świat nakładają na barki poszukujących pokoju i sprawiedliwości. Usta­nowiony Panem przez swoje zmartwychwstanie, Chrystus, któremu została dana wszelka władza w niebie i na ziemi, przez moc swojego Ducha działa już w sercach ludzkich, nie tylko budząc pragnienie mającego nadejść świata, lecz przez to samo również ożywiając, oczyszczając i umacniając szlachetne pragnienia, dzięki którym ro­dzina ludzka stara się uczynić własne życie bardziej ludzkim"5.

Przypisy

1Leksykon pojęć teologicznych i kościelnych, Kraków 2002, s. 216.

2Ks. Kard. Józef Ratzinger, Służyć Prawdzie, Wrocław 1986, s. 100.

3Tamże, s. 157.

4Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, Poznań 2002,  nr 37.

5Tamże, nr 38.

Ks. Kazimierz Kucharski SJ

 
„Weź Mój krzyż”,

Rekolekcje oparte na „Ćwiczeniach duchownych” św. Ignacego Loyoli

Tydzień trzeci, Wyd. WAM, Kraków 2006, s. 210-218

 

Droga Krzyżowa

          Przykładowy obrazPanie Jezu! Drogą Krzyżową idziesz od wieków za nas, dla naszego zbawienia. Rozpoczęła się Tajemnicą Wcielenia, gdy stałeś się człowiekiem. To miłość do nas i tajemnica ludzkich nieprawości postawiła Cię na tej drodze. Podjąłeś mękę dobrowolnie dla prze­kreślenia przeklętej wieczności, aby dać nam Boże życie. Zostali­śmy okupieni Twoją Krwią Przenajświętszą.

 

Stacja I  Jezus na śmierć skazany

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

Ustami Piłata skazały Ciebie na śmierć nasze serca i nasze usta, nasze złe myśli i nasze złe czyny. Kiedy człowiek wydawał na Cie­bie wyrok śmierci, Ty modliłeś się: Ojcze odpuść mu, bo nie wie co czyni. „Nie sądźcie, abyście nie zostali osądzeni" (Mt 7,1) - ostrze­gasz nas wszystkich.

Co chciałbym dla Ciebie odtąd robić?

 

Stacja II Jezus bierze krzyż na Swoje ramiona

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

Pokazałeś Panie swój ą odwieczną miłość do człowieka, gdy do­browolnie, z potrzeby Boskiego Serca wziąłeś krzyż. Uczestniczymy w Twoim życiu, otrzymaliśmy „łaskę za łaską" (J 1,16). Zapraszasz nas na drogę podobieństwa do siebie, na drogę pomagania w zbawia­niu człowieka - dzisiaj zagubionego. Mówisz do nas: Jeżeli chcesz iść za Mną, stać się doskonały, weź swój krzyż na każdy dzień.

 

Stacja III Jezus upada pod krzyżem, po raz pierwszy

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

Jesteś prawdziwym człowiekiem. Twoja ludzka natura jest taka, jak i nasza. Upadasz. Twój widok wywołał ludzki odruch nawet u Pi­łata, gdy Ciebie pokazywał tłumom: „Oto Człowiek" (J 19, 5). Te­raz nie miałeś już siły dźwigać swój krzyż, ale na moment nie prze­stałeś myśleć o nas.

Jak mogę Ci pomóc najlepiej?

 

Stacja IV Matka Jezusa na Drodze Krzyżowej

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

Razem ze swoim Synem cierpiącym jest Matka. Ona Go rozu­mie. Rozumie sens Jego zbawczego dzieła. Wie, że tak trzeba. Dzieli miłość swojego Syna i Zbawcy do wszystkich ludzi. W Niej nie ma wrogości do wrogów, nienawiści do krzyczących: „Ukrzyżuj Go". Tak wyraża się Jej „Fiat" ze Zwiastowania. Tak realizują się słowa Symeona. Tak Ona wprowadza nas w życie Jezusa Chrystusa.

Matko nasza! W tym krzyczącym tłumie: „Ukrzyżuj Go", byli­śmy wszyscy. Zapomnij nam.

Jezus potrzebował Twojego matczynego serca w cierpieniu. Po­trzebuje również naszego.

 

Stacja V Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

Prócz pomocy i obecności Matki potrzebna jest pomoc drugie­go człowieka. Szymon zaskoczony, zajęty swoimi sprawami, zmę­czony broni się przed pomaganiem Skazańcowi. A potem? Będzie całe życie błogosławił tę niepowtarzalną chwilę.

Jezus żyje i cierpi w Swoim Kościele, w drugim człowieku. Szy­mon - to nasza droga wyborów. Jezus przyjmuje każdy okruch do­bra, nawet ten wymuszony. Ale z naszej strony oczekuje wdzięcz­ności, wynagrodzenia.

Piotrze, czy ty Mnie kochasz? Szymonie, czy ty Mnie kochasz? Człowieku czy ty... Mnie kochasz?

 

Stacja VI Weronika ociera twarz Jezusowi

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

Tak reaguje serce człowieka. Serce wdzięczne, które pamięta. Człowiek, który ma imię i którego Bóg zna po imieniu. I raduje się nim.

Odpychająca jest twarz w stanie poniżenia, pobita, opluta, po­kryta krwią zmieszaną z brudem. To jest przecież Najświętsze Ob­licze. Na twarzy Jezusa nasze duchowe brudy. To nasze winy. Ła­twiej umyć twarz pobrudzoną i zaleczyć rany, niż porzucić łatwe, choć grzeszne życie.

Przyszedł nas uleczyć z brudu naszych grzechów. Czy pomo­żesz Mi - pyta Jezus. Wynagradzać - to usuwać najpierw swój grzech. Trzeba miłości i odwagi Weroniki. Bez odwagi i wierności nie ma ani przyjaźni, ani miłości.

 

Stacja VII Jezus upada po raz drugi

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

Mimo pomocy Szymona, Jezus pada na ziemię. Dziwi, że po straszliwym biczowaniu, które było wstępem do śmierci, Jezus potrafił jeszcze iść. Człowieczeństwo Jezusa sponiewierane do granic.

Jezus dźwiga na sobie świadomość win i upadków wszystkich ludzi. Cierpi za wszystkie powtarzające się upadki, abyśmy mogli powstawać, nabierać otuchy i nadziei, aby się nie załamywać. Bóg ciągle wybacza człowiekowi, bo żadne ludzkie środki nie są w sta­nie uzdrowić jego duchowych ran. Jedynie Jezus.

Ufajmy i strzeżmy się przed naszymi upadkami.

 

Stacja VIII Jezus pociesza płaczące niewiasty

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

Za okruch ludzkiej dobroci Jezus wynagradza hojnie. W cier­pieniu zauważył każdy gest dobroci, pamięci. „Nie płaczcie nade Mną". Pokazuje trudne dobro, ostrzega przed prawdziwym złem, spełnia proroctwa. To nie jest zdawkowe słowo: dziękuję. „Nie płacz­cie nade Mną" idzie przez całą Ewangelię, zwłaszcza podczas Męki. Bo moje sponiewierane człowieczeństwo - zdaje się mówić Jezus -to wasze dzieło.

Droga Krzyżowa, to Jego straszliwa męka, ale to nade wszystko wielkie pragnienie zniszczenia zła, pragnienie ratowania człowie­ka. Boli Go bardziej niż męka ukrzyżowania obojętność, lekcewa­żenie Jego miłości, boli Go straszliwa konsekwencja winy, jaka czeka człowieka, cierpienie i wieczne odrzucenie przez Boga.


Stacja IX Jezus po raz trzeci upada pod krzyżem

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

Zdarzyło się to tuż pod skałą Golgoty. Za grzechy człowieka leży sponiewierany w prochu ziemi, aby ten proch mógł powstać z martwych.

Żołnierze odgradzali Go od tłumu. Patrzyli ze zdumieniem na tego Skazańca. Tak jeszcze nikt się nie zachowywał. Refleksja mu­siała przyjść później. Teraz swoje czynności wykonywali rutyno­wo, pod krzyżem potrafili skracać czas grą w kości. Wszystko, co robili to robili to z zawziętością pewni słuszności wyroku. A po­tem,.. . od rozpaczy ratuje człowieka właśnie ten dziwny Skazany.

Kiedy przyjdzie na nas lęk przedśmiertelny - dozwól nam skiero­wać swój wzrok na Ciebie, - Umęczony i Zmartwychwstały Panie.

 

Stacja X Jezus szat pozbawiony

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

Bóg - Człowiek sponiewierany do końca. Trzeba było i taką przejść mękę: ogołocenia i pohańbienia. Jezus chce odpokutować każdy rodzaj zła. W tej stacji za poniewieraną godność osoby ludz­kiej, za łamane szóste przykazanie.

Człowiek zatraca poczucie wstydu. Winę i lekceważenie praw Boskich uważa się za postęp. Zdeprawowany człowiek.

 

Stacja XI Jezus do krzyża przybity

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

„Kiedy przyszli na miejsce zwane Golgota, to znaczy Miejscem Czaszki, dali Mu do wypicia wino zaprawione żółcią. Spróbował, ale nie chciał pić. Gdy Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy. Następnie usiedli i Go pilnowali. A nad Jego głową umieścili napis określający Jego winę: To jest Jezus, król Żydów" (Mt 27, 33-36). Nie chciał wypić odurzającego płynu, by świadomie cierpieć. Skosztował, aby nie robić przykrości osobom, które go przygo­towały.

Św. Łukasz podaje przejmujący szczegół z ukrzyżowania. „Wte­dy Jezus powiedział: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łk 23,34). Nie rozumie tajemnicy mądrości Bożej. „Gdyby ją bo­wiem poznali, nie ukrzyżowaliby Pana chwały" (l Kor 2, 8).

 

Stacja XII Jezus umiera na krzyżu

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

Wsłuchujemy się w Jezusa, który głosi nauki o Królestwie Bo­żym. Wpatrujemy się teraz w umęczonego na Krzyżu, wsłuchuje­my się w modlitwę, w której wypowiada z trudem ostatnie słowa Testamentu, wypowiada słowa Psalmu 22, którymi wyraża straszli­wą mękę opuszczenia. Oddaje nam Swoją Matkę, zapewnia nawró­conego łotra o zbawieniu. Jezus wypełnił dzieło zlecone przez Ojca. Posłuszeństwem zbawił człowieka. Wykonało się.

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.

 

Stacja XIII Jezus zdjęty z krzyża

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

 

Refleksja setnika przychodzi po śmierci Jezusa. „Gdy setnik zobaczył, co się wydarzyło, uwielbiając Boga, powiedział: Naprawdę,  ten Człowiek był sprawiedliwy. A wszyscy, którzy się zgroma­dzili na to widowisko, gdy zobaczyli, co się wydarzyło, bijąc się w piersi, zawracali" (Łk 23,47-48).

Jezus mówił Nikodemowi: „I jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak musi być wywyższony Syn Człowieczy, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne" (J 3,14). W tej scenie rozpo­czyna się proces, o którym mówił Jezus: „A Ja, gdy zostanę wy­wyższony nad ziemię, pociągnę wszystkich do siebie" (J 12, 32). Nawrócony łotr, skruszony setnik, Józef z Arymatei i Nikodem świadczą o swojej miłości do Jezusa.

Miłość wymaga wierności i odwagi. W tej chwili zdejmując Jezusa z krzyża oddają Mu wszystko: siebie i swoją przyszłość.

Matko Bolesna przyjmij nasze serca i przekaż je Swojemu Synowi.

 

Stacja XIV Jezus do grobu złożony

 

K. Wielbimy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie.

W. Bo przez krzyż Twój świat odkupiłeś.

Jezus złożony do wypożyczonego grobowca, jakby wszystko nie było Jego własnością i nie wyszło z Jego ręki. Ziarno musiało paść w ziemię, aby mogło powstać z martwych, aby mogło wydać owoc. Miejsce męki i rozkładu, staje się miejscem radości, nowego, nie­śmiertelnego życia. Za parę dni powie uczniom: „Przecież Mesjasz musiał to wycierpieć, by wejść do swojej chwały" (Łk 24,26).

 

 

Dzięki Ci Jezu, za Twoją drogę, dzięki Ci, bo jesteś drogą do Ojca. Dzięki Ci, za szkołę życia wiecznego, za pokazany kierunek, naukę i Boską moc.

 

„Przyjmij, Panie, całą moją wolność; przyjmij pamięć, rozum i całą wolę. Cokolwiek mam i posiadam, Tyś mi to dal. Wszystko to zwracam Tobie i całkowicie poddaję panowaniu Twojej woli. Daj mi tylko miłość ku Tobie i Twoją łaskę, a będę dość bogaty; niczego więcej nie pragnę”1. Amen.

 

Przypis

 

1  Ofiarowanie siebie, w: Liturgia godzin, Poznań 1987, t. III, s. 1698.

 

^

 

Duszo Chrystusowa

 

Nie znamy autora tej, ulubionej przez św. Ignacego, modlitwy. Święty zaleca odmawianie jej kilkakrotnie w Ćwiczeniach duchow­nych. W pierwszej połowie XIV w. spotyka się ją w Anglii. Od XVI w. dzięki Rekolekcjom ignacjańskim upowszechnia się na Zacho­dzie. Do Ćwiczeń duchownych została dołączona w 15761.

Ponieważ Ignacy Loyola zaleca odmawianie wielu znanych mo­dlitw i ich przemyślenie, warto zatrzymać się i nad tą modlitewną prośbą.

 

Duszo Chrystusowa, uświęć mnie. Dobry Bóg zbawił nas czło­wieczeństwem Jezusa Chrystusa. Syn Boży „dla nas ludzi i dlanaszego zbawienia zstąpił z nieba. I za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. Ukrzyżowa­ny również za nas, pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i po­grzebany. I zmartwychwstał dnia trzeciego, jak oznajmia Pismo. I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca"2.

Jezus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Ma duszę i ciało stworzone. „Ojcowie Kościoła kontemplują Zmartwychwstanie, wychodząc od Boskiej Osoby Chrystusa, która pozostała zjednoczona z Jego duszą i Jego ciałem, rozdzielonymi od siebie przez śmierć: „Przez jedność Boskiej natury, która pozostaje obecna w każ­dej z dwóch części człowieka, jednoczą się one na nowo. W ten spo­sób śmierć dokonuje się przez rozdzielenie elementu ludzkiego, a zmartwychwstanie przez połączenie dwóch rozdzielonych czę­ści"3. Wszyscy potrzebujemy nawrócenia, przebudzenia do życia z Bogiem, duchowej odnowy i uświęcenia. W jakichkolwiek ducho­wych trudnościach, trzeba wołać: Duszo Chrystusowa, uświęć mnie.

 

Ciało Chrystusowe, zbaw mnie. Odczuwamy ociężałość nasze­go ciała, jego opór w sprawach duchowych, brak siły i zdrowia, nie akceptujemy go. „Ciało i krew" - to człowiek z całą swoją ziemską ułomnością". Problemem przede wszystkim jest doświadczenie św.Pawła: „Co bowiem robię, nie pojmuję, ponieważ nie dokonuję tego, czego chcę, ale czynię to, czego nienawidzę" (Rz 7, 15). Dlategowołamy o zbawienie. Ciało Chrystusa wydane za nas, stało się świą­tynią nowego kultu i ciałem duchowym, bramą do życia wiecznego.Codziennie możemy przyjmować Jezusa Chrystusa i na wezwanie kapłana: „Ciało Chrystusa" - odpowiadać z wiarą: „Amen". Zbawie­nie nasze dokonuje się w Kościele, który jest Ciałem Chrystusa.

 

Krwi Chrystusowa, napój mnie. Odczuwamy w sobie pano­wanie zła, egoizmu i przyziemności. Odczuwamy tęsknoty za wy­zwoleniem, dlatego wołamy o nasycenie naszych pragnień. „Wej­rzyj , prosimy, na dar Twojego Kościoła i przyjmij Ofiarę, przez którąnas pojednałeś ze sobą. Spraw, abyśmy posileni Ciałem i Krwią Twojego Syna i napełnieni Duchem Świętym, stali się jednym cia­łem i jedna duszą w Chrystusie"4

 

Wodo z boku Chrystusowego, obmyj mnie. Boleśnie dozna­jemy uciążliwości grzechów, ich ciężar, który nas przygniata. Czu­jemy się brudni i skalani. „Czy nie wiecie, że my wszyscy, którzy zostaliśmy zanurzeni w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w śmierć Jego? Zostaliśmy więc pogrzebani z Nim przez zanurze­nie w śmierć, abyśmy tak, jak Chrystus został wskrzeszony z mar­twych dzięki chwale Ojca, i my prowadzili nowe życie" (Rz 6, 3-4). Wracamy z wdzięcznością do daru chrztu św. i ciągle prosimy o oczyszczenie.

 

Męko Chrystusowa, wzmocnij mnie. Cierpienie zaskakuje nas, zniewala i rodzi bunt, trudno nam brać swój codzienny krzyż i opuścić szerokie drogi i wygodne ścieżki. Wtedy patrzymy na Ukrzy­żowanego i prosimy, aby nas umocnił. Modlitwa niesie umocnie­nie. To Getsemani i Golgota. Umocnienie zawsze idzie z Góry.

 

O dobry Jezu, wysłuchaj mnie. To krzyk ludzkiego serca, bo nie potrafimy wierzyć i ufać, modlić się i miłować. Prosimy tak, jak to robili Jego uczniowie: Panie, „dodaj nam wiary" (Łk 17, 5), „Panie naucz nas modlić się" (Łk 11, 1).

 

W ranach swoich ukryj mnie. Może najtrudniej nam przyjąć to wezwanie. Zamknięci na głębsze sprawy, wylani na zewnątrz, puści i zniewoleni. Czujemy zagrożenia i bezsens życia. Droga Jezusa jest drogą wyzwolenia. „Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy,zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie" (Iz 53, 4-5).

 

Nie dozwól mi oddalić się od Ciebie. Brakuje nam często do­znania bliskości Osoby Jezusa. Czujemy się wypaleni i pewniedlatego oddalamy się od Niego, pojawia się zamknięty krąg i droga donikąd. „Nawróć nas, Panie, do Ciebie wrócimy" (Lm 5, 21). Gorąco prośmy w naszych strapieniach o przetrwanie i odzyskanie pokoju serca.

 

Od nieprzyjaciela złośliwego broń mnie. W modlitwie Pań­skiej dwie ostatnie prośby wołają o to samo: „i nie dopuść, abyśmyulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego" (Mt 6,13). „Zło, o któ­rym mówi ta prośba, nie jest jakąś abstrakcją, lecz oznacza osobę,Szatana, Złego, anioła, który sprzeciwił się Bogu. „Diabeł (dia-bolos) jest tym, który „sprzeciwia się" zamysłowi Boga i Jego „dziełuzbawienia" wypełnionemu w Chrystusie"5. Pokusy szatańskie będą nas dotykać wprost lub przez otoczenie. Dlatego prosimy PanaJezusa: „Od sideł szatańskich, wybaw nas, Jezu". Słowem od du­cha tego świata. „Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie. Jeżeli ktoś miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. To wszystko bowiem, co jest w świecie: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu, pycha tego życia, nie pochodzi od Ojca, lecz jest ze świata" (l J 2, 16). Ignacy będzie go często nazywał: „nieprzyjaciel natury ludz­kiej"6. Zbawia nas tylko Pan Bóg. Dlatego w każdej sytuacji du­chowej zwracamy się z prośbą do Boga.

 

W godzinę śmierci mojej wezwij mnie i każ mi przyjść do sie­bie, abym ze świętymi Twoimi chwalił Cię na wieki wieków. Amen. Codziennie tyle razy prosimy o to Matkę Jezusa: „Módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej". Codziennie o to pro­simy w Eucharystii i to wielokrotnie. „O dobry Ojcze, daj nam swo­im dzieciom, dziedzictwo życia wiecznego z Najświętszą Dziewicą,Bogurodzicą Maryją, z Apostołami i wszystkimi Świętymi w Two­im Królestwie, gdzie z całym stworzeniem wyzwolonym z grzechu i śmierci będziemy Cię chwalić przez naszego Pana Jezusa Chrystu­sa, przez którego obdarzasz świat wszelkimi darami"7

 

Ks. Kazimierz Kucharski SJ,

 

„Nawróć nas, Panie, do Ciebie wrócimy”.

Rekolekcje oparte na „Ćwiczeniach duchownych” św. Ignacego Loyoli

Tydzień pierwszy, Wyd. WAM Kraków 2006, s. 178-181.

 

Przypisy

 

1 Por. Ks. Mieczysław Bednarz, Pisma wybrane, Kraków 1968,t.II,s. 181-182.

2 Credo mszalne.

3 Katechizm Kościoła Katolickiego, 650.

4 III Modlitwa eucharystyczna.

5 Katechizm Kościoła Katolickiego, 2851.

6 Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, Kraków 1996, nr 334.

7 IV Modlitwa eucharystyczna.

 

^

E.E. Cummings:  „Teraz jesteś ty, i teraz jestem ja, jesteśmy tajemnicą, która się już nigdy nie wydarzy".



John Powell SJ

 „Oczami wiary”,  wyd. WAM – Księża Jezuici, Kraków 1998, s. 129-130

DWA WAŻNE DARY MIŁOŚCI

Wakacje zawsze mi przypominały o tym, że inni ludzie są darami Bożymi - darami miłości jedni dla drugich.

Będąc darem, chcemy powiedzieć, być, zrobić to, co jest najlepsze dla tej osoby, którą kochamy. Ale czasami muszę przyznać, nie wiem, co jest najlepsze dla tych, którzy się pojawiają w moim życiu -  dla ludzi, których próbuję kochać. Czy powinienem być twardy? Czy też łagodny? Czy powinienem mówić, czy milczeć?  Muszę odga­dywać i prosić Boga, aby błogosławił moim pełnym potknięć wysiłkom.

Są jednakże dwa istotne dary miłości, i myślę, że nie czynimy źle, obdarowując się nimi nawzajem. Te dary są zawsze na właściwym miejscu i zawsze są częścią tego, co najlepsze dla drugich.

Pierwszym z nich jest, moim zdaniem, dar przekazywany poprzez samoodkrywanie się. Mówienie drugiemu, kim naprawdę jesteśmy. Każdy z nas jest tak wyjątkowy jak nasze odciski palców. Jak to napisał poeta E.E. Cummings:  „Teraz jesteś ty, i teraz jestem ja, jesteśmy tajemnicą, która się już nigdy nie wydarzy". Jeżeli dokonasz wyboru i poskąpisz mi swojego daru, to ja będę na zawsze pozba­wiony udziału w niepowtarzalnej tajemnicy i niepowtarzalnym do­świadczeniu, jakim jesteś ty, ponieważ tylko ty możesz mnie tym obdarzyć. Równie prawdziwe jest takie stwierdzenie w odniesieniu do mojego dzielenia się tym, kim ja jestem, z tobą.

Jakiś czas temu dostałem anonimowy artykuł zatytułowany Osoby są darami. Autor w cudowny sposób pisał w nim po prostu o tym, że musimy przyjmować siebie nawzajem bezwarunkowo jako dary. Ludzie, czytamy w owym artykule, przychodzą do nas „opakowani"- niektórzy pięknie, inni mniej atrakcyjnie. Na niektórych widoczne są ślady złego traktowania przez pocztę, a inni przychodzą do nas jako przesyłki specjalne. Niektórzy są opakowani luźno i łatwo jest ich otworzyć, inni są zawinięci bardzo ściśle, ale opakowanie nie stanowi daru. Moim darem jestem ja, a twoim ty, a tymczasem łatwo jest pomylić się i osądzać zawartość na podstawie okładki.

Drugim darem miłości jest obdarzenie kochanej osoby zwiększoną świadomością  jej wyjątkowej dobroci. W pewnym sensie twój we­wnętrzny obraz siebie jest w moich rękach, a mój w twoich.

To jest szczególnie ważny dar, ponieważ pozytywny obraz samego siebie jest podstawą szczęśliwego życia. Jeśli nie lubisz siebie, nie mogę sobie wyobrazić, byś mógł być kiedykolwiek szczęśliwy. Spę­dzasz każdą chwilę swojego życia z kimś, kogo tak naprawdę nie lu­bisz. I jeśli to fakt, że odgrywamy role tych osób, którymi wydaje się nam, że jesteśmy, to wytwarzasz takie niemiłe zwyczaje, które będą pasowały do twojego wyobrażonego, nielubianego przez ciebie ja.

Jest wówczas również prawdą, że jeśli ktokolwiek będzie próbo­wał cię kochać, to zaczniesz podejrzewać ją lub jego o nieszczerą motywację. Nie będziesz w stanie wyobrazić sobie, że ktoś inny mógłby ewentualnie kochać ciebie, skoro ty sam o sobie nie myślisz jako o tym, którego można kochać.

Z drugiej strony, jeśli naprawdę doceniasz swoją niepowtarzalną dobroć i talenty i widzisz je jako dary Boże dla ciebie, to nie wiem, co mogłoby uczynić cię nieszczęśliwym. Wtedy żyjesz z kimś, kogo naprawdę lubisz dwadzieścia cztery godziny na dobę. Gdy odgrywasz swój własny obraz, jesteś przyjemny i pełen pokoju, ponieważ przepełnia cię zadowolenie. A gdy inni wyrażają swą miłość do ciebie, będziesz mógł ją przyjąć, wierzyć w nią i cenić sobie dary miłości, które ci zostały ofiarowane.

Ten drugi dar jest rezultatem tego, co nazywamy afirmacją. Swoimi oczami, słowami, uśmiechami i dobrocią wobec mnie będziesz mi przypominać, że jestem w niepowtarzalny sposób dobrym i utalentowanym stworzeniem Bożym, a ja będę próbował robić to samo dla ciebie.

A Bóg, który stworzył nas na swój obraz i podobieństwo, będzie się uśmiechał, patrząc na nas. Pan, który prosił nas, abyśmy kochali jedni drugich, będzie szeptał do naszych serc: „Bardzo dobrze, moi dobrzy i wierni słudzy. Cokolwiek robicie dla najmniejszego z moich dzieci, przyjmę, jakbyście to robili dla mnie".

Ks. Kazimierz Kucharski SJ

„Abyśmy żyli już nie dla siebie”,

Rekolekcje oparte na „Ćwiczeniach duchownych” św. Ignacego Loyoli

Tydzień czwarty, Wyd. WAM, Kraków 2006, s. 38-46

 

Rozważanie: Jak dobrze się spowiadać?

 

Bóg nie przechodzi obojętnie obok cierpienia człowieka, obok grzechów swojego ludu. Jezus Chrystus, Jego człowieczeństwo, nauka i życie, to świadectwo Bożej łaski. „To jest Moje ciało, któ­re za was będzie wydane... Ten kielich to Nowe Przymierze w Mojej krwi, która za was będzie wylana" (Łk 22, 19-20). Czyn Boga - Człowieka to nieustanne Boże działanie w nas, aby pobudzić i na­kłonić nas do powrotu: „Nadszedł czas, Królestwo Boga jest już blisko, nawróćcie się i wierzcie w Ewangelię" (Mk l, 15). Te sło­wa czekają na odpowiedź.

Księga Hioba mówi nam: „Gdy będziesz miał wierne serce, do Niego wzniesiesz swe ręce. Gdy odsuniesz dłonie od występku i nie ścierpisz grzechu w namiocie - to głowę podniesiesz: bez winyś; staniesz się mocnym, bez lęku. Cierpienie twe pójdzie w nie­pamięć, jak deszcz miniony je wspomnisz. Życie roztoczy swój blask jak południe, mrok się przemieni w poranek. Pełen nadziei, ufności, odpoczniesz bezpiecznie strzeżony. Nikt nie zakłóci spo­koju, a wielu ci będzie schlebiało" (Hi 11, 13-19).

