Rozeznania i rachunek sumienia

Małgorzata Jękalska
Dariusz Michalski SJ

 

RACHUNEK SUMIENIA

 

Tak Bogu ufaj, jakby całe powodzenie spraw zależało tylko od Boga,
a nie od Ciebie;
tak jednak dokładaj wszelkich starań,
jakbyś ty sam miał to wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła.

Św Ignacy Loyola

 

Człowiek jest stworzony... dla Boga (aby Go słuchać i odpowiadać). Wizja człowieka i Boga.

Głównym przesłaniem Ćwiczeń Duchowych św. Ignacego jest odnajdywanie Boga w całej otaczającej nas rzeczywistości, poznawanie i słuchanie Boga mieszkającego, mówiącego i działającego w głębi każdego z nas i wokół nas oraz uwrażliwienie człowieka i uzdolnienie go do odpowiadania na te wezwania, do podejmowania współpracy z Bogiem. Przywrócenie tej zdolności człowieka do głębokiego porozumienia z Bogiem, a co za tym idzie z całym światem św. Ignacy nazywa uporządkowaniem życia: „Ćwiczenia duchowe, mają na celu odniesienie zwycięstwa nad samym sobą i uporządkowanie swego życia tak, by nie ulegać jakiemukolwiek nieuporządkowanemu przywiązaniu”. (CD 21).

 

Jaki jest mój obraz Boga (moja wizja Boga)?

Wczytując się w Ewangelię św. Jana odnajdujemy w niej niezwykle istotne przesłanie. Mamy trwać w miłości Bożej: „Wytrwajcie tedy we Mnie do końca, to i Ja będę trwał w was. Jak latorośl nie wszczepiona w winny krzew nie może sama przynosić owocu, tak też i wy, jeśli nie będziecie trwać we Mnie” (J 15, 4).

Często, gdy mówimy, myślimy o miłości Bożej, odnosimy się do naszej własnej wizji trwania w tej Miłości, odpowiadania na nią. Jaką wizję noszę w sobie? Na czym ona polega, co jest jej istotą? Uogólniając, można wskazać dwa sposoby postrzegania Bożej miłości i odpowiadania na nią

Jedną z odpowiedzi na tę Miłość jest przede wszystkim wypełnianie przykazań. Podkreślana jest tzw. czystość kultowa, religijna, gdzie na pierwszym miejscu liczą się przykazania rozumiane jako litera prawa oraz poprawność ich wypełniania przez człowieka Św. Paweł inaczej jednak widzi miłość chrześcijańską: „On też sprawił, że mogliśmy stać się sługami Nowego Przymierza, przymierza nie litery, lecz Ducha; litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia” (2 Kor 3, 6). A więc istnieje przymierze litery, przymierze gdzie osiągamy sprawiedliwość przez wypełnianie przykazań, zasad, reguł, tradycji itd. Jest to stare przymierze. Istnieje także przymierze Ducha, które nie zabija, ale daje życie. To jest przymierze, na mocy którego życie otrzymujemy od Boga, nie możemy go dać sobie sami. Możemy ten dar życia jedynie przyjąć i rozwijać, w sobie i w innych.

Inną odpowiedzią na Miłość może być przede wszystkim poszukiwanie bliskości z Bogiem, Jego obecności we wszystkich rzeczach i współpraca z tą Obecnością. Szukać i znajdować Boga we wszystkich rzeczach jak mówi św. Ignacy, rozumiejąc pod pojęciem „rzeczy” całą otaczającą nas rzeczywistość, wszystko co robimy i czym na co dzień się zajmujemy: rozmowy, spotkania,  praca, obowiązki, czas posiłku, odpoczynku itd.

Jaka jest różnica pomiędzy pierwszym podejściem do miłości (modelem duchowości), a drugim? W pierwszym żyjemy w nieustannym strachu, obsesji: czy jesteśmy wystarczająco sprawni, odpowiedzialni, wystarczająco silni, zdolni. Akcent jest położony na nasze osoby, na nas samych, na naszą odpowiedzialność (syndrom Zbawiciela).

W drugim sposobie przeżywania Miłości na pierwszym miejscu stoi Pan Bóg i Jego miłość. Nasza troska to nie tyle troska o czystość rytualną, co przede wszystkim o bycie z Bogiem, o trwanie w Nim i z Nim. Już samo trwanie w Nim będzie przynosiło owoce. Ale nie skupiamy się wtedy na przynoszeniu owoców, lecz na trwaniu w zaufaniu do Boga, wierze w Jego miłosierdzie, które jest ponad wszystko, ponad naszą słabość i grzech

Jest to cel do którego winniśmy zmierzać w naszej drodze miłości Boga, bliźniego i siebie samych. Dobrze opisuje to belgijski karmelita Wilfrid Stinissen:

Świętość nie polega na bezbłędności, ale na absolutnym zaufaniu i zawierzeniu Bogu. Nie chodzi o to, by być coraz doskonalszym, a nie wzrastać przy tym w ufności. To bez znaczenia, czy masz wiele wad, wystarczy, że masz świadomość bezgranicznej, miłosiernej miłości Boga i w niej pokładasz nadzieję. Akcent jest więc skierowany nie na człowieka, ale na Boga: to nie „ja chcę być święty", ale „jakże Ty jesteś dobry, mój Boże!" Świętość to nie wymagania, lecz dar; to nie, że „muszę zrobić tak a tak", ale „trzeba bym liczył na Boga".

Aby zostać świętym, nie trzeba do tego specjalnych predyspozycji; ani silnej woli, ani dobrego charakteru, ani szczególnej odwagi. Nie chodzi tu o to, by być wielkim, lecz by być małym; nie dorosłym, lecz dzieckiem; nie bogatym, ale ubogim.

Dlaczego trzeba o tym powiedzieć omawiając ignacjański rachunek sumienia? Odpowiedź jest prosta: nasza wizja duchowości, miłości Boga przekłada się na wszystkie nasze działania, w tym na nasze podejście do modlitwy rachunkiem sumienia.. Przy pierwszej wizji chrześcijaństwa będzie nam groziło to, że rachunek sumienia stanie się narzędziem doskonalenia się, świetnym narzędziem dla perfekcjonistów i niczym więcej. Narzędziem dręczenia siebie i wyrzucania sobie własnej niedoskonałości. Jeśli jednak podejdziemy do rachunku sumienia  przede wszystkim jako do praktyki uczenia się wrażliwości na obecność Boga w świecie i na to jak na tę obecność odpowiadamy, wtedy mamy szansę wzrastania w miłości, której nauczał Jezus.

 

Schemat Ignacjańskiego Rachunku Sumienia

Rachunek sumienia proponowany przez św. Ignacego (ĆD 43) jest dość prosty w swojej dynamice. Zawiera pięć podstawowych kroków:

1. stanięcie w obecności Bożej i dziękczynienie za otrzymane łaski;

2. prośba o łaskę uzdalniającą nas do dostrzeżenia grzesznych postaw w minionym dniu;

3. refleksyjne spojrzenie na miniony dzień – zatrzymanie się nad wydarzeniami, poruszeniami, uczuciami, myślami;

4. prośba do Boga o dar wdzięczności za Jego miłość i o dar uzdrawiającego żalu za grzech, słabość, popełnione zło;

5. spojrzenie w przyszłość – konkretne postanowienie, decyzja będąca owocem tego, co się zrozumiało i zobaczyło.

Rachunek sumienia to czas intymnego spotkania człowieka z ogromną i bezwarunkową miłością Boga, uwzględniający bardzo konkretnie i w pełni całą osobę oraz warunki, wydarzenia, okoliczności życia człowieka. Przynosimy na to spotkanie wszystko: to kim i jacy jesteśmy. Wszystko, co się wydarzyło, co jest słabością, grzechem, niepokojem, bólem, cierpieniem, ale także to, co stanowi siłę, sukces, radość, zwycięstwo. Przynosimy cały ten „bałagan” – bogactwo mojego wnętrza po to, byśmy mogli doświadczyć i usłyszeć w nim Boga i poznać siebie, byśmy mogli dostrzec konkret działania Miłości w naszym życiu i potrafili odpowiedzieć na wezwania, propozycje, zachęty, pouczenia, które Bóg do nas kieruje.

Nazwa modlitwy: rachunek sumienia wywoływać może skojarzenia z koniecznością drobiazgowego rozliczania się przed Panem Bogiem, zbierania „plusów” i „minusów”, które podsumowane na zakończenie, dadzą wynik – ocenę: dobry lub zły. Na początku praktykowania tej modlitwy może wydawać się ona działaniem bardzo formalnym: dokładnie zaprogramowane 15 minut, wiadomo co po kolei należy zrobić i do jakiego celu dojść – podjąć decyzje, postanowienia.

Nie taka jest jednak istota ignacjańskiego rachunku sumienia. Nie chodzi o prowadzenie buchalterii naszych grzechów i słabości, czy „odfajkowanie” kolejnego ćwiczenia. Pan Bóg doskonale zna nasze grzechy i słabości i nie ma potrzeby, żebyśmy dla Niego sporządzali specjalne listy i zestawienia. Nie chodzi też o to, żeby uspokoić własne sumienie, poświęcając 15 minut na kolejne „ćwiczenie”, które będzie wynikało tylko z obowiązku, a nie z potrzeby serca i miało na celu samodoskonalenie.

Celem rachunku sumienia jest spotkanie, w intymności własnego serca z miłującym Bogiem i sobą samym, właśnie w atmosferze tej Miłości. Spotkanie z Bogiem, który konkretnie mnie pozwala się odnaleźć, doświadczyć, usłyszeć i rozpoznać. Jest to odkrywanie śladów Boga w sobie i w otaczającej rzeczywistości, aby nabrać umiejętności znajdowania i rozpoznawania Go we wszystkich rzeczach - rozeznania Jego obecności i wezwań i odróżniania ich od innych, nie pochodzących od Boga.

Warunkiem stawianym wyraźnie i wymaganym przez św. Ignacego jest systematyczność (codzienność) tej modlitwy. Autor Ćwiczeń Duchowych dopuszcza nawet czasem skrócenie czasu codziennej medytacji, jednak nie znajduje okoliczności, które zwolniłyby człowieka z odprawienia rachunku sumienia.

Systematyczne odprawianie rachunku sumienia rozbudza naszą wrażliwość, chociażby poprzez uczenie się wdzięczności i otwiera szerzej oczy na Jego obecność. Dzięki codziennemu praktykowaniu tej modlitwy dokonuje się w człowieku proces głębokiej, wewnętrznej przemiany, której źródłem jest prawdziwe spotkanie z Bogiem, podejmowanie z Nim współpracy dla dobra własnego  innych ludzi.

Ta forma codziennej modlitwy jest niezbędna i niezastąpiona w dążeniu człowieka do rozwoju i pogłębiania osobistej relacji z Bogiem, samym sobą i otaczającą rzeczywistością.

Jest to kilkunastominutowe spotkanie z prawdziwym, żyjącym Bogiem miłującym, przebaczającym i wskazującym drogę.

Miejsce i czas

Znajdźmy miejsce spokojne i odpowiedni czas, który pozwoli na kilkunastominutowe wyłączenie się, zdystansowanie do tego, co dzieje się wokół. Czasem właśnie to może stanowić największą trudność: znaleźć spokojną chwilę i miejsce w naszym zaganianym i hałaśliwym życiu. Zacznijmy od uświadomienia sobie gdzie i po co przyszliśmy, abyśmy byli obecni „tu i teraz”. Jest to chwila wyciszenia, zatrzymania, potrzebna abyśmy „przyszli do siebie” oraz stanęli w obliczu Bożej miłości, z pragnieniem poznawania i słuchania – pragnieniem prawdziwego, głębokiego spotkania z Bogiem i sobą samym, a także wyrażenia wdzięczności za to, kim jesteśmy, czym zostaliśmy obdarowani, nawet jeśli w danej chwili otrzymane dary wydają się nam zbyt „trudne do udźwignięcia”.

Na rachunek sumienia poświęćmy 15 minut.

 

Dziękczynienie

Podstawową dyspozycją dla rachunku sumienia jest wdzięczność. Według św. Ignacego człowiek po to jest stworzony, aby Pana Boga swego chwalił, czcił i Jemu służył. Św. Ignacy uważał brak wdzięczności za najgorszy z grzechów. Z niego rodzą się wszystkie inne grzechy. Dziękczynienie uwalnia nas od pychy, która przybiera różne maski, np. niezadowolenie, zazdrość, złość, rozczarowanie, frustrację. Pycha wiedzie do pesymizmu, dziękczynienie natomiast zwraca nas ku Dawcy i prowadzi do uwielbienia i radości.

Postawa wdzięczności zbliża nas do Boga, otwiera na Jego miłość, pogłębia naszą relację z Bogiem i sobą samym. Bóg stopniowo ukazuje nam, że nawet najbardziej oczywiste czy niezrozumiane przez nas doświadczenia i wydarzenia są Jego darem i daje nam poznać czemu one służą. To nie Bóg wzrasta z powodu naszego dziękczynienia, ale my sami.

Dziękujmy za konkretne zdarzenia, ludzi, za nasze pragnienia, postawy, czyny, takie, jakimi one są. Nie szukajmy chwil szczególnie przyjemnych lub nieprzyjemnych, nie próbujmy ich w tym momencie oceniać. Po prostu dziękujmy za to, co się zdarzyło, za co jesteśmy zdolni i chcemy Bogu dziękować. Nie szukajmy powodów wielkich, ważnych, dziękujmy za wydarzenia, doświadczenia, także te najmniejsze, które wydają się mało istotne.

Zobaczmy jaka jest nasza wdzięczność za to wszystko, co nas w danym dniu spotkało. Czy znajdujemy powody do dziękczynienia i jakie one są? Nasza wdzięczność powinna dotyczyć spraw konkretnych i osobistych, tj. dotykających nas bezpośrednio. Możemy  zapytać:

  •       Za jakie wydarzenia, doświadczenia, spotkania dzisiejszego dnia chcę Bogu dziękować?
  •       Kto i czym mnie dziś obdarował, ile osób się dla mnie trudziło?
  •      Jak Bóg dziś pracował dla mnie, co dla mnie uczynił, czym mnie obdarował, czym sprawił mi radość, a co było trudne, bolesne?
  •       Jaki trud, wysiłek, jakie zwycięstwo nad własną słabością odniosłam/em ja?
  •       Co zbliżyło mnie do Boga, innego człowieka, siebie samej/samego?

Bądźmy w tym szczerzy, autentyczni, nie udawajmy wdzięczności. Nie wymuszajmy na sobie tej postawy, lecz zobaczmy co (jakie doświadczenia) niemal automatycznie rodzi naszą wdzięczność, a za co jest nam trudno dziękować. Skąd bierze się ta różnica?

 

Prośba o Światło Ducha św pomocne w poznaniu prawdy o swoim wnętrzu w perspektywie Bożej miłości.

Abyśmy mogli dowiedzieć się czegoś o sobie, winniśmy prosić Boga o światło i z pokorą przyjąć wszystko, co się Bogu spodoba nam pokazać.

Akceptujące spojrzenie na siebie nie jest możliwe bez Bożej miłości i światła. Dlatego już na początku tej modlitwy zwracamy się do Boga o oczy otwarte i serce wrażliwe, o umiejętność spojrzenia na siebie w świetle Jego miłości, o odwagę poznania prawdy. Pozwólmy pouczyć się Bogu o tym, co jest prawdą o nas samych, uzdrowić i przemienić to, co wymaga nawrócenia oraz pogłębić, umocnić dobro w nas.

Prośmy o łaskę widzenia siebie tak, jak widzi każdego z nas Bóg, czyli z perspektywy Miłości i Miłosierdzia, z gotowością do nieustannego wybaczania i podnoszenia z upadków. Bóg nie widzi nas tak okrutnie i bezwzględnie, jak to często my sami siebie postrzegamy.

Pozwólmy pouczyć się Bogu o tym, co jest naszym grzechem i prosić o łaskę oderwania się od tego, co w nas grzeszne i słabe. Rachunek sumienia pozwala odkryć grzech po jego skutkach i znienawidzić go. Kluczem w rozumieniu grzechu jest cierpienie Boga-Człowieka. Trzeba pamiętać, że nasze doświadczenie bólu jest tylko skromnym odbiciem bólu Boga, który cierpiał po to, abym ja nie musiała/musiał cierpieć trwając w grzechu. Bóg dokonał tego z miłości konkretnie do mnie, nie do jakichś ludzi, ale właśnie do mnie…

Boża miłość, Jego światło to dary, które otrzymujemy nieustannie, wszystko to Bóg daje nam do dyspozycji w każdej chwili, kiedy tylko zechcemy, jesteśmy zdolni z nich skorzystać. Prośba o światło Ducha św. na początku rachunku sumienia to w rzeczywistości nie tyle wołanie do Boga, aby dał to Światło, bo ono ciągle świeci, lecz niezbędna dla człowieka chwila uświadomienia sobie potrzeby tego Światła oraz tego, że to człowiek musi podjąć decyzję wejścia w jego krąg – jest to prośba o pragnienie, odwagę zobaczenia siebie i całego stworzenia w tym Świetle.

 

Refleksja nad zdarzeniami i doświadczeniami dnia, i wynikającymi z nich poruszeniami, emocjami, czynami, postawami, reakcjami.

W tej części rachunku sumienia, otoczeni Bożą miłością i oświetleni Jego światłem-łaską, o które prosiliśmy przed chwilą, spoglądamy na to, co się wydarzyło w tym dniu, co nas poruszyło, jakie uczucia wywołało i jak na to zareagowaliśmy, co uczyniliśmy.

Kiedy zaczynamy modlitwę, gdy wchodzimy we własne wnętrze, często odkrywamy w sobie dużą wewnętrzną wrzawę. Nie starajmy się na początku, na siłę przywoływać zdarzeń z minionego dnia metodą: 7.00 - śniadanie, 8.00 - praca, itd. Zatrzymajmy się najpierw nad tym co nadal pozostaje w nas, co wciąż powoduje rezonans. Niech ta modlitwa obejmie to wszystko, co dobija się do naszej świadomości.