„Nawróćcie się" znaczy tyle, co odmieńcie się, zwróćcie się do Boga, oddalcie nieprawość, zło, usuńcie grzech ze swojego sumienia. Trzeba po prostu posłuchać głosu Boga, bo nawrócenie jest Jego inicjatywą. On wyciąga ręce do człowieka z darem prze­baczenia, aby go wydobyć z głębi jego utrapień. Człowiek powi­nien również wyciągnąć swoje ręce i przyjąć Boży dar. Wołanie, prośba, krzyk kierowany do Boga jest takim zwróceniem się do Pana: „Z głębokości wołam do Ciebie, Jahwe”  (Ps 130,1), z naszej ludzkiej niemocy i niemożności. Bóg pochylił się nad człowiekiem. Prorok Jeremiasz naszą sytuację zobrazował w ten sposób: „Czy Etiopczyk może zmienić swoją skórę, a lampart swoje pręgi? Tak samo czy możecie czynić dobrze, wy, którzyście się nauczyli po­stępować przewrotnie?" (Jr 13, 23). To jest tyrania zła nad człowiekiem. Człowiek grzeszny sam z siebie jest wrogiem Boga, od Niego ucieka. „Już bowiem Chrystus, gdy byliśmy bezsilni, w wy­znaczonym czasie umarł za bezbożnych... Bóg natomiast okazuje nam swoją miłość przez to, że gdy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł" (Rz 5, 6. 8). My często nie chcemy wie­rzyć w tę swoją bezsiłę czy też w naszą wrogość wobec Boga.

Nasze pojednanie z Bogiem dokonało się w spotkaniu z Jezu­sem Chrystusem. „On nas wybawił z mocy ciemności i przeniósł do Królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odku­pienie, uwolnienie od grzechów" (Kol l, 13-14).

Jezusowe przepowiadanie i działanie ogniskuje się wokół daru przebaczenia. „Gdy Jezus zobaczył ich wiarę, powiedział do spa­raliżowanego: Dziecko, twoje grzechy są odpuszczone. A siedzie­li tam jacyś nauczyciele Prawa i rozważali w swoich sercach: Jak On może tak mówić? To bluźnierstwo! Kto może odpuszczać grze­chy, jeśli nie sam Bóg? Jezus przejrzał jednak zaraz ich myśli i za­pytał: Dlaczego takie myśli nurtują wasze serca? Co jest łatwiej - powiedzieć sparaliżowanemu: Odpuszczone są twoje grzechy, czy też: Wstań, weź swoje posłanie i zacznij chodzić? Abyście jednak wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów - powiedział do sparaliżowanego: Mówię ci, wstań, weź swoje posłanie i idź do domu! Wtedy on wstał, natychmiast wziął swoje posłanie i wyszedł w obecności wszystkich. Zdumieli się więc wszyscy i wielbili Boga mówiąc: Nigdy nie widzieliśmy cze­goś podobnego" (Mk 2, 5-12).

Tę władzę Jezus Chrystus przekazał apostołom, ich następcom biskupom i kapłanom w niedzielę Zmartwychwstania: „Weźcie Ducha Świętego! Komu grzechy odpuścicie, są mu odpuszczone, a komu zatrzymacie, samu zatrzymane" (J 20, 22-23). Przebacze­nie ludziom winy i pojednanie z Bogiem to dar męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, dar Jego wylanej Krwi. Bóg sta­wia człowiekowi swoje warunki pojednania. Ujął je trafnie Jan Paweł II w dokumencie ogłoszonym na otwarcie Jubileuszu Od­kupienia 25 marca 1983 r.: „Niech to będzie rzeczywiście czas łaski i zbawienia szczególniej uświęcony przyjęciem łask Odku­pienia przez ludzkość naszej epoki, poprzez duchową odnowę całe­go Ludu Bożego"1. Przyjąć łaski Odkupienia - to znaczy odzyskać przekonanie o miłości Boga. Rozbudzić wiarę w Syna Bożego, „któ­ry mnie umiłował i wydał za mnie samego siebie" (Ga 2, 20).

To Bóg Najświętszy zbliżył się do człowieka i pragnie go ob­darzyć swoją świętością, przemienić go, ukazując mu jego grzesz­ność. Bóg działa w nas poprzez sumienie. On duchowo człowieka oświeca i budzi w nim potrzebę powrotu, daje łaskę skruchy. Już w Starym Testamencie skrucha serca, łaska jest również najcen­niejszym darem, który człowiek przekazywał Bogu: „Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skru­szonym" (Ps 51,19). Duchową postawę człowieka i właściwą ofiarę ukazuje modlitwa kapłana po przygotowaniu darów ofiarnych we Mszy świętej. „Przyjmij nas, Panie, stojących przed Tobą w du­chu pokory i z sercem skruszonym; niech nasza Ofiara tak się dzisiaj dokona przed Tobą, Panie Boże, aby się Tobie podobała". „Obmyj mnie, Panie, z mojej winy i oczyść mnie z grzechu moje­go" - prosi kapłan przy umyciu rąk.

Sakrament pojednania z Bogiem nosi wiele nazw po to, aby nam przybliżyć tajemnicę Boskiego wybaczenia. Katechizm Ko­ścioła Katolickiego podaje kilka określeń. Mówi o sakramencie nawrócenia, ponieważ w sposób sakramentalny urzeczywistnia wezwanie Jezusa do nawrócenia, drogą powrotu do Ojca. Nazywa go sakramentem pokuty - drogą skruchy i zadośćuczynienia ze strony grzesznego chrześcijanina. Sakrament spowiedzi jest ujaw­nieniem grzechów przed kapłanem. Jest również wyznaniem świę­tości Boga. Kolejne określenie to sakrament przebaczenia - wyra­ża sakramentalne rozgrzeszenie. I wreszcie jest to sakrament po­jednania, ponieważ udziela grzesznikowi miłości Boga przyno­szącej pojednanie z Nim2.

Jak dobrze się spowiadać? Nie chodzi o technikę spowiadania się, choć i ona jest ważna. Wiele osób ma wątpliwości, czy dobrze się spowiada. Czy  mają  na myśli technikę spowiadania? Popatrzmy na spowiedź łotra na krzyżu. „Jeden z powieszonych złoczyńców urągał Mu i mówił: Czy nie Ty jesteś Mesjaszem?  Ocal siebie sa­mego i nas. W odpowiedzi drugi skarcił go i powiedział: Czy ty się Boga nie boisz? Ponosisz przecież tę samą karę. My co prawda sprawiedliwie otrzymujemy to, na co zasłużyliśmy, Ten zaś nic złe­go nie uczynił. I dodał: Jezu, pamiętaj o mnie, gdy wejdziesz do Twojego Królestwa. Odpowiedział mu: Zapewniam cię, dziś bę­dziesz ze Mną  w  raju" (Łk 23, 39-43).  Najistotniejszy jest cały pro­ces nawrócenia, który rodzi się z modlitwy. Ten sakrament jest modlitwą pojedynczego człowieka i Kościoła. Prawdziwa świado­mość winy, rodzi się wtedy, gdy człowiek wie o tym, że stoi przed Bogiem. Świętość i Boże światło rozjaśnia nasze sumienie. Wtedy rozpoznajemy całe zło swojego wnętrza, świat myśli, słów i zacho­wań, naszych czynów i postaw, jak Piotr po cudownym połowie ryb (por. Łk 5, 8). Od winy nikt nas nie uwolni poza Bogiem. Ini­cjatywa wychodzi od Niego. Człowiek nie jest w stanie o własnych siłach pogodzić się z Bogiem. Stąd na pierwszym miejscu jest mo­dlitwa. Człowiek wtedy otwiera się, wyraża gotowość, prosi. Kto się źle modli, źle się spowiada, ma źle uformowane sumienie. Dro­ga do naprawy prowadzi przez świadomość, że sakrament pojedna­nia z Bogiem i z Kościołem jest przede wszystkim modlitwą, spo­tkaniem z Bogiem, któremu wyznajemy nasze winy.

Uderza nas dzisiaj w praktyce tego sakramentu brak związku z żywym Bogiem, głębszej modlitwy, wsłuchiwania się w życze­nia Boże. Nieobecny jest duch Ewangelii, Jezusowej nauki, Jego błogosławieństw na Górze, brak czystej motywacji w działaniu czy postawy zdecydowanego usuwania z życia zła.

Właściwa forma modlitwy wyraża się w skrusze serca. Skru­cha serca to uznanie winy, odcięcie się od zła, potępienie zła i zwrot ku Chrystusowi. Jezus w przypowieści o synu marnotrawnym po­kazuje tę postawę skruchy. „Wtedy pomyślał: Tak wielu na­jemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja umieram tu z głodu. Wstanę i udam się do mojego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i względem ciebie. Nie jestem już god­ny nazywać się twoim synem. Uczyń mnie choćby jednym ze swo­ich najemników. Wstał więc i wrócił do swojego ojca" (Łk 15,17-20). W skrusze zawarte jest: uznanie winy, decyzję poprawy i uf­ność w dobroć Bożą. Pod wpływem łaski zobaczyłem swoje zło, dostrzegłem, że zlekceważyłem Boga. Rodzi się mocne postano­wienie poprawy. Bez tej decyzji nie ma skruchy i przebaczenia. Za nią bowiem idzie naprawa i wynagrodzenie.

Święty Ignacy każe nam stawać przed Ukrzyżowanym. Każe pytać się siebie: „Co uczyniłem Chrystusowi? Co dotychczas czyniłem dla Chrystusa? Co czynię dzisiaj? Co chciałbym zrobić dla Chrystusa"3.

W całym procesie nawrócenia ważne jest przygotowanie do sakramentu pojednania, modlitwa o światło Ducha Świętego, abym zobaczył stan swojej duszy: złe myśli, słowa, czyny i zaniedbania dobra, abym pomyślał o tym, co Bóg potępia i czego oczekuje ode mnie. Brak przygotowania jest przyczyną złej spowiedzi świętej. Ludzie spowiadają się i nie zmieniają na lepsze. Wady takie jak: egoizm, lenistwo duchowe, pycha i ambicja, złe motywy działa­nia tkwią w ludziach przez dziesiątki lat, bo nie mieli ochoty przez te lata dotykać korzeni zła w sobie.

W pojednaniu pośredniczy kapłan, który razem z penitentem modli się i udziela mu w imieniu Chrystusa przebaczenia. Tutaj Chrystus działa jako lekarz, uzdrawia człowieka. Ale ważny jest proces poznawania siebie. Wspólnie ze spowiednikiem trzeba się­gać do korzeni zła, przyczyn i źródeł grzechów. Każdy kapłan, jeżeli ma pomóc, powinien poznać przebyte choroby duchowe, słabości i odporność człowieka. Brak rozpoznawania źródeł grze­chu lub ich zaciemnianie blokuje proces leczenia. Czasem wymie­nia się jakieś grzechy mniejszego kalibru, a zupełnie nie pamięta się o grzechach ciężkich wobec innych z powodu np. złego języka czy pychy, która boleśnie raniła innych, przechodziła po nich, jak „walec drogowy". Skuteczność sakramentu pojednania niszczy bez­myślność, rutyna, pośpiech, próba „odfajkowania", brak pracy nad sobą, jej nieumiejętność, próba wymuszania rozgrzeszenia, brak szczerego żalu.

Drastycznym przykładem bezmyślności bywa odejście od kon­fesjonału bez rozgrzeszenia, zlekceważenie najważniejszego mo­mentu spowiedzi, gdy przez kapłana Chrystus mówi grzesznikowi: „I ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca, i Syna i Ducha Świętego". Penitent odpowiada ważne słowo: Amen.

Naszą chorobą jest ogólnikowość tak w ocenie win, jak i w ich wyznawaniu. Ogólne postanowienie poprawy jest żadnym posta­nowieniem. Jeżeli człowiek posługuje się ciągle tym samym sche­matem żalu, bez postanowienia poprawy, nie ma zamiaru zrezy­gnować ze zła, to czy spowiedź święta może być ważna? Docho­dzą jeszcze inne postawy, gdy człowiek woli raczej nie pytać się, co jest, a co nie jest grzechem, aby żyć w nieświadomości, i aby grzeszyć dalej. Gorzej, gdy sobie mówi: „I tak się wyspowiadam". Taka postawa jest nie tylko przeciwieństwem skruchy, ale czyni odpuszczenie grzechów niemożliwym.

Wcześniej wspomniałem o rutynie. Jedni koncentrują się na praktykach zewnętrznych: paciorek, Msza św., post, poszanowa­nie życia. Inni spowiadają się podług ustalonego od dzieciństwa schematu. Zapytani o trudności, niejasności w życiu duchowym nie widzą potrzeby rozmowy ze spowiednikiem. Czego on ode mnie chce, przecież powiedziałem wszystko.

Dla innej kategorii ludzi jest ważne wyłącznie, żeby wszystkie grzechy skrupulatnie wyliczyć. Nie jest istotny żal, postanowienie poprawy, uciszenie sumienia. A człowiek powinien docierać do istoty zła.

Zaniechanie jest poważną winą wobec Boga. Dlaczego nisz­czyłem siebie i Boże oblicze w sobie? Ja przecież swoją winą do­tknąłem Chrystusa, zraniłem lub zabiłem Go, dotknąłem Jego Ciało - Kościół święty, drugiego człowieka. Dlaczego mój duchowy katar dostawał się innym z otoczenia? Zaszkodziłem Kościołowi.

Skąd bierze się tyle rozczarowań do sakramentu pojednania? Mówimy złe doświadczenia ze spowiednikami, brak zaintereso­wania z ich strony moją sytuacją duchową, zbywanie czy ostre traktowanie, i to jest prawdą. Ale czy zbyt łatwo ludzie nie zwala­ją winy na innych. Złe doświadczenia trzeba usuwać przez dobre.

Chrystus przekazał moc odpuszczania grzechów apostołom i ich następcom biskupom i kapłanom. Jedynie w Kościele i poprzez Kościół może człowiek pojednać się z Bogiem. Nie ma drogi pry­watnej. Nikt nie jest w stanie sam siebie zbawić. Kapłan także nie może sobie udzielić rozgrzeszenia, lecz potrzebuje drugiego ka­płana. Bo i grzech nigdy nie jest sprawą prywatną. Przyczyną opo­rów wobec tego sakramentu jest postawa samego człowieka. Trudno mu się przyznać do winy. Szukamy różnych usprawiedliwień. Bo­imy się prawdy. Oszukujemy siebie. Nie mamy ochoty znać całej prawdy o sobie. Tu kapłan jest wielką pomocą. Może pokazać dro­gę, pouczyć, pomoże zobaczyć prawdziwe wartości. Tutaj czło­wiek uczy się, że prawda wyzwala i jest błogosławieństwem dla człowieka. Uczy się również czegoś ważnego: że nigdy nie jest przegrany i przekreślony, że za niego w tej chwili modli się Ko­ściół święty.

Niezmiernie ważne jest spotkanie ze spowiednikiem i zaufa­nie, świadomość, że on nas rozumie, że chce nam pomóc. Spró­bujmy popatrzeć na księdza. Wszystkie braki w przygotowaniu wiernych do spowiedzi św., wszystkie negatywne postawy i za­chowania uderzające w księdza, nie zachęcają do siadania w kon­fesjonale. Jak po dobrych spowiedziach kapłan czuje się podnie­siony na duchu i zachęcony, to po złych jest odwrotnie. Nie ma się ochoty uczestniczyć w tych zakłamaniach. Spowiedź, jak każda praca kapłańska powinna być pomocą i zachętą, a nie udręką i nie­smakiem, gdy ksiądz wyczuwa brak skruchy i szczerego żalu.

Kiedy przeżywasz duchową zgagę z racji częstych spowiedzi, to pomyśl tylko, co by było z tobą bez nich. Czy bez tej siły du­chowej byłby człowiek lepszy, np. po roku. Po spowiedzi św. ina­czej się jednak żyje. Św. Jan w rozdziale 8 opisuje zdarzenie z ko­bietą cudzołożną, którą przyprowadzili do Jezusa, aby Go posta­wić w trudnej sytuacji. Jeżeli ją potępi, to go oskarżymy o brak miłosierdzia. Jeżeli nie, to o łamanie prawa. Wtedy Chrystus zaczął pisać palcem na piasku. Oskarżyciele jeden po drugim opusz­czali miejsce. „Kobieto, gdzie oni są? Nikt cię nie potępił? Ona odpowiedziała: Nikt, Panie! Wówczas Jezus oznajmił: Ja również ciebie nie potępiam. Idź, i od tej chwili nie grzesz więcej" (J 8,10-11). Popatrzmy ile w postawie Jezusa miłości, dobroci i szacunku dla słabego człowieka.

„Wyznanie grzechów, nawet z ludzkiego tylko punktu widze­nia, wyzwala nas i ułatwia nasze pojednanie z innymi. Przez spo­wiedź człowiek patrzy w prawdzie na popełnione grzechy, i bie­rze za nie odpowiedzialność, a przez to na nowo otwiera się na Boga i na komunię Kościoła, by umożliwić nową przyszłość"4.

O naszych spowiedziach świętych mówi wiele nasza postawa wobec ostatniego warunku: zadośćuczynienia. Czy staramy się naprawić wszystko, co możliwe np. oddać ukradzione rzeczy, przy­wrócić dobrą sławę temu, kto został oczerniony, wynagrodzić krzywdy. Człowiek powinien odbyć pokutę. Może nią być modli­twa, jakaś ofiara, dzieło miłosierdzia, służba bliźniemu, dobrowolne wyrzeczenie, cierpienie, a zwłaszcza cierpliwa akceptacja krzyża, który musimy dźwigać. Do takich form pokuty może nakłaniać spowiednik.

Przyjęcie daru pojednania z rąk Kościoła winno nas zachęcać nie tylko do modlitwy, prośby o przebaczenie, o szczery żal, ale i o to, by nasze postanowienia i decyzje Bóg umocnił. Człowiek powinien za ten wielki dar nieustannie Bogu dziękować.

Przypisy:

1  Jan Paweł II, Inauguracja Roku Odkupienia, Rzym 1983, nr 3.

2   Por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1423, 1424.

3   Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, Kraków 1996, nr 53.

4   Katechizm Kościoła Katolickiego, 1455.

Bóg, dając nam Maryję za Matkę naszego życia nadprzyrodzonego, pragnął, aby Ona stawała się dla nas wzorem i wychowawczynią na drodze miłości do Boga i bliźnich. W Niej miłość stworzenia ku swemu Stwórcy i ku ludziom osiągnęła swój szczyt. 

Jesteś mi bardzo bliska

Czy wołam do Ciebie, Maryjo,
Czy tylko wzdycham, jestem pewny,
Że mnie słyszysz.
Ode mnie do Ciebie nigdy nie jest daleko.
Pozdrawiam Cię jak kogoś,
Kto mi jest najbliższy.
Jesteś dla mnie Królową pełną majestatu
Z sercem matki
Widzę w Tobie wszelką piękność,
Widzę w Tobie wszelką dobroć.
Ty jesteś dla mnie wielką serdecznością,
Ty jesteś dla mnie życiem, słodyczą i nadzieją.
Jesteś mi bardzo bliska.

Régis Bernard, Skarbnica modlitw, Wyd. WAM, Kraków 1997, s. 401

 

o. Bronisław Mokrzycki SJ:   Matka Boża Matką Kościoła

 w: W cierpieniu i chwale. Ćwiczenia Duchowe w życiu codziennym, tydzień trzeci i czwarty,
Wyd. WAM, Kraków 2001, s. 258-261

Oto Matka twoja

 Maryjność Kościoła nie jest dodatkiem, dekoracją, chwilowym uniesieniem. Jest darem Boga, paschalnym darem Pana dla Kościoła. Czy jednak zarzuty o zbytniej uczuciowości w stosunku do Maryi, kierowane zwłaszcza pod adresem Kościoła polskiego, nie zawierają prawdy? Musimy tu rozróżnić: niezdrową, płytką serdecz­ność - oraz głęboką i mocną więź synowskiej miłości. Jean Guitton, w swojej znakomitej pracy Maryja, pisze, że Kościół nie jest zimną instytucją, ale rodziną Bożą. A w rodzinie istnieją takie sposoby wyrażania się, gesty, uśmiechy, których obcy człowiek nie zrozumie. W stosunku zaś do matki jest zastrzeżony cały świat uczuć, głębokich i trwałych. Refleksja ta jest bardzo trafna.

Jeżeli więc Syn Boży na wieki będzie mówił do Maryi: „Mamo", to czy człowiekowi ubliża to, że do tej samej Matki, może tak samo się zwracać? Syn Boży w testamencie z krzyża powiedział nam wszystko w słowach: Oto Matka twoja (J 19, 27). Człowiek prawidło­wo rozumiejący określenie „matka", zrozumie również dlaczego w tym wypadku Bóg nie chce mu nakazywać serdeczności w sto­sunku do Maryi; mają to być relacje serca. Nie bójmy się więc uczuć głębokich i pełnych treści w stosunku do Maryi, byle one były prawdziwe i trwałe, a nie czcze i przemijające, jak nas przestrzega sobór (por. KK 67).

 Przykładem i zachętą niech nam będzie osoba Ojca świętego Jana Pawła II, który całkowicie zawierzył Maryi. Totus Tuus, Cały Twój - oto motto Jego pontyfikatu. Jak sam stwierdził: Formuła ta nie ma tylko charakteru pobożnościowego, nie jest wyrazem tylko dewocji, lecz jest czymś więcej. W książce Dar i tajemnica wspomi­na: Nabożeństwo do Matki Bożej w postaci tradycyjnej wyniosłem z domu rodzinnego i z parafii wadowickiej.(...) Na Dębnikach w okresie, w którym krystalizowała się sprawa mojego powołania kapłańskiego, a także pod wpływem osoby Jana Tyranowskiego, mój sposób pojmowania nabożeństwa do Matki Bożej uległ pewnej przebudowie. O ile dawniej byłem przekonany, że Maryja prowadzi nas do Chrystusa, to w tym okresie zacząłem rozumieć, że również i Chrystus prowadzi nas do swojej Matki. Był taki moment, kiedy poniekąd zakwestionowałem swoją pobożność maryjną uważając, ze posiada ona w sposób przesadny pierwszeństwo przed nabożeń­stwem do samego Chrystusa. Muszę przyznać, ze wówczas z pomocą przyszła mi książeczka św. Ludwika Marii Grignion de Montfort, nosząca tytuł: „Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny". W książeczce tej znalazłem poniekąd gotową odpowiedź na moje pytania. Tak, Maryja nas przybliża do Chrystusa, prowadzi nas do Niego, ale pod warunkiem, ze przeżyje­my Jej tajemnicę w Chrystusie. Traktat św. Ludwika Marii Grignion de Montfort może razić swoim stylem przesadnym i barokowym, ale sam rdzeń prawd teologicznych, które w tym traktacie się zawierają, jest bezcenny. Autor jest teologiem wielkiej klasy. Jego myśl mariologiczna zakorzeniona jest w tajemnicy trynitarnej oraz wprawdzie o Wcieleniu Słowa Bożego. (...) Tak więc dzięki św. Ludwikowi zacząłem na nowo odkrywać wszystkie skarby dotychczasowej pobożności maryjnej, ale niejako z nowych pozycji: na przykład od dziecka słuchałem „Godzinek o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny" śpiewanych w kościele parafialnym, ale dopiero wówczas dostrzegłem, jakie bogactwo treści teologicznej oraz treści biblijnej jest w nich zawarte. To samo odnosi się poniekąd do pieśni ludowych, chociażby do polskich kolęd na Boże Narodzenie, Gorzkich Żalów na Wielki Post, w których osobne miejsce zajmuje dialog duszy z matką Bolesną. Wszystkie te doświadczenia duchowe wyznaczyły jak gdyby szlak modlitewny i kontemplacyjny mojej drogi do kapłaństwa, a potem w kapłaństwie - aż do dnia dzisiejszego.

 Maryjność w życiu duchowym

 Cel Ćwiczeń Duchowych to nie tylko rozważanie prawd religij­nych, sięganie do wiedzy ewangelicznej, to nie tylko sprawa przeżyć i doświadczeń religijnych, ale to także uporządkowanie uczuć. Wróćmy do tytułu: Ćwiczenia duchowe służące do przezwyciężenia samego siebie i do uporządkowania swego życia - bez kierowania się jakimkolwiek przywiązaniem, które byłoby nieuporządkowane (CD 21). W samym więc tytule Ćwiczeń mamy zawarty ten cel, gdyż przywiązania nieuporządkowane są przywiązaniami emocjonalnymi, uczuciowymi. Wydawać się nam może, że w perspektywie tyłu ważnych spraw i zadań apostolskich jest to cel mocno zawężony. Wiemy jednak, szczególnie z psychologii i z historii, że w życiu ludzkim decydującą rolę odgrywają uczucia. One stają się motywem i motorem działania. Nawet wielkie przewroty, wielkie wojny, które zmieniały kształt świata, bardzo często miały u swoich początków pobudki emocjonalne. Faktycznie, w życiu człowiek najczęściej kieruje się uczuciami; wstydząc się jednak tego, ukrywa je pod zasłoną różnorakich racjonalizacji - „rozumowych" uzasadnień motywów swego działania.

Psychologia, mówiąc o rozwoju sfery emocjonalnej, wskazuje na ogromną rolę matki w kształtowaniu uczuć oraz ich porządkowaniu. Matka pierwsza wychowuje uczucia człowieka, ona też głównie sublimuje całe jego człowieczeństwo; a brak matki, szczególnie w pierwszych latach życia, brak jej ciepła, jej serca - powoduje chorobę sierocą i niedorozwój emocjonalny.

 Jeśli więc oddziaływanie osoby matki jest tak ważne na płaszczy­źnie naturalnego rozwoju, to jakże ważną rolę musi spełniać Maryja jako Matka w życiu duchowym człowieka. Bóg, dając nam Maryję za Matkę naszego życia nadprzyrodzonego, pragnął, aby Ona stała się dla nas wzorem i wychowawczynią na drodze miłości do Boga i bliźnich. W Niej miłość stworzenia ku swemu Stwórcy i ku ludziom osiągnęła swój szczyt. Św. Maksymilian pisze: W zjednoczeniu Ducha Świętego z Nią, nie tylko miłość łączy te dwie Istoty, ale jedna z nich - to cała miłość Trójcy Przenajświętszej, a druga - to cała miłość stworzenia, i tak w tym zjednoczeniu łączy się niebo z ziemią, całe niebo z całą ziemią, cała Miłość Odwieczna z całą miłością stworzoną, to miłości szczyt. W Maryi więc spotkała się miłość niestworzona Boga i cała najpiękniejsza miłość stworzenia. W tym przymierzu miłości poczęło się Słowo Odwieczne - Jezus Chrystus, który krwią swoją obmył cały świat i każdego człowieka, przywracając w nim oblicze prawdziwej miłości. Zatem Maryja od wieków jest zamierzoną przez Boga i wcieloną miłością całego stworzenia; jest samym pięknem. Słusznie śpiewamy: Wszystkie skarby, co są w niebie, Bóg wydał Panno dla Ciebie. Ona jest nam dana jako „środowisko" sublimacji emocjonalnej; by więc osiągnąć pełnię rozwoju człowieczeństwa, musimy - tak jak Jan - wziąć Ją do siebie (por. J 19, 27), czyli nawiązać z Nią stały i serdeczny kontakt.

Praktycznie powinno się to wyrazić w prostym, ale codziennym nabożeństwie do Matki Bożej. Może to być Różaniec, Godzinki czy też modlitwa o czystość serca taka, jaką swoim penitentom zalecał św. Alfons Liguori, doktor Kościoła. Polecał on mianowicie, szcze­gólnie tym, którzy mieli kłopoty z czystością, aby odmawiali codziennie trzy Zdrowaś Maryjo i kolektę z uroczystości Niepokala­nego Poczęcia, będącą zresztą modlitwą zamykającą Godzinki. Najważniejsza jednak w nabożeństwie do Maryi jest wytrwałość, jak na to zwrócił uwagę św. Jan Berhmans, kleryk Towarzystwa Jezusowego. Do Matki nie wystarczy raz przyjść, trzeba przebywać z Nią stale; warto na co dzień być niejako w kręgu Jej oddziaływa­nia. Ona nada naszym uczuciom czystość, subtelność, czułość i piękno; Ona jedynie czysta, jedynie błogosławiona.

 Zakończmy nasze rozważania modlitwą błagalną wielkiego czciciela Matki Bożej - papieża Piusa XII, ułożoną w 1957 roku do Matki Bożej Dobrej Drogi - Delia Strada: 

O Maryjo, słodka nasza Matko w niebie,
prowadź nasze kroki po drodze żywota,
jakże często stromej i pełnej wyboi,
a u kresu drogi bądź nam Niebios Bramą 
i błogosławiony owoc Twego łona 
ukaż nam Jezusa. 

Aleksander Jacyniak SJ

Ikona Trójcy Świętej

 

W: „Przyjąć miłość i we wszystkim miłować”, WAM, Kraków 2008, s. 122-131

www.wydawnictwowam.pl

 

Jeszcze raz odwołajmy się do przytoczonego wcześniej frag­mentu Ćwiczeń duchowych: „Wyobrażenie sobie miejsca. Widzieć siebie, jak stoję przed obliczem Boga, naszego Pana, przed anio­łami i świętymi, którzy się za mną wstawiają" (CD 232). By nie rozwodzić się za bardzo teoretycznie nad tą kwestią, zatrzymaj­my się przed wizerunkiem Trójcy Świętej, na którym widzimy trzech aniołów. Mamy bowiem stanąć, jak sugeruje św. Ignacy, m.in. przed aniołami. Wpatrując się w ikonę Trójcy, stajemy jed­nocześnie przed aniołami i przed samym Bogiem, naszym Panem. Nieco wcześniej św. Ignacy napisał: „miłość polega na wzajem­nej wymianie dwóch stron, to znaczy, że kochający daje i przeka­zuje umiłowanemu to, co posiada" (CD 231). Ta ikona nad ikona­mi może nam wizualnie pomóc w wejściu w tę kontemplację i we właściwym przeżywaniu poszczególnych jej elementów. Na po­czątku tej części, gdy stajemy przed ikoną, pojawiają się jedynie dwie uwagi wstępne. Po pierwsze, stając przed ikoną, powinie­nem wiedzieć, że jest ona obrazem czasu przyszłego. Ikona to obraz wieczności. Stając przed ikonami, stajemy niejako już w nie­bie. Z ikon wychodzą nam naprzeciw wizerunki wszechogarnięte Bożym blaskiem. Po drugie, w ikonie to, co widzialne, ma nas naprowadzić na to, co niewidzialne.

Zacznijmy od stanięcia przed Bogiem, który ukazany jest pod postacią trzech aniołów. Od razu może zrodzić się pytanie, kto jest kim na tej ikonie; która z tych postaci jest Bogiem Ojcem, która Jezusem Chrystusem, a która Duchem Świętym. Evdokimov, jeden z największym teologów prawosławnych XX wieku, a tak­że inni autorzy mówią, że w środku znajduje się Bóg Ojciec, z le­wej strony, gdy patrzymy na ikonę, znajduje się Jezus Chrystus, a z prawej - Duch Święty. Za Bogiem Ojcem jest drzewo, które symbolizuje życie, bo On jest dawcą wszelkiego życia. Natomiast za postacią Chrystusa - dom symbolizujący Kościół, założony przez Niego na ziemi. Tego typu spojrzenie nie wytrzymuje jed­nak próby poważnej analizy ikony. Spójrzmy na kolory szat. Ko­lor szaty spodniej (wewnętrznej) postaci po lewej i prawej stronie jest błękitny. Natomiast kolor szaty spodniej (wewnętrznej) środ­kowej postaci jest czerwony, a szata zewnętrzna ma kolor błękit­ny. Coś sprawiło, że postać w środku kolorem swojej szaty odbie­ga od dwu pozostałych. Porzuciła ona błękit nieba, by przyodziać szatę człowieczeństwa, szatę królewską, ale i szatę symbolizują­cą męczeńską krew. Jeśli ktoś uważa, że to błahy argument, niech spojrzy na ikonę Spasa - Zbawiciela tego samego autora - Andrieja Rublowa. Jezus ma na niej spodnią szatę koloru czerwone­go i wierzchnią koloru błękitnego. A więc sam Rublow podpo­wiada, kto jest kim na ikonie Trójcy. Poza tym, gdyby postacią w centrum był Bóg Ojciec, dlaczego swój wzrok miałby utkwio­ny tylko w postaci po swej prawej stronie - w Synu Bożym? Wła­śnie, coś się nie zgadza. Trzeba wiedzieć, że centrum ikony nie znajduje się tam, gdzie znajdują się jej przekątne. Ikona wychodzi naprzeciw człowieka, który na nią patrzy i przed nią się modli. Jest gdzieś pośrodku, między modlącym się człowiekiem a de­ską, na której uwieczniono cudowny wizerunek.

Wyjdźmy od prostego stwierdzenia, że postać najbardziej sta­tyczna, po lewej stronie ikony, to Bóg Ojciec, postać w środku to Jezus Chrystus i postać po prawej to Duch Święty. Pozwoli nam to uporządkować spojrzenie na poszczególne Osoby i w pełni Je odczytać. Ikona  - jak już wspomniałem  -  to obraz czasu przy­szłego. Obcując z nią, przebywamy już niejako po stronie nie­bios. Dlatego też nie powinno nas dziwić, że po naszej stronie stołu, który jest jednocześnie tronem Trójcy Świętej, znajduje się Bóg Ojciec i Duch Święty. Natomiast Jezus Chrystus przeszedł na drugą stronę, bo to On się wcielił.

Przeanalizujmy ukierunkowanie spojrzenia poszczególnych postaci. Postać po lewej stronie ma utkwiony wzrok gdzieś w od­dali. Mówi się, że jest to odwieczne spojrzenie Boga Ojca. Nato­miast postać w środku ma swój wzrok utkwiony w postaci po le­wej stronie. Syn Boży, który odwiecznie od Boga Ojca pochodzi. To odwieczne rodzenie Syna przez Ojca jest wyrażone w postaci wzroku utkwionego w Bogu Ojcu. Postać po prawej stronie ma wzrok utkwiony w kielichu. Tym gestem nawiązuje do epiklezy  - momentu zstąpienia Ducha Świętego na dary złożone na ołtarzu.

Mamy trzy Osoby i żadna z Nich nie wysuwa się na plan pierw­szy. Wszystkie są jednakowo ważne, choć postacie w środku i po prawej stronie ikony znajdują się w geście skłonu wobec postaci po lewej stronie. Równocześnie te trzy postaci zawierają się w okrę­gu, który mówi o jedności, bo One tworzą jedność. Trzy Osoby jednakowo istotne, ważne, tworzące doskonałą wspólnotę, komunię. Ta ikona ma przedstawiać wieczną ucztę. Trójcy Świętej. Jest ona także syntezą całej historii zbawienia.

W pierwszym punkcie kontemplacji Ad amorem św. Ignacy zachęca, by „przypomnieć sobie otrzymane dobrodziejstwa", wśród których na pierwszym miejscu wymienia stworzenie (por. CD 234). Do tego motywu powraca w punkcie drugim: „Zwrócić uwagę na to, jak Bóg przebywa w stworzeniach" (CD 235). Wresz­cie w punkcie trzecim: „Pomyśleć nad tym, jak się Bóg dla mnie trudzi i działa we wszystkich rzeczach stworzonych" (CD 236). Odniesienie do stworzenia i do stworzeń jest pierwszoplanowe w tej kontemplacji. Możemy przybliżać się do tej rzeczywiści, ko­rzystając z ikony Trójcy. Jak przebiega dynamika stwarzania? Możemy ją dostrzec, analizując ruch na ikonie. Rozpoczyna się on od prawej nogi postaci po lewej stronie, czyli Boga Ojca, prze­chodzi przez lewą stopę postaci po prawej stronie. Dalej przez ruch skały (skała nienaturalnie wygięta), przez ruch drzewa (drze­wo też wygięte) i kończy się w postaci Boga Ojca, który jest po­czątkiem i kresem całej dynamiki stwarzania. Dynamika stwarza­nia przebiega przez Ducha Świętego. Jeżeli tak popatrzymy na ruch stworzenia: Bóg Ojciec, który jest źródłem i kresem dzieła stworzenia, dostrzeżemy jednocześnie, że Jezus Chrystus jest cen­trum stworzenia, Ten, przez którego i dla którego wszystko zosta­ło stworzone, Ten, który jest ośrodkiem wszechświata i historii.

Powróćmy do pierwszego punktu kontemplacji Ad amorem. Św. Ignacy zapraszając w nim, by „przypomnieć sobie otrzymane dobrodziejstwa", oprócz stworzenia mówi o odkupieniu. Może­my wchodzić w tę rzeczywistość, kontemplując różne wymiary wpisane w tę ikonę. W dzieło Bożego odkupienia wpisuje się przy­mierze, które Bóg zawarł z ojcem naszej wiary i ojcem naszych zawierzeń - Abrahamem. Biblijną podstawą do zaistnienia tej iko­ny jest osiemnasty rozdział pierwszej księgi Biblii, ukazujący trzech aniołów przybywających do Abrahama i Sary (por. Rdz 18, 1-16). Czytając ten tekst, jedno zadziwia: do Abrahama i Sary przy­chodzą trzej przybysze, ale tekst zdaje się sugerować, że jedno­cześnie jest to ktoś jeden i Abraham zwraca się do nich, jakby był to ktoś jeden. To przybycie trzech wysłanników do Abrahama, którzy zdają się kimś jednym, odczytywano jako pierwsze biblij­ne objawienie się człowiekowi Trójcy Świętej. Właśnie to wyda­rzenie zostało utrwalone przez Andrieja Rublowa, by przybliżyć misterium Trójcy Świętej. Ikona ta ukazuje trzy aspekty tego wydarzenia.

Po pierwsze, wymiar historyczny, a więc to, co rzeczywiście zaistniało według opisu biblijnego. Przybywają trzej pielgrzymi. Każdy z nich trzyma  pielgrzymią  laskę.  Siadają pod dębami Mamre do posiłku, który podają im Abraham i Sara. Siadają jednocześnie w pobliżu namiotu, domu, w którym mieszka Abraham i Sara.

Po drugie, aspekt kolektywny. Nie ma tu przedstawionych Abrahama i Sary. Na innych tego typu wyobrażeniach Trójcy Świętej pojawiają się oni po bokach u dołu ikony. W tej ikonie ich nie ma, gdyż w tożsamości chrześcijańskiego Wschodu, zwłasz­cza Rusi, wymiar kolektywny był dogłębnie zakorzeniony. Ten wymiar w sposób brutalny wykorzystał totalitarny komunizm po rewolucji październikowej.

Po trzecie, aspekt symboliczny. Skąd to dowartościowanie  spo­tkania Boga objawiającego się w Trójcy Abrahamowi i Sarze? Ponieważ przyjście Bożej Trójcy do Abrahama i Sary jest nowym stworzeniem. Bóg w tym momencie stwarza naród wybrany. Na początku stwarzał człowieka jako takiego, teraz stwarza naród wybrany, który wywodzi się od Abrahama.

Gdy patrzymy dalej, jakimi drogami przebiega dzieło odku­pienia, nie możemy nie dostrzec rzeczywistości Wcielenia. Do niej też nawiązuje omawiana ikona. Wspomniałem już, że postać w środku przywdziewa inną szatę, szatę człowieczeństwa, męczeń­skiej krwi i władzy królewskiej. Gdybyśmy chcieli w kluczu Wcie­lenia patrzeć na wzrok postaci w środku, którą utożsamiamy z Je­zusem Chrystusem, możemy przypomnieć sobie kontemplację O Wcieleniu. Trójca Święta spogląda na wielkie zło dziejące się na ziemi. Pojawia się pytanie, kogo poślemy. Jezus Chrystus od­powiada: Oto Ja, poślijcie Mnie (por. CD 102). Jezus z tej ikony to Jezus z tego momentu dialogu, który zachodzi według Ignace­go we wspólnocie Trójcy Świętej. O Wcieleniu mówi także przejście postaci znajdującej się w centrum na drugą stronę stołu, któ­ry jest jednocześnie tronem Trójcy Świętej. Mówią o tym także trójkąty wpisane w Trójcę Świętą. Trójkąt to symbol Boga trójjedynego. Możemy w ikonie dostrzec trójkąty, które swoim wierz­chołkiem są skierowane do dołu, na przykład trójkąt równoramien­ny, którego podstawą jest górna szerokość ikony, a swoimi ramio­nami dotyka środka podstawy ikony. W centrum tego trójkąta znajduje się nie kto inny, tylko wcielający się Jezus Chrystus. Ma to oznaczać m.in., że Boży Syn zstępuje na ziemię, przybliża się do niej, na niej się wciela. Spójrzmy także na prawą rękę postaci w środku. Jest ona sztucznie pogrubiona, jak gdyby chciało się pokazać moc Chrystusa Pantokratora. Jednocześnie ułożenie pal­ców tej ręki pokazuje, że chodzi o dwie natury  -  boską i ludzką - tej postaci. Jak gdyby chciała podpowiedzieć: to Ja jestem tym, który ma w sobie naturę boską i ludzką. W tym kluczu możemy odczytać także wymowę spojrzenia postaci w środku. Benoit Standaert napisał: „On to, dzięki gestowi prawej dłoni, wskazuje na dar ze swego życia, gdy jednocześnie wzrok skierowany ku Ojcu tłumaczy, iż wszystko czyni z miłości do Niego"1.

Idąc dalej poprzez dynamikę odkupienia, nie możemy nie do­strzec w niej rzeczywistości Eucharystii. Stanowi ona bardzo istot­ny element na drodze odkupienia. W tę ikonę prawda Eucharystii jest wpisana do tego stopnia, że często widzi się w niej syntezę w przybliżeniu dwu największych tajemnic: największego miste­rium, jakie w ogóle istnieje, czyli Trójcy Świętej, i największego misterium, które istnieje na tym świecie, czyli Eucharystii. Ta ostat­nia tajemnica jest zaakcentowana przede wszystkim przez kielich. W ikonie to, co widzialne, ma nas naprowadzić na to, co niewi­dzialne. Kielich, który znajduje się na ołtarzu, ma nas naprowa­dzić na kielich niewidzialny. Kielich widzialny, w którym jest mały baranek, pokazuje nam kielich niewidzialny, który jest ukształto­wany przez linie zarysowujące się od środka postaci po prawej i lewej stronie ikony. Wewnątrz dużego kielicha nie może być nikt inny jak duży Baranek - Jezus Chrystus. I to jest dla mnie koron­ny argument, że postacią w centrum ikony jest właśnie On. W tej Eucharystii ma swój udział cała Trójca Święta. Bóg Ojciec błogo­sławiąc prawą ręką, natomiast Duch Święty poprzez swoje błogo­sławiące spojrzenie skierowane na kielich stojący na ołtarzu, któ­re nawiązuje do realizacji epiklezy, czyli modlitwy kierowanej do Boga Ojca, by Duch Święty zstąpił na dary złożone na ołtarzu.

Możemy tu jednocześnie dostrzec, co jest ołtarzem, na którym rozgrywa się Eucharystia. Jest nim cała ziemia. Eucharystia jest rzeczywistością tak wielką, że rozgrywa się na tym wielkim ołta­rzu, którym jest cały świat. Jednocześnie zauważmy, że postać w środku ma złotą szarfę przewieszoną przez prawe ramię. Jest to stuła Arcykapłana, którym jest Jezus Chrystus. Tej stuły nie po­siadają pozostałe dwie postacie. Zobaczmy też, gdzie Jezus ma złożoną swoją rękę?  Spoczywa ona na tej części ołtarza, w której znajdują się relikwie. Jeżeli kapłan przybliża się do ołtarza i cału­je go, to nie jest to tylko gest symboliczny. To ucałowanie reli­kwii, które są wmontowane w stół ołtarzowy.

Co jeszcze wskazuje na Eucharystię? Spójrzmy na dolną część ikony. Znajdziemy tu przedziwną rzecz. Zobaczymy, że linie roz­chodzą się i zbiegają według prawideł odwróconej perspektywy, która czasami jest stosowana w ikonografii. W naszej ikonie ma to zachęcić osobę kontemplującą ikonę, by spojrzała, gdzie te li­nie się przetną. Jeżeli poszlibyśmy do świątyni, w której pierwot­nie umieszczona była ta ikona, a w której obecnie znajduje się jej reprodukcja, i jeśli chcielibyśmy przedłużyć te linie, zauważyli­byśmy, że spotkają się pod ikoną, w pobliżu ołtarza umieszczone­go za ikonostasem. Ikona zdaje się podpowiadać: to, co ja tu przed­stawiam, dzieje się tuż za ikonostasem, na eucharystycznym stole. Na centralne momenty wschodniej liturgii ikonostas jest zamykany. Dlaczego?  By widzieć naprawdę. Patrząc wprost na kapłana, człowiek i tak nie zrozumie tego, co się dzieje. Trzeba więc zamknąć wrota. Wierny, kontemplując ikony, może pełniej otworzyć się na Boże misteria, w tym na tajemnicę Eucharystii. Pod to m.in. podprowadza odwrócona perspektywa, a cała ikona pomaga pełniej wejść w tajemnicę Eucharystii.

W kontemplacji rzeczywistości odkupienia nie można pomi­nąć tajemnicy krzyża. Krzyż w ikonografii i duchowości wschod­niej nie był nigdy tak wyakcentowany czy przeakcentowany jak w Kościele zachodnim. Krzyż jest tu obecny, ale nie narzuca się. Jeżeli chcielibyśmy szerokość ikony odłożyć od dołu na jej wyso­kości, zobaczylibyśmy, że powstanie linia spoczywająca na bar­kach postaci po lewej i prawej stronie ikony. To horyzontalne ra­mię krzyża. Drzewo zielone za postacią w centrum nawiązuje do drzewa krzyża i wskazuje na wertykalne ramię krzyża biegnące pionowo dokładnie przez środek. Krzyż jest wpisany w ikonę. Jest to jednak krzyż, w którym uczestniczą wszystkie trzy boskie Po­staci, podtrzymywany ramionami Boga Ojca i Ducha Świętego. Znajdujemy tu przedziwne współbrzmienie: ziemia będąca tro­nem, na którym zasiada Bóg, jest jednocześnie stołem euchary­stycznym, jest także podstawą dużego kielicha i fundamentem, z którego wyrasta krzyż. Misterium krzyża rozgrywa się na całej ziemi.  Do wydarzenia  śmierci  na krzyżu zdaje się odwoływać także sposób przedstawienia skały. Kiedy Jezus umierał, ziemia zadrża­ła. Jeżeli chcielibyśmy zobaczyć niewidzialny duży kielich,  krzyż oraz rozpiętego na nim Jezusa Chrystusa,  zobaczylibyśmy,  że ten duży kielich zbiera wszelką krew spływającą z Jezusa. To nie jest tak jak w niektórych obrazkach zachodnich, gdzie Jezus wisi roz­pięty na krzyżu i aniołek z kielichem podlatuje, by zebrać krew wyciekającą tylko z Jego piersi. Nie, tu ów duży kielich, który ma za podstawę ziemię,  zbiera wszelką krew wypływającą z Jezusa wiszącego na krzyżu.

Takiej jedności  -  ziemia jako tron Boga i jako podstawa stołu eucharystycznego oraz fundament krzyża  -  nie udało się osiągnąć żadnemu innemu  dziełu sztuki chrześcijańskiej. Niektóre z dzieł zachodnich jedynie nieco do tego się przybliżyły. Żadne jednak nie doszło do tej perfekcji, którą osiągnęła ikona Trójcy Świętej Rublowa.

Dzieło odkupienia jest kontynuowane w życiu Kościoła. Tak­że tę prawdę przybliża omawiana ikona, ukazując czas Kościoła, w którym obecny jest Jezus Chrystus jako Pantokrator. Może o tym świadczyć pogrubiona prawa ręka. Różni się On jednak od przed­stawień Pantokratora z rozpostartymi ramionami w absydach ba­zylik, w których zajmował On całą przestrzeń absyd i nawet nie­raz przerażał swój ą potęgą. Tu Pantokrator jest tym, który służy, wpatrzony w Boga Ojca, Tym, który nieustannie jest Barankiem.

Dzieło odkupienia znajduje swój kres w paruzji. Jest to ruch eschatologiczny, który dopełni dzieła odkupienia. Jest on częścio­wo zbieżny z ruchem stwarzania: ruch, który wychodzi od prawej stopy postaci po lewej stronie poprzez lewą stopę postaci po pra­wej stronie, poprzez ruch skały i drzewa, a kończący się w statyce domu znajdującym się za Bogiem Ojcem, gdyż to On przygoto­wał nam dom, w którym jest mieszkań wiele. Jezus Chrystus od­chodząc mówi: W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. [...] Idę przecież przygotować wam miejsce (J 14, 2).

Ikona ta może nam pomagać w dalszych partiach Kontempla­cji dla uzyskania miłości. Czytamy w niej: „Zwrócić uwagę na to, jak Bóg przebywa w stworzeniach [...]. Ponadto czyni ze mnie świątynię" (CD 235). „Zastanowić się, jak wszystkie te dobra i dary zstępują z góry" (CD 237). To, że jestem Bożą świątynią, może­my kontemplować za pomocą tej ikony. Jej tajemnicą pozostaje złote tło (czyli światło ikony), które przechodzi w zieleń,  zieleń zaś przechodzi w złoto. Żadnemu innemu artyście nie udało się tego nigdy osiągnąć. Człowiek wpatrujący się w światło ikony mówi: „To jest złoto". Wpatruje się dalej i stwierdza: „Nie, to jest zieleń". Wpatruje się jeszcze bardziej i stwierdza: „Nie, to jest jednak złoto". Jak zieleń może stawać się złotem? Jak złoto może stawać się zielenią? Zieleń oznacza młodość, odradzanie się i ży­cie na ziemi. Jest to symbol żywotności ziemskiej. Ale jednocze­śnie owa zieleń staje się złotem, które jest światłem Boga. Rze­czywistość ziemska staje się rzeczywistością Boga. To wszystko, co ziemskie, zostaje przebóstwione, wszechogarnięte Bożym świa­tłem. Prawdę tę wyraża ikona, do tego przebóstwienia pragnie pod­prowadzić także kontemplacja Ad amorem.

Ikona Trójcy Świętej, będąca szczytem chrześcijańskiej iko­nografii, może nam pomóc w przeżywaniu szczytu, apogeum Ćwiczeń, którym jest kontemplacja Ad amorem. Ikona - szczyt ikonografii podprowadza więc nas pod szczyt Ćwiczeń.

 

Aleksander Jacyniak S] (ur. 1959), kierownik Podyplomowego Studium Duchowości na Papieskim Wydziale Teologicznym „Bobolanum" w War­szawie, dyrektor Biura Misyjnego Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego. Opublikował: Ze świętym Józefem na przełomie tysiącleci; Świat ludzkich kryzysów (współautor); W drodze z Królową (współ­autor).

 

1 B. Standaert, Ikona Trójcy Andrieja Rublowa, Bydgoszcz 2002, s. 25.

 

ANSELM GRUN OSB

 

Medytacja słowa Bożego drogą do nadziei

 

W: „Rozeznawanie duchowe na trzecie tysiąclecie”, WAM, Kraków 2001, s. 45-53

www.wydawnictwowam.pl

 

Wierzący Starego Testamentu to człowiek pokładający nadzieję w Bogu; ktoś, kto wie, że jego nadzieja nie będzie próżna. W No­wym Testamencie nadzieję chrześcijanina opisuje zwłaszcza św. Pa­weł Apostoł. W Liście do Rzymian stwierdza on: W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni. Nadzieja zaś, której spełnienie już się ogląda, nie jest nadzieją (Rz 8, 24). Nadzieja chrześcijanina zatem skiero­wana jest na doświadczenie zbawienia i życia wiecznego dla siebie osobiście, ale także dla całego świata. Powodem naszej nadziei  jest Jezus Chrystus. Czytamy w Liście do Kolosan:  Chrystus pośród was - nadzieja chwały (Kol 1, 27). Spojrzenie na Jezusa Chrystusa umac­nia nadzieję chrześcijanina.

We wczesnym monastycyzmie słowo Boże było centralnym tema­tem medytacji. Podczas codziennej pracy w milczeniu mnisi bez przerwy powtarzali w duchu słowo Boże, aby poprzez medytację słowa Biblii odkrywać źródło nadziei, która poprzez Jezusa Chrystusa zawsze w nich była. Zadaniem medytacji była nie tylko pomoc w docieraniu do źródła nadziei, ale i sprawianie, by nadzieja tryskała z niego z nową siłą. Mnichom chodziło przy tym przede wszystkim o osobistą nadzieję, mniej zaś o nadzieję dla świata. Ponieważ jednak dzięki medytacji słowa Bożego byli bardziej pełni nadziei, stawali się znakiem nadziei dla świata. Wielu ludzi z bliska i z daleka, od Aten po Rzym, ciągnęło na pustynię egipską, by u ojców monastycyzmu otrzymywać nadzieję i ufność w swym życiu, by opisywać im swą nędzę i rozdarcie, czekając na słowo wskazówki.

Mnisi znali dwa sposoby medytacji słowa Bożego: ruminatio -przetrawianie słowa Bożego poprzez jego ciągłe powtarzanie oraz lectio divina - Bożą lekturę, czytanie Pisma Świętego.

Ruminatio

W ruminatio chodziło o ciągłe powtarzanie słowa Pisma Świętego, które w ten sposób coraz głębiej wnika w duszę. Mnisi wiązali słowo Pisma Świętego z rytmem oddechu, tak iż słowo nie tylko kształto­wało myśli i uczucia mnicha, ale także oczyszczało i uzdrawiało jego podświadomość. Dla mnichów słowa Pisma były słowami uzdrowie­nia. Gdy rozważali słowo Boże, Bóg mógł uzdrawiać ich rany i na­pełniać ich coraz bardziej Duchem Świętym. Słowo Boże przemie­niało ich myślenie i działanie. Formowało w nich coraz wyraźniej postać Jezusa Chrystusa, Słowa Bożego, które stało się Ciałem. Poprzez medytację słowo Boże miało się i w nich ucieleśniać. W ćwiczeniu ruminatio istniały dwie drogi: droga antyretyczna oraz droga modlitwy jednosłownej.

Metoda antytetyczna

Najlepszy opis metody antyretycznej znajdziemy u Ewagriusza z Pontu (zm. 399). Dokonuje on najpierw analizy ludzkiego myślenia. Odkrywa, że opiera się ono na pewnych stereotypowych zdaniach, sądach. Ewagriusz nazywa je logismoi - są to myśli, wyrażenia, które podświadomie zadomawiają się w naszej duszy i oddziałują na nasze emocje. Są to pewne przeświadczenia, które człowiek sobie wmawia: „Nikt mnie nie lubi, nikt się o mnie nie troszczy. Boję się. Nie potrafię tego. Wszystko jest bez sensu. Nie mam ochoty. Nie ma nadziei. Wszystko jest daremne". Psychologia nazywa takie autosuge­stie „zapisami życia". W analizie transakcyjnej wyróżnia się na przykład zapis życia nieudacznika: „Nic mi się nigdy nie udaje. Zawsze zawodzę. Nigdy niczego nie osiągnę". Tego rodzaju przeświadczenia wpędzają człowieka w chorobę i odbierają mu wszelką nadzieję. Ściągają go w dół i sprawiają, że bez przerwy lituje się nad sobą. Ewagriusz opisał około 600 tego typu myśli i zdań wpędzają­cych człowieka w chorobę. Jego zdaniem za ich pośrednictwem mają na nas wpływ złe duchy, które chcą nas odciągnąć od pokładania nadziei w Bogu.