Spoglądajmy na wydarzenia zewnętrzne i nasze wewnętrzne reakcje. Nie chodzi tu tylko o spojrzenie na nasze czyny, działania zewnętrzne, ale szczególnie o to, co działo się w naszym sercu. Koncentracja na czynach, zwłaszcza tych wywołujących wyrzuty sumienia, powoduje, że zatrzymujemy się na powierzchni, uciekamy od tego, co najbardziej prawdziwe w nas. Uciekamy od Boga, który właśnie w głębi nas oczekuje na nas. Pozwalamy sobie wówczas na własną ocenę naszego wnętrza z perspektywy tych czynów, pomijając uzdrawiającą Miłość. Pamiętajmy, że Miłość nie oskarża! Miłość szuka nowych rozwiązań, pomaga wzrastać, nie zasklepia się w obsesyjnym poczuciu winy.

Często ten punkt rachunku sumienia staje się miejscem zewnętrznej oceny siebie, swoich zachowań. Celem tej modlitwy nie jest moralna ocena naszych postaw, czynów, reakcji lecz przyjrzenie się tym wewnętrznym poruszeniom, naszym emocjom i zbadanie co jest ich źródłem, dokąd nas prowadzą, czy prowadzą w Boże ramiona, czy w kierunku przeciwnym..

Miłość to coś więcej niż moralność. Chrześcijaństwo to coś więcej niż moralność czy etyka.

Wydarzenia, spotkania z ludźmi, podjęte działania, etc. to czynniki, które wywołują nasze wewnętrzne napięcia, poruszenia, stymulują nasze emocje, uruchamiają różne reakcje. Celem rachunku sumienia jest ich uświadomienie sobie, odkrycie tych wewnętrznych poruszeń i przeanalizowanie ich przyczyn, zobaczenie, które są wynikiem Bożego działania, a które wynikają tylko z naszej ludzkiej natury lub są inspirowane przez ducha złego, i do czego nas doprowadziły.

Przy analizowaniu tych wewnętrznych reakcji mogą być pomocne następujące pytania:

  •  
    •       Co się dziś wydarzyło i jak to na mnie wpłynęło?
  •       Jakie uczucia, pragnienia, myśli doprowadziły do konkretnych zdarzeń?
  •       Czego Bóg oczekiwał ode mnie i dokąd mnie prowadził?
  •       Czy i jak odpowiedziałam/em Bogu?
  •       Jak korzystałam/em ze swej wolności jako daru?

Uczucia, wewnętrzne napięcia i przeżycia, pragnienia to miejsce gdzie Bóg przebywa z nami w sposób najbardziej osobisty, intymny. To właśnie obszar naszego wnętrza, któremu powinniśmy przyglądać się szczególnie, nazywać powstałe emocje, analizować ich przyczyny.

Zazwyczaj jest w naszym sercu jakiś zakątek, od którego należy rozpocząć proces nawrócenia, jakieś szczególne miejsce, w którym Bóg nas dotyka, oczekując naszej szczerości i zawierzenia. A Bóg może nas dotykać, zwracać naszą uwagę na dwa sposoby: przez coś, co nas będzie przyciągać i przez to, co nas będzie drażniło, co nie będzie się nam podobało. Często chcemy zapomnieć o tym miejscu nie słuchając Boga. Odkładamy na później dotarcie na to miejsce spotkania, ponieważ wydaje nam się, że to Bóg nas nie rozumie, że Jego słowo niesłusznie nas dotyka (czasem boleśnie). Usiłujemy usprawiedliwiać siebie i odwracamy się od Jego łaski, przeczuwając, być może, że zmiana postawy w tym punkcie nie będzie łatwym sukcesem, ale cierpliwym stawaniem przed Panem wciąż z tą samą słabością. Tymczasem właśnie w tym zakątku naszego serca możemy spotkać Boga i siebie samych w sposób szczególny.

Nasze czyny, reakcje zewnętrzne wynikają z tego, co dzieje się w naszym wnętrzu. Jeżeli w głębi spotkamy się z Miłością, pozwolimy Jej dotrzeć do tego, co nas najbardziej boli, co chcemy ukryć przed Bogiem i sobą samym, będzie to także źródłem przemiany naszych zewnętrznych czynów, postaw, reakcji.

Badając nasze czyny, uczucia, poruszenia nie koncentrujmy się na tym, co było złe, niewłaściwe, na grzechu i słabości. Zechciejmy usłyszeć kto i co mówi do nas przez te doświadczenia. Starajmy się usłyszeć Boga w hałasie naszego wnętrza i skupmy się na Jego pouczeniach, przesłaniu.

Zadajmy sobie pytania pomocne do odkrywania prawdy o sobie i różnych sił działających w nas:

  •       Jak reagowaliśmy na to, co się zdarzyło?
  •       Jakie wewnętrzne pragnienia, odczucia temu towarzyszyły?
  •       Od jakiego ducha mogły pochodzić?
  •       Za którym pragnieniem poszliśmy?

Zobaczmy korzenie konkretnych czynów i reakcji, często ukryte ich motywacje:

  •       Dlaczego tak uczyniłam/em, to poczułam/em, tego pragnęłam/em?
  •       Co lub kto motywował mnie w różnych działaniach?
  •       Dla kogo dziś pracowałam/em, trudziłam/em się, cierpiałam/em?
  •       Dokąd biegły moje myśli, pragnienia, wyobrażenia?
    •       Co mi się nie podoba w moim postępowaniu, wywołuje niezadowolenie, wyrzut sumienia?
  •       W jakich słowach, czynach zawiodłam/em, zraniłam/em Boga i człowieka (kogo konkretnie)?
  •      Kiedy, w jakich sytuacjach poczułam/em Bożą miłość, natchnienie Ducha Św. i co z nim zrobiłam/em, jak na nie odpowiedziałam/em?

Znajdowanie odpowiedzi na te pytania pozwala w świetle Miłości odkryć prawdy o sobie dotąd ukryte, pozwala łatwiej zrozumieć, zaakceptować i pokochać siebie, pomimo niedoskonałości, grzeszności.

Rachunek sumienia jest bardzo osobistym, szczerym, czasem niezmiernie delikatnym doświadczeniem Bożego nawoływania do nawrócenia w głębokich pokładach naszych serc. Przedmiot nawrócenia może pozostawać niezmiennym w ciągu długiego okresu.

Prośmy o łaskę i zdolność usłyszenia tego osobistego, niepowtarzalnego wezwania, z jakim Bóg zwraca się do każdego z nas. Jednak, zachowując pokorę i ufność wobec Boga oraz cierpliwość i akceptację wobec siebie, pozwólmy aby Bóg działał w nas w takim czasie i w taki sposób, jaki On uzna za najlepszy.

Prośba o przebaczenie win

Prośmy o postawę człowieka, który przyznaje się do swych grzechów i słabości, nie ukrywa ich przed Bogiem ani przed sobą i wierzy w Jego przebaczenie i uzdrowienie.

Złość na siebie, rozpacz, beznadzieja świadczą o tym, że chcemy przemieniać siebie własnymi siłami. Jeżeli dominują w nas uczucia wstydu, przygnębienia, znaczy to, że nasza relacja z Bogiem oparta jest na nieprawdzie. Jeśli chcemy uciekać od swojej grzesznej przeszłości, ukrywać ją przed sobą, jeśli powtarzamy z zawziętością: „już więcej tego nie popełnię”, to znaczy, że Bóg tak naprawdę dla nas się nie liczy. Liczy się tylko to, jak wypadamy w świetle swoich wyobrażeń o sobie. Podobnie jest, jeśli mamy skłonność do karania siebie za grzechy. Takiego sposobu nawracania się doświadczył także sam św. Ignacy na początku swojej drogi ku Bogu. Doprowadziło go to do popadnięcia w skrupuły, a nawet do pokusy targnięcia się na swoje życie. Później jednak zrozumiał swój błąd i nawracanie siebie powierzył Bogu i doświadczył w tym wewnętrznej wolności i radości.

Bóg nie zraża się naszymi niepowodzeniami, pragnie nieustannie uzdrawiać nas i przemieniać, niezależnie od szybkości naszych postępów w nawracaniu. Boża miłość jest większa niż nasz grzech. Jego przebaczenie otrzymujemy wcześniej, niż o nie poprosimy. Bogu zależy na nas, walczy o nas i chce byśmy współpracowali z Nim w tej walce. Wątpić w Jego przebaczenie, to znaczy tworzyć sztuczne bariery w relacji z Bogiem, sobą samym i całym otoczeniem.

Nasza prośba o przebaczenie będzie prawdziwa i głęboka jeśli będzie jej towarzyszył żal za grzechy. Często nie żałujemy tak bardzo szczerze, jak potrzeba. Brak szczerego żalu za grzechy oznacza, że nie dajemy Bogu szans na uzdrowienie nas, na dotknięcie Jego miłością. Taka wewnętrzna postawa braku wolności, niewiary i samowystarczalności rodzi nasze kompleksy, pogłębia rany, oddala od Boga i siebie samego.

W prośbie o przebaczenie dobrze jest zbadać uczucia, które jej towarzyszą. Jeśli jest to wstyd, lęk, rozpacz, itp., oznacza, że naprawdę nie wierzymy w przebaczenie. Szczery żal za grzechy nie prowadzi do rozpaczy, poczucia winy, lęku, on daje siłę i wyzwolenie, które prowadzą wprost w ramiona Boga-Miłości.

Pamiętajmy o cierpliwym oczekiwaniu Boga Ojca na powrót syna marnotrawnego. O wielkiej Bożej miłości, która natychmiast wybacza grzechy i winy syna, a jego powrót staje się okazją do świętowania i radości.

 

Nasza odpowiedź - podjęcie woli Bożej, postanowienie poprawy.

To czas konkretnych decyzji wynikających z refleksji w poprzednich punktach rachunku sumienia. Przeprowadzony rachunek sumienia odnowił nas i uwrażliwił na miłość Boga. Bóg wzywa nas do nieustającego dialogu i współpracy z Nim. Jest to pora abyśmy ten dialog i współpracę podjęli.

 Potrzeba naszych postanowień i decyzji. Nie powinno ich być dużo. Wystarczy jedno, ale bardzo konkretne i wynikające z tego, co usłyszeliśmy i dostrzegliśmy podczas kończącej się modlitwy.

Zobaczmy kryteria naszych wyborów i decyzji. Czasem jedynym kryterium staje się stopień trudności realizacji danego postanowienia. Myślimy wtedy, że to czego oczekuje Pan Bóg, musi być bardzo trudne, musi nas przerastać, musi nas przerażać. Na takie myślenie często wpływa fałszywy obraz Pana Boga, ludzka pycha i wynikający z nich lęk. Unikajmy postanowień podejmowanych niejako na wyrost, zbyt ambitnie kształtowanych przez nasze wyobrażenia.

Postanowienie nie może być wciąż zmieniane. Nie możemy oczekiwać łatwych i szybko dostrzegalnych zmian w nas samych. Bardzo ważna jest wierność nawet w pozornie małej sprawie. Może to być pierwszy krok ku większym przemianom.

Dobrze jest też zwrócić uwagę na to, czy podejmowane postanowienie nie jest przypadkiem podejmowane z lęku. Taka sytuacja mogłaby oznaczać, że rachunek sumienia stał się rutynowym ćwiczeniem, a nie żywą modlitwą-spotkaniem.

Każde podjęte postanowienie, decyzję przedstawmy ufnie Panu Bogu, prosząc, abyśmy poznali, czy jest ono zgodne z Jego planem. Ufajmy, że w jego realizacji nie będziemy pozostawieni sami. Nie próbujmy polegać tylko na własnych, ludzkich siłach.

 

Zakończenie

Rachunek sumienia nie jest sposobem na natychmiastowe uzdrowienie siebie, nie jest metodą samodoskonalenia. Każdy z nas ma prawo do błędów i obowiązek uczenia się na nich. Rachunek sumienia jest modlitwą, intymnym spotkaniem z Bogiem, który uwrażliwia nas na bardzo osobiste poruszenia, którymi posługuje się Duch Święty, by nas zbliżyć do Chrystusa. Bez tego czynnika modlitwy rachunek sumienia upływa na jałowej refleksji nad sobą, a jego celem staje się doskonalenie osobiste, podsycające nasze ambicje i niezdrowe oczekiwania.

Często, nie widząc natychmiastowych efektów tej modlitwy ulegamy zniechęceniu. Pamiętajmy, że wszystko ma swój czas. Rachunek sumienia nabiera prawdziwej wartości dopiero wtedy, gdy staje się doświadczeniem codziennej konfrontacji ze sobą samym w promieniach Bożej miłości i miejscem odnawiania się na drodze naszego powołania, a przez to prowadzi do pogłębienia i rozwoju własnej tożsamości na wybranej drodze. Nasz codzienny rachunek sumienia w żadnym razie nie może pominąć powołania, naszej roli i sytuacji życiowej.

Ta modlitwa uzdalnia nas do poznawania i rozumienia unikalnego dla każdego z nas „języka”, jakim Bóg komunikuje się z nami. Język, jakim przemawia Bóg do człowieka, wydaje się podobny do języka ludzi głęboko w sobie zakochanych. Do wzajemnego zrozumienia nie są konieczne wzniosłe deklaracje, wystarcza kilka słów, krótkie spojrzenie, uśmiech, drobny gest. Porozumiewają się „szyfrem”, jest on nieczytelny dla „trzeźwych” racjonalistów, którzy nie rozumieją racji serca.

Dobrze odprawiony rachunek sumienia budzi w nas głęboką radość i nadzieję na przyszłość.

Małgorzata Jękalska
Dariusz Michalski SJ

Maurice Giuliani SJ

 

NATCHNIENIA DUCHOWE

 

w: Józef Augustyn SJ, Jakub Kołacz SJ,

Sztuka kierownictwa duchowego,

wyd. WAM Kraków 2007, s. 289-299.

 

Postęp w życiu1 duchowym wymaga uwagi na poruszenia Ducha Święte­go oraz przejrzystości w obliczu pokus, które paraliżują i niszczą najbardziej szlachetne porywy. W tym świecie, gdzie kąkol zawsze miesza się z dobrym ziarnem, nie ma takiej uległości Duchowi Świętemu, która nie dopuszczała­by również walki przeciw obecności działającego zła.

Możemy wszelako spojrzeć od strony bardziej pozytywnej na postęp „no­wego człowieka", który - narodzony z Ducha - nie powinien nigdy przestać wzrastać i doskonalić się w tymże Duchu. Sam św. Ignacy, tak bardzo czujny w „rozeznawaniu duchów dobrych i złych", wielokrotnie sugerował, że ży­cie duchowe winno prowadzić do jeszcze głębszej postawy: obok świado­mości konfliktu między dobrem a złem ważne jest powolne odkrywanie, że dobro, to znaczy łaska Boża, działa w każdym z nas we właściwy jej sposób. Trzeba umieć odróżnić to działanie, rozpoznać, w jakim kierunku ono zmie­rza i poddać się jego impulsom. Walka między światłem a ciemnościami nie ustanie w żadnym momencie, jednakże spokojne przyjęcie światła zapewnia zwycięstwo bardziej rozstrzygające, niż można by tego oczekiwać po natę­żonej walce.

Poruszeniami, o których św. Ignacy tak często mówił, są pocieszenia i stra­pienia. Stanowią one znaki żywej obecności Ducha Świętego w duszy. Do­znawać takich poruszeń, rozumieć je i stosownie do nich postępować - to świadczy o duchowej wierności, od której zależy ostatecznie świętość każ­dego, kto chce żyć jedynie po to, by Bóg się nim posłużył dla nadejścia Jego królestwa.

 

Doświadczenie Ignacego

 

Uległość Duchowi Świętemu, działającemu w naszych duszach, jest czę­ścią najbardziej tradycyjnego nauczania świętych. Nauczanie to dociera jed­nak do nas tylko poprzez ich świadectwo. Dlatego, żeby lepiej zrozumieć właściwą myśl św. Ignacego, dobrze jest wrócić do jego doświadczenia du­chowego, szczególnie do tego, które w czasach Loyoli ukierunkowało jego życie.

Doświadczenie to rozwijało się jakby w trzech etapach2. W duszy rycerza-rekonwalescenta ścierały się najpierw myśli światowe - w których zna­lazły odbicie jego pragnienia, ambicje, upodobanie w bohaterskich czynach wojennych i miłostkach - z myślami pobożnymi, jakie go nachodziły pod wpływem lektury o życiu Chrystusa i historii świętych. Myślom tym towa­rzyszyły wewnętrzne przeżycia, których nowość kontrastowała z tym, co nie­gdyś zajmowało jego umysł3. W drugim etapie zaczął reflektować nad od­krytym dopiero co światem wewnętrznym, pełnym różnorodnych myśli i uczuć, których sens i pochodzenie teraz odkrywał. Dotychczasowy rycerz przemienił się w pielgrzyma, zdecydowanego naśladować pokutę wielkich świętych. Postanowił też udać się do Jerozolimy. Były to zapewne święte pragnienia, ale chyba niewystarczające, by powrót do Boga miał cechy trwa­łości i należytej głębi. Toteż w trzecim etapie wszystkie te pragnienia zostały potwierdzone4 nadzwyczajną łaską: wizja naszej Pani i Dzieciątka Jezus na­pełniła go niezmierną pociechą i równocześnie wielkim wstrętem do grze­chów cielesnych, co odtąd pozwalało mu przezwyciężać tak bardzo niebez­pieczne dla niego pokusy. Teraz Ignacy mógł już mówić o „zmianie, jaka zaszła we wnętrzu jego duszy". Nawrócenie, które się w nim dokonało, otrzy­mało bowiem pieczęć utwierdzającą go w pewności trwania w świecie Bo­żej łaski.