Metoda antyretyczna polega na tym, że słowu, które mnie wpędza w chorobę, świadomie przeciwstawiam słowo biblijne, powtarzając je nieustannie w rytmie oddechu, tak iż przepędza ono negatywne myśli i napełnia mnie Duchem Jezusa Chrystusa. Kiedy na przykład odczuwam lęk przed czymś, winienem  powtarzać słowa Psalmu 118: Pan jest ze mną, nie lękam się: cóż mi może zrobić człowiek? (Ps 118, 6). Nie chodzi jednak o wypieranie lęku, lecz o to, by poczucie lęku przepajać słowami nadziei psalmisty. Wówczas doświadczę tego, że jest we mnie nie tylko lęk, ale pomimo lęku - także ufność. Słowo Pisma pomaga mi na nowo odkryć i umocnić nadzieję, która już jest we mnie, lecz do tej pory leżała przywalona warstwą lęku. Prowadzi to do relatywizacji lęku i stopniowego wzrostu ufności. Ewagriusz nazywa tę metodę metodą Jezusową: podczas kuszenia na pustyni Pan Jezus na słowa szatana odpowiadał słowami Pisma, by odeprzeć pokusę.

Dzisiaj wielu ludzi odczuwa rezygnację. Czują się zrezygnowani w obliczu trudności gospodarczych i społecznych w świecie, który staje się coraz bardziej nieprzejrzysty. Widzą cierpienie świata na ekranie telewizyjnym, lecz nic nie mogą na to poradzić. Czują się bezradni w obliczu osobistych problemów, trudności w stosunkach partnerskich. Są bezsilni wobec swoich dzieci, które idą własną drogą. Czują rozpacz, gdyż nie mogą sobie poradzić z depresją lub nałogiem. Zamykają oczy na przyszłość, gdyż nie spodziewają się po niej niczego dobrego. Uważają, że może być tylko gorzej.

Kiedy dręczą nas takie pesymistyczne i beznadziejne myśli czy uczucia, trzeba przywoływać któreś z licznych słów nadziei Pisma Świętego. Mogę na przykład powtarzać werset: Ty bowiem, mój Boże,jesteś moją nadzieją. Panie, ufności moja od moich lat młodych! (Ps 71, 5). Nie chodzi o to, by za pomocą tego zdania rozproszyć wszel­kie negatywne myśli. Muszę najpierw przyznać sam przed sobą, że są we mnie także myśli pozbawione nadziei. Nie wypieram ich, lecz się im przyglądam. Nie poprzestaję jednak na tym. Mimo tych uczuć powtarzam nieustannie słowa Psalmisty - bez pośpiechu, bez niecier­pliwości, ufny, że słowo Boże jest pełne mocy i potrafi przemienić moją duszę. Wówczas będzie we mnie wzrastała nadzieja. Zobaczę moją sytuację innymi oczami. Stopniowo będzie się we mnie umac­niała nadzieja, że moje życie będzie udane, że Bóg rozpostarł nade mną swoją dobrą dłoń i że nie mogę ponieść klęski na mojej drodze.

W Biblii jest wiele słów nadziei. Znajdziemy je przede wszystkim w psalmach. Autor opisuje w nich swoje cierpienia i udręki, lecz nie przestaje pokładać ufności w Panu. Św. Augustyn uważa, że powin­niśmy powtarzać słowa psalmów głosem Pana Jezusa. Wszak sam Jezus modlił się słowami psalmów. Na krzyżu odmówił żydowską modlitwę wieczorną, Psalm 31. W agonii modli się do Ojca: Panie, do Ciebie się uciekam, niech nigdy nie doznam zawodu (Ps 31, 2). Toteż mimo śmiertelnej męki mówi pełen ufności: W ręce Twoje powierzam ducha mojego (Ps 31, 6),  jeśli wraz z Jezusem będziemy powtarzać takie słowa w naszych lękach, beznadziei, rozpaczy, klęsce, to światło Zmartwychwstania opromieni nasz krzyż. Nie bę­dziemy już kroczyć przez życie zrezygnowani i przytłoczeni, lecz wyprostowani, podniesieni przez błogosławioną nadzieję (Tt 2, 13), którą nam ofiarował Jezus Chrystus.

Modlitwa jednosłowna

Drugą metodą  ruminatio  jest tak zwana modlitwa jednosłowna. Rezygnujemy w niej z wyszukiwania osobnego słowa Pisma na każdą negatywną autosugestię, by rozproszyć ponury nastrój. Ograniczamy się do jednego słowa lub jednego zdania Biblii, które nieustannie powtarzamy. Kościół Wschodni nie czerpał bezpośrednio z Pisma, lecz posługiwał się modlitwą Jezusową: Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną!  W słowach tych powtarzamy jednak wo­łanie niewidomego:  Jezusie, Synu Dawida, ulituj się, nade mną! (Łk 18, 38). Dla mnichów modlitwa Jezusowa oznaczała kwintesencję ca­łej Ewangelii. Widziano w niej wyraz wiary we wcielenie Boga w Je­zusie Chrystusie i w zbawienie. Na Zachodzie św. Jan Kasjan szcze­gólnie polecał następujący werset psalmu:  Boże, wejrzyj ku wspomo­żeniu memu. Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu (Ps 70, 2). Kasjan opisuje dokładnie, w jaki sposób należy modlić się tym wersetem psalmu we wszystkich sytuacjach życiowych - przy pracy, w drodze, podczas posiłku, kładąc się spać. Słowo Boże winno ściśle złączyć się z rytmem oddychania, tak by całkowicie nas przenikało. Przepędzi ono negatywne myśli, stłumi gniew, przemieni nasz smutek. Uspokoi naszego niespokojnego ducha i zwiąże go z Bogiem. Doprowadzi nas też - zdaniem Kasjana - do najwyższej kontemplacji.

Gdy będziemy się nieustannie modlić modlitwą Jezusową lub innym słowem Pisma Świętego, wówczas doprowadzi nas to do wewnętrznego źródła nadziei, które zawsze w nas było. Ze źródła tego możemy czerpać, gdy stajemy przed trudnym zadaniem, gdy czujemy własną bezsilność, gdy z rezygnacją stwierdzamy, że po­nieśliśmy porażkę. Gdy będziemy pić z tego źródła, nigdy nie będziemy zmęczeni, choćbyśmy nie wiem jak ciężko pracowali. Jest to bowiem źródło Boże, a tym samym niewyczerpane. Wielu ludzi starających się, aby świat był lepszy, angażujących się w ochronę przyrody, walczących o bardziej sprawiedliwe struktury w gospodar­ce, o bardziej ludzkie warunki pracy, o sprawiedliwy podział dóbr, przeżywa często gorycz rozczarowania. Czują się wypaleni, zrezyg­nowani porzucają swoją działalność. Tymczasem modlitwa nie jest ucieczką przed zadaniami, jakie stawia przed nami świat, lecz wiąże nas z owym wewnętrznym źródłem, byśmy czerpiąc z niego, anga­żowali się w sprawy świata. Wówczas nasze zaangażowanie będzie oparte na nadziei i ufności. Wówczas nawet rozczarowania i porażki nie odbiorą nam naszej nadziei.

Lectio divina

Drugą metodą posługiwania się słowem Pisma Świętego stosowa­ną przez mnichów jest tak zwana lectio divina. Tradycja benedyktyń­ska zaleca mnichom codzienną trzygodzinną lekturę Biblii. Celem tej lektury ma być jednak nie studiowanie, lecz medytacja, rozważanie słowa Bożego, a poprzez medytację odkrywanie w tym słowie Serca Bożego.

Lectio divina dzieli się na cztery stopnie:

1.     Lectio - czytanie. Czytam Pismo Święte powoli i uważnie, nie po to, by pomnożyć swoją wiedzę, lecz by spotkać Boga w Jego słowie. Czytam tak długo, aż jakieś miejsce Pisma mnie wewnętrznie poruszy. Wówczas przerywam czytanie, by głębiej przeżyć to słowo.

2.     Meditatio - medytacja, rozmyślanie. Powtarzam słowo Pisma, smakuję je, aby wnikało we mnie coraz głębiej. Nie zastanawiam się nad tym słowem, nie dociekam jego teologicznej treści. Pozwalam, by słowo to samo we mnie działało. Słowo ma z mojej głowy przeniknąć do serca i w moim sercu obudzić tęsknotę za Bogiem, którego dotykam w słowie.

3.     Oratio - modlitwa. W krótkiej, żarliwej modlitwie proszę Boga, by ukoił moją tęsknotę, by pozwolił się doświadczyć i ujrzeć.

4.     Contemplatio - kontemplacja. Kontemplacja polega na tym, że porzucam myśli, obrazy i wyobrażenia, wnikając w głąb własnej du­szy. Tam myśli znajdują swój kres. Tam staję się jedno z Bogiem, który jest poza wszelkim obrazem i słowem. Słowo - powiada Izaak z Niniwy - otwiera drzwi ku bezsłownej tajemnicy Boga mieszkającej w nas.

Lectio divina - lektura Biblii - ukształtowana jest przez duchową egzegezę Pisma Świętego, ustanowioną przez Orygenesa. W egzegezie tej chodzi o to, że wszystkie słowa Biblii rozumiem jako drogę do Boga, jako opis drogi duchowej, jaką dusza kroczy ku Niemu. Nie chodzi przy tym o kwestię, co mam czynić. Pytanie o nowe działanie należy - według Orygenesa - do tak zwanej moralnej egzegezy Pisma Świętego. Tutaj chodzi raczej o pytanie: kim jestem, co jest tajemnicą mojego życia, kim i czym stałem się dzięki Jezusowi Chrystusowi? Na pierwszy rzut oka pytanie to zdaje się nie mieć żad­nego związku z nadzieją chrześcijańską. Kiedy jednak przyjrzymy się temu uważnie, okaże się, że właśnie ten sposób medytacji Pisma staje się źródłem nadziei chrześcijańskiej. Kiedy bowiem poprzez medyta­cję poczuję, kim jestem, zmieni się także moje działanie w świecie.

Źródło nadziei chrześcijańskiej

Najważniejsze doświadczenie, jakie daje mi medytacja słowa Bo­żego, to poczucie tego, że jestem synem lub córką Bożą. Świat nie ma nade mną władzy. Jestem zanurzony w miłości między Ojcem i Synem. Jestem kochany całkowicie, mam bezwarunkową rację bytu. Nie muszę dowodzić sobie własnej wartości przez osiągnięcia życio­we. Również przed Bogiem nie muszę się sprawdzać ani usprawiedli­wiać. Jestem wolny od presji wykazania się sukcesami. Skoro świat nie ma nade mną władzy, to i probierze świata przestają się do mnie odnosić. Jestem w świecie, ale nie ze świata. Medytacja prowadzi do doświadczenia wewnętrznej wolności i pokoju wewnętrznego. Gdy doświadczam Boga w Jego słowie, doświadczam także siebie w nowy sposób. Uwalniam się od obrazów, jakie inni sobie o mnie wytwo­rzyli, a dotykam tego unikalnego obrazu, jaki wytworzył sobie o mnie Bóg.

Jeśli jestem wolny wobec świata, to mogę niezłomnie pełnić swoje dzieło, choćby ludzie mnie nie rozumieli. Nie poddaję się, gdy moje wysiłki spełzają na niczym. Nic czuję rozgoryczenia, gdy świat nie daje się ukształtować według moich wyobrażeń. Być w świecie, ale nie ze świata, nie oznacza jednak ucieczki od niego. Przeciwnie, angażuję się w sprawy tego świata, ponieważ poprzez medytację słowa Bożego ujrzałem go nowymi oczami. Wszak właśnie Pisma Nowego Testamentu mówią mi, że Bóg ma pozytywne zamiary co do tego świata, że w Jezusie Chrystusie nadeszło już królestwo Boże i pragnie stać się widzialne w tym świecie. Nie uzależniam jednak świata od ludzkich wysiłków. Jestem cierpliwy, gdyż wiem, że świat jest w ręku Boga, a nie w rękach ludzi, którzy mylą politykę z włas­nymi interesami.

Nadzieja dla Kościoła

Żyję we wspólnocie klasztornej. W domu rekolekcyjnym stykam się z wieloma księżmi, którzy są rozczarowani, wewnętrznie wypaleni i bez entuzjazmu wypełniają swoje powinności w Kościele. Obecnie kształtu Kościoła nie wyznacza nadzieja, lecz raczej rezygnacja, rozczarowanie. Ironia, gorycz. Dla mnie osobiście medytacja Pisma Świętego stanowi ważną pomoc, bym nie poddawał się rezygnacji we wspólnocie zakonnej i w Kościele. Doświadczam również rozczaro­wań z powodu mojej wspólnoty. Wówczas widzę wszystko w czar­nych barwach. Złoszcząc się na współbraci, wmawiam sobie, że u nas wszystko idzie kulawo, że nie ma entuzjazmu, że nasze wspólne życie nie jest nacechowane miłością. Gdy dopuszczam te myśli do serca, wówczas widzę wszystko w negatywnym świetle. W takich sytua­cjach pomaga mi powtarzanie wersetu psalmu: Ciężary nasze dźwiga Bóg, zbawienie nasze (Ps 68, 20). Wtedy widzę moją wspólnotę w zupełnie innym świetle. Gorycz zamienia się w poczucie humoru. Bóg dźwiga także ciężary naszej wspólnoty. Bóg okazuje nam cierpli­wość i poczucie humoru. W ten sposób znów odzyskuję nadzieję w stosunku do naszej wspólnoty.

Pełniąc posługę kierownictwa duchowego wobec księży, którzy zeszli na manowce, którzy już tylko pracują, nie krocząc drogą duchową - muszę mieć wielką wiarę w Kościół. Zderzając się z ne­gatywnymi stronami Kościoła, muszę się jednak umacniać słowem Bożym. W przeciwnym razie te smutne fakty paraliżowałyby mnie. Oczywiście, słowo Boże to nie różowe okulary, pozwalające nie dostrzegać konkretnych problemów. Słowo Boże daje mi po prostu nadzieję, że Bóg działa i w Kościele, tak jak działał we wspólnocie Izraela, która również nie zawsze dawała budujące świadectwo wiary i miłości. Staram się relatywizować problemy, zwracając wzrok ku Bogu, który i nam dzisiaj objawia swoje miłosierdzie. Wszak Chrys­tus nie powierzył kierownictwa swojego Kościoła jakimś  superludziom, lecz ludziom słabym, takim jak św. Piotr i św. Paweł, którzy - każdy na swój sposób - borykali się z trudnościami wewnętrznymi. 

Tak więc medytacja słowa Bożego pomaga mi żyć w Kościele pełnią nadziei. A kiedy jestem całkowicie przeniknięty słowem Bożym, mogę doświadczyć, że sam staję się dla wielu źródłem nadziei. Jest to zapewne najwyższy dar, jaki przynosi nam medytacja słowa Bo­żego: że możemy być nawzajem dla siebie źródłem ufności i błogo­sławieństwa.

W cierpieniu i chwale, Ćwiczenia Duchowe w życiu codziennym, tydzień trzeci i czwarty

 Wyd. WAM, Kraków 2001, s. 123-125

 

Czesław Kozłowski SJ

Jezus pośród Apostołów

A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: «Pokój wam!». Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: «Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam.» Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: «Macie tu coś do jedzenia?» Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich.

Potem rzekł do nich: «To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psal­mach. » Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma, i rzekł do nich: «Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie  i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego. Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni mocą z wysoka» (Łk 24, 36-49).

Obraz dla obecnej modlitwy

Wyobraźmy sobie Jezusa Zmartwychwstałego pośród Apostołów w Wieczerniku, spróbujmy doświadczyć ich uczuć, zobaczyć ich zmieszanie, zaskoczenie, radość.

Prośba o owoc modlitwy

Prośmy o zrozumienie słów Jezusa kierowanych w tej kontem­placji do mnie.

1. Pokój wam

Te słowa w różnych odmianach powtarzają się w Ewangeliach, a zwłaszcza po Zmartwychwstaniu, jak refren. Jakby bardzo Panu Jezusowi zależało na tym, by był w nas rzeczywiście Jego pokój.

Do uczniów w Wieczerniku docierały już jakieś wieści o żyjącym Jezusie. Mówiły o tym niewiasty, byli przy grobie Piotr i Jan, a także opowiedzieli już o swoim doświadczeniu w drodze uczniowie z Emaus. Ci jednak, którzy nie doświadczyli Jezusa osobiście ciągle byli przerażeni, niespokojni, nic z tego nie rozumieli, choć pewnie błyskały im jakieś iskierki nadziei. Więcej jednak było w nich różnych wątpliwości, zmieszania i podejrzeń.

I oto w takiej sytuacji zjawia się Pan Jezus. Gdy człowiek jest za bardzo przejęty swoim lękiem, gdy jego serce jest zbyt zatrwożone, wtedy nawet gdy Bóg do niego przychodzi, człowiek nie jest w stanie Go rozpoznać. Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Ale Bóg i do tego się dostosowuje; uspokaja, tłuma­czy, pokazuje rany. Zniża się do ich lęku, wątpliwości, podejrzeń, małej wiary.

Ta scena jest dla nas wszystkich bardzo pocieszająca. Bóg przemawia do mnie przez różnych ludzi, różne zdarzenia, zachęca do wiary, ufnego spojrzenia w przyszłość. Ale gdy to nie wystarcza - przychodzi osobiście - jak w Wieczerniku do uczniów, daje się poznać, odczuć, przynosi swój pokój. Gdy pocieszy, wytłumaczy, zachęci, od razu wszystko wygląda inaczej. Czy znajdujemy podobne doświadczenia w naszym życiu? Jak reagujemy, jaka jest nasza wiara?

2. Pouczenia

Gdy wszystko wróciło do normy, minął strach, beznadzieja i pojawiła się ufność - Pan Jezus „wziął się" za pouczenia. Przypo­mina to, co już kiedyś mówił, pokazuje znaczenie i sens tamtych słów i zapowiedzi. Oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma. W kilku zdaniach ukazuje jaki był plan Boży, co Bóg uczynił, w jakim celu i co chciałby dalej osiągnąć. W imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego.

My też chyba mamy podobne doświadczenia. Tyle rzeczy słyszymy, tyle rzeczy się dzieje, czytamy Pismo Święte - nie wszystko z tego rozumiemy, nie wszystko do nas dociera. Przychodzą jednak momenty specjalne, momenty kiedy czujemy Boga blisko siebie i wtedy zaczynamy rozumieć więcej. Zaczyna nam się wszystko składać w jedną całość, w jeden plan, w którym odnajdu­jemy mądrość Bożą. Wtedy jaśniej stają przed nami Boże oczekiwa­nia. Wyraźniej widzimy gdzie nas Bóg prowadzi. Czy staramy się Boży plan w historii, w historii naszego życia, odczytać i lepiej zrozumieć?

3. Obietnica

Bóg wzywając człowieka do jakiejś drogi, nie pozostawia go samego, jego własnym siłom. Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni mocą z wysoka. Pan Jezus wiedział, jakie zadania przed uczniami stoją, wiedział w jakich warunkach, w jakim świecie przyjdzie im działać. Cóż zdziałaliby ci uczniowie sami z siebie - ci zaspani z Ogrójca, ci przestraszeni z Wieczernika - gdyby moc Chrystusa nie była z nimi.

Jak często przeraża nas przyszłość, to nieznane przed nami, nasze obowiązki i zadania, jakie przed nami stają. Odczuwamy to zwłaszcza w sytuacji strapienia, kiedy nie czujemy Boga blisko, kiedy zdaje się nam, że jesteśmy zdani na siebie, kiedy podobni jesteśmy do uczniów w Wieczerniku. Niech nam wtedy wystarczy obietnica Boża, że o nas pamięta, że przyjdzie czas wzmocnienia i siły, przyjdzie moc z wysoka. Bóg zna nasze siły i zadania jakie nam stawia. On jest naszym pracodawcą i naszym mocodawcą. W naszym życiu, w naszych poczynaniach: na ile liczymy na siły własne, na ile szukamy mocy z wysoka? Czy korzystamy z tej Mocy?

Na zakończenie prośmy, abyśmy poznali oczekiwania Boże względem nas i umieli na nie wielkodusznie odpowiedzieć.

Kontemplacja o Narodzeniu Łk 2, 1-14 (ĆD 264, 110)

 

Modlitwa przygotowawcza zwyczajna: Prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały jego Boskiego Majestatu.

 

  1. Pani nasza i św. Józef, jej oblubieniec, idą z Nazaretu do Betlejem: Poszedł Józef z Galilei do Betlejem, aby okazać poddanie się cesarzowi, z Maryją, poślubioną sobie małżonką brzemienną”.

  2. „Porodziła syna swego pierworodnego i uwinęła go w pieluszki i położyła w żłobie”

  3. „Zjawiło się mnóstwo wojska niebieskiego, które mówiło: Chwała Bogu w niebiosach”

 

Punkt 1. Widzieć osoby, a mianowicie Panią naszą i Józefa, i służącą, i Dzieciątko Jezus po jego narodzeniu.

Ja zaś sam stanę się służką ubożuchnym i niegodnym, patrząc na nich, kontemplując ich i służąc im w ich potrzebach tak, jakbym tam znalazł się obecny, z całym, jakie tylko jest możliwe, uszanowaniem i ze czcią.

A potem wejść w siebie samego, aby jakiś pożytek duchowny wyciągnąć.

 

Punkt 2. Patrzeć, zwracać uwagę i kontemplować to, co mówią osoby, a wszedłszy w siebie pożytek z tego jakiś wyciągnąć.

 

Punkt 3. Patrzeć i rozważać to, co czynią, jak podróżują i trudzą się, aby Pan narodził się w skrajnym ubóstwie, a po tylu trudach, doznawszy głodu i pragnienia, upału i zimna, krzywd i zniewag, umarł wreszcie na krzyżu, a to wszystko dla mnie. Potem wejść w siebie i pożytek jakiś duchowny wyciągnąć.

 

Rozmowa końcowa (109) : Na końcu przeprowadzić rozmowę, myśląc o tym, co powinienem powiedzieć trzem Osobom Boskim, albo Słowu Odwiecznemu i Wcielonemu, albo Matce jego i Pani naszej. Prosić wedle wewnętrznego odczucia o to, co pomaga więcej do wstępowania w ślady i do większego naśladowania Pana naszego tylko co wcielonego. Odmówić Ojcze nasz.

John Callanan SJ: Poszukiwania duchowe z Tonym de Mello, Wyd. WAM, Kraków 2003, s.224-226.

MEDYTACJA NA ZAKOŃCZENIE DNIA

Bardzo niewielu z nas ma możliwość zakończenia dnia bez pozostawienia na później jakichś niezałatwionych spraw. Nie kończymy każdej rozmowy, nie zauważamy ani nie wyrażamy wszystkich emocji, nie wykonujemy wszystkich zamierzonych czynności ani nie doceniamy odpowiednio ludzi żyjących wokół nas. Zawsze pozostaje jeszcze coś do zrobienia. Gdy poświęcisz temu świado­mie i specjalnie czas na zakończenie dnia, uwalniasz tym sposobem swój wypoczynek nocny od niepotrzebnych zmartwień i wyrzutów.

Minutę albo dwie poświęć na uspokojenie się, po czym modlitewnie wróć pamięcią do kończącego się dnia.

Przeglądaj dzień - albo od początku do końca, albo począwszy od bieżącej chwili, przesuwając się w tył aż do momentu przebudzenia się rano. Dotknij wszystkich ważnych obszarów, takich jak sprawy, które cię martwią, lub interesy, które się nie układają. Przywołaj na pamięć także spotkanych dziś ludzi. Czy jakieś spotkanie pozo­stawiło niemiłe wrażenie? Jeśli tak, poproś o przebacze­nie za udział w tym konflikcie. Dziękuj za otrzymane podczas dnia łaski, a kiedy będziesz gotów, zakończ me­dytację.

Jako rozszerzenie niniejszej medytacji możesz zasto­sować następujące ćwiczenie: Cofaj się pamięcią przez cały ostatni rok. Pomyśl o wielu aspektach swej egzysten­cji, które wymknęły się spod kontroli i przerosły cię. Co zajmowało nieproporcjonalnie dużo miejsca na przestrze­ni całego roku? Odnajdź owe budzące zastrzeżenia wielkie sprawy. Jeśli odkryjesz pewne momenty, o których my­ślisz, że powinny zajmować ci mniej czasu, postaraj się zobaczyć, czy istnieją takie sprawy, które zaniedbujesz. W jaki sposób znajdziesz czas na nie w przyszłości?

Także inne ćwiczenie może znaleźć się w tej medy­tacji. Sięga głębiej i poddaje w wątpliwość mocniej niż pozostałe, dlatego stosuj je ostrożnie. Chodzi o to, że możesz wyobrazić sobie samego siebie pod koniec życia. Może to wydawać się bardzo odległe, choć moment ten zbliża się szybciej, niż większość z nas sądzi. Jeśli posia­dasz jakichś starszych przyjaciół lub krewnych, oni to potwierdzą. Spójrz na decyzje, jakie teraz podejmujesz, z perspektywy zbliżającej się śmierci. Jak twe życiowe decyzje wyglądają z tamtego miejsca? Biorąc koniec ży­cia za punkt odniesienia, odkryjesz może, że lepiej wi­dzisz swe obecne decyzje.

Taka prosta praktyka przeglądania minionego dnia może znacznie poprawić niejedną sprawę. Wielu ludzi robi to spontanicznie i nie uważa tego nawet za medyta­cję. Inni stosowali tę praktykę w szkole. Jednakże zakoń­czenie szkoły, nowa praca, nowe znajomości, nowe dziecko lub inne wydarzenia życiowe mogą ją przerwać. Po latach odczuwają, że czegoś w ich życiu brakuje. Je­śli mają szczęście, odkryją, że nie poświęcają sobie odpo­wiednio dużo czasu na przepracowanie w ciszy wszyst­kiego, co w ich wnętrzu się dzieje.

Ks. M. Maliński - MODLITWA NA KAŻDY DZIEŃ 
Mt 6
Jezus widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo.

R o z w a ż a n i e
Jak trudno Murzynom przebić się do wiary w Chrystusa poprzez chrześcijan, którzy napadli ich nadmorskie wsie, porywali przodków i wywozili do Ameryki w potwornych warunkach, gdzie zmuszali ich do nadludzkich prac. Poprzez chrześcijan, którzy eksploatowali ich ciemnotę w ciągu tylu wieków.

Jak trudno Indianom przebić się do wiary w Chrystusa poprzez chrześcijan, którzy ich mordowali i demoralizowali alkoholem, przynieśli gruźlicę i odebrali ziemię.
Jak trudno było Rzymianom i Grekom przebić się do wiary w Chrystusa poprzez niezdarne opowiadania prymitywnych Żydów, którzy głosili się świadkami Zbawiciela.
Jak trudno nam przebić się do wiary w Chrystusa przez obleśnych bigotów i dewotki; zwyczajną złość i głupotę tych, którzy mienią się Jego wyznawcami. 
Jak dużo trzeba tu tęsknoty za prawdą, dobrej woli- Łaski.

 Mt.7
 Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten co spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.