Tak więc mamy duszę, która doświadczyła ścierających się myśli i pra­gnień, nauczyła się rozróżniać ich pochodzenie i została utwierdzona w swo­im nawróceniu. Ten duchowy rytm, zawsze jednak elastyczny i zróżnicowa­ny, będzie charakterystyczną cechą ignacjańskiego doświadczenia, jego dzieła i kierownictwa duchowego. Pierwszy etap będzie najczęściej określany słowem „odczuwać". Chodzi tu o doświadczanie w sobie „wewnętrznego po­znania, pocieszeń i natchnień Bożych"5, które nie mają w nas swojego po­czątku ani swojej przyczyny, lecz są owocem Ducha Świętego. Drugi etap polega na tym, by poprzez refleksję, którą oświeca łaska, ale jej nie zastępu­je, rozeznać wartość duchową tych poruszeń, przez które Bóg działa w du­szy, i całkowicie do nich przylgnąć. I wreszcie potwierdzenie - jest ono naj­wyższym darem Boga, który gwarantuje trafność podjętej decyzji i daje du­szy niezbędną dla niej pewność oraz światło do podjęcia zadań, które nie będą czymś przeciętnym. Sekret i skuteczność duchowości św. Ignacego po­lega na sposobie prowadzenia dusz do pełnej znajomości Ducha Świętego, działającego w nich, i na kierowaniu nimi przy podejmowaniu decyzji dąże­nia do świętości. By tę świętość zdobywać, bardziej niż heroizm potrzebna będzie doskonała uległość transcendentalnej woli.

 

Wewnętrzne odczucia

 

Pierwszy etap, jak powiedzieliśmy, polega na wewnętrznym odczuwaniu poruszeń Ducha Świętego jako łaski zupełnie od nas niezależnej. Św. Ignacy zakładał, że tych poruszeń będzie zazwyczaj wiele, i zachęcał, by o nie pro­sić na początku modlitwy, a na jej końcu zebrać je jako normalny owoc du­chowego wysiłku. W Ćwiczeniach, w sposób zbijający z tropu wielu komen­tatorów, Ignacy położył nacisk na to, by „mieć wewnętrzne odczucie i po­znanie swoich grzechów" (Ćd 63), by „odczuwać i poznać, co jest bardziej pomocne do chwały i czci Boga" (Ćd 179), by czuć, że „miłość, która mię porusza i skłania do wyboru takiej rzeczy, ma zstępować z góry, z miłości Bo­żej" (Ćd 184).

Do pełni życia duchowego nie dochodzi się tylko przez to, że jest się posłusznym, praktykuje się cnotę i ćwiczy się w miłości, ale dzięki temu, że człowiek, będąc uległy wobec „poruszeń" pochodzących od Boga, przekłada je na postawy, które podsuwa mu Duch Święty.

Ten, kto się podporządkowuje pedagogii Ćwiczeń, musi zwracać baczną uwagę na owe poruszenia, które będą występować z mniejszą lub większą częstotliwością i będą miały mniej lub więcej cech autentyczności. Doświad­czając uczuć pochodzących od Boga, rekolektant będzie się powoli oswajał z rzeczywistościami duchowymi i nauczy się je w sobie rozpoznawać. Zarówno w modlitwie, jak i w działaniu będzie doznawał wiele różnych prze­żyć: bojaźni i miłości, pokory i ufności, żaru i pokoju. Jego wierność będzie się powoli przeradzać w coraz bardziej pełne podziwu i ukochania oddanie się Temu, który żyjąc w jego wnętrzu, przekazuje mu nieskończone bogac­two samego Boga.

W ten sposób człowiek przez swój wysiłek duchowy staje się istotą uczest­niczącą w pełni samego Boga. Jego życie wewnętrzne nie ma nic z fałszywej stabilności, która paraliżuje i utwardza niczym śmierć. Przeciwnie, jest ono historią niezwykle urozmaiconą, bo naznaczoną Bożymi wydarzeniami, na­rzucającą mu swój rytm, którego praw nie potrafi sam regulować. Temu, który zaczął doświadczać podobnych skutków działania Ducha Świętego, nie wystarcza już wyważona hojność najemnika, bo zostawszy domowni­kiem Boga, poddaje się w szczęśliwym oczekiwaniu poruszeniom przekształ­cającym jego modlitwę w dialog, a jego działanie - w czujną służbę, w któ­rej miłość wchłania ponoszony trud.

Niektórzy interpretatorzy św. Ignacego, obawiając się dwuznaczności i nie­porozumień, skłonni byli odwodzić czasem dusze od tej drogi życia ducho­wego. Trzeba przyznać, że faktycznie łatwo jest pomieszać „duchowe prze­życia" (Ćd 62), będące czystym darem Ducha Świętego, z doznaniami zmy­słowymi, wynikającymi z praw czysto ludzkiej psychologii. Mimo ryzyka złudzeń jest jednak konieczne, by początkujących prowadzić ku tej uległości Duchowi Świętemu. Poza tym bowiem, że zakłada ona potrzebę coraz więk­szych wyrzeczeń i wewnętrznej czystości, stanowi pewny środek otwierania się na największe łaski, także na łaski mistyczne. Jest rzeczą absolutnie pew­ną, że św. Ignacy nie żąda od nas nigdy tego, byśmy się wzbraniali przed poruszeniami, które Duch Święty daje nam odczuwać. Kiedy zanikają, nale­ży „czekać z cierpliwością na pocieszenie od Pana"6.

Czy to nie pomaga nam dokładnie określić mistyki ignacjańskiej? Koń­cowym efektem „pocieszenia" jest to, „że wszystkie prace są rozrywką, a wszelkie zmęczenie - odpoczynkiem. Dla tego, kto kroczy z tym zapałem, entuzjazmem i wewnętrznym pocieszeniem, nie istnieje żaden ciężar tak wiel­ki, by nie wydawał mu się lekki; nie ma pokuty ani utrudzenia tak wielkiego, który by mu się nie wydawał słodki"7. Poruszenie Ducha Świętego dalekie jest od przymuszania, usztywniania czy łamania; przeciwnie, sprawia, że dusza staje się bardzo elastyczna i pomnaża siły, których może użyć dla służenia działającemu w niej Bogu.

 

Rozeznawać znaczenie

 

Żeby należycie poznać wolę Bożą, dusza musi zwrócić baczną uwagę na doznawane poruszenia. „Oby Bóg udzielił nam swojej łaski, żebyśmy od­czuwali Jego najświętszą wolę i całkowicie ją wypełniali". To życzenie, któ­rym św. Ignacy przeważnie kończył swoje listy, pokazuje jasno, że duchowe odczucie nie jest celem samym w sobie. Trzeba „czuć" sposób, w jaki Bóg w nas działa, by nas uczynić bardziej wiernymi w tym, co chce nam ukazać. Poruszenie Ducha jest znakiem uściślającym nam nieustannie działanie, do którego Bóg nas zachęca.

W tym odkrywamy jeden z najbardziej oryginalnych aspektów myśli ignacjańskiej. Ćwiczenia mniejszy nacisk kładą na to, byśmy pełnili wolę Bożą, niż na to, byśmy ,jej szukali i znajdowali" (Ćd 1). Jak jej szukać? Nie tylko przez posłuszeństwo przykazaniom czy regułom, a więc woli Bożej wyrażo­nej obiektywnie i całkiem jasnej, ale przez rozeznawanie doznawanych po­ruszeń. To są natchnienia Ducha, które należy przyjąć, by widzieć, w jakim kierunku nas pociągają.

Z tego punktu widzenia modlitwa jest najcudowniejszym polem doświad­czeń, możemy nawet powiedzieć: eksperymentowania, żeby „wyczuwać naj­świętszą wolę Bożą". Właśnie w modlitwie pojawiają się „duchowe smaki", które na przemian raz się zacierają, to znów powracają z większą jeszcze siłą i wyrazistością. Pewne aspekty życia Chrystusa urzekają z coraz większą siłą. Dusza może zmieniać kierunek swojego wysiłku, metodę i przedmiot modli­twy. Jeśli Duch Święty prowadzi ją ciągle do tych samych upodobań, albo - jak mówi św. Ignacy - do tej samej pobożności, nie powinna się opierać, czekając, aż ustąpią wszystkie wątpliwości. Wola Boża nabiera oczywistości tym bardziej bezdyskusyjnej, im dusza jest lepiej przygotowana wewnętrz­nie na jej pełnienie. Wtedy nawet oschłości i niechęci mają wartość znaku, gdyż albo wskazują, że Duch nie pociąga tam, gdzie dusza pozostaje strapio­na, albo przeciwnie, że jest w nich niezbędne oczyszczenie i szczególnie wymagająca obecność Boga.

W ten sposób możemy zrozumieć niezwykłą wartość ćwiczenia, nazwa­nego przez św. Ignacego „powtórzeniem", polegającym na ponowieniu po­przedniej medytacji, żeby się dłużej zatrzymać „nad tymi punktami, w któ­rych poczułem większe pocieszenie lub strapienie, albo też w ogóle miałem jakieś większe przeżycie duchowe" (Ćd 62). Chodzi tu o konfrontację Ducha Świętego z Nim samym, by lepiej dostrzec kres, do którego nas prowadzi przez swoje działanie. Pamięć, władza prawdziwie mistyczna, pozwala od­tworzyć chwile szczególnych łask i utrwala ich skutek. Niewątpliwym rezul­tatem powtórzeń będzie powolne upraszczanie modlitwy, czyniące ją mniej dyskursywną, a co więcej, przyczynią się one do ukazania nam działania Boga w nas, a przez to Jego woli. Powiedzmy nawet więcej: trzeba nam naprawdę pytać Ducha Świętego, to znaczy powracać do pewnych tematów refleksji czy modlitwy, aby je modyfikować, oczekując, że łaska pozwoli nam doznać nowych przeżyć, albo do tych już uprzednio doświadczonych, które nam rzucą światło na poszukiwaną przez nas wolę Bożą. „Będzie można - mówi św. Ignacy - przedstawić Bogu, naszemu Panu, jednego dnia jeden punkt widze­nia, drugiego dnia inny, na przykład w jeden dzień rady, w drugi przykaza­nia, obserwując, gdzie Bóg, nasz Pan, daje więcej znaków swojej Boskiej woli, podobnie jak gdy ktoś pokazuje swojemu panu różne pokarmy, obser­wując, który mu bardziej przypada do gustu"8. Zachęcając do uczynków po­kutnych, św. Ignacy radził praktykować ich raz więcej, a raz mniej i czekać na Boże światło, ponieważ w tych zróżnicowanych próbach Bóg „daje każ­demu odczuć to, co dla niego jest odpowiednie" (Ćd 89).

Jest to pokorne poddanie się stworzenia, które „dozwala Stwórcy działać bezpośrednio ze swoim stworzeniem" (Ćd 15). Będąc dalekim od arbitralne­go stosowania reguł i metod, człowiek posługuje się nimi po to, by Bóg da­wał mu coraz bardziej odczuwać swoją obecność i swoją wolę. W rytm tych duchowych prób Bóg, „który naszą naturę zna nieskończenie lepiej niż my sami" (Ćd 89), pozwoli nam wypróbować nasze siły, ocenić nasze gusty i lę­ki, zmierzyć natężenie przeżyć i odkryć właściwy każdemu duchowy świat. Ćwiczenia przeżywane jako oczekiwanie i uległość nie są tylko jednym spo­śród wielu instrumentów duchowości, ale prowadzą dusze ściśle po tej dro­dze, którą rozświetla dla nich Bóg. Znany jest przykład Berulle'a, który na końcu wyboru, kierowanego całkowicie przez „poruszenia i przeżycia", stwierdził, że Bóg nie powołał go do życia zakonnego: „Czyż każda dusza nie powinna przede wszystkim rozpoznać i iść drogą, którą Bóg miał zwy­czaj przychodzić do niej?"9. Przykłady można by mnożyć. Wystarczy przy­pomnieć licznych rekolektantów, którzy za życia św. Ignacego zdecydowali się wstąpić do benedyktynów, dominikanów, kartuzów, franciszkanów itp.

Ćwiczenia ignacjańskie, z racji ich ducha, są przecież uniwersalnym instru­mentem doskonałości. Rozeznawania duchowego dokonuje się łatwiej w trak­cie rekolekcji, bo w nich są realizowane najlepsze warunki modlitwy i ocze­kiwania na łaskę. Rozeznawanie może być tym, co św. Ignacy nazywa „dru­gą porą wyboru" (Ćd 176), którą tak komentuje w swoim dyrektorium do Ćwiczeń: „...chodzi o poznanie swego powołania przez doświadczenie po­cieszenia i strapienia. Niech więc w rozmyślaniach o Chrystusie, Panu na­szym, [odprawiający Ćwiczenia] zwraca uwagę podczas pocieszenia, ku cze­mu doznaje poruszenia [impulsu] Bożego; tak samo i podczas strapienia"10. Jednak rekolekcje sprawiają jedynie to, że nasze kontakty z Bogiem zaczy­nają być bardziej zażyłe i płodne, ale to winno mieć później swoje odbicie w życiu codziennym. W wielu przypadkach, gdy dusza dokonuje w sposób wolny wyboru, wierność łasce przybiera formę dialogu z Duchem Świętym i oczekiwania na Jego inspiracje. W ten sposób cała sytuacja ludzka, histo­ryczna i konkretna, staje się sytuacją duchową. Wola Boża objawia się o wie­le częściej w formie wewnętrznej odpowiedzi, przyjętej przez człowieka i z uległością zaakceptowanej, aniżeli w już z góry określonych nakazach postępowania.

Uprzywilejowanym momentem tej wewnętrznej uległości jest rachunek sumienia, odprawiany w regularnych i bliskich sobie odstępach czasu, wspa­niały środek dla ułatwiania działań Ducha Świętego i podtrzymywania na­szej wierności. Rachunek sumienia jest na pewno szkołą woli, ale jeszcze bardziej szkołą posłuszeństwa Bogu i odkrywania wszystkich przejawów Jego woli. W rachunku sumienia „obserwujemy", skąd przychodzą określone prze­życia, dokąd prowadzą i czego od nas żądają. Badanie przeszkód powodo­wanych grzechem winno coraz bardziej ustępować rozeznawaniu działań Ducha Świętego. Nie zapominajmy zresztą, że Ćwiczenia nie dostarczają nam tylko typu rachunku sumienia opisanego w pierwszym tygodniu, ale każą również badać przebieg modlitw (Ćd 77), doznane pocieszenia (Ćd 333-336) i zaistniałe uczucia (Ćd 342). Nacisk, jaki Święty kładł na rachunek sumie­nia, ma swoje uzasadnienie w tym, że pragnął on, byśmy byli „wolni od wszel­kiego nieuporządkowanego uczucia". W jego oczach najbardziej rygorystycz­na asceza ma na celu doskonałą uległość Duchowi Świętemu. Stanowcze i wspaniałomyślne działanie oraz bierność w „poruszeniach" były jakby dwoma biegunami, jednakowo niezbędnymi, w jego mistyce służby.

 

Szukać potwierdzenia

 

W większości przypadków wewnętrzna odpowiedź, przychodząca pod postacią owych „poruszeń", będących nawiedzeniem Ducha Świętego, nie oświeca tak bardzo duszy, albo przynajmniej nie przynosi tyle światła, by pozwalało ono na podjęcie pełnej decyzji. W takiej sytuacji św. Ignacy każe wejść w „trzecią porę wyboru": „Jest to pora spokojna..., tak że dusza może posługiwać się swoimi władzami naturalnymi swobodnie i spokojnie" (Ćd 177), co Nadal komentuje jednoznacznie: „pod działaniem zwyczajnej łaski, przy użyciu takich władz jak refleksja, rozumowanie, roztropność i każda inna rzecz poddana naszym naturalnym władzom"11.

Ten trzeci etap nie jest jednak celem dla samego siebie, ale otwiera nas na zajęcie nowej postawy: „Po dokonaniu takiego wyboru lub decyzji powinien ten, co ją uczynił, udać się z wielką pilnością na modlitwę przed oblicze Boga, Pana naszego, i ofiarować Mu taki wybór, aby Jego Boski Majestat zechciał go przyjąć i potwierdzić, jeśli to jest ku Jego większej służbie i chwale" (Ćd 183; por. Ćd 188).

To potwierdzenie prowadzi do ostatniego etapu duchowego doświadcze­nia, o którym mówiliśmy na początku tego artykułu. Po doznanym porusze­niu i po rozeznaniu oraz akceptacji linii działania, do którego Bóg nas pobu­dził, św. Ignacy kieruje nas ku łasce, bo to ona jest gwarancją naszej wierno­ści. Skoro życie duchowe rozwija się przez codzienną uległość Duchowi Świętemu, dusza czuje się teraz jakby utwierdzona przez wewnętrzną odpo­wiedź, jaką otrzymała, i nie domaga się już więcej nowych zapewnień. Gdy jednak „pora spokojna" pozostawia ją jej „naturalnym siłom", oddaje się na nowo Duchowi Świętemu, żeby otrzymać takie poruszenia, które na poczy­nionych przez nią wysiłkach położą pieczęć gwarancji.

To nam wyjaśnia, dlaczego Ćwiczenia się jeszcze kontynuuje, choć wy­boru już dokonano. Decyzja została bez wątpienia podjęta, ale jeżeli stało się to raczej mocą „sił naturalnych" niż w świetle płynącym z pocieszenia, to trzeba usilnie prosić Boga, żeby taką decyzję zechciał potwierdzić przez wewnętrzne odczucie, że ją przyjął i że sam jest jej gwarantem. Zwraca na to bardzo mocno uwagę o. de Guibert: „Zarówno wybór, jak i cała reszta reko­lekcji musi być potwierdzona. Byłoby bowiem dowodem niezrozumienia myśli Świętego, gdyby się ktoś dziwił, że po dokonaniu wyboru każe on przedłużać ćwiczenia od dziesięciu do dwunastu dni. Na podstawie jego własnego przykładu wiemy, jak wielką wagę przywiązywał do tego, by podjęte decyzje zostały potwierdzone przez Boga"12.