 

R o z w a ż a n i a
My niepokorni. Ale jak może być inaczej, skoro za Mistrza mamy Tego, który powrozami wyrzucał kupców ze świątyni, który powiedział faryzeuszom, przełożonym swojego narodu:  Biada wam, rodzaju jaszczurczy, boście jak groby pobielane. My nie pokorni. Bo my nie z głową w prochu, czołem bijącym przed Bogiem-Panem, Władcą, Królem, ale my do Boga mówimy: Ojcze. My nie pokorni. Jak może być inaczej, skoro mówimy do Jego Syna: Bracie.
I gdybyś był inny, toś źle zrozumiał, toś ty nie z tej szkoły toś ty nie chrześcijanin.
Ks. M. Maliński - MODLITWA NA KAŻDY DZIEŃ 
Mt 6
Jezus widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo.

R o z w a ż a n i e
Jak trudno Murzynom przebić się do wiary w Chrystusa poprzez chrześcijan, którzy napadli ich nadmorskie wsie, porywali przodków i wywozili do Ameryki w potwornych warunkach, gdzie zmuszali ich do nadludzkich prac. Poprzez chrześcijan, którzy eksploatowali ich ciemnotę w ciągu tylu wieków.

Jak trudno Indianom przebić się do wiary w Chrystusa poprzez chrześcijan, którzy ich mordowali i demoralizowali alkoholem, przynieśli gruźlicę i odebrali ziemię.
Jak trudno było Rzymianom i Grekom przebić się do wiary w Chrystusa poprzez niezdarne opowiadania prymitywnych Żydów, którzy głosili się świadkami Zbawiciela.
Jak trudno nam przebić się do wiary w Chrystusa przez obleśnych bigotów i dewotki; zwyczajną złość i głupotę tych, którzy mienią się Jego wyznawcami. 
Jak dużo trzeba tu tęsknoty za prawdą, dobrej woli- Łaski.

 Mt.7
 Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten co spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.

 

R o z w a ż a n i a
My niepokorni. Ale jak może być inaczej, skoro za Mistrza mamy Tego, który powrozami wyrzucał kupców ze świątyni, który powiedział faryzeuszom, przełożonym swojego narodu:  Biada wam, rodzaju jaszczurczy, boście jak groby pobielane. My nie pokorni. Bo my nie z głową w prochu, czołem bijącym przed Bogiem-Panem, Władcą, Królem, ale my do Boga mówimy: Ojcze. My nie pokorni. Jak może być inaczej, skoro mówimy do Jego Syna: Bracie.
I gdybyś był inny, toś źle zrozumiał, toś ty nie z tej szkoły toś ty nie chrześcijanin.

Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną (Ps 23, 4)

 

 

Powracam jeszcze raz do Adama i Ewy. Przyglądam się ich pierwszej reakcji na popełnione przez nich zło. Tą reakcją jest lęk: ukrycie się przed Tobą Boże, ze strachu przed karą, przed Twoją reakcją, a może także z powodu lęku przed złem, które odkrywają w samych sobie. Tak, to ważna prawda: boję się zła, które jest we mnie. Boję się nie tylko zła, które mogą mi uczynić inni, które może mi się przydarzyć z powodu niedoskonałości tego świata, ale także z powodu mojej niedoskonałości, którą w sobie noszę. Moją ciemną doliną są te wszystkie sytuacje, gdy dotykają mnie konsekwencje złych wyborów, myśli, decyzji i czynów dokonanych czy to przez innych, czy to przeze mnie samego. Czyż największym moim lękiem nie jest lęk przed samym sobą? Przed swoją własną niedoskonałością, własną nieodpowiedzialnością i moim własnym błądzeniem? Może najbardziej lękam się siebie samego? A jeśli tak jest to muszę się lękać także Ciebie, który odważyłeś się mnie takim niedoskonałym stworzyć. Dlaczego to uczyniłeś, Panie Boże? Dlaczego tak bardzo zaryzykowałeś? Dlaczego dopuszczasz te sytuacje, w których mogę skrzywdzić nie tylko siebie samego ale i także innych? Przecież wiesz, że często tego nie chcę, a jednak tak, jak św. Paweł czynię to, czego nie chcę. Ty jednak nie odwracasz się ode mnie. Pokazujesz mi, że sama wiedza, której pragnęli Ewa i Adam, wiedza pochodząca z drzewa poznania dobra i zła nie wystarcza. Zły duch wie, że istniejesz, wie, że jesteś dobry. Wie też, że on sam jest zły. A jednak ta wiedza jeszcze bardziej ugruntowuje go w jego buncie przeciw Tobie i mnie. Sama wiedza nie wystarcza. Wiedza o tym, co dobre a co złe może wywołać lęk, tak jak wywołała go w Adamie i Ewie. Potrzeba jeszcze łaski. I przynosisz mi tę łaskę przez swego Syna Jezusa Chrystusa. On ukazuje mi pełnię Twej dobroci dając mi łaskę przyjęcia Cię jako mego najlepszego i najbardziej wyrozumiałego Ojca. To nie wszystko. Uczy mnie ponadto kochać mnie takiego jakim jestem.

W tej perspektywie odkrywam korzenie swego lęku. Mój lęk bierze się z przypatrywania się temu, co złe czy to we mnie, czy w innych, czy też w otaczającej mnie rzeczywistości. Kiedy mój wzrok dostrzega zupełnie poprawnie zło, wtedy ogarnia mnie lęk. A myśli, które się we mnie kłębią są niezwykle logiczne i poprawne. Jedynie serce podpowiada mi, że nie chce takiego spojrzenia, że to nie cała prawda. I wtedy wiem, że mogę otworzyć się na łaskę pokoju, Twojego pokoju. Mogę uwierzyć w dobro, które we mnie składasz. Mogę uwierzyć w miłość, którą do mnie czujesz niezależnie od tego czy grzeszę czy robię coś dobrego. Bo ona jest większa od mojego zła. Pokój, który mi ofiarujesz to spojrzenie w głąb Twego miłującego, miłosiernego i przebaczającego serca. Napełnionego zelżywością, które się nie gniewa, nie pamięta złego, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję...

Patrzę w głąb Twego serca, przyglądam się temu, jak potrafisz i chcesz mnie kochać takim, jakim jestem i odczuwam pokój i radość. Nic więcej nie potrzebuję. I widzę jak z ciemnej doliny wyprowadzasz mnie na zielone łąki Twego pokoju.

Panie, proszę usuń mój lęk, niepewność i strach. Pokaż mi, że nie jest najważniejsza moja ocena siebie. Dobrze wiesz, że jestem trochę dobry i trochę zły. Proszę przyjmij mnie właśnie takim. Pozwól, żebym nie musiał już się troszczyć o swoją dobroć, o wymazywanie swoich grzechów i błędów. Po prostu proszę, byś uwolnił mnie ode mnie samego. Możesz to uczynić, bo przecież to właśnie Twoja miłość mnie stworzyła i tylko ona może mnie ocalić, nawet przede mną samym. Panie Boże, proszę Ty sam bądź moim pokojem.

O. D. Michalski SJ

Ks. Kazimierz Kucharski SJ

Chodźcie za Mną,  Rekolekcje oparte na „Ćwiczeniach duchownych” św. Ignacego Loyoli

Wydawnictwo WAM, Kraków 2006, s. 47-51

O Bożym Narodzeniu

„I urodziła swojego pierworodnego syna, zawinęła Go w pie­luszki i położyła w żłobie, ponieważ zabrakło dla nich miejsca w za­jeździe" (Łk 2, 7).

„Prosić o to, czego chcę. Tutaj będzie to prośba o wewnętrzne poznanie Pana, który dla mnie stał się człowiekiem, abym Go bar­dziej kochał i naśladował"/1.

Dla biednych, ubogich i zmęczonych podróżą, Maryi i jej Syna, nie znalazło się miejsca, czytamy w Ewangelii. W tej tak trudnej chwili pojawi się jednak jasny promień. To dla nich znak z nieba przywiódł pasterzy, którzy pierwsi oddali hołd Jezusowi. To wszyst­ko stało się, aby się spełniło życzenie Boże, by wypełniły się pro­roctwa. To z woli Boga został zarządzony spis ludności, by Maryja mogła porodzić Dziecię w Betlejem. Fakt, że Bóg jest Panem histo­rii, jest ważny dla nas. Zobaczyć we wszystkim Boży zamysł, to przyjąć dziejące się wydarzenia - choćby bardzo bolesne, jako Jego wolę.

Bóg nie tylko stał się człowiekiem, i to ubogim człowiekiem, w ubogiej rodzinie i w biednym kraju. Taką drogę wybrał dla sie­bie. Już na początku nie ma dla Niego miejsca. Rodzi się poza mia­stem, tak jak potem umrze poza murami Jerozolimy. „Na świecie było Słowo i świat przez Nie powstał, ale świat Go nie poznał. Przy­szło do swoich, lecz swoi Go nie przyjęli" (J l, 10-11). Świat, czyli ludzie Go nie poznali. Ubóstwo to będzie towarzyszyć Jezusowe­mu ziemskiemu życiu. Potem zaleci je swoim uczniom, bo taki styl życia wybrał dla swoich, jako drogę wyzwolenia z ludzkich ograni­czeń. Nie uczynił tego z kaprysu czy dla przykładu. Chciał nam tym wskazać, że jest to droga do autentycznej wolności.

Z doświadczenia dobrze wiemy, że bogactwo, wyniosłość, po­garda dla innych, przywileje niszczą ludzkie społeczności. Tak jak bogactwo niszczy wspólnoty. Ubóstwo z wyboru jest drogą do wol­ności duchowej. Bogactwo jest jak mgła, która spłyca człowieka, ma zdolność zasłaniania ludzi, dobra i piękna. Poprzez mgłę mate­rialnych wartości niewiele widzimy. Spróbuj spojrzeć na przebija­jące się słońce, aby zobaczyć kierunek drogi, zobaczyć przede wszystkim światłość świata, Jezusa.

Bogactwo może być darem Bożym, jeżeli nie zamyka nas na świat, nie staje się bożkiem, jeżeli jest jedynie środkiem. Jezus Chry­stus od Nazaretu i Betlejem otwiera nam drogę i oczy na prawdzi­we potrzeby człowieka i na zbawienie ludzi. Dziwne zdanie zapi­sze św. Paweł w 2 Liście do Koryntian: „Znacie przecież łaskę na­szego Pana Jezusa Chrystusa: dla was stał się ubogim, będąc boga­ty, abyście się ubogacili Jego ubóstwem" (2 Kor 8,9). Ubóstwo jest kształtem miłości. Co to znaczy, że Jezus przyszedł nas swoim ubó­stwem ubogacić? To znaczy otworzyć nam oczy na wartości życia wiecznego, pokazać prawdziwe bogactwo, aby otworzyć nam oczy na potrzeby ubogich, naszych bliźnich.

Szukamy prawdziwie Pana Boga, jeżeli nas ono zwróci do ludzi potrzebujących, ubogich. Pójdziemy w ich stronę, jeżeli w nich zo­baczymy twarz Boga, Jego zniekształcony obraz. Bóg chce przez nas pomóc tym zagubionym w biedzie na nowo odzyskać obraz Boży. Może to będzie człowiek duchowo poraniony, nie wychowa­ny i zaniedbany, podaj mu rękę i okaż serce. Dobroć to jest jedyne lekarstwo na wszystkie udręki tych ludzi. Często nie będzie to dro­ga łatwa, może natrafimy na gorycz i ścianę zdawałoby się nie do pokonania. Ale Bóg może wszystko, bo ten człowiek jest również Jego dzieckiem, stworzonym na obraz i Boże podobieństwo, to nasz brat i siostra. W tym zmaganiu się ludzkie siły nie wystarczą. Do tego potrzeba modlitwy, potrzeba Bożego światła, by zrozumieć, że ci biedni, to nieraz grzechy naszych zaniedbań i naszego egoizmu.

Miłość ubóstwa, to miłość Chrystusa ubogiego. Po tym rysie rozpoznaje się czasy mesjańskie i uczniów Jezusa. Ubodzy, tzn. lu­dzie, którzy całą ufność pokładają w Bogu. Jezus głosił Ewangelię ubogim. Ubodzy w duchu po raz pierwszy pada w kazaniu na Gó­rze. Błogosławiąc ubogich w duchu Jezus wybrał radykalne lekar­stwo na ludzką zachłanność, chciwość i egoizm - fałszywe ideały i iluzje.

Ziemskie bogactwo ma coś z trucizny dla ducha. Ze wszystkich stron wciska się ono w nasze życie jako wartość. Idzie do nas przez środki przekazu, ludzkie zachowania i ludzkie postawy. Dotyczy to wszystkich ludzi Kościoła.

A jednak droga ubóstwa jest niczym magnes, który przyciąga opiłki żelaza. To biedaczyna z Asyżu, to Matka Teresa z Kalkuty i każdy święty. To droga powołanych. Wielkie dzieła zawsze roz­poczynali ludzie często bez grosza przy duszy, licząc na Opatrzność Bożą. I nie zawodzili się. W ten sposób doszliśmy do tajemnicy Bożego Narodzenia.

Popatrzmy na postacie Świętej Rodziny. Swoją miłość do Boga i do ludzi wyrażają sobą. Chrystus dla nas stał się człowiekiem. Przy chodzi jako ubogi, od początku idzie drogą krzyża, drogą posłuszeń­stwa Ojcu, ale nad całym Jego życiem unosi się miłość do Ojca i do człowieka. Popatrzmy na Matkę Jezusa. Żyli z pracy rąk, choć Józef był z królewskiego rodu Dawida. Bez protestu i bez wymówek pod­porządkowali się decyzji władz. Zmuszeni dekretem cesarza Augu­sta, wędrują około 130 kilometrów, Maryja w stanie błogosławio­nym. Idą, aby spełniło się proroctwo, że Jej Syn narodzi się w Betle­jem. Jak cudownie jest patrzeć i dostrzec w tym Boży zamysł.

Trudna wędrówka z Nazaretu do Betlejem, to przykład trudu odkrywania Pana Boga w kłopotach, w cierpieniu, w zmaganiach. Na tej drodze najłatwiej znaleźć Pana Boga.

„W tej okolicy koczowali pasterze i trzymali nocne straże nad swo­im stadem. Nagle ukazał się im anioł Pana i chwała Pana zajaśniała wokół nich. Ogarnął ich wielki strach, lecz anioł powiedział do nich: Nie bójcie się! Oto przynoszę wam dobrą nowinę, radość wielką dla całego ludu. Dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, który jest Chrystusem, Panem. A oto znak dla was: Znajdziecie Niemowlę zawinięte w pieluszki i położone w żłobie" (Łk 2, 8-12).

Wszyscy oczekiwali, że Mesjasz przyjdzie z mocą. Jezus zapy­tany kiedyś o Królestwo Boże, czyli o Mesjasza, odpowiedział, „Królestwo Boga nie przyjdzie dostrzegalnie. Nie powiedzą: Oto jest tutaj; lub: Oto jest tam, ponieważ Królestwo Boga jest pośród was" (Łk 17,20-21).

Przyjdzie pośrodku nocy, w ciszy, pod osłoną znaków, jako nie­mowlę leżące w żłobie. Ten żłób i dziecko to symbole bezradności. Jezus złożony w żłobie w symbolu znikomości materii. Kamień - grota jest związany ze Zbawicielem. „On jest kamieniem, odrzuco­nym przez was budujących, Tym, który stał się kamieniem węgiel­nym" (Dz 4, 11). Rodzi się w zagłębieniu skały na pustkowiu. Z grot pustkowia przychodzili do ludzi prorocy. Rodzi się ubogi, wybiera ubogich, zwraca się do Maryi, Józefa i pasterzy. Przychodzi w zna­kach bezradności. Jest to wezwanie do pomocy, bo wszyscy pragniemy innego, nowego, dobrego świata. Chrystus nam powie: „Królestwo Boże pośród was jest".

 Pasterze poszli z pośpiechem, znaleźli Józefa, Maryję i niemowlę leżące w żłobie. Uwierzyli, znaleźli, a potem dzielili się tym, co im zostało objawione. Inni się tylko dziwili, a Maryja i pasterze medy­tują. „Gdy Je zobaczyli, opowiedzieli, co im zostało objawione o tym Dziecku. Wszyscy, którzy słuchali, dziwili się temu, co opowiadali im pasterze. A Maria zachowywała wszystkie te słowa i rozważała je w swoim sercu. Pasterze natomiast wrócili, wielbiąc i wysławia­jąc Boga za wszystko, co usłyszeli i zobaczyli, jak zostało im po­wiedziane" (Łk 2, 17-20).

 To, co pasterze widzieli i przeżywali, jest kontemplacją. Boga wielbili za wszystko. To sens kontemplacji, sens chrześcijańskiej modlitwy: spotykać Boga we wszystkim, wielbić Jego obecność w wydarzeniach. Celem kontemplacji nie jest dokonywanie prze­glądu życia Jezusa. Celem jest pogłębienie osobistego kontaktu z Pa­nem. Modlitwa powinna się przemieniać w spokojną i stałą świa­domość pełnej miłości obecności Boga w naszym życiu, aby wie­dzieć, czego On od nas oczekuje. Modlitwa powinna nas zmieniać, przemiana to sens kontemplacji. Modlitwa jest dobra, jeżeli nas zmie­nia, prowadzi do drugiego człowieka, do służby. Trzeba z uwagą patrzeć na owoce modlitwy.

 „Patrzeć, zwracać uwagę, i kontemplować, co te osoby mówią, a oddając się refleksji odnieść jakąś korzyść"/2

 

 Przypisy:

1  Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, Kraków 1996, nr 104.

2 Tamże, nr 115.

Rozważanie  (Mt 16, 24-25)

Pójść za Jezusem 



„Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: <Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie straci je, a kto straci swe życie z mego powodu znajdzie je>”  

 

Pójść za Jezusem jak szły za Nim tłumy.

Iść za Nim w tłumie jest łatwo, bo tłum to masa bezkształtna, bezrozumna  <rzecz>.

Iść za Nim bez względu na wszystko -  tak jak uczynili to Jego uczniowie...

 

Jezus przemawiał do tłumu, ale Jego słowa docierały do człowieka jako jednostki.

Kto nie potrafił Jego słuchać - nie potrafił iść za Nim, jak bogaty młodzieniec.

Nie potrafił się wyrzec swego świata i słuchać Go.

To jest kwestia wyboru.

 

Słowa Jezusa, Jego nauczanie, jest drogą niełatwą, pełną trudu, znoju, ale prostą.

Nie ma na niej ostrych zakrętów, wzniesień, niebezpiecznych wiraży.

Jest drogą, która kończy się bezpieczną przystanią.

 

Wybieramy nasze ścieżki życia i nie zawsze są one jak droga Jezusa.

Czasem zbliżają się do niej, biegną obok niej, czasem przecinają,

ale często bardzo daleko odchodzą...

 

Spróbujmy teraz porozmawiać z Jezusem.

Zobaczyć – czy wybory w moim życiu były według Jego nauki?

Który z moich wyborów według mnie był najlepszy, a który najgorszy?

Czy jest we mnie odwaga podjęcia drogi, którą Bóg mi powierza?

 

Pytanie o nasze wybory leży w przyszłości,

a odpowiedź na nasze wybory jest w przeszłości...

 

Halinka i Benek Borko

(grupa „Arka”)

Kontemplacja lub medytacja 
 
-- NASZ CHLEB POWSZEDNI – ks. M. Maliński

  1. A PRAWDA NAS WYSWOBODZI.

Dotąd twoja prawda nie jest twoją prawdą, dopóki jej nie wypowiesz: 
dopóki jej nie usłyszysz, dopóki się nie skonfrontujesz z ludźmi.

Dowiedz się, co masz w rękach – skarby czy trociny. A mówiąc słuchaj – słuchaj siebie i słuchaj ludzi. Patrz uważnie w ich twarze – nie, nie zawsze po to, żeby ci przytakiwali. Czasem właśnie ich zaprzeczenie potwierdzi twoje racje. Ale pokaż, nie skrywaj, bo się może okazać, że to, czym tyle lat żyłeś, to są tylko trociny; bo się może okazać, żeś ty skrywał skarby i leżały w tobie tyle lat nawet w części nie wykorzystane. Wynieś to, co masz, przed sobą, na rękach. Mów, pytaj, szukaj. Bo prawda to nie jest rzecz dana, rzecz którą posiadasz. To jest coś, o czym musisz się sam przekonać, sam odkryć. A jest ona istotna dla ciebie. Bo według prawdy się żyje.

  

 

2. WYPĘDZIŁ WSZYSTKICH ZE ŚWIĄTYNI

Oburza cię nieuczciwość, to nie rozkładaj rąk, ale rąbnij pięścią w stół 
i zaprotestuj; nie zgadzasz się z tym, co mówią, to nie rób ulizanej 
miny, ale powiedz, co o tym myślisz; widzisz brak szczerości, to nie 
uśmiechaj się ironicznie, ale  wygarnij prosto w oczy komu należy: 
koledze, kierownikowi, biskupowi. Przypuszczasz, że nie będą zachwyceni 
i spotkają cię z tego powodu jakieś przykrości? Chyba się nie mylisz. 
Nie zrobisz tego? Wolno ci. Tylko nazwij taką postawę po imieniu i 
powiedz sobie, że to jest tchórzostwo, a nie doszukuj się w tym miłości 
chrześcijańskiej.

Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia! (Mdr 11, 24-26)

 

Kolejny raz zaskakujesz mnie, Panie, swoją bezgraniczną miłością. Przyglądam się Tobie, Twojej dobroci. Uświadamiam ją sobie w odniesieniu właśnie do mnie, do mojego grzechu, mojej słabości, mojego błądzenia po omacku. Ilekroć bowiem chcę coś zrobić samemu, bez Ciebie, tylekroć upadam, oddalam się od Ciebie, nie osiągam celu swojego działania. Zamiast być lepiej jest gorzej. Zamiast być bliżej Ciebie, oddalam się. Ty jednak nie tak patrzysz na mnie. Nie ma w Tobie cienia potępienia, oskarżenia, złości czy gniewu. Jak trudno mi w to uwierzyć. Dziś na modlitwie zrozumiałem i poczułem, że ilekroć mi przebaczasz zawsze czynisz to w miłości, ale nie w jakiejś miłości abstrakcyjnej, sędziowskiej – wyrok uchylony. Nie! Czynisz to odwołując się do swojej pierwotnej miłości. Nie mógłbyś mi przebaczyć bez miłości! Ale co to znaczy? To znaczy, że wybaczając mi stwarzasz mnie na nowo. Tak! Właśnie tak! Stwarzasz mnie na nowo, jeszcze raz staję się całkowicie Twój, tak jak to miało miejsce przed założeniem świata, gdy Twoja miłość zrodziła mnie do istnienia, gdy zaistniałem w Twoim sercu, gdy zrodziłeś mnie dla siebie.


Patrzę na syna marnotrawnego. Uratowała go wiara w Twoją dobroć. Uważał, że skoro jesteś dobry dla swoich sług, to pewnie nie okażesz się zły dla niego samego. Dlatego powrócił. Kiedy przyglądam się mu spoczywającemu w Twoich ramionach, całkowicie skruszonemu, wtedy widzę jak Twoja miłość go podnosi, jak stwarzasz go na nowo. Na nowo czynisz go w pełni swoim dziedzicem, swoim umiłowanym synem i znów całkowicie mu ufasz.

Jak można ufać komuś, kto zgrzeszył, kto wzgardził wcześniej Tobą? Przebaczenie. To jedyna odpowiedź. Tu nie chodzi o byle jakie przebaczenie, nie chodzi o przebaczenie po ludzku. To jest Twoje, Boskie przebaczenie. Ty nie patrzysz na to, co było wcześniej. Tak pięknie ujął to św. Paweł: Miłość nie pamięta złego, nie unosi się gniewem. Oto cały Ty! Przebaczasz mi czyli nie baczysz na to, co było wcześniej. Nie masz na mnie żadnej teczki. Nie przechowujesz żadnych złych zapisów o mnie, żadnych świadectw mojego odchodzenia od Ciebie. Po prostu przebaczasz, nie patrzysz na to, co było wcześniej. Odwracasz wzrok od mego zła. Widzisz mnie na nowo, stworzonego ponownie w miłości i do miłości. Masz upodobanie we mnie i uczysz mnie ufać Twojej dobroci.

Panie Boże, dziękuję Ci za Twoją niezmierzoną dobroć i miłosierdzie. Chcę całą swoją ufność złożyć w Twojej dobroci i uwierzyć, że ona mnie ocala, że mnie nie osądza, tak, jak ja często osądzam i skazuję samego siebie. Wiem, że ranię tym siebie i Ciebie, bo próbuję to robić po swojemu. Daj mi proszę jedynie odwagę bym umiał przyjąć Twoją miłość i łaskę, bym umiał w pełni uwierzyć, że jestem Twoim ukochanym dzieckiem, Twoim umiłowanym synem, Twoją
umiłowaną córką.

O.D. Michalski SJ

Benek  Borko

Rozważanie J 8, 1-10 „Kobieta cudzołożna”

Na początku jest myśl. Na początku naszego działania zawsze jest myśl: czy to nasze działanie będzie zgodne z tym czego oczekuje od nas Bóg? Czy będzie przeczyć temu?

Grzechu według mnie nie można stopniować. Bo nasze drobne zaniedbanie, albo niewinna ploteczka może, jak drobna śnieżka na zboczu, sprowadzić lawinę.

Trudne, wręcz niemożliwe, jest opanowanie swoich myśli. Dlatego wszystkie słowa, przykazania, modlitwy mogą zbliżyć nas do poddania się woli Stwórcy. Bo Jego myśli są myślami tylko prawdy, czystości, miłości. Są pozbawione pierwiastka zła. I gdy poddamy się im w dobrowolną niewolę, On nie kieruje nas w stronę grzechu, umysł zapanuje nad ciałem.

Czy potrafię się wyciszyć i jednocześnie skoncentrować, i trwać w tym jakiś czas?

Czy mogę kontrolować swoje myśli, np. koncentrując się na jednym słowie?

Wyobraźmy sobie swój grzech i spróbujmy prześledzić wszystkie drogi, które do niego doprowadziły, i wszystkie skutki, które mój grzech spowodował, lub mógł spowodować.

Dziękując za Jezusa Chrystusa, prośmy, aby wyrwał nas z tej grzeszności.

Podzielmy się ze wspólnotą poruszeniami z tego rozważania.

W cierpieniu i chwale, Ćwiczenia Duchowe w życiu codziennym, tydzień trzeci i czwarty. Wyd. WAM, Kraków 2001, s. 65-67.

Norbert Kotyła SJ

SZYMON CYRENEJCZYK

Gdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem (Łk 23, 26).

Obraz dla obecnej modlitwy: Wyobraźmy sobie scenę, w której obcy człowiek, Szymon z Cyreny, a nie jeden z Apostołów, zmuszony jest do niesienia krzyża Jezusa.

Prośba o owoc modlitwy: Prośmy o łaskę dobrowolnego wyboru Jezusa jako Pana i Mistrza naszego życia.

Jak połączymy sobie tę postać i następne z dotychczasowym sposobem rozważania Męki Pańskiej? Dotąd widzieliśmy i przyglą­daliśmy się uczniom Pana Jezusa: Piotrowi, Judaszowi, uczniom w Ogrójcu, a teraz Szymonowi z Cyreny. Szymon Cyrenejczyk jest towarzyszem Jezusa. Nie jest uczniem, lecz towarzyszy Jezusowi, jest przy Jego boku. Tradycja chrześcijańska uznaje, że Szymon się nawrócił, a jego synowie Rufus i Aleksander są znani chrześcijanom w Kościele Rzymskim.