Wydaje się, że trzeci i czwarty tydzień ćwiczeń nabierają z tego powodu znaczenia, które często zostaje niedostrzeżone. Podkreśla się, i słusznie, ko­nieczność umocnienia woli w podjętym postanowieniu i temu ma służyć medytacja o Chrystusie Panu cierpiącym i wyniesionym do chwały. Ale czy rekolektantowi wpaja się postawę wyczekiwania i gotowości, które pozwolą Duchowi Świętemu to postanowienie potwierdzić? Czyż pocieszenie, jakie niesie z sobą Chrystus Zmartwychwstały (por. Ćd 224), nie nabiera w tej per­spektywie całej swej duchowej głębi, dając duszy zdecydowanej służyć Bogu pełną rzeczywistość paschalnej radości przez wewnętrzną radość daru, który Bóg przychodzi potwierdzić?

Są podstawy do przypuszczenia, że całkowite otwarcie się na Ducha Świę­tego oznacza w myśli św. Ignacego dostęp do życia mistycznego. Tak to było w każdym razie w jego własnym życiu. Mówiliśmy już przedtem o pierw­szym potwierdzeniu, jakie Ignacy otrzymał w Loyoli, w wizji Matki Bożej i Dzieciątka Jezus. To był kamień węgielny w jego nawróceniu. Potem była łaska Cardoneru po miesiącach poszukiwań i chodzenia po omacku; następ­nie po latach paryskich łaska z La Storta. Wszystkie te łaski potwierdziły w sposób uroczysty i definitywny model życia, jaki Ignacy wybrał. Później jeszcze, pod koniec swojego życia „miewał wiele razy dziennie widzenia... To mu się zdarzało często, gdy mówił o rzeczach wielkiej wagi i uważał to za potwierdzenie" (venire in confirmationem) (Opowieść Pielgrzyma 99). Z dziennika duchowego św. Ignacego wiemy, że aby uznać swój wybór za nieodwołalny, czekał zawsze, by Bóg zechciał go „wewnętrznie potwierdzić".

Cokolwiek by kryła w sobie rzeczywistość mistyczna tego wewnętrzne­go potwierdzenia, trzeba przyznać, że dusza wierna owej ignacjańskiej me­todzie przysposabia się w wysokim stopniu do przyjęcia łaski. Możliwe, że uciekanie się przez Ignacego do Ducha Świętego usprawiedliwia to, co po­wiedział o nim Nadal: „Chciał, żeby Ćwiczenia były pierwszym doświad­czeniem wstępujących do Towarzystwa, gdyż wiedział, że tkwią w nich za­sady i siły, dzięki którym możemy dotrzeć do doskonałej, a nawet wysubli­mowanej modlitwy"13.

Doskonała modlitwa, o którą tu idzie, nie jest jeszcze jakimś „zagubie­niem" siebie w kontemplacji, która byłaby absolutnym zjednoczeniem się z Bogiem. Dusza jednak staje się coraz bardziej wrażliwa na działanie Ducha Świętego, otwarta na przyjmowanie Jego natchnień i Jego wskazówek, po­trafi rozeznać, dokąd On ją prowadzi i odpowiednio się znaleźć w obliczu doznawanych poruszeń. Zawsze też pozostaje uważna i czujna w oczekiwa­niu na upragnione potwierdzenie, czyli wewnętrzną odpowiedź dawaną przez Ducha Świętego, który rozwija w niej swoje „najświętsze dary". W liście do Borgiasza św. Ignacy sprecyzował, jakich skutków się spodziewa od tych darów: „Nie chcę powiedzieć, że winniśmy ich szukać tylko po to, by mieć z nich radość i zadowolenie, lecz dlatego, by wszystkie nasze myśli, słowa i czyny, które bez tych darów są poplątane, zimne i niespokojne, z nimi były uładzone, gorące i rozsądne dla większej chwały Bożej"14.

W wielu wypadkach potwierdzenie, jakie daje Duch Święty, nie musi się objawiać w odczuwanych wewnętrznie poruszeniach. W ich miejsce wystar­czy na przykład otwarcie sumienia i aprobata przełożonego, rozwój wyda­rzeń, pewna łatwość w znajdywaniu Boga, przypływ sił, by nawet w nie­sprzyjających okolicznościach działać szybko i skutecznie. Odpowiedzi Boga są wielorakie.

Św. Ignacy opowiedział (por. Opowieść Pielgrzyma 34, 37), jak w Manresie szukał, czasem z dziwnym niepokojem, „osób uduchowionych", z któ­rymi mógłby porozmawiać. Skąd to pragnienie ze strony duszy napełnionej tak wielkimi łaskami i pokładającej zawsze ufność jedynie w Bogu? Odpo­wiedzi dostarcza nam Ribadeneyra, relacjonując zwierzenie Świętego: „W okresie dwóch pierwszych lat od momentu swojego nawróceniu, gdy tylko usłyszał o kimś głośnym i znanym ze swej świętości, szedł do niego, ale nie tyle w nadziei uzyskania jakiejś korzyści z tej wizyty, jak po to, by zobaczyć czy duch tamtego jest zgodny z jego własnym. Jednak po dwóch latach nie złożył już takiej wizyty nikomu. Ojciec mi powiedział, że w ciągu tych dwóch lat spotkał zaledwie jedną lub dwie osoby, których duch i sposób życia zgadzały się całkowicie z jego"15. Czyżby w tej zgodzie dwóch „du­chów" Ignacy szukał nowego potwierdzenia drogi, na którą zaprosił go Bóg?

Takie potwierdzenie przez ludzkiego pośrednika ma faktycznie miejsce w Ćwiczeniach. O duchowym potwierdzeniu wyboru w trzecim i czwartym tygodniu rekolekcji już mówiliśmy. Ale także obecność i rola „tego, który udziela ćwiczeń", zapewnia potwierdzenie i choć jest ono innej kategorii, nie daje mniejszej gwarancji od tamtego. Według Ignacego każdy wybór powinien być skontrolowany i potwierdzony przez tego, którego istotnym zada­niem jest pomagać w rozeznawaniu działań Ducha Świętego. Ćwiczenia, jak najbardziej dalekie od prowadzenia do niebezpiecznego subiektywizmu, za­pewniają w ten sposób podwójną uległość: Duchowi Świętemu i w osobie kierownika ćwiczeń - Kościołowi.

 

Tłumaczył Bolesław Dyduła SJ

 

Przypisy:

 

1 Por. M. Giuliani SJ, Les montions de 1'Esprit, „Christus", 153/1992, s. 83-96.

2 Św. Ignacy Loyola, Opowieść Pielgrzyma, Kraków 2002, 6-10. Dalej: Opowieść Piel­grzyma.

3 Tu kładziemy nacisk na realność doznawanych przeżyć, a nie na ich naturę czy różno­rodność, ta ostatnia bowiem jest sprawą dotyczącą rozeznawania duchów.

4 W tekście: „se le confirmaron".

5 Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne [= Ćd], Kraków 2002, 213.

6 List z 17 VI 1536 do Teresy Rejadel, [w:] Monumenta historica Societatis lesu, t. I, Madrid - Roma 1890-1895, s. 105.

7 Tamże.

8 Tamże, s. 781.

9 Berulle, Opuscules de piete, Aubier 1944, s. 558.

10 Monumentu historica Societatis Iesu, dz. cyt., s. 781.

11 Tamże, t. IV, s. 845.

12 J. deGuibert SJ, La spiritualite de la Compagnie de Jesus, Roma 1953, s. 115-116.

13 Monumentu historica Societatis lesu, dz. cyt, s. 669.

14 Tamże, t. II, s. 236.

15 Fontes narrativi, s. 327-328.

 

Maurice Giuliani SJ (1916-2003), twórca pisma teologicznego „Christus", animator duchowości ignacjańskiej i ćwiczeń duchownych w życiu codziennym, kierownik duchowy. Opublikował: Priere et aclion - etudes de spiritualite ignatienne; L'experience des exercices spirituels dans la vie; Saint Ignace ou l'accueil du temps qui vient.

 

^

 

 

Ks. Kazimierz Kucharski SJ

W: Weź mój krzyż. Rekolekcje oparte na „Ćwiczeniach duchownych” św. Ignacego Loyoli.

      Tydzień trzeci. Wydawnictwo WAM, Kraków 2006, str. 23-30

 

 Rozważanie: Zadanie i umiejętność odkrywania woli Bożej

 

Osoba papieża Jana Pawła II i Jego zadziwiający sukces poka­zuje, że istota teologiczna i mistyczna Kościoła jest prawie niedo­strzegalna - tutaj, jak wszędzie chce się widzieć twarz. W naszej epoce liczy się osobowość powiada Kardynał Charles Journet. Bóg objawił nam swoją twarz, swoje ostatnie, najważniejsze Imię: Oj­ciec, Syn i Duch Święty. Miłość i jedność. Bóg objawił nam Swoje serce. Bo miłość jest zawsze skierowana do drugich, bo dobroć chce się udzielać. Bóg stopniowo w ciągu naszego życia, w ludzkiej hi­storii objawia Swoje życzenia dobroczynne wobec człowieka, ży­czenia, które są darem, łaską i wskazaniem jak i po co żyć.

Pytanie, które codziennie powinniśmy sobie zadawać: czego Bóg oczekuje dzisiaj ode mnie, od moich bliskich, co mi podsuwa przez potrzeby ludzi i wydarzenia, przez Swoje Słowo i Naukę? I następ­ne: skąd brać światło i siły, aby dawać odpowiedź? Tak wiele zależy od naszego obrazu Pana Boga, od naszego wyobrażenia o Nim. Czy mój obraz Pana Boga jest właściwy? Czy Go coraz lepiej po­znaję? Czy też mam obraz wypaczony, a Bóg wydaje mi się być daleki, obcy i papierowy, słowem martwy.

Co mi w życiu zatarło dobry obraz Pana Boga? A może ktoś? Ktoś z bliskich, duchownych, jakaś sytuacja? Może to był Bóg wyuczony i brakuje mi osobistych spotkań na modlitwie?

Nie trzeba bać się takich pytań. Jak odkrywać obraz Boga coraz bardziej prawdziwy. Obraz Boga, który jest Miłością, który kocha i udziela się, który prowadzi i wyzwala, ale również kształci, roz­wija, podnosi nasze poprzeczki i stawia wymagania czynienia co­raz większego dobra dla rozwoju i wielkości człowieka. Wszystko, co z Jego ręki jest trudne, niesie zawsze ze sobą coś wielkiego dla nas lub dla innych. Bóg nigdy nie nakłada ciężaru na człowieka dla samego ciężaru, dla cierpienia lub udręczenia. Wszystko bowiem w zamyśle Bożym ma dla człowieka cel dobroczynny i zbawczy jak Jezusowa męka, śmierć i zmartwychwstanie.

Wypaczony obraz Pana Boga nie będzie kierował naszych myśli i serca ku poszukiwaniu Jego życzeń. Bo człowiek w najlepszym wypadku będzie spełniał jedynie to, co jest pod grzechem, co jest konieczne, będzie też chciał Pana Boga przekupić obietnicami, ofia­rami czy ślubami. Będzie wtedy Panem Bogiem manipulował. Czło­wiek wtedy szuka nie Boga lecz siebie.

Bóg pokazuje nam Swoje życzenia w Piśmie świętym i Jego przy­kazaniach. Przede wszystkim przez słowa i czyny Jezusa Chrystu­sa. On jest ostatnim i pełnym słowem Boga, który nam mówi, jak żyć. „Podszedł jeden z nauczycieli Prawa, który przysłuchiwał się, jak Go wypytywali. Ponieważ zobaczył, że dobrze im odpowiedział, zapytał: Które przykazanie jest pierwsze ze wszystkich? Jezus od­powiedział: „Pierwsze jest: Słuchaj Izraelu! Pan, nasz Bóg, jest je­dynym Panem. Będziesz miłował Pana, swego Boga, z całego swe­go serca, z całej swojej duszy, całym swoim umysłem i z całej swojej siły. A drugie: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Innego przykazania, większego od tych nie ma" (Mk 12,28-31).

W Izraelu było aż 613 przykazań, w tym 365 zakazów i 248 przy­kazań pozytywnych. W tej wielości człowiek mógł się łatwo pogu­bić. Pomylić, które z nich jest ważne, które ważniejsze i najważ­niejsze1.

Przykazania Boże są życzeniem Bożym. Bóg jest jeden i Jego istotą jest miłość. A człowiek ma stawać się podobnym do Niego przez miłość i dobroć. Bóg nakazuje miłować Boga i człowieka, bo prawda i miłość jest to jedyna droga rozwoju człowieka i jest to droga do szczęścia. Będziesz miłował. Od tego zacznij i z tej miło­ści niczego nie próbuj wyłączyć, żadnej płaszczyzny twojego ży­cia. „Będziesz miłował swego bliźniego, jak siebie samego" (Mk 12, 31). To znaczy nie będziesz go nienawidził, nie będziesz mu złorzeczył, nie zagarniesz go i nie potraktujesz jako swoją własność. Nie będziesz nim manipulował. Otoczysz go życzliwością, zoba­czysz w nim obraz Boży, pomożesz mu stawać się człowiekiem, będzie przedmiotem twojej troski i modlitwy. Taka miłość zakłada, że jesteś wewnętrznie czysty i wolny.

Św. Paweł podaje najlepszą wskazówkę duchowej pracy: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj" (Rz 12, 21). Po­dobnie, jak światło usuwa ciemność. Św. Ignacy precyzuje metodę usuwania wad. Najpierw poznawaj siebie samego, wszelkie przeja­wy i źródła tkwiącego w nas zła. Jest ich dużo. Pracuj w zasadzie nad jedną wadą, uderzając w nią z różnych stron: od strony pozy­tywnej i negatywnej. Biorę pod uwagę ten przejaw zła, który naj­bardziej szkodzi duchowemu życiu. Wady poznajemy przede wszyst­kim na modlitwie, w świetle Bożego Słowa i w codziennym życiu.

Do nas należy robić postanowienia szczegółowe, praktyczne, moż­liwe dzisiaj do wykonania prosząc Pana Boga o pomoc.

Drogą do poznawania Boga i Jego życzeń jest przede wszyst­kim dobre sumienie i czysta dusza. Jedna z sióstr misjonarek opo­wiadała mi, że po długiej podróży samochodem w Zambii przy za­chodzie słońca mówi do swojej zmęczonej drogą towarzyszki: „po­patrz, jaki cudowny zachód słońca". Na to jej siostra odpowiada: „ale masz brudne szyby".

Życzenia Boże odkrywamy w kontakcie z Nim, na modlitwie. Jezus Chrystus dał nam jedyną modlitwę: Ojcze nasz. Pokazuje w niej całą naszą prawdziwą drogę kontaktów z Bogiem i to co naj­ważniejsze w naszym życiu, o co mamy prosić Boga.

Warto pamiętać, że z Panem Bogiem spotykamy się w naszej duszy. „Jeśli ta tafla jest czysta, to odbija się w niej niebo, widzimy w niej słońce i nie oślepia nas ono. Modlić się znaczy więc przede wszystkim być dobrym, chcieć dobra, starać się być we wszystkim podobnym Bogu. Modlitwa jest taka, jakie jest życie"2. Bez praw­dziwej miłości nie ma modlitwy. Modlitwa przecież nie może być monologiem czy próbą zaskarbienia sobie względów, spłacaniem haraczu i należności. Modlitwa jest spotkaniem z Ojcem, Synem i Duchem Świętym, jest szukaniem i odkrywaniem woli Boga. To jest jej istota.

Do swoich uczniów powie Jezus przy studni jakubowej: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał i wykonać Jego dzieło" (J 4, 34).

„Wolą naszego Ojca jest, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy (l Tm 2, 4). On jest cierpliwy... chce bowiem wszystkich doprowadzić do nawrócenia (2 P 3, 9). Jego przykazaniem, streszczającym wszystkie inne i wyrażającym całą Jego wolę, jest, abyśmy się wzajemnie miłowali, jak On nas umiło­wał" (J 13, 34)3.

Jezus Chrystus odkrywał wolę Ojca na modlitwie. Ogrójec jest tego dobitnym dowodem. „W Chrystusie, dzięki Jego ludzkiej woli, wola Ojca została wypełniona w sposób doskonały i raz na zawsze. Przychodząc na ten świat, Jezus powiedział: „Oto idę...abym speł­niał wolę Twoją, Boże" (Hbr 10, 7); (Ps 40, 7). Tylko Jezus może powiedzieć: „Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba" (J 8, 29). W swojej modlitwie agonii godzi się całkowicie na tę wolę: „Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie" (Łk 22,42). Właśnie dlate­go Jezus wydał samego siebie za nasze grzechy zgodnie z wolą Bożą" (Ga l, 4). „Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa" (Hbr 10,10)4.

Dlatego Jezus Chrystus wzywa nas do naśladowania. Apeluje do naszej woli i umysłu: ,jeżeli chcesz..." Bóg szanuje wolność człowieka, pozostawia człowiekowi wybór drogi. Do nas należy wysiłek poznawania i odkrywania Pana Boga, wysiłek poznawania Jego woli i podejmowania decyzji. Jak odróżnić, jak sobie pomóc odróżnić naszą wolę od woli Ojca Niebieskiego? Jezus Chrystus każe nam się modlić o to. „Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi". Na tej drodze potrzebujemy światła i łaski, potrzebujemy oczyszczenia naszych sumień i uzdrowienia, aby nie żyć i nie po­stępować egoistycznie, nie kierować się wygodą, kaprysem czy ła­twiejszą drogą.

Bóg działa w nas, w naszych sumieniach, pobudza je i inspiru­je. Aby Go usłyszeć, trzeba się wyciszać. Ktoś słusznie zauważył, że człowiek, który zbliża się do Boga - zaczyna milczeć. To jest też rzeczywistość ludzkiego cierpienia. Abraham, który szedł ofiarować Izaaka, trzy dni milczał w drodze (Rdz 22). Jezus milczy pod­czas męki.

Pozwolić się prowadzić, pozwolić działać Duchowi Świętemu, to przede wszystkim słuchać. Słuchać i szukać prawdy. Wyraźnie zobaczymy to w dialogu, w którym szuka się dobra i prawdy, a nie swoich racji, po to tylko, aby drugiego pokonać. Czyli w dialogu, w którym na pierwszym miejscu stawia się umiłowanie prawdy.