1. Postać Szymona z Cyreny

Co wiemy o Szymonie Cyrenejczyku? Jezus był bardzo słaby, dlatego żołnierze zdjęli z Niego krzyż i włożyli Szymonowi na barki aby go niósł za Jezusem. To zdanie zapamiętajmy: aby go niósł za Jezusem. Co Łukasz chce przez to powiedzieć? Na pewno relacjonuje. Tak się rzeczywiście zdarzyło. Jezus był słaby. Szymon wracał do miasta z pola i przejął krzyż Jezusa. Jezus szedł bez obciążenia trochę z przodu, a Szymon, ponieważ krzyż był ciężki  - szedł za Jezusem. To jest relacja faktu, ale nie tylko. Tutaj Łukasz wskazuje na coś innego. Właśnie on pisze o Jezusie, który napomi­nał uczniów: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Łk 9, 23). Pisząc o tym wydarzeniu, Łukasz myśli także o naśladowaniu Jezusa. Dlatego tutaj, w obrazie Szymona z Cyreny, Łukasz wskazuje chrześcijanom na ucznia, który idzie za Jezusem, dźwigając swój codzienny krzyż. Tak trzeba patrzeć na to proste zdanie: I włożyli na niego krzyż, aby niósł go za Jezusem.

2. Ból Jezusa na Drodze Krzyżowej

W naszej kontemplacji zatrzymajmy się na bólu Jezusa. Są jak gdyby dwa rodzaje bólów: pierwszy ból, to ból fizyczny Jezusa. Droga krzyżowa była bardzo trudną drogą. Tym bardziej, że Jezus był wcześniej biczowany, torturowany  -  teraz jest więc wyczerpany. Gdyby Jezus nie był słaby - żołnierze nie ściągnęliby krzyża z Jego ramion. Jezus jest tak słaby, że boją się, aby nie umarł przed ukrzyżowaniem.

Ale szczególnie zatrzymamy się przy bólu psychicznym Jezusa, który pochodzi stąd, że musi On oddać Swój krzyż do niesienia komuś obcemu, że musi oddać krzyż komuś, kto nie należał do grona Jego uczniów. To jest wielkie źródło bólu Jezusa. Dlaczego? Jezus czuje się bardzo samotny. Właśnie w tym momencie, kiedy jest słaby, ściągają Mu krzyż i szukają, komu by go dać. Nie ma żadnego z uczniów Jezusa, bo gdyby byli uczniowie, chociażby tylko Piotr, to by na pewno żołnierze włożyli krzyż na jego ramiona. Nie ma przy Jezusie uczniów, którzy by Mu pomogli. Żeby sobie ten ból uświadomić, przypomnijmy, że uczniowie zawsze byli przy Jezusie w chwilach radosnych, w chwilach triumfu. Byli przy Jezusie, korzystali z tego, ale w nieszczęściu zostawili Go samego. W nie­szczęściu okazało się, że Jezus nie może liczyć na przyjaciół, i dlatego musi przyjąć pomoc kogoś obcego. To jest ogromny ból, na który może nie zwracamy uwagi patrząc na tę scenę Jezusa i Szymona Cyrenejczyka. Ten ból jest o wiele głębszy i bardziej dokuczliwy niż ból fizyczny. Ból opuszczenia Jezusa w nieszczęściu. Nie ma przy Jezusie Szymona Piotra, ale jest Szymon z Cyreny - obcy. W tym miejscu warto się zatrzymać dłużej.

3. Ból Jezusa dzisiaj

Zwróćmy uwagę na ból Jezusa dzisiaj. Jest bardzo ciekawe źródło bólu Jezusa dzisiaj, bardzo ciekawa przyczyna. Nie ulega wątpliwości, że Pan Jezus ma dzisiaj w Kościele, także w Kościele polskim, wielu uczniów, przyjaciół, towarzyszy. Źródło dzisiejszego bólu Jezusa leży w tym, że ci przyjaciele, ci towarzysze, ci ucznio­wie pozwalają na to, aby ludzie obcy nieśli krzyż Jezusa. Kim są ci ludzie obcy? Są to ci, którzy nie należą do kręgu uczniów Jezusa, bo albo nie są chrześcijanami, a jeżeli są nimi, nie są praktykujący­mi w Kościele. W każdym bądź razie nie należą do grupy bliskich uczniów Jezusa - są obcy. Boli Go, że Jego prawdziwi przyjaciele pozwalają na to, by obcy dla Jezusa nosili dzisiaj Jego krzyż. Kim są ci obcy? Są to wszyscy ludzie biedni na całym świecie - ci, których los doświadczył krzyżem: chorzy, starcy, ludzie nieszczęśli­wi. Są to wierzący i niewierzący, którzy są zmuszeni nosić krzyż Chrystusa - dla kogoś to będzie choroba, bieda, dla kogoś starość, analfabetyzm, itd. To są ludzie, którzy czy chcą, czy nie chcą, jednak muszą przez całe życie nosić swój krzyż, l oni nawet nie wiedzą, że to jest cząstka krzyża Jezusowego. Często buntują się przeciw cierpieniu, biedzie, ale muszą to znosić. Często przeklinają swój los, czy nawet bluźnią przeciw Bogu. Zaś ci wybrani, ucznio­wie, przyjaciele Jezusa bardzo łatwo uciekają, kiedy przyjdzie im nosić codzienny krzyż Jezusa. Ale gdy jest coś radosnego, chwile tryumfu w Kościele, sukcesu w życiu - to szybko zbierają się w ogromny tłum obok Pana Jezusa. Taki jest ból Jezusa dzisiaj.

Chciejmy w tym rozważaniu dobrze zrozumieć ból Jezusa dzisiaj i stanąć przy Nim żywym w Kościele. Chodzi o to, by stanąć przy Jezusie z własnego, dobrowolnego wyboru. Stańmy przy Jezusie i przedstawmy się.

Powiedzmy Mu: «Nazywam się Szymon Piotr, a nie Szymon Cyrenejczyk. Nazywam się Szymonem z wyboru - Twojego wyboru, potwierdzonego przez mnie - a nie Szymonem zmuszonym».

John Callanan SJ  Rekolekcje z Tonym de Mello, Wyd. WAM, Kraków 1997, s. 87-88

Ćwiczenie to oparte jest na Ignacjańskiej medytacji o Trójcy Świętej pochodzącej z jego „Ćwiczeń duchownych” [ĆD 102].

Tajemnica Wcielenia

Etap pierwszy:

Przygotuj się tak jak zwykle do medytacji. Następnie wyobraź sobie, że wszystkie trzy Osoby Boskie zapraszają cię do siebie, ogarniając cię zewsząd swoją miłością. Uświadom sobie, jakie uczucia wzbudza w tobie takie bliskie przebywanie z Bogiem. Pozostań przez chwilę w ciszy, pozwalając, by twoje serce wypełniła tęsknota za Bogiem.

Etap drugi:

Przenieś się teraz w wyobraźni do czasów poprzedzających przyjście Mesjasza. Wyobraź sobie, że trzy Osoby Boskie spoglądają na świat i całą jego biedę – toczą się wojny, epidemie dziesiątkują ludzi. Do ich uszu stale dobiega płacz ubogich, uciskanych i prześladowanych. Czy można zaradzić takiemu złu? W jaki sposób to uczynić?

Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty przepełnieni są ogromnym współczuciem dla świata. Zobacz w wyobraźni, jak naradzają się wspólnie, próbując znaleźć najlepszy plan działania.

Etap trzeci:

Patrz dalej: oto Syn Boży ofiarowuje się wypełnić podjętą przez Trójcę Świętą misję, a następnie wszyscy razem wybierają Maryję na Matkę Jezusa.

Etap czwarty:

Wyobraź sobie teraz, że trzy Osoby Boskie patrzą na współczesny świat i widza jego zmagania o pokój, szczęście i sprawiedliwość. Uświadom sobie, że patrzą także na ciebie. Ich Oczy wyrażają miłość i ufność, że możesz uczynić wiele dobra w otaczającym cię świecie. Trójca Przenajświętsza zaprasza cię do współuczestnictwa w misji niesienia ludziom Dobrej Nowiny.

Etap piąty:

Zwróć się teraz ku uczuciom i myślom, jakie zrodziły się w tobie podczas tego ćwiczenia. Porozmawiaj o nich szczerze z Bogiem. Czy pragniesz w jakiś sposób odpowiedzieć na wezwanie Trójcy Świętej i podjąć wraz z Nią misje zbawiania świata? Posłuchaj, co trzy Osoby Boskie mówią o dobru, jakie uczyniłeś w ciągu całego swego życia, a zwłaszcza w ostatnich miesiącach. Pomyśl, ile jeszcze dobra możesz uczynić dla Boga.

Etap szósty:

Zwróć uwagę, jak trzy Osoby Trójcy Świętej przyzywają cię, abyś stał się częścią Ich wspólnoty, a następnie pomódl się o zdolność i zapał do odpowiedzi na Boże wezwanie.

John Callanan SJ  Rekolekcje z Tonym de Mello, Wyd. WAM, Kraków 1997, s. 87-88

Ćwiczenie to oparte jest na Ignacjańskiej medytacji o Trójcy Świętej pochodzącej z jego „Ćwiczeń duchownych” [ĆD 102].

Tajemnica Wcielenia

Etap pierwszy:

Przygotuj się tak jak zwykle do medytacji. Następnie wyobraź sobie, że wszystkie trzy Osoby Boskie zapraszają cię do siebie, ogarniając cię zewsząd swoją miłością. Uświadom sobie, jakie uczucia wzbudza w tobie takie bliskie przebywanie z Bogiem. Pozostań przez chwilę w ciszy, pozwalając, by twoje serce wypełniła tęsknota za Bogiem.

Etap drugi:

Przenieś się teraz w wyobraźni do czasów poprzedzających przyjście Mesjasza. Wyobraź sobie, że trzy Osoby Boskie spoglądają na świat i całą jego biedę – toczą się wojny, epidemie dziesiątkują ludzi. Do ich uszu stale dobiega płacz ubogich, uciskanych i prześladowanych. Czy można zaradzić takiemu złu? W jaki sposób to uczynić?

Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty przepełnieni są ogromnym współczuciem dla świata. Zobacz w wyobraźni, jak naradzają się wspólnie, próbując znaleźć najlepszy plan działania.

Etap trzeci:

Patrz dalej: oto Syn Boży ofiarowuje się wypełnić podjętą przez Trójcę Świętą misję, a następnie wszyscy razem wybierają Maryję na Matkę Jezusa.

Etap czwarty:

Wyobraź sobie teraz, że trzy Osoby Boskie patrzą na współczesny świat i widza jego zmagania o pokój, szczęście i sprawiedliwość. Uświadom sobie, że patrzą także na ciebie. Ich Oczy wyrażają miłość i ufność, że możesz uczynić wiele dobra w otaczającym cię świecie. Trójca Przenajświętsza zaprasza cię do współuczestnictwa w misji niesienia ludziom Dobrej Nowiny.

Etap piąty:

Zwróć się teraz ku uczuciom i myślom, jakie zrodziły się w tobie podczas tego ćwiczenia. Porozmawiaj o nich szczerze z Bogiem. Czy pragniesz w jakiś sposób odpowiedzieć na wezwanie Trójcy Świętej i podjąć wraz z Nią misje zbawiania świata? Posłuchaj, co trzy Osoby Boskie mówią o dobru, jakie uczyniłeś w ciągu całego swego życia, a zwłaszcza w ostatnich miesiącach. Pomyśl, ile jeszcze dobra możesz uczynić dla Boga.

Etap szósty:

Zwróć uwagę, jak trzy Osoby Trójcy Świętej przyzywają cię, abyś stał się częścią Ich wspólnoty, a następnie pomódl się o zdolność i zapał do odpowiedzi na Boże wezwanie.

Medytacje

Teksty ks. M. Maliński - Nasz chleb powszedni -

1. - Troszczysz się  i frasujesz o bardzo wiele
 -TROSZCZYSZ SIĘ l FRASUJESZ O BARDZO WIELE

Coraz bardziej jesteś zalatany, zagoniony, zagadany, zapracowany, zajęty. Coraz bardziej gubisz siebie. Coraz bardziej przestajesz być sobą, a jesteś jednostką popychaną impulsami z zewnątrz, której pozostaje tylko instynkt samoobrony: chaotyczne tłuczenie ramionami, byle się utrzymać na powierzchni.
Czasem łaska, jak mokra gałąź, trzaśnie cię po twarzy, i przerazisz się siebie. Co się ze mną stało, co życie ze mną zrobiło? Czasem łaska, jak mokra gałąź, trzaśnie cię i oprzytomniejesz, aby się ratować. A czasem już nawet ono nie pomoże.

 

2. - Bądzcie doskonałymi-

Coś zrobił ze swoim pragnieniem wielkości? Jak przeżyłeś swoje zderzenie się z innymi ludźmi?
Czy skwitowałeś je stwierdzeniem, że wszyscy są głupi, czy też przeciwnie gdy ci udowadniali,
że to ty jesteś słaby, poszedłeś w kolekcjonowanie pieniędzy, tytułów, stanowisk, urządzanie
mieszkania, w zasiedziałość.
A prawda jest taka że każdy jest stworzony przez Boga jako ktoś niepowtarzalny, jedyny, któremu nikt inny zagrozić nie może.
A prawda jest taka, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Ojca i tylko wrastając w środowisko,
otwierając się na nie, potrafimy w pełni rozwijać swoją indywidualność.

Medytacje


Teksty ks. M. Malińskiego - Nasz Chleb Powszedni 


1. Trzcina chwiejąca się od  wiatru

My, wychowani pod stołem. Ustawiali nas pod sznurek, bili po łapach, wsadzali do kąta, klepali po główkach, dawali cukierk, przycinali nam czuby, żeby ich wichry nie czesały. Wciąż musieliśmy uważać na siebie, żeby się nie spocić, żeby nie zmarznąć, żeby nam nic nie zaszkodziło. Nauczyliśmy się nie wkładać palców między drzwi, nie narażać się, nie ryzykować. I już się cieszymy, że jesteśmy roztropni, opanowani, zimni, nie wyrywający się do przodu.
Jak tu teraz pragnąć wody życia, jak wychodzić w ciemną noc, by szukać prawdy, brać gołymi rękami żagwie z ogniska, pracować do siódmego potu,  jak tu teraz zastawić się aż do krwi.



2. Jeść nie obmytymi rękami człowieka nie plami.


Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem dobrze ułożonym. Gdy uchybisz w tym względzie, nie rób sobie zbytnich wyrzutów. Bo może się w tobie wytworzyć przekonanie, że na tym polega istota twojego życia. A przecież chodzi o twoją wewnętrzną uczciwość, o czystość twoich intencji, o twoją bezinteresowność.
Nie staraj się zbytnio o to, abyś był człowiekiem dobrze ułożonym, bo może się zdarzyć, że osiągniesz sukces w tym względzie i tak otoczenie twoje, jak i ty sam uznasz, że postępujesz poprawnie, a nawet nie zauważysz, że wnętrze twoje jest kłębowiskiem żmij
Zmienność przestrzeni

Prawdziwe życie jest zawsze pomiędzy, jak górska ścieżka zanurzona w chmurach, gdzie zbyt wiele kroków w jedną lub drugą stronę grozi utratą życia. Otaczają mnie przepaście: martwego prawa i buntowniczej wolności, miłości i nienawiści siebie, wyniszczającej powinności i obezwładniającego dążenia do przyjemności...
 
Nie staraj się za wszelką cenę być człowiekiem dobrze ułożonym...
 
Nie wierz, że musisz być buntownikiem, bo utracisz swą wolność i kreatywność...
 
Może bowiem Ci się wydawać, że to jedyny właściwy sposób na życie. Zdepczesz mądrość przodków i prawa, i wcale nie zajdziesz dalej niż ewangeliczni faryzeusze ganieni przez Jezusa...
Poza granicą wolności, z której możesz zapragną czerpać całymi garściami, czekają chciwe posążki pychy, próżnej sławy, perfekcjonizmu. I to, co mało Cię doprowadzić do czystości serca, okaże się zgubnym zaułkiem...
 
Żadna przestrzeń nie jest właściwa człowiekowi, o ile twardnieje i staje się martwą stabilizacją, zabijając życie serca. O ile staje się iluzją, zastępując istotę życia, do którego jesteśmy powołani: ukorzeniania się w Bogu, przybliżania się do Boga, ocalania życia przez Niego zadanego.
 
Boże, zmienność przestrzeni, w których próbuję żyć, to Twoja łaska. Bym nie ostała się w żadnej z nich i nie zagubiła w złudzeniu, że to właściwe życie... 
 
Prawdziwe życie jest zawsze pomiędzy, jak górska ścieżka w chmurach, gdzie zbyt wiele kroków w jedną lub drugą stronę grozi utratą życia. Otaczają mnie przepaście: martwego prawa i buntowniczej wolności, miłości i nienawiści siebie, wyniszczającej powinności i obezwładniającego lenistwa...
 
Strzeż, Boże, mego serca i myśli
 
bym odnalazła przestrzeń Twojej czujnej obecności już teraz.

 

Grażyna

Wprowadzenie w kontemplację o Maryi.

 

Stańmy w obecności  Boga. Otwórzmy nasze serca na Jego działanie. Ofiarujmy Mu ten czas z całą wielkodusznością na jaką nas stać. Odsuńmy to wszystko co przeszkadza nam w spotkaniu z Bogiem. Wyciszmy nasze myśli, przyjmijmy postawę pokory i otwartości na to co Bóg zechce nam powiedzieć lub pokazać.

W  modlitwie przygotowawczej : Prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby Jego Boskiego Majestatu.

Do tej kontemplacji wybierzmy sobie jedną ze scen z życia Maryi jakie przedstawia nam Pismo św. Scenę która nas najbardziej porusza.  Wyobraźmy sobie osobę Maryi, w swym domu w czasie Zwiastowania.  Czy też podążającą śpiesznie do Elżbiety, aby dzielić się z nią radością jakiej dostąpiła i pomagać krewnej. Utrudzoną w dziewiątym miesiącu ciąży podążająca do Betlejem, aby tam w tak ciężkich warunkach urodzić Bożego Syna. Jej spotkanie z Symeonem podczas ofiarowania Jezusa w świątyni.  Zaniepokojoną o Jezusa gdy się im zagubił w Jerozolimie, troszczącą się o wesele w Kanie. Czy wreszcie przez ponad 30 lat zatroskaną o codzienność, w której wzrastał Jezus do wypełnienia swej misji. Podążającą za swym  Synem aż po krzyż. Przypatrzmy się jak jest ubrana, jak się zachowuje? Jak zajmuje się codziennymi domowymi sprawami. O czym mówi do innych... do nas...? Wejdźmy z Nią w dialog.

W tej kontemplacji prośmy o łaskę większego zbliżenia do  Tajemnicy powołania Maryi. 

W Zwiastowaniu spełnia się tajemnica przewyższająca ludzki rozum - Wcielenie Boga. Druga  Osoba Trójcy Świętej, sam Bóg w niepojęty sposób wciela się w Dziewicę. W Zwiastowaniu rodzi się człowieczeństwo Chrystusa.

 „Tak „ Maryi spełnia zamysł zbawienia rodzaju ludzkiego. Słowo Boże urzeczywistniło się przez pokorę Maryi. Maryja nie pyta dlaczego właśnie ja.  Pyta „Jakże to się stanie...” Jej wielkie zaufanie do Boga który „wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej”.

Maryja po Zwiastowaniu udaje się do Elżbiety. Przebywa z nią trzy miesiące. Nie zatrzymuje się na sobie, nie zamyka wśród swoich spraw, nie rozpamiętuje tego co się wydarzyło, lecz jak podaje Pismo „rusza z pośpiechem” do swej krewnej, aby się z nią dzielić  radością i być pomocą. Spotkanie z Bożym Słowem nie zamyka Jej w sobie lecz kieruje do drugiego człowieka. Łaska, która Ją napełnia prowadzi do działania poza domem, dostrzega potrzeby innych. Maryja jest Kobietą dla innych. Tak było za czasów Jej ziemskiego życia tak jest i teraz jak często wzywamy Jej pomocy i pośrednictwa : Maryja Matka Kościoła, Pośredniczka Najlepsza, Wspomożenie Wiernych, Orędowniczka nasza, Pocieszycielko nasza, szczególna Opiekunko WZCh. Maryja pośredniczy w niesieniu Chrystusa ludziom.

   W swym życiu Maryja pozostaje w cieniu Syna to On jest najważniejszy. Całe życie podporządkowuje Jego misji. Jest dla Niego wsparciem,  kochającą czułą Matką poświęcającą swe życie w codzienności.

    Bóg wchodzi w prostotę życia Maryi i inicjuje dialog w tym dialogu Maryja wytrwa aż do końca. Prostota Maryi,  która mimo szczególnego wybrania  pozostaje  przystępna, bliska, oddana zwykłym ludzkim sprawom.

Każdy owładnięty  miłością Boga, realizuje wcielenie „tu i teraz” poprzez służbę.

 Zadajmy sobie pytanie parząc na osobę Maryi jak ja trwam w dialogu z Bogiem? Czy rozmawiam z Nim o swoim powołaniu, które przyszło mi wypełnić tu na ziemi? Czy realizuję to powołanie wspólnie z Panem Bogiem, ciągle rozeznając do czego mnie wzywa każdego dnia?  Czy nie traktuję swego powołania jak ciężaru, który dźwigam za karę? Czy moje „tak” stawia na pierwszym miejscu Boga.  Czy przez dobrze wypełnione powołanie pozwalam Jezusowi przychodzić na Ziemie aby kontynuować dzieło zbawienia. Bóg potrzebuje naszego „tak” aby docierać do ludzi. Nasze „tak” jest przedłużeniem zgody Maryi na przyjście Chrystusa. Czy troszczę się o postawę prostoty, czy moje powołanie zbliża mnie czy oddala od drugiego człowieka.

Porozmawiam  na koniec tej medytacji z Maryją o moim osobistym  powołaniu. O tym jak je przeżywam?

Na zakończenie kontemplacji odmówię Zdrowaś Maryja....

Oto tak właśnie ze mną jest, Boże - tu są moje zranienia i mój ból, a tu mój grzech. 
Tak wyglądam i Ty o tym wiesz. I tylko przed Tobą mogę to wszystko obnażyć. 
Abyś zbawił.

Wspólnota „ARKA”

Za Jezusem, Jego drogą

Jezus już nie działa, nie naucza, nie przemierza Palestyny, nie czyni cudów. Niesie krzyż mój i wszystkich ludzi. Modli się, o wszystkich pamięta, ogarnia sercem. Cierpi z nimi i za nich. Do końca wierny woli i miłości Ojca. By tak działać przez cierpienie trzeba naprawdę „zaprzeć się siebie”, „stracić swe życie z Jego powodu”. Nie da się inaczej iść Jego drogą. Ale On jest pomocą, wzorem, dał przykład możliwy do naśladowania – skoro do tego wzywa, zaprasza – „jeśli chcesz...” – Czy chcę i pragnę?

Śp. Ks. Stanisław Andrukiewicz powiedział kiedyś: „Kto kocha – będzie modlił się, pościł i służył”.

Prośmy o taką miłość, która uczyni z nas wiernych przyjaciół Jezusa, dających siebie Bogu i ludziom „do końca”.

I/ Sąd.

Skazany na śmierć, odejście ostateczne, nieuniknione. Sama świadomość tego potrafi zabić. A Jezus? Jezus przyjął ten wyrok jako życie, może nie te ziemskie – ale życie

II/ Jezus bierze krzyż

O miłosierny Jezu Chryste, dźwigając swój krzyż spoglądasz na mnie i mówisz: „Jeśli kto chce pójść za Mną niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16, 24).

Proszę, daj mi łaskę, abym swoje krzyże znosił ze spokojem i ufnością

III/ Pierwszy upadek

Jezu Chryste, Synu Boga żywego! Ty odkupiłeś każdy nasz grzech. Przyjmij naszą skruchę. Przywróć nas życiu.

Niech przepaść dzieląca nas od Ciebie zapełni się Twoim miłosierdziem.

IV/ Matka

Jest ktoś obok, towarzyszy modlitwą, spojrzeniem, sercem. Wie, że nie może mnie wyręczyć, ale wspiera miłością. Jak Maryja – „Niewiasta cienia”, która pojmuje najgłębiej co znaczy „być w sprawach Ojca”. Pamięta wszystko, zachowała Słowo  i rozważała je w swoim sercu. Teraz Słowo się wypełnia. Gdy brak mi wiary, nadziei i miłości – Ona jest obok, żebym się mogła wesprzeć na Jej bezgranicznym oddaniu Bogu.

Naśladować Maryję - Jej cichą obecność wspierającą modlitwą z głębi serca – tak też mam towarzyszyć innym ludziom, w nieustającej modlitwie współ-drogi, współ-ofiarowania. Nie przesłaniać sobą, być razem, w cichym, pokornym oddaniu.

V/ Cyrenejczyk

Na drodze krzyżowej, na drodze zbawienia, nie było przypadków. Mimo iż dzieło zbawienia dokonałoby się i bez udziału Szymona, to on nie znalazł się tam bez woli Boga. W swojej codzienności spotkał umęczonego Chrystusa dźwigającego krzyż. Ani się tego spodziewał ani pragnął. I pewnie mocno się opierał, skoro żołnierze musieli go przymusić do pomocy Jezusowi. Może czuł gniew, upokorzenie, bunt, miał poczucie niesprawiedliwości i nie myślał o Chrystusie najlepiej. Zachował się jak większość z nas, doświadczających niezawinionej krzywdy, bólu, choroby, cierpienia. W tym momencie Szymon nie rozpoznawał w Chrystusie Zbawiciela, jego serce nie słyszało niezwykłej łaski zaproszenia do udziału w dziele zbawienia.

Często własne trudności przesłaniają nam cały świat, patrzymy na nie w odwróconej perspektywie, nie widzimy, że całą mękę dobrowolnie przeżył Jezus, a my jedynie bywamy powołani do roli Szymona Cyrenejczyka.

VI/  Weronika

Łotrzy nie tylko umierali z Jezusem. Cała droga Jezusa na miejsce kaźni wiodła wśród nich. Ale i tam, między wrzeszczącymi, biczującymi słowem i nienawistnymi spojrzeniami był też ktoś, kto w Nim -  sponiewieranym, poniżonym, pełnym bólu – widział człowieka. Ten odruch taki prosty: otrzeć twarz, współczuć i być z nim.

To bardzo trudne.

VII/  Drugi upadek

Jezu, nie mam wątpliwości, że do siły razów i uderzeń przyczyniłam się także i ja swoimi grzechami ciągle popełnianymi. Jak niegdyś wobec katów okazałeś nadludzką cierpliwość, tak teraz okazujesz ją wobec mnie. Daruj, Jezu, moje nowe upadki, i daj siłę do systematycznej pracy nad sobą.

VIII/  Płaczące niewiasty

Jezu Chryste, Synu Boga żywego! Ty widzisz nasze zagrożenia i stajesz się Pokarmem specjalnie dla nas przeznaczonym. Daj nam swoją siłę. Nie pozwól się zagubić. Niech poza Tobą nie będzie dla nas głodu i pragnienia.

IX/  Trzeci upadek

Upadek u kresu drogi, z wyczerpania swoich sił, z niemocy, w której teraz inni będą mnie ciągnąć. To znów upokarza i boli, ale inaczej nie dotrę do celu. Patrzyłam kiedyś na powój pnący się po ogrodzeniu, jak wykorzystywał każdą możliwość, jak każda przeszkoda stawała się kolejnym stopniem pomocnym do wspięcia się wyżej, ku światłu

Bez Ciebie, Jezu, nic nie mogę uczynić, a z Tobą wszystko jest łaską..

X/ Obnażenie

Jezus wiedział jak będzie przebiegała Jego męka. Obnażył się przed ludźmi nie tylko ze swoją fizyczną nagością. Pokazał wszystkie swoje rany, krew, bezradność, umęczenie, wstyd. Niczego nie zakrył, nie ukrył. Chciał abyśmy Go takim widzieli. Nagim do głębi duszy.

I takimi chce mieć nas przed sobą. I takie stanięcie przed Bogiem ma sens. W prawdzie, bez osłonek i kłamstwa. Oto tak właśnie ze mną jest, Boże – tu są moje zranienia i mój ból, a tu mój grzech. Tak wyglądam i Ty o tym wiesz. I tylko przed Tobą mogę to wszystko obnażyć. Abyś zbawił.

XI/ Przybicie do krzyża

Ostre gwoździe rozrywają ciało. Ból nie do zniesienia – a jednak pokora i wielka wiara, że to jest wypełnienie woli Ojca.

XII/ Śmierć Jezusa

I dla mnie nadejdzie kiedyś chwila opuszczenia tego świata. Moje doczesne życie byłoby bezcelowe, gdybym nie żył wiecznie. Jezu, spraw, bym w chwili śmierci z mocną wiarą mógł powiedzieć: Ojcze miłosierdzia, który mnie chroniłeś od złego i zbawiasz od śmierci wiecznej, w Twoje ręce oddaję ducha mego.

XIII/  Zdjęcie z krzyża

Jezu Chryste, Synu Boga żywego! Ty powierzyłeś się naszym rękom. Twoja pokora jest źródłem naszej siły. Uczyń z nas narzędzia Twego pokoju. Niech nasze usta głoszą Twoje zbawienie.

XIV/  Złożenie do grobu

Złożono ciało w grobie, zatoczono wielki kamień. Czas nie-Obecności, bolesnej utraty, czas ciemności, poczucie opuszczenia, bezsilnego czekania. Pozostała pamięć o słowach i czynach – tyle mi powiedział, tylu cudów dokonał. Mam teraz nie skupiać się na sobie, swoich brakach, ale razem z Nim powierzyć się Ojcu, ufnie, jak dziecko. Już teraz dziękować Mu, wielbić.

Czas samotności i opuszczenia to wezwanie do odkrywania w sercu przestrzeni spotkania z Bogiem tak jak On chce mi się udzielać. Powierzenie się Jego prowadzeniu w modlitwie i służbie, by ufnie „szukać i znajdować Go we wszystkim, kochać... służyć...”

XV. Zmartwychwstanie

Jezus w całym swoim ludzkim życiu i na drodze męki krzyżowej miał cel – nasze zbawienie, zmartwychwstanie i życie wieczne. I tylko kierując się perspektywą Chrystusa możemy godnie przejść przez życie i udźwignąć krzyż swój i innych ludzi.

Panie Jezu, powierzamy się Tobie prosząc abyś nas w tej drodze z Tobą i za Tobą prowadził ku przemianie naszych serc. Jak bardzo potrzeba nam Twojej prawdy i miłości. Prosimy, aby świadectwo Twojego oddania Bogu i ludziom w miłości „do końca” głęboko nas poruszyło, abyśmy bardziej troszczyli się w modlitwie i działaniu o to co jest bólem, cierpieniem Twoim, Jezu,  i świata

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami

Zamyślenie świąteczne

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążenie jesteście, a Ja Was pokrzepię

Wydarzenie Bożego Narodzenia jest przykładem spełnienia proroctwa, zapowiedzianego już w Starym Testamencie. Oto Bóg w postaci Człowieka przyszedł w nasz ziemski czas. Bóg wcielił się w ten świat. Wszystko od tej chwili zyskuje nowe znaczenie. Człowiek może być świątynią Boga, nosić Go w swoim sercu i dzielić się Nim z innymi. Od tego czasu Bóg szczególnie pragnie przemawiać i udzielać się nam przez drugiego człowieka. Jak ważna staje się, zatem, uważność na Boga mieszkającego w drugim człowieku i pokora, by zechcieć Go usłyszeć.  Nie jest najważniejsze, by wszystko rozumieć – co dzieje się ze mną czy z innymi. Ważne w usłyszeniu Boga jest poruszenie serca, umysłu…i pójście za tym poruszeniem, z pokorą szukania potwierdzenia u towarzysza duchowego (kierownika duchowego).

Przykładem dla nas może być Maryja - oddana Bogu w czystości - która usłyszała, że będzie Matką bez udziału mężczyzny i…odpowiedziała „TAK”. Nie rozumiała, ale się zgodziła, bo zaufała. Najpierw usłyszała od Boga, potem przekazała wieść Józefowi, nie obawiając się jego reakcji.

Warto też przyjrzeć się Józefowi, który dowiedział się od Maryi, że będzie miała Dziecko i nie rozumiał. Chciał czynić po ludzku, po prostu oddalić Maryję, by ratować Ją przed ukamienowaniem. Był jednak tak zasłuchany w Boga, że usłyszał Jego potwierdzenie. Uczynił tak, jak usłyszał. Już nie działał po ludzku, ale czynił to, czego pragnął Bóg.

A jak jest ze mną?

Co dzieje się w moim życiu, gdy usłyszę poruszenie w moim sercu?

Co dzieje się ze Słowem Boga w moim życiu?

Życzenia

Spróbujmy w tym świątecznym czasie podejść do siebie samych z miłością, nie żałując czasu na dłuższe zamyślenie, medytację. Przecież sam Bóg zapewnia nas, że: …ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły; biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą (Iz 40, 31). Przekazujmy innym, znajomym przyjaciołom, radość takich spotkań z Bogiem.

Nasze wspólnoty mają być wspólnotami prorockimi, jak zauważył O. Generał, nasz Asystent Światowej WŻCh, o. Adolfo Nicolás, który powiedział w czasie XV. Zgromadzenia Ogólnego w Fatimie w 2008 roku: „czuję, że zdecydowanie w tym kierunku zdążacie”. I dalej wyjaśnia, że prorok to ten, kto patrzy na świat oczami Boga, słucha Jego uszami i czuje sercem Boga.            

Niech w czasie Świąt Bożego Narodzenia i cały Nowy Rok 2009 prowadzą nas słowa św. Pawła: Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś {zobaczymy} twarzą w twarz. Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość – te trzy; z nich zaś największa jest miłość (1 Kor 13, 12-13)                    

W imieniu Rady Wykonawczej

Krystyna Seremak

Prezydent WŻCh w Polsce

Jeżeli Jezus umarł za rozproszone dzieci Boże, żeby zgromadzić je w jedno, więc ja też jestem w tym obecna. Widzę w tym swoją szansę i nadzieję. 

 

 

Elżbieta Czerkacz -  wspólnota Droga

 

Życie człowieka jest pytaniem. Odpowiedzią  jest Jezus Chrystus.

Medytacja J 11,45-53

 

Żeby rozszerzyć kontekst, warto przeczytać poprzedzający fragment z Ewangelii. Jest to fragment o wskrzeszeniu Łazarza.

Ewangelia mówi, że wielu spośród Żydów widząc dokonania Jezusa- uwierzyło w Niego.

Zatrzymałam się przy słowach uwierzyło w Niego.

Uwierzyło w Niego, bo zobaczyli że ma moc…

Myślę że nie można wyobrazić sobie większego znaku niż przywrócenie do życia osoby zmarłej, będącej w stanie rozkładu.

Nie wiem,  czego mogli oczekiwać od Jezusa świadkowie  tych wielkich, nadzwyczajnych znaków. Myślę że mogli oczekiwać że będzie przywódcą narodu, że wyzwoli z ucisku i podległości wobec Rzymu, może coś jeszcze…

A jak jest ze mną rozważającą  te słowa i wczuwającą się w wydarzenia w domu Marii.

Z czego wynika moja wiara?....

Czy mam doświadczenie znaku, który dotknął  mnie tak mocno, że uwierzyłam w Niego?...

W tym fragmencie jest konkretny znak: przywrócenie do życia Łazarza, który był martwy.

Czy w moim własnym kontekście życia nie byłam świadkiem takich zdarzeń?

Czy widziałam umarłych, którzy ożyli?...

Może tym umarłym, poddanym rozkładowi byłem, byłam ja sama?....

Byłam umarła, a żyję…

Czy to dostrzegam, czy w to wierzę?.....

Reflektując dalej fragment Ewangelii widzimy, że Jezus poprzez swoje życie, naukę i znaki staje się zagrożeniem dla struktury władzy świątynnej, co też przekłada się na cały naród Izraela.

W Sanhedrynie powstaje  wielki lęk przed możliwością dalszej konfrontacji z Jezusem. Jezus staje się niebezpieczny dla wielu. Więc żeby ochronić  status quo powstaje decyzja - zabić Jezusa.

Możemy się tu zatrzymać i uczynić wgląd w siebie wraz z pytaniem: jak bardzo chronię swoje status quo w różnych obszarach życia?...

Od jakiej konfrontacji uciekam?.....          

Co jest we mnie martwe, co wymaga uzdrowienia, przywrócenia do życia?

Do czego trudno mi się przyznać?

Jakie lęki otamowują otwartą prośbę o pomoc i uzdrowienie?

I jeszcze bardzo istotny fragment z proroctwa Kajfasza:

…że Jezus miał umrzeć za naród, a nie tylko za naród, ale także by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno.

Jeżeli Jezus umarł za rozproszone dzieci Boże, żeby zgromadzić je w jedno, więc ja też jestem w tym obecna. Widzę w tym swoją szansę i nadzieję.

Logika Ewangelii jest prosta:

Jezus umarł za mnie, żyję  w rozproszeniu, chce przywrócić mi życie które prowadzi do jedności.

Jak to rozumieć?

Szukałam znaczenia kluczowych słów z tego akapitu.

Rozproszenie, jedność - co to znaczy?

Nie doszukałam się głębokich wyjaśnień, ale nawet z tych które brałam pod uwagę wychodziło, że rozproszenie to rodzaj rozbicia , natomiast jedno można rozumieć jako scalenie.

Przyglądając się życiu wokół nas nie trzeba być wnikliwym obserwatorem by widzieć niezwykle rozproszoną rzeczywistość, która wpływa również na nasze konkretne życie.

Jesteśmy bombardowani tysiącami różnorodnych bodźców, tracimy grunt i nie wiemy w jakim miejscu jesteśmy. Zagubieni chcemy odzyskać kontrolę, podejmować decyzje w sprawie życia, aż nagle nie wiedząc kiedy tracimy sprzed oczu Tego, w którego uwierzyliśmy.

Zaczynamy być bogami sami dla siebie….

Potrzebujemy wyjścia z rozproszenia i ciemności do światła, żeby odnaleźć drogę do jedności z Bogiem, ze sobą i drugim człowiekiem….

Jezus umarł aby zgromadzić nas w jedno, rozproszone dzieci Boże, ale umarł też, by w moim sercu rozbitym często na kawałki- mógł dokonać się cud uzdrowienia.

Za wielką cenę zostaliśmy nabyci. Za cenę bezcennej krwi Chrystusowej.

Prośmy też byśmy w naszym zagubieniu i rozproszeniu widzieli wspólnotę WŻCH, jako miejsce udzielającej się łaski.

Wspólnota którą   tworzymy jest odzwierciedleniem nas samych.

Przemiana każdego z nas przemienia społeczność którą współtworzymy.

Przemieniajmy się w Chrystusie mocą Jego Paschy.

„Skarbnica modlitw”  (WAM 1997  )

Szukać i znaleźć Ciebie

Dobry jesteś, Panie, dla duszy,

która Ciebie szuka.

Ale jaki jesteś dla tej,

która Cię już znalazła!

A jednak, rzecz to dziwna,

nikt nie może Cię szukać,

jeśli Cię już nie znalazł.

Pozwalasz się znaleźć,

żeby Cię znów szukano,

i chcesz być szukany,

ażeby pozwolić się znaleźć.

                 / Św. Bernard/

 

Zabierz moje uczucia

Panie, otwórz moje serce.

Wejdź w to miejsce buntu.

Zabierz moje uczucia,

które świat Ci ukradł.

Odbierz je, bo one należą do Ciebie

jako danina, którą Ci jestem winien.

W moim sercu jest tak bardzo wyryty obraz świata,

że Twój obraz już tam nie jest poznawalny.

Ty sam, Panie, tylko Ty mogłeś stworzyć moje serce

i Ty sam możesz je stworzyć na nowo.

Ty sam mogłeś utworzyć w nim Twój obraz

i możesz wyryć na nowo Twój wymazany obraz.

Panie, wszystko co nie jest Tobą,

nie może zaspokoić mojego wyczekiwania.

                                     /Blaise Pascal/

 

Chcę iść do Ciebie w prostocie

Panie, dość się naczytałem o Tobie,

dość się nasłuchałem o Tobie,

dość się nagadałem o Tobie.

Chciałbym się zbliżyć do Ciebie

w ciszy i prostocie.

Pozwól mi zamknąć książki.

Niech między nami - Tobą i mną -

nic już nie stoi.

Pozwól mi przyjść do Ciebie.

Pozwól mi zanurzyć się po prostu

w Twojej obecności.

Niech Twoje Serce

samo mówi do mego serca.

Pragnę iść do Ciebie

w prostocie serca.

          /Mnich Kościoła Wschodniego/

 

Zostań ze mną

Zostań ze mną, Panie,

bo konieczna jest mi Twoja obecność,

żeby nie zapomnieć o Tobie.

Ty wiesz, jak łatwo opuszczam Ciebie.

Zostań ze mną, Panie,

bo jestem słaby.

Potrzebuję Twojej siły, ażeby nie upaść.

Bez Ciebie nie ma we mnie gorliwości.

Zostań ze mną, Panie,

bo tylko Ty jesteś moim światłem.

Ukaż mi Twoją wolę,

ażebym usłyszał Twój głos i poszedł za nim.

Zostań ze mną, abym był Tobie wierny. 

Moja biedna dusza pragnie być dla Ciebie                                               

miejscem pocieszenia.

Zostań ze mną, Panie,

bo robi się późno i dzień się już nachylił.

Życie przemija, wieczność się przybliża...

Trzeba odnowić moje siły, abym nie ustał w drodze.

Zostań ze mną, Panie, bo tak Cię potrzebuję

w tej nocy życia pełnej niebezpieczeństw.

Nie żądam pocieszeń Boskich, bom na nie nie zasłużył,

ale proszę o dar Twojej obecności.

O tak, Panie, proszę Cię, zostań ze mną, 

bo tylko Ciebie szukam,

Twojej miłości, Twojej łaski, Twojego Ducha.                                    

Kocham Cię i proszę o jedną tylko nagrodę,       

żebym Cię kochał coraz więcej

          /Ojciec Pio/

 

Imię Jezusa

Pomóż mi, Panie Jezu!

Pomóż mi dobrze wypowiadać Twoje Imię,

Dobrze modlić się Twoim imieniem.


Jestem słaby – Imię Twoje, Jezu, jest moja mocą.

Jestem w ciemnościach, gubię się

Imię Twoje, Jezu, jest mi tarczą,

Broni mnie w każdym niebezpieczeństwie.


Jestem stary i bliski śmierci

Imię Twoje, mój Jezu, Synu Ojca i Maryi,

Prowadzi mnie w Duchu Świętym

Do Ojca i do Matki.


Mam wszystko w Twoim Imieniu, mój Jezu.

Wystarcza mi Twoje Imię.

Wołam Cię Twoim Imieniem:

Panie Jezu, przyjdź!

                  /Anthony.de Mello SJ/

Cyprian Kamil Norwid Modlitwa dziecka. Akwaforta 1855
                        

Ci, którzy świadomie podążają ku wieczności, wiedzą, że modlitwa jest niezbędna w tej wędrówce. To oddech duszy, źródło siły i harmonii. W Ewangelii widzimy Jezusa, który pielgrzymując, modli się, naucza, dokonuje cudów... I znów się modli. Modlitwa towarzyszy MU nieustannie. Zanim podejmie działalność apostolską, przebywa na pustyni, aby się modlić. Nim wybierze dwunastu, poświęca się całonocnej modlitwie. Wreszcie przed męką w ogrodzie Getsemanii przyjmuje Wolę Ojca w krwawym modlitewnym zmaganiu.
Są różne rodzaje modlitwy...

Tutaj zamieszczamy teksty modlitw dla nas ważnych oraz nasze przemyślenia i komentarze do nich. Szukamy także odpowiedzi, jak się modlić.

NA początek modlitwa najważniejsza, bo nauczył jej nas sam Pan Jezus:
 Ojcze nasz, który jesteś w niebie, 
 niech się święci imię Twoje!
 Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj;
 I przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili;
 I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!
               Mt. 6, 9-15
Jestem dzieckiem 

 

Ojcze Nasz to modlitwa błagalna, a taka właśnie najmocniej oczyszcza serce i zapewnia stanięcie przed Bogiem w prawdzie, jak twierdzi A. de Mello. Zaleca on również, aby właśnie od modlitwy błagalnej rozpoczynać medytację. 
 
Modlitwę Ojcze nasz powtarzam tak często, że nieraz staje się to automatyczne. Fraza za frazą, choć w pełni modlitewnej postawy. Staram się więc poszczególne fragmenty dopełniać przemyśleniami z moich medytacji czy lektur duchowych. Najpierw przyjmowałam je z trudem, siląc intelekt i pamięć. Z czasem wypełniły moje serce.
Proces rozpoznawania modlitwy, której nauczył nas Jezus, nieustannie we mnie trwa. Dopełnia się w zależności od moich życiowych potrzeb, wiedzy, oczytania i uduchowienia. W danym momencie moją uwagę zaprząta mocniej jedna fraza, w innym druga...
 
Wygląda to tak, jakbym wraz z wiekiem traciła zdolność zwracania się do Boga jak do Ojca w niebie, ja Jego dziecko... Trzeba się bowiem wtedy przyznać, że od kogoś zależę, na nic moja dojrzałość, niezależność. Wobec Boga jestem ciągle dzieckiem. Odmawiać "Ojcze Nasz", to znaczy powracać do prawdy o dziecięctwie bożym.
 
Grażyna  
16 października 2005
Jestem dzieckiem 

 

Ojcze Nasz to modlitwa błagalna, a taka właśnie najmocniej oczyszcza serce i zapewnia stanięcie przed Bogiem w prawdzie, jak twierdzi A. de Mello. Zaleca on również, aby właśnie od modlitwy błagalnej rozpoczynać medytację. 
 
Modlitwę Ojcze nasz powtarzam tak często, że nieraz staje się to automatyczne. Fraza za frazą, choć w pełni modlitewnej postawy. Staram się więc poszczególne fragmenty dopełniać przemyśleniami z moich medytacji czy lektur duchowych. Najpierw przyjmowałam je z trudem, siląc intelekt i pamięć. Z czasem wypełniły moje serce.
Proces rozpoznawania modlitwy, której nauczył nas Jezus, nieustannie we mnie trwa. Dopełnia się w zależności od moich życiowych potrzeb, wiedzy, oczytania i uduchowienia. W danym momencie moją uwagę zaprząta mocniej jedna fraza, w innym druga...
 
Wygląda to tak, jakbym wraz z wiekiem traciła zdolność zwracania się do Boga jak do Ojca w niebie, ja Jego dziecko... Trzeba się bowiem wtedy przyznać, że od kogoś zależę, na nic moja dojrzałość, niezależność. Wobec Boga jestem ciągle dzieckiem. Odmawiać "Ojcze Nasz", to znaczy powracać do prawdy o dziecięctwie bożym.
 
Grażyna  
16 października 2005

Ojcze Nasz, któryś jest w niebie...


Pozwoliłeś mi się odkryć jako Ocean Miłości Miłosiernej

 

Jesteś Miłością nieograniczoną i niekończącą się

 

W Tobie roztapiają się moje negatywne emocje: żal, gorycz, zwątpienie..., rozpacz... W każdej chwili mego kruchego życia mogę zanurzyć się w Tobie cała, by doznać oczyszczenia, uleczenia i powrócić na nowo do tej prawdy, że jesteś Miłością.


Miłością wierną i niezmienną

Boże Ojcze - Ojcze Świateł(JK. 1,17), gwiazd i planet. Ciała niebieskie nieustannie podlegają przemianom, znikają planety i gasną światła, by powstały i zapaliły się nowe, które przepadną. A w Tobie, Boże "nie ma przemiany ani cienia zmienności", Ty jedynie pozostajesz niezmienny. Jesteś u początku. Na Tobie mogę się oprzeć.


 

Ojcze Przedwieczny, Istnienie Samoistne, Pierwsza przyczyno wszystkiego co dzieje się na świecie i w moim życiu


 

Najczulszy z Ojców, Panie wszelkiej pociechy,

 

Tak Cię wzywam w chwilach największego smutku, zagubienia i niepokoju.


 

Boże Żywy, który jesteś Osobą, więc Istotą wolną. Możesz postąpić, jak chcesz i przyjść, kiedy chcesz. Tej, Boże, Twojej Twarzy ciągle się jeszcze lękam. Nie mogę narzucić Ci mojej woli. Nic nie musi się dziać po mojej myśli. Twoją wolę względem mnie przyjmuję nieraz w buncie, a potem, gdy spojrzę wstecz,  przychodzi namysł: to decyzja najlepsza z możliwych. Czym bowiem moja mądrość wobec Twojej? Przecież nie jestem w stanie zapanować nad złem, któremu nieustannie ulegam.


 

Boże, ciągle szukam Twego Imienia, którym mogłabym Ciebie nazywać – bym poczuła Twoją bliskość.


 
 
Przyjdź Królestwo Twoje
 

Oddaję Ci, Boże, moje relacje z drugim człowiekiem.

 

Cechą Bożego Królestwa jest harmonia idealna, miłość i jedność pomiędzy ludźmi. Osiągnę je dopiero po śmierci mego ziemskiego ciała. Jednak Królestwo Boże już jest pomiędzy nami, niepełne i niedoskonałe.

 

"Miłość jest oporem wobec negatywnych sił niszczących i wprowadzających podział. Nie jest brakiem sytuacji konfliktowych, sprzeczek i kłótni, różnic zdań. Jest ciągłym przezwyciężaniem takich sytuacji, trudem podejmowanym dzień po dniu" (C.M. Martini: Bóg żywy)

 

Nie zaprzestawać poszukiwań. Podejmować próby. Nigdy się nie zniechęcać. Odrywać urodę świata i życia pomimo ich niedoskonałości. Pomimo mojej niedoskonałości. Szukać - mimo porażek - dobroci, miłości i cierpliwości w sobie i w drugim.


 

Oddaję Ci Panie, tę cienką nić, którą połączyłeś mnie ze Sobą. Tak trudno mi ją odnaleźć w mojej codzienności. Daj mi siłę i wrażliwość na ciągłe jej poszukiwanie, jej odnajdywanie. Czuję, że ta więź jest zagrożona z każdej strony: przez przesyt moich oczekiwań i działań oraz zaniedbania. Strzeż we mnie umiaru. 


 
 
I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom
 

Przebaczać najtrudniej. I sobie, i Bogu, i innym.

 

Zaakceptować niepełność i ułomność człowieka. Zgodzić się na jego i własną kruchość, dopuścić prawo do błędu, do niedoskonałości. Nie muszę być perfekcjonistką, która będzie zadręczać siebie i otoczenie nadmiernymi wymaganiami. Jeśli zgodzę się na niepełność własną.


 

Grażyna
Psalm 51-moja modlitwa

 

Ulituj się nade mną Boże w swoim przebaczeniu
W ogromie Twej miłości wejrzyj na mą słabość
Naucz mnie ufności w Tobie
I oczyść z niedowiarstwa
Uznaję bowiem, że znasz mnie lepiej
I moją letniośc w wierze
Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłam
I zablokowałam Twoją łaskę
A Ty szanujesz moją wolnośc
I pragniesz zawsze mego szczęścia
Oto zgrzeszyłem jęcząc zamiast ufać
Grzech zaćmił, że Ty wszystko możesz
A Ty nagradzasz tych, którzy Ci ufają
Naucz mnie tajników zaufania
Przyjmij moją słabośc, a stanę się czysta
Zmuj moje grzechy, bym wielbiła Cię bez przeszkód
Spraw, bym zawsze Twój głos słyszła
I nie ustawała w rozsiewaniu Twej radości
Wejrzyj na moją nieprawość
I wkładaj swoje słowa w moje usta
Stwórz we mnie serce miłujące
I odnów moje zawierzenie w Tobie
Nie odrzucaj mnie w mojej nędzy
I nie gardz moją małą wiarą
Przywróć mi radość z Twojego zwycięstwa
I wzmocnij me świadectwo o nim
Przywróć mi radość z zaufania Tobie
I postaw straż moim wargom
Chcę, aby poprzez moje uczynki
nawrócili się do Ciebie grzesznicy
Od mojej głupoty uwolnij mnie Boże, mój Zbawco
Niech mój język opowiada Twe cuda
Napełnij moje usta Panie
Pieśnią chwały i dziękczynienia Tobie
Ty bowiem nie radujesz się niedowiarkami
I nie chcesz ofiary, chocby była największa
Moją ofiarą, Boże, pokora i bojaźń
Ty nie gardzisz pokornym i tym, co Ci ufsa
Panie,okaż mi miłosierdzie w swej dobroci
oytwórz wreszcie ślepe oczy mej wiary
Wtedy będą Ci się podobać moje uczynki
Wtedy objawi się Twoja chwała.
               

 

Dorota Kujawa na podst. Psalmu 51
 

Rozważania o modlitwie - o.Leszek Gołębiewski SJ

________________________________

 

Modlitwa jest rozmową

 

Modlitwa jest rozmową z Bogiem. Bóg jest osobą. Rozmawiać można tylko z osobą. Rozmowa rodzi się w myśli, kształtują ją słowa skierowane do Boga, w którego wierzymy, którego przeczuwamy. Bóg przenika wszystko: działa w przyrodzie, jest w umyśle i w sercu człowieka. Bez Niego nie moglibyśmy myśleć, kochać, tworzyć dzieł techniki i sztuki.

Bóg objawił się ludziom, mówił do nich przez natchnionych pisarzy, a najpełniej objawił się przez Jezusa Chrystusa mówiąc do nas naszym językiem. Czujemy jednak, że Jego myśli nie mieszczą się w naszych słowach. Stąd rozmowa z Nim jest łatwa i niełatwa zarazem. Łatwa, bo On wszystko rozumie. Niełatwa, bo nam czasami tak trudno Go zrozumieć. Bo to, co On mówi, jest tak różne od tego, co naokoło słyszymy, i dlatego nieraz trudno się nam z Nim porozumieć.

Istnieje jednak płaszczyzna, gdzie dokonać się może głębokie porozumienie między nami. Stanowi ją serce. Serce Boga i serce człowieka. Serce nie potrzebuje słów. Serce rozumie, że w tym, co niezrozumiałe i niepojęte kryje się największa miłość Ojca. Jeżeli ma to być prawdziwa rozmowa, musi być szczera, w przeciwnym razie nie będzie ona prowadzić do porozumienia, do wzajemnego zbliżenia się dwóch osób: Boga i mnie. Modląc się, rozmawiając z Bogiem – muszę być sobą i muszę zarazem starać się zrozumieć Boga, Ojca, który mnie nieskończenie kocha i właśnie dlatego wiele ode mnie wymaga. Moja modlitwa często nie jest prawdziwa, ponieważ mój stosunek do Boga jest zafałszowany. Muszę stale pamiętać o tym, że Bóg chce przede wszystkim mojego serca i że tak długo nie da mi spokoju, dopóki Mu go wreszcie nie otworzę.

  

Modlitwa jest dialogiem

 

Modlitwa jest dialogiem między Bogiem i człowiekiem. Aby ten dialog był możliwy człowiek musi najpierw usłyszeć Boga. Bóg mówi do nas poprzez swoje słowo. Ono rodzi w nas duchowe pragnienia i wewnętrzne natchnienia: pragnienie głębszej i dłuższej modlitwy, pragnienie większej szczerości i uczciwości, pragnienie ofiarniejszego służenia innym.

Bóg mówi do nas nie tylko poprzez pragnienia i wewnętrzne natchnienia, ale także poprzez fakty. Życiowe porażki i trudne sytuacje, pogoda i radość życia, zagrażające nam niebezpieczeństwa czy ich uniknięcie – na te i wszystkie inne doświadczenia trzeba nam patrzeć jako na znaki, poprzez które Pan Bóg pragnie nas pouczać i prowadzić do siebie. Wszystkie zdarzenia historii życia, każdy jej dzień jest miejscem przemawiania Boga do nas.