Bóg działa nie tylko w nas, ale działa także w drugim, w każ­dym człowieku. Może nam wiele powiedzieć przez doświadczenie człowieka starego czy przez małe dziecko, człowieka prostego i przez wykształconego. Każdy został obdarowany uzdolnieniami i talen­tami. Mówimy o talentach wielkich i zmarnowanych. Rodzice w dzieciach odkrywają takie czy inne uzdolnienia i tym się kierują w wyborze drogi życiowej dla nich. Dzieje się to również w rozmo­wie i przez rozmowę. Człowiek może odkryć nie tylko uzdolnienia i kierunek drogi, lecz również ludzkie potrzeby, np. w chorobie. To jest także droga odkrywania woli Bożej. W każdej rozmowie: dzie­ci z rodzicami, przełożonych z podwładnymi, księdza z wiernymi, katechetów z młodzieżą bardzo ważną rzeczą jest wewnętrzna uczci­wość i szczerość, postawa wewnętrznej wolności, którą trzeba zdo­bywać całe życie. Szukamy myśli i zamiarów Bożych, szukamy prawdy. To znaczy, że nie chcemy kierować się egoizmem, osobistą korzyścią, stawianiem na swoim, chęcią przypodobania się komuś. Zagrożeniem w prawidłowym szukaniu woli Bożej jest nie tylko egoizm, lecz również są nasze nieuporządkowane uczucia, emocje, złe przywiązania, nasza niepewność czy lęk przed ryzykiem. Czło­wiek stosuje tyle form ucieczki przed autentycznym dobrem, przed Bogiem.

Nie próbujmy Panem Bogiem manipulować. Nie zawsze Bóg chce tego samego, czego my pragniemy. Wielu dzisiaj próbuje ła­twych chwytów: otwórz Pismo św. na chybił trafił, aby odczytać Bożą podpowiedz. Często we wszystkim widzieć chcemy znak od Boga. To dobry i stary sposób czytania Pisma św., ale czy na pewno rozsądny? Droga poszukiwania i odkrywania woli Bożej zaczyna się od porządkowania naszego wnętrza. Św. Ignacy w pierwszej uwa­dze rekolekcyjnej poucza: „... ćwiczenia duchowne to przygotowa­nie i usposobienie duszy po to, żeby się pozbyć nieuporządkowa­nych przywiązań, a gdy się ich już pozbędziemy, żeby szukać woli Bożej i odnajdywać ją w ułożeniu własnego życia tak, by zbawić duszę"5.

Warto sobie uświadamiać wszelkie nasze uczucia: dobre i złe. To wymaga wielkiej wewnętrznej szczerości. Coraz pełniejsza świa­domość własnych uczuć pozytywnych i negatywnych, różnorakich zranień i ich uzdrawiania jest początkiem naszego życia zgodnego z myślą Bożą. Wiemy, że Bóg działa w nas, działa w każdym czło­wieku. Wiemy również, że przychodzi do nas zły duch z pokusą, lub pozorując dobro. Od Boga pochodzą nasze dobre pragnienia. „Bóg bowiem jest tym, który sprawia, że pragniecie i działacie we­dług Jego upodobania" (Flp 2, 13). Nie jesteśmy deistami, którzy twierdzą, ze Bóg stworzył świat i człowieka, ale przestał się nimi zajmować, w praktyce jednak często tak myślimy i postępujemy.

Wolę Boga odkrywamy w Jego Słowie, w Bożym Objawieniu, w przykazaniach Bożych i kościelnych, w nauce Kościoła, w obo­wiązkach swego stanu, w potrzebach materialnych i duchowych in­nych ludzi, w wydarzeniach, w przykładzie innych ludzi, w ich gor­liwości. Bóg mówi do nas przez codzienność. Bóg jest bardzo kon­kretny i praktyczny. Stale wzywa człowieka do nawrócenia, do zry­wania złych więzów, do modlitwy i troski o dobro innych ludzi. Bóg daje nam znaki przez świat zewnętrzny i duchowy. Może wejść w na­sze życie nagle, jak wszedł w życie tylu nawróconych, od św. Paw­ła pod Damaszkiem począwszy.

Bóg działa, ale skuteczność i owocność tego działania zależy również od nas, od naszej współpracy. Jezus uczy nas, że pełnienie woli Bożej jest rzeczą istotną. Do Królestwa Niebieskiego nie wcho­dzi się przez wielomówność, lecz wejdzie ten, „kto spełnia wolę Mego Ojca, który jest w niebie" (Mt 7, 21).

Na końcu warto dodać, że w odkrywaniu woli Boga przeszka­dza nam zły duch, który wpływa na nas wprost, przez nasze grze­chy. Będzie również działał pod płaszczykiem dobra, będzie przy­stępował do nas pod postacią anioła światłości. Będzie posługiwał się naszymi wadami, aby nas odciągnąć od dobra. Stosuje wobec nas podstęp i iluzje. Wolę i życzenia Pańskie pełnimy pod wpły­wem i dzięki Bożej mocy. Nie pełnimy jej sami, w oderwaniu od Chrystusa i Jego Kościoła. Dlatego wpatrywanie się w życie Jezusa Chrystusa i Jego Matki, słuchanie Jego głosu jest drogą do od­krywania Bożych zamysłów. Jezus jest znakiem woli Ojca Niebie­skiego.

Stały rozwój wiary, coraz głębsze życie duchowe, więź z Du­chem Świętym, świadomość obecności Boga i Jego działania, stałe oczyszczanie sumienia i uwalnianie się od złych uczuć oraz posłu­szeństwo Kościołowi - to droga, która prowadzi do bliskości Boga.

 

Przypisy:

1 Por. Ks. Józef Kozera, Przykazania, w: Bóg Człowiek Świat, Ilustrowana encyklopedia dla młodzieży, Katowice 1991, s. 233.

2 O. Tomasz Śpidlik, U źródeł światłości, Warszawa 1991, s. 221.

3 Katechizm Kościoła Katolickiego, 2822.

4 Tamże, 2824.

5 Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, Kraków 1996, nr 1.

 

^

o. Ryszard  Friedrich  SJ

PODEJMOWANIE   DECYZJI   INDYWIDUALNIE   I   W   GRUPIE


Podejmowanie decyzji

1. Znaczenie decyzji w życiu człowiekae-kartki o.Dariusz Michalski

W naszej refleksji nad posługą lidera kierujemy wzrok ku przyszłości, a tym, co buduje naszą przyszłość, są decyzje. Oczywiście w przyszłość sięgają też marzenia, wizje, idee, jak również nasze pragnienia, chęci, ale są one niekonkretne, jak obraz, któremu trzeba dopiero nadać ramy. Decyzja natomiast ukonkretnia nasze marzenia i pragnienia. Jest oblecze­niem w ciało i konsekwentnym podjęciem wezwań, przed którymi staję.
    Decyzje są ważnym zadaniem dla każdego człowieka, a zwłaszcza dla lidera. Wyrastają z naszego "bycia w świecie", tzn. im bardziej jestem zaangażowany w świat, można po­wiedzieć zakorzeniony w tym świecie, tym więcej decyzji po­dejmuję. I odwrotnie, im więcej jasnych decyzji podejmuję, tym bardziej jestem zakorzeniony w świecie. Ucieczka od świata to właśnie brak decyzji, to "pływanie" z falą czasu. Ktoś przyszedł, to z nim rozmawiam, pójdzie sobie, to pooglądam telewizję, skończy się program w telewizji, to pójdę spać, wstanę rano....  Brak decyzji jest brakiem zakorzenienia w rzeczywistości.
Decyzje nie są rzeczą łatwą. Tym bardziej, że przez czter­dzieści kilka lat byliśmy konsekwentnie odzwyczajani od de­cydowania. System komunistyczny był systemem, w którym człowiek nie miał prawa decydować. Popatrzmy choćby na życie gospodarcze. Czym było tzw. planowanie centralne? Znaczyło to, że jest ktoś na szczycie, kto o wszystkim myśli, a inni mają tylko wiernie wypełniać jego decyzje. Możemy też spojrzeć na cały system szkolnictwa i oświaty, gdzie młody człowiek był konsekwentnie oduczany wszelkiego aktywizmu, własnego myślenia i decydowania. Miał tylko biernie nauczyć się, odpowiedzieć, a dostawał piątkę.
Decyzja często jest trudna. Trudna dlatego, że występuje w niej element rezygnacji, tzn. jeżeli się za czymś opowiadam, to jednocześnie z czegoś innego rezygnuję. Na przykład, jeżeli wieczorem chcę iść do kina, to nie mogę obejrzeć filmu w telewizji, bo w tym samym czasie nie mogę być w dwóch miej­scach. Ta rezygnacja bywa bolesna, gdyż nie tylko rezygnuję ze spraw czysto zewnętrznych, ale jest to również rezygnacja z pewnej części mojego "ja", z niektórych moich wymagań i potrzeb. Człowiek nie chce niczego tracić i dlatego czasem nie podejmuje ważnych decyzji nawet do śmierci. Przez to traci jeszcze więcej, bo ostatecznie nie będzie posiadał ani
jednego, ani drugiego. Jeżeli natomiast świadomie z czegoś rezygnuję, jest to rezygnacja płynąca z wolnej woli. Potrzeba przy tym silnej motywacji   płynącej z uznawanych przez siebie wartości.
W każdej decyzji coś preferuję, czyli wybieram, nie dlatego, że jest to jedyne, tylko dlatego, że właśnie to uznaję za bardziej wartościowe niż inne rzeczy. Warto podkreślić, że to, co wy­kluczam, na ogół nie jest złe. Nie dlatego coś wybieram, że przeciwna możliwość jest zła - wybieram, ponieważ oceniam daną rzecz jako jakościowo lepszą dla mnie. Spójrzmy chociaż­by na decyzję wyboru stanu życia: małżeństwo, kapłaństwo czy samotność. Wybieram jedną z tych dróg nie dlatego, że pozostałe widzę jako złe (bo wszystkie są równoważne, w sen­sie drogi człowieka do zbawienia), ale wybieram jedną z nich dlatego, że w świetle wiary widzę ją jako bardziej "moją", lepszą dla mnie. Oznacza to, że poprzez wybory dążę do cze­goś więcej, do tego co jest lepsze.
Decyzje podejmujemy stopniowo. Na ogół są one konsek­wencjami wielu wcześniejszych decyzji. Wybór dokonuje się stopniowo. Człowiek na początku swej drogi nie zna wszystkie­go i nie może od razu o wszystkim zadecydować. Na przykład ktoś, kto wybiera zawód nauczyciela, tak naprawdę "do­świadcza" swojej decyzji dopiero wtedy, kiedy już ma swoją klasę, której, często w ogromnym trudzie, przekazuje wiedzę. Ostateczny "wybór" zawodu nauczyciela narasta stopniowo, zaczyna się może od marzeń w szkole podstawowej czy średniej, precyzuje w momencie podjęcia studiów pedagogi­cznych, ale ostateczne przyjęcie tej decyzji następuje w mo­mencie poznania  i  zaakceptowania  tego  wszystkiego, co niesie doświadczenie bycia nauczycielem.
Na każdą decyzję składa się więc wiele decyzji poprzednich. Nigdy nie wybieramy ciągle od początku, ale bazujemy na tym, co już wcześniej odczytaliśmy jako swoje. I dlatego każda decy­zja staje się jakby fundamentem pod przyszłe decyzje, pod przy­szłe wybory. Jeżeli ktoś, na przykład, podjął już decyzję o stanie swego życia i zawarł małżeństwo, to każdy następny wybór dokonuje się w ramach jego życia małżeńskiego. Przy wszys­tkich decyzjach, świadomie czy nieświadomie, musi brać on pod uwagę, że ma rodzinę, dzieci, dom, obowiązki z tym związane i inne sprawy umieszczać w ramach tego świata, który został już świadomie określony.

2. Etapy podejmowania decyzj
i

Spróbujmy przyjrzeć się bliżej temu, jak wygląda całościowy proces podejmowania decyzji. Występuje on właściwie zawsze, przy każdym decydowaniu, jednakże wiele prostych decyzji po­dejmujemy na tyle automatycznie, że jest on niezauważalny. I dobrze, bo nie chodzi o to, by nadmiernie komplikować swój sposób decydowania. Przyjrzenie się jednak całemu procesowi, który doprowadza do podjęcia decyzji, może ułatwić zrozumienie mojego sposobu decydowania i dopomóc w przezwyciężeniu trudności, jakich doświadczam.
Na początku trzeba uświadomić sobie pytanie, przed którym staję. I często nie jest to takie proste. Zadanie sobie jasnego pytania jest bowiem jednocześnie zaakceptowaniem samego faktu jego istnienia. Jako kierownik duchowy i prowadzący re­kolekcje często zauważam fakt uciekania od stawiania sobie jasnych pytań, być może w przeczuciu, że jeżeli pytanie zostanie postawione, to konsekwentnie trzeba spróbować na nie odpowiedzieć. Ucieczka od stawiania sobie pytań nie jest jednak żadnym wyjściem z sytuacji, nienazwany problem nadal istnieje w moim  życiu  i  sprawia,  że  traci  ono  swój smak,  staje  się  wegetacją.
Kiedy staniemy wobec jakiegoś pytania, to następnym krokiem jest zbadanie, analiza danej sytuacji. Zebranie faktów, które dostrzegam w świetle tego pytania. Oczywiście faktów prawdziwych, bo jeżeli będę badał fakty nieprawdziwe czy urojone, to cała późniejsza decyzja będzie zła. Analiza jest skierowaniem naszych władz poznawczych, naszego intelektu na to, co jest, na rzeczywistość istniejącą. Szukamy przyczyn takiego stanu rzeczy. Myślimy nad ewentualnymi rozwią­zaniami i uświadamiamy sobie wszelkie przewidywane skutki takich decyzji. Wydaje się, że dzisiaj wielu ludzi, zwłaszcza młodych, podejmuje różne decyzje zupełnie nie dostrzegając, ku czemu taka decyzja ich prowadzi, jakie będą jej owoce. Przy takiej analizie bierzemy pod uwagę wszelkie możliwe, dostępne nam dane, konieczne do zrozumienia sytuacji. Mówię „dostępne'', gdyż nie jest możliwe zebranie wszystkich danych, trzeba przyjąć też ograniczoność naszego poznania i ryzyko błędu. Ludzie, u których występuje perfekcjonizm, czasem nie potrafią podjąć decyzji, gdyż czekają na całkowite poznanie rzeczywistości przed jaką stoją, a nie jest to możliwe. Trzeba również brać pod uwagę ograniczenia czasowe, gdyż z wieloma decyzjami nie można zwlekać, muszą być podjęte w ramach posiadanego czasu i dostępnych w tym czasie danych.
Następnym etapem w podejmowaniu decyzji jest osąd albo ocena zebranych danych. Jest to próba spojrzenia na to, które z przewidywanych rozwiązań jest najlepsze. Jest to pytanie o kryteria wartości, według których oceniamy posiadane dane. Jako chrześcijanie rozważamy zebrane argumenty wg kryteriów chrześcijańskich. Jest to więc czas rozważania przed Bogiem faktów, wobec których stajemy, próba oceny ich w świetle wiary. Mówiąc jeszcze inaczej - próba spojrzenia oczami Boga na tę sytuację, stwierdzenie, które z danych argumentów wi­dzimy jako podsuwane nam przez Boga, ważniejsze w oczach Bożych, a które widzimy jako nie prowadzące nas w Jego kierunku. Nie jest to jednak ucieczka w świat spirytualizmu czy objawień "mistycznych". Ponieważ łaska buduje na naturze, Duch Święty oświeca dane nam władze: intelekt i sumienie. W sumieniu niesiemy kryteria wartości chrześcijańskich i ono potrafi nam wskazać to, co jest Boże, a co Boże nie jest. I dla­tego w zwykłym, codziennym życiu czas "oceny" najczęściej jest czasem pomyślenia z perspektywy sumienia. Świadomie mówię "pomyślenia". Przy ważnych decyzjach będzie to też czas modlitwy, medytacji, szukania odpowiedzi w rozważaniu Pisma św., w nauce Kościoła. Ale ostatecznie sumienie jest tą władzą, która pozwala człowiekowi ocenić właściwie, po Bożemu, argumenty, za którymi warto pójść, kierunek wyboru i zaangażowania czy też te argumenty, które przekonują, aby coś zostawić, bo nie prowadzi to we właściwym kierunku.
Warto tu uświadomić sobie znaczenie właściwej formacji sumienia. Jest nam ono dane przez Boga, ale 
jednocześnie podle­ga stałemu oczyszczaniu i formowaniu. Chodzi tu o pogłębione zrozumienie Ewangelii i nauki Kościoła. Chodzi o umiejętność odczytywania Ewangelii dzisiaj, w kluczu mojego życia, mojego zaangażowania społecznego, politycznego, czy gospodarczego, mojej posługi lidera. Formacja sumienia to również pewna praktyka, tzn. umiejętność stałej refleksji nad podejmowanymi decyzjami, umiejętność uczenia się na błędach. Wreszcie ważne są tu relacje z ludźmi niosącymi w sobie wyższe wartości, ludźmi ukształtowanymi, posiadanie swoich mistrzów.
Z dobrze dokonanej oceny wynika podjęcie decyzji. Decyzja musi być świadoma i jasno sprecyzowana, a więc konsekwentnie obejmująca przewidywane możliwe skutki i perspektywy na przyszłość; można wtedy mówić o odpowiedzialności za podję­te decyzje. Nie da się oczywiście wszystkiego w pełni przewi­dzieć i musimy ciągle brać pod uwagę, że każda decyzja jest pewnym ryzykiem. Jest obarczona możliwością błędu. Potrzebne więc
 jest też otwarcie na możliwość weryfikacji danej decyzji, świadomość, iż po jakimś czasie może się okazać, że jest ona już niewystarczająca, że trzeba coś w niej zmienić czy nawet w ogóle porzucić. Są to jakby dwie uzupełniające się postawy: konsekwencja i odpowiedzialność, aż drugiej strony otwartość na możliwość weryfikacji i zmiany w decyzjach. Pomijam tutaj sprawę decyzji niezmiennych, jakimi są np. kapłaństwo i małżeństwo. Podejmując taką decyzję,  bierzemy pod uwagę odpo­wiedzialność za to właśnie, że jest ona nieodmienna.

3. Uwagi pomocne w podejmowaniu decyzji  
    
Pierwszą sprawą, na którą chciałbym zwrócić uwagę, jest to, że decyzje są nieuniknione. Znaczy to, że żyjąc w tym świecie od decyzji nie uciekniemy, a odkładanie ich "na później'' niczego nie zmieni, a pogorszy jedynie sytuację. Decy­zja wyrasta z pewnego konfliktu wewnętrznego, konfliktu polegającego na tym, że stajemy wobec dwóch wartości, z któr­ych możemy wybrać tylko jedną. Decyzja jest rozwiązaniem konfliktu, dlatego ważna jest też kwestia  czasu  poświęconego  na  podjęcie  decyzji. 
Można tutaj sformułować zasadę "możliwie szybkiego podejmowania decyzji". Oczywiście sam proces będzie prze­biegał bardzo różnie w zależności od tego jak ważna jest to decyzja, ile realnie mamy na nią czasu, czego dotyczy, jacy jesteśmy itd. Czasem będzie to parę sekund, czasem będzie to proces długi, wymagający całych dni, tygodni, nawet miesięcy czy lat. Ale nawet przy bardzo szybkim podejmowaniu decyzji można zobaczyć istnienie wymienionych wyżej etapów. Weźmy przykład: dzwoni kolega z propozycją pójścia dziś wieczorem do kina - jest to postawienie pytania. Wtedy szybko zastanawiam się, czy dziś mam wolny wieczór czy też coś planowałem, jeśli tak, to co i czy można to odłożyć, itd. - czyli robię analizę fak­tów i możliwości. Te możliwości jakoś porównuję, pytając się, co będzie lepsze? - ocena. Po krótkiej chwili mogę mu od­powiedzieć tak lub nie - podejmuję decyzję.
W każdej decyzji znajdziemy, bardziej lub mniej świadomie nazwane, wszystkie powyższe etapy i źle będzie, jeśli któregoś z nich zabraknie. Na przykład, gdybyśmy próbowali już coś oce­niać, nie mając jeszcze zebranych odpowiednich danych. W świecie techniki i gospodarki jest dla nas oczywistym, że przedsiębiorca podejmując się nowej produkcji musi dobrze przeanalizować wszystko to, co tej produkcji dotyczy, np. rynek zbytu, możliwości produkcji, zakup surowców, siły produkcyjne, posiadane maszyny, koszty. Wydaje się natomiast, że jako chrześcijanie, nie zawsze posiadamy podobną roztropność, przed czym ostrzega nas sam Jezus, mówiąc, że jeśli zaczynamy budo­wać wieżę, powinniśmy mieć również środki na jej wykończenie (por. Łk 14,28-32).
W proces podejmowania decyzji jest zaangażowany cały człowiek ze wszystkimi swoimi władzami. Jest w tym procesie miejsce na intelekt, rozum - jak wierzymy - oświecony wiarą. Potrzebujemy tzw. świadomości wyprzedzającej, czyli umiejęt­ności przewidywania skutków swojego postępowania. Jest konsekwentne zaangażowanie woli. Nie obejdzie się też bez uczuć, które trzeba bardzo świadomie wprowadzać w proces podejmowania decyzji. Niektóre uczucia (np. uczucie miłości) będą nam bardzo pomocne w podjęciu wielkich rzeczy, do poś­więcenia się i takie uczucia możemy świadomie wykorzysty­wać do podejmowania lepszych decyzji. Inne uczucia będą przeszkadzać w jasnym zobaczeniu sprawy, w podjęciu decyzji i wtedy trzeba będzie nabrać do nich pewnego dystansu. Nie chciejmy się pozbyć uczuć, ale wprowadzajmy je bardzo świadomie do naszej analizy i oceny.
Na koniec jeszcze jedna uwaga, mianowicie że człowiek decyduje ostatecznie samodzielnie i w samotności. Bądźmy tego świadomi, że nikt nie może podjąć decyzji za kogoś innego. Spotykamy czasem ludzi, którzy chcieliby przerzucić odpowiedzialność za decyzje na innych. "Powiedz mi, co mam czynić?" Drugi człowiek może czasem towarzyszyć przy decydowaniu, może pomóc omówić, czy zebrać fakty potrzebne do analizy, stworzyć pewną przestrzeń dla oceny, pomóc w zachowaniu dystansu itp., ale decyzja musi być podjęta samodzielnie. Warto być otwartym na rady, na konsultację, na sugestie innych. Ale potrzebujemy przestrzeni samotności, w której można wzrastać, wybierając samemu i samodzielnie to, co lepsze.

Podejmowanie decyzji w grupie


1. Różnorodność grupe-kartki o.Dariusz Michalski

Spróbujmy najpierw przyjrzeć się grupom, w których podej­mujemy nasze decyzje. Może być to wspólnota religijna, czy­li grupa posiadająca bardzo silne związki i relacje między­ludzkie, może być to tzw. organ kolegialny, czyli zarząd, rada, grupa doradcza, komitet i różnego typu organizacje pracujące jako kolegium, w których następuje wspólne wypracowywanie decyzji. Może być to grupa spotykająca się przypadkowo czy sporadycznie dla pewnej konsultacji czy wymiany poglądów, np. na płaszczyźnie pracy, gdzie jako kierownik zasięgam pewnych konsultacji w grupie innych odpowiedzialnych. Może­my pod pojęciem grupy rozumieć też spotkania bardziej towarzyskie czy nawet indywidualne, gdzie następuje rozmowa, ścieranie się, dyskusja, aby dojść do pewnego wspólnego wniosku, do przyznania sobie racji.
Zwróćmy uwagę, że w różnych grupach funkcjonują różne sposoby i metody podejmowania decyzji i różny jest zakres od­powiedzialności. Inna jest sytuacja, kiedy lider jest przełożo­nym i tylko zasięga konsultacji, inna, kiedy jest to grupa, w któ­rej wszyscy wspólnie wypracowują decyzję, jeszcze inna, gdy lider ma prawo weta, itd. Lider, który jest odpowiedzialny za grupę, najpierw musi jasno uświadomić sobie rodzaj danej grupy, jej zakres odpowiedzialności, zakres kompetencji - w obrębie jakiej przestrzeni może się ona poruszać, jakie decyzje może w związku z tym podejmować. Ważne jest, aby grupa znała swój styl podejmowania decyzji i to również w sensie prawnym, gdyż wiele grup będzie miało prawem określony sposób podejmowania decyzji. Ważna jest też świadomość sposobu zatwierdzania decyzji (konieczność zatwierdzania, kompetentna władza itd). Trzeba też wiedzieć z jaką mocą (również prawną) dana decyzja jest wiążąca. Np. czy tę decyzję podejmujemy tylko dla siebie i bez żadnych konsekwencji, czy też jest ona zobowiązująca i z jakimi skut­kami. Często trzeba również określić albo uświadomić sobie, kto będzie tę decyzję wprowadzał w życie i kontrolował sposób j ej wykonania.
Znajomość wszystkich tych zagadnień jest ważna w pracy grup już istniejących, ale jeszcze ważniejsza przy tworzeniu nowych organów wypracowujących decyzje. Nawet jeśli nie są to grupy bardzo formalne, np. jako kierownik poproszę kilka osób o spotkanie i pomoc w rozstrzygnięciu pewnej sprawy, to muszę jasno określić ich kompetencje i sposób działania. Np. czy chcę, żeby wypracowali swoją niezależną decyzję, czy też, aby byli tylko doradcami itd. Efektywność działania grupy w dużej mierze zależy od samoświadomości danej grupy.

2. Wspólny cel


Każda istniejąca grupa, każde spotkanie międzyludzkie, na którym ma dojść do jakiegoś porozumienia, do wypracowania wspólnego wniosku czy decyzji, musi mieć wspólną płaszczyznę porozumienia, którą można nazwać wspólnym celem, w znacze­niu celu istnienia razem jako grupa lub celu danego spotkania się razem. Inaczej mówiąc, jest to określenie tego, co nas łączy. Ustalenie wspólnej płaszczyzny porozumienia jest zasadniczym początkiem i możliwością podjęcia dalszej pracy. Cel ten może być świadomy dla wszystkich, a czasem  jest  ukryty  i   nieuświadamiany.
Jakie mogą być te wspólne cele?
Dla grup chrześcijańskich taką płaszczyzną porozumienia (mniej lub bardziej oczywistą), tym, co łączy, będzie życie wiarą, osoba Jezusa Chrystusa. Innymi celami, już bardziej konkretnymi, będą różne cele formacyjne (jesteśmy razem dlatego, aby się ra­zem formować, kształtować ku czemuś), cele apostolskie (jesteśmy, aby coś wspólnie zrobić), modlitwa itp.
Dla wielu grup, organizacji, stowarzyszeń, fundacji, zako­nów itd. ta wspólna płaszczyzna będzie określona statutem, więc jeżeli należę do takiej organizacji, muszę ten statut dobrze poznać, aby wiedzieć, co nas łączy. Spuścizną komunizmu jest m.in. przyzwyczajenie do bycia "członkiem biernym" czy wręcz "członkiem nieświadomym" tego, do czego należę. Dzisiaj, wstępując do jakiejś organizacji czy stowarzyszenia, musimy je dobrze poznać, a przede wszystkim czuć się za nie odpowiedzialni. Oznacza to, że podany w statucie cel tego sto­warzyszenia uznajemy go za swój własny, zgodny z sumieniem i z pełnym przekonaniem,  że chcę  dalej dążyć  do j ego   realizacji.
W środowiskach pracy będą nas jednoczyć inne cele. Najczęściej taką płaszczyzną porozumienia będzie płaszczyz­na ekonomiczna. Jesteśmy razem, bo chcemy zarobić. Ale byłoby źle, gdyby ludzie porozumiewali się w zakładzie tylko na płaszczyźnie zysku materialnego. Weźmy przykład strajku: strony konfliktu (strajkujący i pracodawcy) tylko wtedy będą mogli się porozumieć, kiedy najpierw ustalą, co ich łączy. Dopóki nie znajdą czegoś wspólnego, co ich łączy, nie ma szansy na jakiekolwiek porozumienie. Jeżeli uświado­mią sobie, że tym, co ich łączy, jest np. chęć, aby ten zakład nie uległ likwidacji i co do tego wszyscy są zgodni, to jest szan­sa na porozumienie. Wtedy kierując się tym wspólnym celem, mogą próbować dobierać środki prowadzące do niego. Będą wówczas dyskutować o środkach, nie ruszając jednak usta­lonego celu, o którym w tym momencie już się nie dysku­tuje.
Podobne poszukiwanie wspólnej płaszczyzny powinno wy­stępować przy każdej konstruktywnej rozmowie, jeżeli nie chcemy, żeby to było tylko wzajemne wyżalanie, czy dwa rów­noległe monologi. Na przykład, jeśli jako człowiek wierzący rozmawiam z kimś niewierzącym, nie mogę używać argumentów teologicznych, (np. że jest to przykazanie Boże), ale mogę próbować odnaleźć takie wartości powszechne, ogólnoludz­kie, które dla nas obu będą do przyjęcia.
Podsumowując, podkreślmy jeszcze raz konieczność ustalenia płaszczyzny porozumienia, wspólnego celu naszego spotkania, tego, co nas łączy, zanim przystąpimy do jakich­kolwiek rozmów, negocjacji, dyskusji, podejmowania wspól­nych decyzji. Dość często nie jesteśmy świadomi tego, co nas łączy i dlatego zadaniem lidera jest dbałość o tę świadomość u członków grupy. Zwłaszcza przed konkretnymi i ważnymi spotkaniami warto, by lider zrobił jasny wstęp przedstawiając cel spotkania, zadania przed jakimi stoi grupa, wcześniej dokonane ustalenia itd. Wówczas grupa staje się bardziej świadoma, pracuj e efektywniej, w mniejszym napięciu.

3.  Ustalenie środków prowadzących do celu


Po ustaleniu celu następnym krokiem jest dobranie możli­wych i realnych środków prowadzących do osiągnięcia tego celu. Środki te powinny być specyficzne, wypływające z ro­zpoznania danej sytuacji. Można powiedzieć, że jest to etap analizy, o której była mowa przy podejmowaniu indywidualnych decyzji. Jest to rozeznanie możliwości, przed jakimi stoimy, przewidywanych skutków dla każdej możliwości, pozytyw­nych i negatywnych; czyli odpowiedź na pytanie: kto, ile osób, co robi, jak długo robi, potrzebne środki itd. Częstokroć nie warto, by cała grupa traciła czas na określanie środków. Korzystniejsze jest wcześniejsze przygotowanie możliwych rozwiązań przez grupy robocze, ekspertów czy przez samego lidera, który zbierając całą grupę przedstawia konkretne propozycje, co do których grupa może się ustosunkować. Trzeba upewnić się, że wszyscy podobnie rozumieją podane propozycje. Im więcej pracy zostanie wykonane przed zebra­niem się razem, tym krótsze i owocniejsze będzie samo spotka­nie. Nieszczęściem wielu grup jest zbieranie się na dyskusję, kiedy nie ma jeszcze przygotowanej materii do takiej dyskusji i w konsekwencji nie widać też owoców.

4.   Postawy wewnętrzne ważne przy podejmowaniu decyzji w grupie

W dalszych rozważaniach chciałbym zwrócić uwagę na postawy wewnętrzne, którymi powinny charakteryzować się osoby zbierające się dla wspólnego podejmowania decyzji. Wymienię tylko kilka postaw, które uważam za najważ­niejsze.
Otwartość na poszukiwanie, otwartość na innych, na ich opinie i rady, świadomość, że ten drugi człowiek ma też swoje racje, nad którymi warto się zastanowić. Jest to też otwartość na możliwość swojego błędu, na uznanie faktu, że nie wszystko wiem najlepiej. Umiejętność doceniania wiedzy innych, chęć uczenia się od innych. Bez takiej otwar­tości nie jest możliwe porozumienie. Jeśli bowiem ktoś przyj­dzie z nastawieniem, że wszystko wie najlepiej, to praktycznie dyskusja nie jest możliwa. Z drugiej jednak strony lider musi umieć obronić swoje zdanie nawet wbrew wszystkim innym, jeżeli widzi, że jego rozwiązanie jest naprawdę lepsze. Zwłaszcza jeśli lider jest kompetentną władzą, a grupa jest rozdarta, nie widzi celu, jest bierna itd. to dla dobra tej grupy nie warto tracić czasu na jałowe dyskusje czy przekonywania. Lepiej jeśli lider postawi wtedy grupę przed pewnymi  faktami  dokonanymi, ewentualnie  wyjaśniając  motywy  i  racje,  dla  któ­rych  podjął taką  decyzję.
Następną ważną postawą jest umiejętność odróżnia­nia czynów od osoby, tzn. że można się spierać o racje, opinie, dyskutować nad poglądami, działaniami, czynami, ale w tym wszystkim trzeba umieć uszanować człowieka. Mogę potępiać czyny, ale z człowiekiem mam się porozumieć. W wielu dyskusjach zostaje to gdzieś zagubione, zwłaszcza w dys­kusjach, w których przeważają emocje. Takie osądzanie człowieka z uwagi na
jego poglądy, sytuację, przymioty, po­siadane rzeczy itd., jest niestety mocno zakorzenione w naszej naturze. Już Księga Rodzaju opisuje historię o Józefie, który dostał od ojca długą szatę z rękawami, a jego bracia "widząc, że ojciec kocha go więcej niż ich wszystkich, tak go znie­nawidzili, że nie mogli zdobyć się na to, aby przyjaźnie z nim porozmawiać" (Rdz 37,4). Trzeba umieć rozmawiać z czło­wiekiem "przyjaźnie" nawet wtedy, gdy ma on inne opinie, inne zdanie, inne stanowisko, inne rzeczy.
Następną postawą ważną przy podejmowaniu decyzji w grupie jest dojrzałość emocjonalna. Myślę, że nie potrzeba do tego długiego komentarza. Zablokowania wewnętrzne, brak dystansu wobec samego siebie i swoich przeżyć oraz wobec in­nych, nieumiejętność odróżnienia racji intelektualnych od emo­cji itp. nie sprzyjają dobrej komunikacji  międzyludzkiej.
Na trochę innym poziomie leży wolność wewnętrzna, zwłaszcza wolność wobec przedstawianych możliwości. Chodzi tu o fundamentalną otwartość na możliwości wyboru. Posłużę się pewnym przykładem: pewna grupa chciała pojechać wspól­nie na wycieczkę i dyskutowano - dokąd; część chciała poje­chać do jednej miejscowości, część do drugiej. Wreszcie wszy­scy zgodzili się na głosowanie. Po głosowaniu mniejszość stwierdziła: "to my nie  jedziemy". Takie stwierdzenie oznacza, że nie było podstawowej wolności koniecznej do podjęcia
głosowania. Uczciwość wymagałaby, żeby ci ludzie jeszcze przed głosowaniem jasno się określili. W sytuacji, gdy nie ma wewnętrznej zgody na przyjęcie rezultatu głosowania, nawet gdy mój głos przegrał - głosowanie nie ma sensu. Wolność wewnętrzna oznacza, że wszyscy zgadzają się przyjąć i kon­sekwentnie być odpowiedzialni za rezultaty, do jakich dojdą.
Jeszcze jedną postawą, którą warto podkreślić, jest chęć poszukiwania tego, co lepsze, Jest to świadomość, że pragniemy rozpoznać daną sytuację i aktywnie ustosunkować się do niej, ponieważ czujemy się "wezwani". Pragniemy podjąć jakieś decyzje, ponieważ nie chcemy poprzestać tylko na tym, co dobre, ale szukamy tego, co lepsze. Odnajdujemy w sobie pewną energię, twórczy niepokój, który każe nam poszukiwać. Inaczej mówiąc jest to pytanie o motywację, która nami kieruje.