Słuchanie Boga jest jednak rzeczą ogromnie trudną. Człowiek jest bowiem istotą rozdartą. Oprócz głosu Boga dają się w nim słyszeć inne głosy: głosy ludzkich nieuporządkowanych pragnień i potrzeb, głosy namiętności i żądz. W tych ludzkich głosach działa nieprzyjaciel Boga i człowieka – zły duch. Nieuporządkowane pragnienia stwarzają w nas wewnętrzny chaos i zamęt tak, że stajemy się niezdolni do słuchania czegokolwiek poza sobą.

Modlitwa wymaga oczyszczenia i uwrażliwienia naszych uszu. Trzeba wpierw starać się wyciszyć w sobie inne głosy, które są wrogie słowu Boga: egoistyczne pragnienia, żądzę posiadania, chęć znaczenia, głód doznań. Dopiero wówczas staniemy się zdolni do słuchania i przyjęcia słowa Bożego.

  

Wierność modlitwie

 

Dla współczesnego człowieka jedną z najtrudniejszych spraw jest wierność w relacjach międzyosobowych. Niewiernością nacechowane są dziś niemal wszystkie więzi międzyludzkie. Niewierność ujawnia się zwłaszcza w życiu rodzinnym i małżeńskim. Niewierność ujawnia się również w relacji do Boga. Wielu ludzi dzisiaj łatwo rezygnuje z aktywnego życia religijnego tłumacząc się brakiem czasu. Dla wielu życie duchowe wydaje się już być tylko luksusem, na który mogą sobie pozwolić jedynie mnisi.

Aby nasza modlitwa mogła wpływać na nasze życie i przemieniać je, musi być wierna. Nie wystarczy chwilowy zapał i entuzjazm. Kiedy człowiek wchodzi w głęboką relację z Bogiem i pragnie, aby Bóg zawładnął jego życiem, to musi mieć świadomość, że rozpoczyna się w nim nowe życie. Wymaga ono troski, ofiary i pracy.

W naszym życiu możemy mieć chwile, w których modlitwa będzie przychodzić łatwo. Częściej jednak będziemy doświadczać trudu modlitwy. Nierzadko staniemy przed jakąś pustką wewnętrzną, jakby niemożnością wydobycia z siebie czegokolwiek. Nieraz ogarnie nas niepokój i lęk o siebie, wątpliwości, czy nasza modlitwa ma sens. W takich chwilach dialog z Bogiem jest trudny. Wierność modlitwie wymaga wówczas zmagania wewnętrznego. Tej wierności na modlitwie domaga się od nas Jezus.

Wierność modlitwie to nie tylko wierność czasowi modlitwy, ale przede wszystkim wierność wezwaniu, które Bóg kieruje do nas, wierność Jego miłości, Jego woli. Ta właśnie wierność wymaga jedności pomiędzy czasem modlitwy a naszym życiem. Wierność Bożemu wezwaniu usłyszanemu na modlitwie sprawia, że modlitwa przemienia życie; być może bardzo powoli, ale widocznie.

  

Rozproszenia na modlitwie

 

Często narzekamy na rozproszenia na modlitwie. Rozproszenia mogą być jednak przez nas traktowane nie tylko jako przeszkoda w rozwoju naszej modlitwy, ale także jako pomoc w jej oczyszczaniu. Nie należy się ich obawiać ani wstydzić. Należy je potraktować na serio. Mogą one stać się źródłem wiedzy o nas samych. Kiedy rozproszenia powtarzają się w sposób systematyczny, powinniśmy pytać siebie o ich przyczyny.

Rozproszenia mogą wynikać z różnych powodów. Zewnętrzne przyczyny naszych rozproszeń, takie jak: zmęczenie fizyczne lub psychiczne, nieodpowiednie miejsce lub nieodpowiedni czas modlitwy, brak wewnętrznego skupienia i koncentracji, mogą być przez nas stosunkowo łatwo przezwyciężone. Dobra modlitwa wymaga spełnienia pewnych podstawowych warunków, które należy poznać i dostosować się do nich.

Rozproszenia mogą wypływać także z głębszych, dotychczas nierozwiązanych problemów naszego życia. Mogą być zewnętrznym objawem niedojrzałości uczuciowej, nieuporządkowanych potrzeb emocjonalnych, czy głębokich zranień uczuciowych. Jeśli np. osoba podatna na urazy, zostanie choćby w najmniejszym stopniu zraniona przez kogoś, wówczas modlitwa może być dla niej czasem, w którym często wracają odczucia żalu, skrzywdzenia, niechęci czy nawet nienawiści. W takiej sytuacji nie wystarczy zmienić zewnętrzne okoliczności, np. bardziej skoncentrować się i wyciszyć, zmienić miejsce lub czas modlitwy. Trzeba wejść w postawę urazowości, by leczyć jej głębokie korzenie. Sama modlitwa stanie się wówczas nie tyle miejscem walki z rozproszeniami, ile raczej miejscem rozwiązywania problemów.

  

Modlitwa we wspólnocie

 

Modlimy się do Boga indywidualnie, ale jeszcze bardziej, gdy gromadzimy się wspólnie na modlitwie. Chrystus obiecał swoją szczególną obecność i wstawiennictwo tam, gdzie przynajmniej dwóch zgromadzi się w Jego imię.

Modlitwy wspólnotowej najłatwiej nauczyć się w rodzinie, wśród osób bliskich, czując wzajemną bliskość i odpowiedzialność za siebie przed Bogiem. W Kościele wśród obcych trudniej jest uświadomić sobie braterstwo. Wymaga to osobistej refleksji. Chrystus, obecny w szczególny sposób w czasie Mszy św., włącza nas wszystkich przez modlitwę w swoją Ofiarę, jednoczy w Komunii św. Aby w pełni i we wspólnocie przeżyć modlitwę w Kościele, trzeba dobrze znać występujące w niej teksty. Stąd konieczność osobistego ich przemyślenia i przemodlenia.

W Kościele powstaje coraz więcej grup modlitewnych różnego rodzaju. Zjawisko to jest jak najbardziej pożądane, bo właśnie w grupie, której członkowie coraz lepiej się poznają, powstaje łatwiej poczucie wspólnoty. Kształt modlitwy jest tu różny od tego, jaki spotykamy w czasie liturgii czy w czasie innych nabożeństw. Modlitwa przybiera tu charakter spontaniczny i bardziej osobisty.

Celem modlitwy wspólnej nie jest jedynie to, by człowiek czuł się dobrze w grupie, lecz chodzi o przeżycie wspólnoty w Chrystusie. Chodzi o głęboką, wewnętrzną przemianę człowieka, o rozwój jego ofiarnej miłości do Boga i do ludzi.

Z modlitwy wspólnotowej rodzi się żywy Kościół, rodzina dzieci Bożych, która w zjednoczeniu z Chrystusem chwali Boga w Trójcy Jedynego, dziękuje za otrzymane łaski, prosi o nawrócenie i odpuszczenie grzechów oraz zanosi błagania w różnych potrzebach.

  

Gdy modlitwa wydaje się bezowocna

 

Doświadczenie rozczarowania, zawodu na modlitwie jest naszym subiektywnym odczuciem. Pan Bóg nigdy nas nie zawodzi. Zawodzą nas natomiast nasze własne uczucia i oczekiwania. Kiedy czujemy się rozczarowani, zawiedzeni, czy nawet oszukani przez Boga, to najpierw powinniśmy się zapytać, czego oczekiwaliśmy od Boga i od modlitwy? Z jakimi pragnieniami, odczuciami i oczekiwaniami wchodziliśmy w modlitwę?

Modlitwa nie może być sposobem manipulowania Bogiem, próbą nakłonienia Go do kroczenia naszymi drogami. Powinna być raczej „miejscem” szukania i poznawania woli Bożej. Dobrym przykładem osoby zawiedzionej w rozmowie z Jezusem może być człowiek, który zwrócił się do Niego z prośbą o rozstrzygnięcie sporu z bratem: Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem. Lecz Jezus mu odpowiedział: Człowieku, któż mnie ustanowił rozjemcą lub sędzią nad wami” (Łk 12,13-14). Jezus nie stanął po stronie proszącego, lecz zaczął mu mówić o chciwości pragnąc naprowadzić go na odkrycie prawdziwej motywacji, którą się kierował w prośbie.

Pan Jezus nie wysłucha również naszych modlitw, jeśli będziemy próbowali przez nie wykorzystać Boga dla naszych ludzkich celów, potrzeb i pragnień. Odczucie zawodu na modlitwie może być dla nas wyzwaniem do oczyszczenia motywacji, która kryje się w naszych prośbach.

Odczucie bezowocności naszej modlitwy jest zaproszeniem do szukania nie naszej, lecz Bożej woli. Nie to, co mówimy stanowi modlitwę, lecz to, co Bóg urzeczywistnia w nas, gdy pozwalamy Mu działać.

  

Modlitwa przemienia życie

 

Modlitwa, aby była dobra, musi przemieniać życie. Nie to, co mówimy stanowi modlitwę, lecz to, co Bóg urzeczywistnia w nas, gdy pozwalamy Mu działać. Nie można sobie Boga „podporządkować”, trzeba być otwartym na Jego działanie. Prawdziwa modlitwa polega na tym, aby całkowicie poddać się Jemu oraz pozwolić Mu zawładnąć swym życiem i wszystko pozostawić w Jego rękach.

Aby tak się stało, potrzebny jest całkowity zwrot w naszym życiu polegający na wyrzeczeniu się zła i zwróceniu się ku Bogu. Nawrócenie oznacza przemianę serca i umysłu. Dokonuje się to stopniowo. Najpierw mamy do czynienia z nawróceniem, które pomaga w głębszym doświadczeniu Chrystusa, a dopiero w ślad za tym doświadczeniem otrzymujemy łaskę nawrócenia w całej pełni.

Tak było np. ze św. Pawłem, który uważał, że wyświadczał Bogu przysługę, prześladując Kościół. Dopiero po spotkaniu z Chrystusem uświadomił sobie swój grzech. Odtąd nazywał siebie najmniejszym z apostołów. Doszło nawet do tego, że uważał się za pierwszego z grzeszników. Żeby jednak pojąć to wszystko, musiał najpierw spotkać Pana.

Etapy nawrócenia, przez które przechodzi większość ludzi, dobrze wyraża modlitwa przypisywana św. Anzelmowi: „Panie, nasz Boże, udziel nam łaski, byśmy pragnęli Cię z całego serca, a pragnąc Cię, byśmy mogli Cię szukać i znajdować; a znajdując Cię, byśmy mogli Cię ukochać; a pokochawszy Cię, byśmy obrzydzili sobie to wszystko, od czego nas wybawiłeś. Amen”.

  

Modlitwa – wznoszeniem serca do Boga

 

Narzekamy często, że świat współczesny jest tak bardzo bezosobowy. Ludzie są wobec siebie obojętni, nikogo nie obchodzi to, że ktoś może być samotny, że jest w potrzebie. Osiągnięcia nauki, konstrukcje technologiczne, polityka i biurokracja, w których nie liczy się osoba, wydają się odgrywać coraz większą rolę we współczesnym życiu. Towarem, który można dobrze sprzedać i odnieść zyski staje się nawet wiara chrześcijańska. Człowiek popada też w drugą skrajność: wiara staje się tak zinstytucjonalizowana i zorganizowana, że staje się martwa. W tym wszystkim człowiek, który ma swoje uczucia, zniechęca się do życia duchowego i szuka rekompensaty w intensywnych, ale płytkich przeżyciach emocjonalnych.

Tymczasem większa wrażliwość w sferze uczuciowej człowieka jest właśnie owocem przyjęcia Ewangelii. Dobra Nowina o zbawieniu przenika sferę emocjonalną człowieka. Cali zostaliśmy odkupieni, z naszą uczuciowością włącznie. Budzi się w nas radość i pełni wdzięczności kierujemy nasze uczucia ku Bogu. Celem chrześcijańskiego życia nie jest jedynie wypełnianie umysłu wiedzą o świecie duchowym, ale przebudzenie duchowego wymiaru życia, które fascynuje, jest pełne mocy i ubogaca. Kiedy otwieramy nasze serce na Ducha Świętego, On nas przemienia tak, jak czarno biały film, który nagle zaskakuje całym bogactwem barw.

To właśnie znaczy wznieść serc do Boga. Ku Bogu wznosimy całe nasze człowieczeństwo, a konsekwencją tego jest życie pod kierownictwem Boga, z Jego inspiracją i tak, aby wszystkie sprawy skoncentrowane były na Nim. Otwierając się na Ducha Świętego doznajemy ożywienia tego, co w nas najbardziej ludzkie.

  

Modlitwa jest powierzaniem się Bogu

 

Modlitwa polega na zaufaniu. Aby się szczerze modlić trzeba nam ufności dziecka, które szuka schronienia w ramionach rodziców; trzeba nam zaufania, które usuwa wszelkie obawy. Dziecko, które otrzymało dużo miłości, będzie tym więcej kochać. Miłość, którą otrzymujemy od innych daje nam poczucie wartości niezbędne do tego, by kochać innych, ufać im i utrzymywać z nimi zdrowe relacje. To samo dotyczy modlitwy. Kiedy naprawdę przekonamy się, że należymy do Boga, ponieważ On nas pierwszy umiłował, będziemy zdolni do tego, by Go umiłować, zaufać Mu i być coraz bliżej Niego w zażyłej relacji.

Skoro zaś Bóg nas miłuje to znaczy, że nas zna. Prawdziwy przyjaciel mimo tego, że wie o mnie dużo zaakceptuje mnie, ponieważ mnie kocha. Bóg przenika nas, widzi nasze grzechy, te dziedziny, w których jesteśmy najbardziej bezradni i zagubieni. Jakieś dziedziny naszego życia mogą pozostawać ukryte przed przyjaciółmi, nawet przed nami samymi, ale nigdy przed Bogiem, który wie o nas wszystko. W Ewangelii znajdujemy wiele opisów tego, jak Jezus dokładnie wiedział, o czym ludzie myślą i co zamierzają w swoim sercu. Uczniowie Jezusa również zdawali sobie sprawę z tego, że ich serca są dla Niego przezroczyste, ale odczuwali jednocześnie, że Jezus rozumiał ich smutki, samotność, słabość i pokusy, które ich nękały.

Gdy powierzamy się ufnie Jezusowi i dzielimy z Nim wszystkie sprawy naszego życia, taka zażyłość z Nim przynosi zdrowie i równowagę całej osobie. Znika w nas wówczas rozdźwięk pomiędzy naszymi myślami a słowami, pomiędzy tym, co mówimy i tym, co czynimy. Pozostając w jedności z Bogiem, żyjemy w jedności z samymi sobą.

  

Otchłań ludzkiego serca

 

Człowiek sam dla siebie jest zagadką. Szukając uzasadnienia samego siebie, swojego życia, zapada w niezmierzone otchłanie własnej duszy. Wyczuwa, że istnieją w nim utajone głębie, do których nie ma dostępu według swej woli, a które przecież stanowią go. Widzi, że jest w nim splątany wir dążeń i możliwości i nie wie już sam, które są decydujące. Nie wie z czym ma się związać, co ma uczynić swym prawdziwym „ja”, od którego wszystko inne otrzymałoby miarę i kierunek. Gdy daremne okazują się wszystkie wysiłki dotarcia do czegoś, co na dnie ludzkiego serca byłoby jedynie ważne, trwałe i nieskończone, wtedy do człowieka rozczarowanego, zrozpaczonego poszukiwaniem sensu, przemawia słowo Boże: w otchłani ludzkiego serca jest Bóg Żywy, Święty, Nieskończony.

Jest w nas Bóg, który nie tylko wyzwala nas z samotności okalającej nasze serce, ale jest wewnątrz nas tym, co jedynie może być punktem wyjścia, byśmy zrozumieli, kim jesteśmy. Bóg jest w nas, bo nam o tym zaświadczył własnym słowem. I ten Bóg, który w nas żyje jako prawdziwa nieskończoność, nazywa się w słowie Pisma: Duchem Świętym. Jest głębią głębszą niż całe zło naszych otchłani, jest mocą mieszkającą poza całą naszą słabością.

Duch Święty wstawia się za nami westchnieniem niewypowiedzianym. On jest nie tylko Bogiem, przed którym zginamy kolana, lecz działa w nas, z nami i dla nas. Najbardziej wtedy, gdy spełniamy to, co rozstrzyga o naszym życiu: gdy się modlimy. Wówczas to, co wypowiadamy i co nasze tak zwane „ja” dostrzega, jest jak echo wołania, w którym Bóg sam siebie woła, raduje się wspaniałomyślnością swej nieskończoności.

  

Modlitwa i apostolstwo

 

Potrzeba Boga i rozmowy z Nim należy do głębokich tęsknot duszy ludzkiej. Na modlitwie wraca równowaga ducha, znika uczucie osamotnienia, bezradności i tego, że jesteśmy niepotrzebni. Świat przestaje być niesprawiedliwy i okrutny, staje się przyjazny. Dziwna moc rodzi się w nas na modlitwie. Modlitwa pozwala nam znieść troski i zmartwienia. Pozwala ufać, kiedy brak argumentów dla wiary. Z biegiem czasu zadomawia się w duszy modlącego się człowieka pokój wewnętrzny, harmonia w działaniu, a także zdolność znoszenia bólu, cierpienia, choroby i śmierci.

Pełne znaczenie modlitwy można dostrzec dopiero w świetle wiary. W życiu religijnym i moralnym człowieka modlitwa jest absolutnie konieczna i niczym innym zastąpić się jej nie da. Zachowanie przykazań Bożych, pokonanie grzechu, ostateczne wytrwanie w dobrem – przekracza ludzkie siły i możliwości. Do tego potrzebna jest łaska, którą wyprosić można tylko modlitwą. Wiara czerpie siłę z modlitwy, a modlitwa z kolei zakłada wiarę w Boga żywego. Gdzie się urywa modlitwa, wygasa również wiara. Nawet wtedy, gdy nasze dni przeciążone są ponad miarę pracą w służbie ludzi, nie może zabraknąć czasu poświęconego ciszy i modlitwie.

Każda nasza zasługa i modlitwa może być ofiarowana w intencji innych ludzi, może stać się ich duchowym wsparciem. Wiele łask spływa na świat bez naszych próśb, ale są takie dobra, które wyprosić może jedynie modlitwa. Modlitwa nie zna ograniczeń czasu i przestrzeni. Nawet najbardziej osobista, w samotności i ukryciu, zdolna jest w każdej chwili dotrzeć w najdalszy zakątek świata, dosięgnąć ludzi nie znających Chrystusa ani Ewangelii, przynieść pokrzepienie ofiarom głodu, wojen i niesprawiedliwości.

 
^

Naucz mnie swojego sposobu patrzenia na ludzi: gdy spoglądałeś na św. Piotra po jego zaparciu się Ciebie; gdy swoim wzrokiem przenikałeś serce bogatego młodzieńca i serca Twoich uczniów. Chciałbym Cię spotkać takim, jakim byłeś w rzeczywistości, albowiem przemieniałeś tych, którzy zetknęli się z Tobą bezpośrednio.

ZNAK 1980, Nr 311-312, s. 767-769

Pedro  Arrupe  SJ:  MODLITWA  DO  CHRYSTUSA  „NASZEGO  WZORU”

Panie, rozważając „nasz sposób postępowania" odkryłem, że ideałem naszego sposobu działania jest Twój sposób działania. Dla­tego też skierowałem swój wzrok ku Tobie; oczy wiary widzą Ciebie takim, jakim ukazujesz się w Ewangelii, Jestem jednym z tych do których św. Piotr mówi: „Miłujecie Go chociaż Go nie widzie­liście; aczkolwiek teraz jeszcze Go nie oglądacie, to dzięki swej wierze już jesteście napełnieni niewysłowioną radością".

Panie, Ty sam powiedziałeś: „Dałem wam wzór do naśladowania”.  Pragnę  naśladować  Ciebie tak, abym mógł powiedzieć: „Bądźcie naśladowcami moimi,  jak ja jestem naśladowcą Chrystusa”.  Nie mogę tych słów powtórzyć za św, Janem w sensie dosłownym.  Chciałbym jednak móc głosić o Słowie życia, przynajmniej przez mądrość i wiarę otrzymaną od Ciebie,  to, co słyszałem, co widziały  moje oczy i czego dotykały moje ręce;  objawiło się bowiem Życie, a ja je widziałem  (chociaż nie oczyma ciała, to z pewnością oczyma wiary)  i o nim świadczę,

Panie, tym, co najbardziej chciałbym od Ciebie otrzymać, jest ten sensus  Christi, o którym pisze św. Paweł:: abym mógł doznawać Twoich uczuć, wypływających z miłości Ojca i ludzkości.  Nikt nie miał większej miłości od Ciebie, który życie swoje oddałeś za przy­jaciół swoich, który, jak nas nauczył św. Paweł, ogołociłeś samego siebie. I chciałbym naśladować Ciebie nie tylko w Twoich uczu­ciach, lecz także w codziennym życiu, czyniąc wszystko, o ile to możliwe, tak jak Ty.

Naucz mnie Panie, swojego sposobu odnoszenia się do uczniów, do grzeszników, do dzieci, do faryzeuszy, do Piłata i do Heroda: a także do Jana Chrzciciela: przed jego narodzeniem i potem, nad Jordanem, Naucz mnie, jak postępowałeś ze swoimi uczniami, szczególnie z tymi najbliższymi: z Piotrem i z Janem, a jak ze zdraj­cą Judaszem. Jak delikatnie potraktowałeś ich nad jeziorem Tyberiadzkim, gdy przygotowałeś im śniadanie. Jak również wtedy gdy umyłeś im nogi.

Naucz mnie, tak jak św. Ignacego, jak jeść i pić; jak brać udział w ucztach, jak postępować, gdy dokucza głód i pragnienie, gdy przychodzi zmęczenie posługą, gdy potrzeba odpoczynku lub snu.

Naucz mnie, jak współczuć cierpiącym i chorym, ślepym, chromym i trędowatym; ukaż mi,  w jaki sposób Ty okazywałeś to, że byłeś  bardzo głęboko wzruszony:  wtedy, gdy płakałeś, albo gdy odczuwałeś  tak wielki smutek i boleść, że aż oblewał Cię krwawy pot i potrzebowałeś  anioła, aby Cię pocieszył. A nade wszystko pragnę się dowiedzieć, w jaki sposób zniosłeś straszliwy ból ukrzyżowania,  skoro równocześnie doświadczałeś opuszczenia przez Ojca.

Twoje człowieczeństwo jak gdyby promienieje z Ewangelii, która ukazuje nam Ciebie jako osobę szlachetną, przyjazną, godną naśladowania i wspaniałą, jako człowieka zachowującego doskonałą harmonię  pomiędzy własnym życiem a głoszoną nauką. Nawet Twoi wrogowie umieli to docenić i mówili dlatego; „Panie, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej nauczasz w prawdzie. Na nikim  Ci nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką". Ewangelia ukazuje nam Twój męski sposób bycia, surowy dla samego siebie w niedostatkach i wyczerpującej pracy, lecz dla drugich pełny dobroci  i nieustannego pragnienia,  aby służyć.

To prawda, że byłeś surowy w stosunku do tych, którzy działali w złej wierze, lecz Twoja dobroć przyciągała tłumy; chorzy i zniedołężniali czuli instynktownie, że Ty okażesz im miłosierdzie; tak bardzo skupiałeś na sobie uwagę tłumów, że zapominali o jedzeniu;  znając ich codzienne życie mogłeś nauczać w przypowieściach zrozumiałych dla każdego, w przypowieściach bardzo życiowych i pełnych  piękna. Do każdego odnosiłeś się przyjaźnie, ale niektórym  okazywałeś szczególną miłość, tak jak Janowi, i szczególną przyjaźń, tak jak Łazarzowi, Marii i Marcie. Pokaż mi, jak okazywałeś radość podczas różnych uroczystości, jak na przykład w Kanie.

Ty byłeś ze swoim Ojcem w stałym modlitewnym kontakcie,  a Twoja modlitwa, często trwająca całą noc, była z pewnością źródłem tej świetlistej transcendencji, którą dostrzegali Twoi współcześni. Już sama Twoja obecność wzbudzała u różnych ludzi szacunek, konsternację, obawę, uwielbienie, a czasami nawet głęboki strach.

Naucz mnie swojego sposobu patrzenia na ludzi: gdy spoglądałeś na św. Piotra po jego zaparciu się Ciebie; gdy swoim wzrokiem  przenikałeś serce bogatego młodzieńca i serca Twoich uczniów.  Chciałbym Cię spotkać takim, jakim byłeś w rzeczywistości, albowiem przemieniałeś tych, którzy zetknęli się z Tobą bezpośrednio.  Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z Janem Chrzcicielem? A uczucie niegodności u celnika? A zdumienie tych wszystkich, którzy widzieli cuda dokonane przez Ciebie? Jak wielkie wrażenie wywarłeś na swoich uczniach, na tych, którzy pojmali Ciebie w Ogrodzie Oliwnym, na Piłacie i jego żonie, na setniku stojącym u stóp krzyża.

Ten sam Piotr, który został do głębi poruszony cudownym połowem ryb, równie silnie odczuł ogromny dystans między sobą, grzesznikiem, a Tobą. On i pozostali apostołowie byli wtedy przejęci strachem.

Chciałbym usłyszeć Ciebie i być pod wrażeniem Twojego sposób mówienia, słuchając im przykład Twojej mowy w synagodze w Kafarnaum lub Kazania na Górze,  podczas którego zauważono, iż „nauczasz jak ktoś, kto  ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie".

Moc Ducha Bożego była zauważalna w wypowiadanych przez Ciebie słowach dziękczynienia. Nikt nie miał najmniejszych wątpliwości,  że ten nadludzki majestat był spowodowany ścisłym związkiem między Jezusem a Bogiem. Musimy się nauczyć od Ciebie tajemnicy zjednoczenia z Bogiem: w bardzo prostych codziennych działaniach, z całkowitym poświęceniem się miłości Boga i ludzkości. Zjednoczenia związanego z doskonałą kenosis w posłudze  bliźnim. Zjednoczenia istniejącego równocześnie ze świadomością tego człowieczeństwa, które budzi w nas poczucie bliskości Ciebie i z świadomością boskiego majestatu,  który sprawia, że odczuwamy  nieprzekraczalny dystans między nami, a kimś tak wielkim,

Daj mi tę łaskę, ten  sensus  Christi, to swoje własne bicie serca, abym mógł przez całe swoje życie, wewnętrzne i zewnętrzne, postępując i rozeznając w Twoim duchu, żyć dokładnie tak, jak Ty to robiłeś w czasie swojego ziemskiego życia.

Naucz nas swojej drogi tak, aby stała się ona dzisiaj naszą drogą,  aby stał się nam bliski wielki ideał św. Ignacego: być towarzyszem Jezusa, Jego współpracownikiem w dziele odkupienia, każdy jako alter Christus.

Błagam Twoją Najświętszą Matkę, która wniosła tak wiele do Twojego sposobu postępowania wtedy, gdy on się jeszcze formował,  aby pomogła mnie i wszystkim synom Towarzystwa stać się Jej synami, takimi samymi  jak Ty, przez Nią urodzony  i wraz z Nią żyjący przez wszystkie dni swojego życia.

Pedro Arrupe SJ

tłum. Piotr Jasiński SJ

Pedro Arrupe SJ, Our Way of Proceeding  w: Documentation nr 42, June 1979 s. 26-29 (przemówienie wygłoszone 18. 01. 1979 podczas konferencji zorganizowanej przez Centrum Ignatianum Spiritualitatis – CIS).