5. Metoda wyboru

Chciałbym jeszcze poświęcić kilka słów metodom porozu­miewania się. Nie będę tu przedstawiał całej teorii komunikacji i technicznych sposobów podejmowania decyzji w różnych grupach. Chciałbym zwrócić uwagę na jedną metodę, lepiej będzie powiedzieć - radę, czy wskazówkę, która może okazać się bardzo pomocna przy rozmaitego typu spotkaniach między­ludzkich, spotkaniach w grupach chrześcijańskich, grupach zawodowych, czy przy wspólnym podejmowaniu decyzji.
Rada ta jest bardzo prosta. Chodzi o to, aby oddzielić sytuację szukania argumentów "za" jakąś propozycją, od sytuacji szukania argumentów "przeciwko" tej możliwości. Jak prak­tycznie to zrobić? Grupa jasno uświadamia sobie zagadnienie, pytanie przed jakim stoi i propozycje odpowiedzi na to pytanie. Jeśli jest więcej możliwych rozwiązań, omawia się je po kolei, "przymierzając się" do jednej tylko rzeczy. I wówczas jako grupa szukamy argumentów "za". Ważne jest to, żeby wszyscy w tej grupie szukali argumentów "za" tą propozycją, prezentowali je na forum, dzielili się nimi, omawiali ich wagę. Po tym czasie wszyscy szukają argumentów "przeciwko" tej decyzji. Dopiero po tych dwóch czasach następuje próba porównania wagi argumentów "za" i "przeciw". Takie roz­dzielenie pomaga wyjść z przywiązania do jednej z moż­liwości i braku otwartości na przyjęcie racji przeciwnych. Każdy sam szuka jednych argumentów i również sam szuka argumentów przeciwnych. Dyskusja, która na ogół dzieli grupę na tych, którzy są za i tych, którzy są przeciw, przenosi się jak gdyby do wnętrza człowieka, to w samym człowieku dokonuje się wyważenie argumentów, spostrzega on jaśniej to, co w nim jest za tą decyzją, a co jest przeciwko takiej decyzji. W grupie dostrzegamy wtedy większą otwartość na argumenty innych i wprowadzamy jasność i ład w cały proces podejmowania decyzji.

6. Potwierdzenie decyzji


Ostatnim zagadnieniem, które chciałbym omówić w tym referacie, jest temat potwierdzenia decyzji, czyli jak dochodzić do pewności, że podjęta decyzja jest słuszna. Przy naszej ludzkiej słabości potrzebujemy takich potwierdzeń, choć żadne potwier­dzenie (z wyjątkiem sytuacji posłuszeństwa zakonnego) nie daje absolutnej gwarancji nie popełnienia błędu.
Jedną z możliwości potwierdzenia decyzji jest zatwierdzenie jej przez kompetentną władzę. W niektórych wypadkach będzie to konieczne, np. w sytuacji, gdy sama grupa nie ma potrzebnej władzy, jest grupą – nazwijmy ją tak - doradczą. W tej sytuacji decyzja osiąga moc prawną i obowiązuje dopiero po przedsta­wieniu jej i zatwierdzeniu przez kompetentną władzę i odpowie­dzialność za nią spada na osobę (organ) zatwierdzający. Częściej będzie tak, że nie potrzebujemy zatwierdzenia, nie jest to konieczne, ale możemy zasięgnąć opinii kogoś kompetentnego, czy organu zwierzchniego. Takim potwierdzeniem może być też rozmowa z kimś, kto patrzy z pewnego dystansu i potrafi ocenić, czy dana decyzja wydaje  się być słuszną.
Sytuacją, która najlepiej ukazuje wartość i skuteczność podjętej decyzji, jest próba wprowadzenia jej w życie. Życie samo potwierdzi lub ukaże bezsens naszych decyzji. Dlatego też zdarza się, że podjęte decyzje pozostają "na papierze", że grupa niby podjęła decyzję, ale jej nie realizuje dlatego, że boi się takiej konfrontacji z życiem. Realizowanie decyzji zakłada też element świadomej refleksji nad jej wykonaniem. Dobrze, jeśli po  jakimś czasie, najlepiej określonym z góry, grupa zrobi "rewizję" podjętej decyzji. Taka rewizja (czyli ocena dawnej decyzji z dzisiejszej perspektywy) będzie najlepszym potwier­dzeniem lub zaprzeczeniem naszych postanowień. Na jej bazie może wyrosnąć następna lepsza decyzja, zweryfikowana w oparciu o przeżyte doświadczenie.
Do pewnego stopnia potwierdzeniem naszych decyzji mo­gą stać się odczucia wewnętrzne w człowieku. Ten delikatny świat poruszeń duchowych, ujmowanych w dwie kategorie: pocieszenia i strapienia, przy pewnym doświadczeniu może stać się dla człowieka wierzącego pomocą w odczytywaniu woli Bożej. Jeżeli po podjętej decyzji i prośbie, zanoszonej do Boga o jej przyjęcie, człowiek doznaje tzw. pocieszenia, może być to dla niego potwierdzeniem właściwego wyboru. Trzeba tu jednak być ostrożnym, by oddzielić prawdziwe pocieszenie duchowe od występującej czasem zwykłej radości lub ulgi, że dana decyzja wreszcie została podjęta. W niektórych grupach coś z takiego "pocieszenia" będzie można odczuć w całej grupie, doświadczanego jako wspólną nadzieję, radość, odwagę i chęć wprowadzenie takiej decyzji w życie itp. Lider obserwując swoje odczucia i patrząc na całą grupę może rozpoznawać, które decyzje niosą grupie dobre owoce, a które powodują, że grupa przeżywa "strapienie": jest rozbita, skłócona, zamieszana, gubi cel swego istnienia.
    Świat podejmowania decyzji jest zagadnieniem ważnym nie tylko dla lidera, ale dla każdego człowieka. Poprzez decyzje aktywnie podchodzi on do rzeczywistości, jest pewny swojej drogi, wie, dokąd idzie. Jest zdolny do zachowania stałości i do przezwyciężania napięć i przeciwności, z jakimi się spotyka. Każda dobrze podjęta decyzja rodzi przestrzeń wolności w ży­ciu. Człowiek w swoich decyzjach wybiera pewne dobro tzn. z wielu możliwości wybiera to, co lepsze, i dlatego każda dobra decyzja dźwiga człowieka do góry, poprzez nią staje się kimś szlachetniejszym. Decyzje, nawet te najbardziej wewnętrzne, zawsze mają jakiś wpływ na innych, poprzez nie mamy wpływ na przemianę świata, w którym żyjemy. Są formą wypełniania biblijnego nakazu: "Czyńcie sobie ziemię poddaną". Wreszcie, niebagatelną  jest rzeczą, że decyzja podjęta w wolności napełnia człowieka radością i poczuciem sensu życia. Podejmujmy więc wiele mądrych decyzji w życiu.

 

^

Opracował: o. Adam Schulz SJ                                                         

„ORIENTACJE” - Biuletyn formacyjny WŻCH,

Suplemnet nr 2, Warszawa 1990

KONTEMPLATYWNI W DZIAŁANIU

PROCES ROZEZNANIA UWZGLĘDNIAJĄCY ANALIZĘ SPOŁECZNĄ

Opracowanie na podstawie: Social Analysis - LinkingFaith andJustice, 3. Holland , P. Henriot SJ, Center of Concern,Washington 1983.

 

Etap 1. Przygotowanie rozeznania – pogłębienie postaw niezbędnych do rozeznania.

 

Celem tego etapu jest uwrażliwienie na otaczającą rzeczywistość, pogłębie­ nie właściwych postaw, motywacji oraz wartości koniecznych do podjęcia rozeznania i zaangażowania. Może się to wiązać ze wstępną przemianą myśle­ nia, wartościowania, oczyszczenia motywacji.

Etap ten ma dopomóc nam ukształtować właściwe podejście do rozeznawa­nia różnych sytuacji, rzeczywistości z uwzględnieniem fundamentalnych war­tości, zasad, które są dla nas ważne i stanowią podstawowy punkt odniesienia. Istotnym jest więc uświadomienie sobie naszych podstawowych przekonań, wartości, motywacji działania, słabości, zahamowań, itd. Pomocą w tym może być refleksja nad następującymi pytaniami:

- Jakie są moje podstawowe przekonania oraz fundamentalne wartości?

- Jaka jest motywacja mojego zaangażowania?

- Co ma największy wpływ na postawy, które zajmuję w różnych sytuacjach?

- Jakie wezwania płynące z Ewangelii i nauki społecznej Kościoła najbardziej mnie poruszają?

- W jakim stopniu jestem wrażliwy na ubogich, potrzebujących?

Ważniejsze postawy potrzebne do podjęcia rozeznania:

- Wiara umożliwiająca dostrzeżenie w wydarzeniach, sytuacjach, ludziach - przy uznaniu ich pełnej wartości samej w sobie - znaków, poprzez które przemawia Bóg, tworząc więź i relacje z człowiekiem. Są to znaki i słowa, poprzez które człowiek słucha, porozumiewa się i odpowiada Bogu, sobie samemu i innym ludziom;

- Współpraca z dynamiczną miłością Boga - Miłością, która tu i teraz, w naszej rzeczywistości przemienia, uzdrawia, zbawia świat dzięki współpracy z Nią konkretnych ludzi;

- Wrażliwość pozwalająca dostrzegać i rozeznawać w świecie, w konkretnych sytuacjach, wydarzeniach wartości ewangeliczne i antyewangeliczne;

- Gotowość do rozpoznawania wydarzeń w świetle Ewangelii, nauki społe­ cznej Kościoła, z uwzględnieniem procesu ćwiczeń duchownych, a nie opiera­ nie się jedynie na własnych sądach, uczuciach, uprzedzeniach;

- W grupie rozeznającej postawy zaufania, słuchania, dzielenia się, troski o uczciwość rozeznania;

- Gotowość udzielenia osobistej odpowiedzi na wezwanie zawarte w rozpo­znanej sytuacji.

 

Należy pamiętać o tym, że rozeznanie podejmujemy nie po to, aby wydawać opinie na temat problemów, zdarzeń, ludzi, ale po to, aby odczytywać i zinterpretować wezwanie, apel Boga skierowany do nas przez różne sytuacje, problemy w otaczającej rzeczywistości i wcielać je w życie.

Etap 2. Wybór wydarzenia i wstępny opis

Celem tego etapu jest wybór problemu, sytuacji, podjęcie go, dostrzeżenie jakie doświadczenie niesie on dla innych oraz dokonanie wstępnego opisu uwzględniając charakterystyczne elementy.

A. Wybór problemu

Przedmiotem rozeznania mogą stać się problemy społeczne, sytuacje w różnych instytucjach, sytuacje w wyodrębnionych obszarach geograficznych. Ważnym jest udzielenie sobie odpowiedzi na pytanie, co w danej sytuacji skłania nas do zajęcia się nią, na przykład: cierpienie ludzi, tempo zmian, niesprawiedliwość społeczna, brak miłości, itd.

B. Wstępny opis wybranego problemu (sytuacji)

Wstępnego opisu możemy dokonać 3 różnymi drogami:

- „Impresjonistycznie", to znaczy, zbierając fakty, określając tendencje poprzez „burzę mózgów", opisując konkretne wydarzenia, spotykając się z doświadczeniem tej sytuacji, stawiając sobie pytania, dotyczące tego, co dzieje
się w tej konkretnej sytuacji, co ją charakteryzuje?

- Systematycznie, a więc w sposób uporządkowany zbieramy wszystkie dostępne i potrzebne informacje dotyczące tej sytuacji;

- Wykorzystując zarówno jedną jak i drugą metodę.

Ważne jest skorzystanie z różnorodnych, dostępnych źródeł informacji, traktując doświadczenie własne i innych ludzi jako podstawowe. Powinniśmy bowiem mieć osobisty stosunek do sytuacji, widzieć jakie jest w zetknięciu z nią doświadczenie moje i innych, a nie tylko poznawać ją w sposób intelektualny. Jednak ograniczenie opisu sytuacji do analizy doświadczenia spowoduje, że stanie się on bardzo subiektywny i często zawężony. Dostępne źródła opisu­jące sytuację pozwolą spojrzeć na nią z szerzej perspektywy.

Na tym etapie nie podejmujemy głębszej analizy sytuacji, ani nie próbujemy określić jej związków z ogólną sytuacją społeczną. Nie dokonujemy żadnych ocen ani nie wyciągamy żadnych wniosków jak to ma miejsce w trakcie następnych etapów.

 

Etap 3 . Analiza społeczna sytuacji

 

Analiza społeczna jest procesem, który ma na celu dotarcie do korzeni, podstawowych przyczyn takiej, a nie innej rzeczywistości, w trakcie którego uzyskujemy możliwie jak najbardziej kompleksowy obraz sytuacji człowieka i sytuacji społecznej. Obraz ten wyłania się w miarę jak zagłębiamy się bardziej w istniejące powiązania historyczne, społeczne i strukturalne właściwe dla danej sytuacji.

Nasza analiza wyraża się w odpowiedzi na 4 podstawowe pytania:

- Jaki jest historyczny rozwój tej sytuacji?

- Jakie są główne sfery życia społecznego i struktury społeczne, które wpły­wają na tę sytuację?

- Jakie są kluczowe wartości osobowe oraz społeczne funkcjonujące w anali­zowanej sytuacji?

- Jaki jest kierunek jej dalszego rozwoju?

A. Historyczny rozwój sytuacji

Analizując dotychczasowy rozwój sytuacji przyglądamy się procesowi i jego dynamice, określając główne etapy, czym się one charakteryzowały lub cha­ rakteryzują, punkty zwrotne oraz główne wydarzenia wpływające na jej przebieg.

B. Sfery życia społecznego i jego struktury

Strukturami społecznymi są instytucje, procesy, prawidłowości (schematy) wytworzone przez ludzi, które powinny być przez nich przekształcone tak, aby im służyły, a nie były przyczyną zniewolenia człowieka. Są one - mniej lub bardziej oczywiste, niektóre wręcz ukryte, wszystkie jednak oddziaływują na siebie.

Przyglądając się sferom życia społecznego i jego strukturom określającym badaną przez nas sytuację, ważnym jest abyśmy nie ograniczali się tylko do analizowania struktur, ale widzieli w nich człowieka, jak on żyje w danej sytuacji, funkcjonuje w tych strukturach.

W naszej analizie zwracamy uwagę na cztery podstawowe sfery życia społe­ cznego i właściwe im struktury. Wyraża się to w odpowiedzi na następujące pytania:

 

1. Jakie są główne elementy życia gospodarczego i struktury gospodarcze, które oddziaływują na analizowaną sytuację?

2. Jakie są główne elementy życia politycznego i jego struktury wpływające na analizowaną rzeczywistość?

3. Jakie są główne elementy życia kulturalnego i jego struktury oddziaływu­ jące na badaną sytuację?

4. Jakie są główne elementy życia społecznego (inne niż gospodarcze, polity­ czne i kulturalne) i jego struktury wpływające na analizowaną rzeczywistość?

 

ad. 1. Życie i struktury gospodarcze

Istota życia gospodarczego wyraża się w działalności gospodarczej czło­ wieka, jego pracy, której celem jest zaspokojenie potrzeb materialnych. Dzia­ łalność gospodarcza to nie tylko wyizolowane działania poszczególnych osób, ale ich wzajemne powiązania i wpływ na warunki bytowe innych ludzi. Nie dotyczą one tylko dóbr materialnych, ale należy je rozumieć znacznie szerzej, w ich wymiarze społecznym. Należy pamiętać, że podmiotem życia gospodar­ czego jest człowiek i społeczeństwo.

Do struktur życia gospodarczego należą: charakter własności środków produkcji, system gospodarczy, podmioty gospodarujące, podmioty podejmu­ jące decyzje, instrumenty realizacji decyzji, ziemia, kapitał, praca, technologia, zdolności organizatorskie, produkcja, dystrybucja, handel, spożycie (kon­ sumpcja).

 

ad. 2. Życie polityczne i jego struktury

Polityka to zespół działań mających na celu dobro wspólne członków wspólnoty, podejmowanych przez władze państwowe, partie polityczne, związki społeczne, itp. Istotą życia politycznego jest wiązanie celów państwa z aspiracjami, potrzebami i zdolnościami społeczeństwa. Podstawowe zasady działalności politycznej są określone przez godność osoby i prawa człowieka oraz przez odpowiedzialne posłannictwo obywateli w życiu publicznym.

Do struktur życia politycznego należą: struktury formalne: konstytucja, partie, sądownictwo, wojsko; proces podejmowania decyzji, opinia publiczna, środki masowego przekazu; struktury nieformalne: grupy nacisku, związki mafijne, itp.

 

ad. 3. Życie kulturalne i jego struktury

Życie kulturalne to szereg poruszeń, przeżyć, doświadczeń i działań podej­ mowanych przez poszczególnych ludzi i wpływających na doskonalenie osoby ludzkiej oraz społeczności. Podmiotem kultury jest człowiek, on też jest jej właściwym przedmiotem i celem. Człowiek jest sprawcą i twórcą kultury, w niej się wyraża i potwierdza.

Przykłady struktur życia kulturalnego: religia, symbole, mity, marzenia, sztuka, folklor, styl życia, tradycje

 

ad. 4. Inne elementy życia społecznego i jego struktury

Są to dziedziny życia inne niż gospodarcze, polityczne i kulturalne, aczkol­ wiek z nimi ściśle powiązane i niezmiernie istotne z punktu widzenia ich wpływu na całokształt rzeczywistości społecznej.

Przykłady struktur tej sfery życia społecznego: rodzina, klan, sąsiedztwo, środowisko, oświata, wychowanie, wypoczynek, formy komunikacji miedzy ludźmi, jeżyk.

 

C. Kluczowe wartości osobowe i społeczne

Kolejnym przedmiotem analizy stają się kluczowe wartości osobowe i spo­łeczne, wartości jako cele motywujące ludzi, na przykład: aspiracje, oczekiwa­ nia, normy moralne, ideologie, naciski społeczne.

W przeprowadzeniu tej analizy pomocą może być odpowiedź na pytanie: Jakie są wartości i ich nośniki w osobach, społeczeństwie, instytucjach w analizowanej sytuacji?

D. Kierunek dalszego rozwoju

Spojrzenie w przyszłość jest wyrazem naszej wiedzy i świadomości o obecnej sytuacji i mówi bardziej o tym co istotne teraz (w chwili obecnej), niż ukazuje obraz przyszłości. Jest to ćwiczenie wyobrażania sobie przyszłego rozwoju sytuacji według pewnych scenariuszy wydarzeń, które pozwala nam dostrzec dynamizm procesu jaki w rzeczywistości zachodzi obecnie. Wyrazić się to może w odpowiedzi na następujące pytania:

- Jakie są najistotniejsze trendy rozwojowe ukazujące się w obecnej sytuacji?

- Jeżeli sytuacja rozwijałaby się nadal w taki sposób jak to ma miejsce ob ecnie, jaka ona będzie za 10 lat?

- Jakie są źródła nadziei i inspiracji na przyszłość w obecnej sytuacji?

 

Wnioski

Analiza, którą przeprowadziliśmy dotychczas ukazała różnorodność czyn­ ników wpływających na badaną sytuację. Wyciągnięcie z niej wniosków łączy się z odczytaniem najważniejszych, kluczowych elementów tej sytuacji. Trzeba więc przyjrzeć się naszym odpowiedziom na 4 podstawowe pytania:

- Jaki jest historyczny rozwój tej sytuacji?

- Jakie są główne sfery życia społecznego i struktury społeczne, które wpły­wają na tę sytuację?

- Jakie są kluczowe wartości osobowe oraz społeczne funkcjonujące w anali­zowanej sytuacji?

- Jaki jest kierunek jej. dalszego rozwoju?

-

Następnie należy określić według hierarchii ważności te elementy, które leżą u podstaw tej sytuacji, są dla niej kluczowe, odpowiadając na następujące pytania:

- Które z wydarzeń historycznych mają największy wpływ?

- Które z czynników gospodarczych, politycznych, kulturalnych, społecznych najbardziej determinują analizowaną sytuację?

- Jakie wartości wywierają największy wpływ na postawy, działania, zaanga­ żowania podejmowane przez ludzi?

- Które z tendencji wydają się najbardziej prawdopodobne w przyszłości?

Te kluczowe elementy są najbardziej podstawowymi przyczynami, „przy­ czynami przyczyn" tej sytuacji, są odpowiedzią ukazującą się poprzez ciągłe dociekanie i pytanie „dlaczego...?".

 

Etap 4. Rozeznanie - chrześcijańskie spojrzenie na sytuację

Dokonana analiza ukazała nam główne przyczyny, kluczowe elementy analizowanej sytuacji. W czasie rozeznania pragniemy spojrzeć jeszcze głębiej na tę sytuacją z perspektywy osoby Jezusa Chrystusa i Jego nauki w celu odczytania Jego apelu - wezwania jakie jest w niej zawarte i skierowane do nas.

 

W atmosferze modlitewnej refleksji przyglądamy się sytuacji oraz jej klu­ czowym elementom.

Odwołujemy się także do fragmentów Pisma Św. i odpowiednich tekstów społecznej nauki Kościoła korespondujących z tematem rozeznania.

Po osobistej modlitewnej refleksji nad Słowem Bożym każdy indywidualnie udziela odpowiedzi na pytania dotyczące rozeznawanej sytuacji:

- Gdzie jest obecny Jezus w tej sytuacji?

- Jakie są znaki Królestwa Bożego w tej sytuacji?

- Co jest „łaską" - otwarciem się na Boga w tej sytuacji?

- Co jest „grzechem" - odwróceniem się od Boga w tej sytuacji?

- Co oznacza w tej sytuacji zbawienie?

- Co w tej sytuacji umacnia wartości ewangeliczne, naukę społeczną Koś­ cioła? Co podważa i niszczy te wartości?

- Jaka jest rola Kościoła w tej sytuacji?

- Jakie jest znaczenie kapłaństwa, działania świeckich, wezwania skierowa­ nego do całej wspólnoty?

- Jakie jest miejsce sakramentów?

- Jakie postawy duchowe są w tej sytuacji najwłaściwsze?

Spisujemy ważniejsze inspiracje płynące z tego rozważania i poddajemy je duchowemu rozeznaniu. Odczytujemy poruszenia jakich doświadczamy w związku z rozpoznanymi inspiracjami, na przykład ciemność, pokój, porusze­ nie ku działaniu, zniechęcenie, itd.

Dzielimy się tymi doświadczeniami w grupie rozeznającej.

Etap kończymy modlitwą o światło i siłę, aby podjąć decyzje i działania, których wymaga od nas dana sytuacja.

 

Etap 5 . Nasza odpowiedź - „Stać się sprawcą przemiany"

Proces analizy i rozeznania pozwolił nam usłyszeć w konkretnej sytuacji wezwanie Chrystusa i ludzi potrzebujących. Obecny etap to czas podejmowa­ nia decyzji i działania jako naszej odpowiedzi na to wezwanie.

Nasza odpowiedź wyraża się w podjęciu konkretnego działania.

 

Proces podjęcia decyzji:

1. Przyjrzenie się ponownie korzeniom, kluczowym elementom danej sytuacji, rozpoznanym poprzez analizę społeczną oraz rozeznanie.

2. Określić realne możliwości i ograniczenia działania, .uwzględniając: czas, zdolności, kwalifikacje, zakres oddziaływania, możliwości finansowe, siły psychiczno-duchowe, motywacje, możliwości współpracy z innymi oraz pomocy z ich strony, wcześniejsze doświadczenia, słabości, iluzje, nasze ogra­ niczenia, brak wiedzy, itd.

3. Spisanie konkretnych decyzji odnośnie zaangażowania apostolskiego będą­ cych odpowiedzią na rozeznawany problem - czyli opracowanie programu, działania apostolskiego, który musi uwzględniać odpowiedzi na pytania: co?, kto?, w jaki sposób?, kiedy?, gdzie?, jak długo?, itd.

4. Ustalenie terminu rewizji podjętego zaangażowania.

 

Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał ( J 15, 16 )

 

Przebieg procesu rozeznania pomagającego w planowaniu apostolstwa oraz jego oceny.

 

 1. Uświadomienie sobie naszej dotychczasowej działalności.
 
 2. Precyzowanie nowych wezwań, uwzględniający również wezwania, które płyną z    dotychczasowej działalności grupy
 
3. Spojrzenie na nowe wezwania z perspektywy misji: Chrystusa, Kościoł oraz WŻCh

 4. Odczytanie kierunków działań, programów działań oraz szczegółowych projektów.
 

   

 

A) kierunki działań (priorytety Wspólnoty Krajowej WŻCh)


        programy działania: 

  • co (cel),

 

  • dlaczego (motywacje),

 

  • gdzie (miejsce),

 

  • kiedy (czas),

 

  • jak (metody),

 

  • kto (wykonawcy, koordynacja),

 

  • jakie środki (techniczne, finansowe, rzeczowe)


 

B) szczegółowe projekty.

 

Szczegółowe projekty należy poddać osobnemu rozeznaniu


 
C) podjęcie decyzji
 
                5. Ocena działania
 
 

UWAGI DOTYCZACE ROZPOZNAWANIA DZIAŁANIA:


 

I: Trzeba określić:

 

-          czy to działanie wchodzi w zakres naszej misji, charyzmatu - zbieżność działania z charyzmatem wspólnoty i wartościami, którym służymy

 

-          dlaczego chcemy się tego podjąć - przyczyny, dla których chcemy podjąć to działanie

 

-          cel ogólny, podstawowy i cele szczegółowe,

 

-          pewne etapy na drodze realizacji tego celu - czego oczekujemy, cele jakie chcemy osiągnąć

 

-          opisanie potrzeb, na które chcemy odpowiedzieć

 

-          spodziewane owoce, co uzyskamy tą działalnością, „czego chcę i pragnę” od tego działania

 

-          jakie będą potrzebne środki - ludzie, rzeczy, finanse

 

-          jak będziemy przeprowadzać refleksję nad tą posługą, kryteria oceny i kontroli

 

-          nadzieje związane z posługą

 

-          możliwe trudności i ograniczenia


 

II: Zrobić szczegółowy opis danego działania


 

·         co robimy; czas; potrzeby; kroki w działaniu; płaszczyzny działania

 

·         ludzie - kto to wykona, kto będzie odpowiedzialny, kto współpracuje, określić kompetencje tych ludzi,  dobór i przygotowanie współpracowników

 

·         środki materialne, finanse - zrobić budżet

 

·         współpraca - wewnątrz Wspólnoty Lokalnej i poza nią (z kim?)


 

III. Poddać refleksji - czy to, co robimy wnosi coś nowego, charakterystycznego dla nas, w świat, w którym żyjemy (nasz charyzmat)


 

IV. Określić, jaki będzie sposób rewizji, oceny, kontroli tego działania – kto to zrobi?


 

V. Dokonać rejestracji danych z przebiegu działania.


 
 
Oprac. eri

Codzienny rachunek sumienia jest przede wszystkim osobistym, modlitewnym spotkaniem z Bogiem. Prowadzi do głębszego poznania siebie oraz do odczytywania woli Boga.

 

Wybieram odpowiedni, określony czas - dziesięć do dwudziestu minut – zwykle pod koniec dnia, przyjmuję dobrą postawę ciała. Odnawiam pamięć o tym, że jestem w obecności Boga, kieruję me serce i dążenia ku Niemu, staję przed Panem taki, jaki jestem.

 

1) Dziękuję Panu za to, co On uczynił i dał mi dzisiaj. Przyjmuję wszelkie doświadczenia, spotkania, wydarzenia i całą rzeczywistość, która mnie otacza, z postawą wdzięczności. Widzę, że moje życie i to wszystko, co otrzymałem - otrzymuję od Boga.



2) Proszę o światło Ducha Świętego, aby poznać, w czym dzisiaj kierowałem się Jego natchnieniami lub w czym i jak od nich się odwracałem. Proszę o otwartość serca, by teraz odczytać moją odpowiedź na dary Boże - o wrażliwość serca, aby spojrzeć Jego oczami na swoje życie 
w perspektywie wieczności, spojrzeć z dobrocią, cierpliwą miłością.



3) Badam, oglądam to, co tworzyło mój dzień: wydarzenia, działania, słowa, myśli. Jest to czas rozeznawania, rozróżniania. Zwracam uwagę na poruszenia duchowe, na dążenia i uczucia, które pojawiają się w moim sercu, w obecności Pana Boga. .Staram się rozpoznać, skąd one pochodzą, co je wywołuje? Dokąd one mnie prowadzą? Jak na nie odpowiedziałem? Jakie był  wpływ tych poruszeń na moje myśli, słowa, na moje czyny i nastawienia? Razem z Bogiem patrzę na mój dzień, odczytując wewnętrzne poruszenia, Jego natchnienia, a także pokusy złego ducha, konsekwencje moich wyborów, źródła i skutki, uczucia, motywacje, czyny.



4) Proszę o przebaczenie moich uchybień, zaniedbań i win. Uświadamiam sobie, że ja, taki jaki jestem, z brakami i grzechami, nadal mam swoje miejsce w sercu Boga. Proszę Go o przebaczenie i powierzam się Jego miłosierdziu. Proszę też o potwierdzenie świateł, jakie otrzymałem, o przyjęcie moich decyzji, o coraz lepsze służenie Bogu...



5) Ofiaruję się i powierzam siebie Panu. Pragnę się poprawiać tam, gdzie trzeba i gdzie zdołam; myślę, jak z Jego łaską będę Go kochał więcej i lepiej. Powierzam Mu moje postanowienia i decyzje.
 
Na zakończenie odmawiam modlitwę: Ojcze nasz...

 


Opracowała: Wspólnota lokalna WŻCh
 
JACEK BOLEWSKI S.I.
 

 

Założenia teologiczne reguł o rozeznawaniu duchów

 

Wprowadzenie
         W odniesieniu do ignacjańskich Reguł o rozeznawaniu duchów można przyjąć trojaką
perspektywę. Po pierwsze można pytać (i szukać odpowiedzi), na jakich założeniach
opierał się sam Ignacy w swoich Regułach. Z tym wiąże się po drugie pytanie, w jakiej
relacji pozostają te założenia do Tradycji – Ignacy nie rozpoczyna przecież „od zera”, lecz
stosuje się w Tradycji chrześcijańskiej. Wreszcie po trzecie można pytać o założenia
teologiczne Reguł z dzisiejszej perspektywy naszych czasów, nas samych. Wszystkie te
perspektywy oczywiście się zazębiają, ale trzeba je rozróżnić, aby lepiej zrozumieć dzisiaj
sens Reguł św. Ignacego na tle Tradycji chrześcijańskiej.
 

        

„Rozeznawanie duchów” przed św. Ignacym

 

        Kiedy pytamy najpierw o miejsce Reguł Ignacego na tle Tradycji, to trzeba z góry
przewidzieć, że podstawowym ich źródłem jest – podobnie jak w przypadku Ćwiczeń, do
których włączone – osobiste doświadczenie Świętego. To doświadczenia włącza się w
Tradycję, ale na pierwszym miejscu jest to Tradycja – przekaz – której nośnikiem jest sam
Duch Święty. Kiedy zatem Ignacy doświadcza w swoim życiu działania Ducha, to chociaż
nie wie wtedy nic (albo bardzo mało) o Tradycji przekazywanej przez Pismo św., poprzez
Kościół, poprzez pisma Ojców Kościoła itd., włącza się od razu, jakby bez pośrednictwa
tych ogniw, w najgłębszy i najistotniejszy nurt Tradycji, której źródłem jest Duch –
obiecany i posłany przez Jezusa od Ojca. Dopiero dalsze studia teologiczne, jakże późno
podjęte, pomagają Ignacemu w sformułowaniu tego doświadczenia nie tylko w duchu,
ale i według litery Tradycji. Jednak wpływ tradycyjnych ujęć „rozeznania duchów” na
Ignacego stoi na drugim miejscu – i musimy o tym pamiętać, kiedy rozważamy inne,
wcześniejsze świadectwa.
 

 

Świadectwo Pisma św.
               Pojęcie „rozeznania duchów” pojawia się w chrześcijaństwie po raz pierwszy u św.
Pawła. Mówiąc o różnych darach Ducha św. dla dobra wymienia się obok innych darów
(charyzmatów), również „rozróżnianie duchów” (1Kor 12, 10). Dalszy kontekst tej
wzmianki wskazuje, o jakie rozeznanie tu chodzi: „Prorocy niech przemawiają po dwóch
albo trzech, a inni niech to roztrząsają” (1Kor 14, 29), „Rozeznanie duchów” oznacza
zatem rozeznanie proroctw głoszonych we wspólnocie, czy są prawdziwe czy fałszywe. W
tym samym kierunku wskazują inne świadectwa NT. W 1Tes 5, 19-21 jest powiedziane:
„Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie! Wszystko badajcie (rozeznajcie), a co
szlachetne – zachowujcie”. i tutaj chodzi o proroctwa pochodzące od Ducha, które
jednak należy rozeznawać, aby stwierdzić, na ile pochodzą od Ducha Świętego, a na ile są
przemieszane z innymi, nieskończenie prawdziwymi elementami. Jeszcze wyraźniej
powiedziane jest w 1J 4, 1-6: „Nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie
(rozeznajcie) duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na
świecie”. Zarazem podaje tutaj Apostoł kryterium, według którego należy rozeznawać
proroctwa: „Po tym poznajcie Ducha Bożego: każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus
przyszedł w ciele, jest z Boga. Każdy zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga; i to
jest duch Antychrysta”. Również w 1Kor 12, 3 kryterium dla rozeznawania ducha
proroctw jest wyznanie wiary w Jezusa: „Nikt, pozostając pod natchnieniem Ducha
Bożego, nie może mówić: Niech Jezus będzie przeklęty”.
 
       Fakt, że w NT rozeznanie duchów, wiąże się przede wszystkim z rozeznaniem
proroctw, nie jest czymś nowym, lecz odzwierciedla wcześniejszą staro testamentową
tradycję. Najbardziej plastycznie przejawia się ona w 1Krl 22, gdzie prawdziwemu
prorokowi Micheaszowi, który zwiastuje królowi Achabowi klęskę, przeciwstawieni są inni
prorocy, zapowiadający zwycięstwo. Ukazane tu jest, że fałszywi prorocy są zwodzeni
przez ducha, który oddaje się do dyspozycji Bogu, by zwieść Achaba poprzez wejście w
jego proroków, stając się w ich ustach duchem kłamstwa (1Krl 22, 22). Innym,
późniejszym przykładem tej problematyki w ST jest wydarzenie opisane w Jer 28: spór
Jeremiasza z Chananiaszem, który zapowiadał powołując się na Boga, złamanie jarzma
króla babilońskiego. To późniejsze wydarzenie jest opisane bez wyjaśnienia odwołującego
się do duchów i bardziej dramatycznie – sam Jeremiasz nie jest początkowo pewien, jak
oceniać proroctwo Chananiasza.
 
        O staro i nowotestamentowych wyobrażeniach związanych z duchami (dobrymi
i złymi) powiemy więcej w ostatniej, bardziej systematycznej części naszych rozważań. Na
razie chodzi o podkreślenie związku między rozeznaniem duchów i rozpoznaniem
proroctw, czyli ostatecznie rozpoznaniem; przez kogo objawia się sam Bóg. Dodajmy
jeszcze tylko, jeśli idzie o NT, że na tym tle można pojąć stosunek Żydów do Jezusa.
Problem, który ich nurtuje, to pytanie, czy Jezus jest naprawdę posłany przez Boga (jako
prorok, czy jako Mesjasz) i po czym rozeznać, czy działa w Nim Duch Boży. Ale sposób, w
jaki stawiają to pytanie, świadczy zarazem, że prawdziwy problem ich postawy tkwi głębiej
– mianowicie w tym, że nie chcą przyjąć, iż Jezus działa w imię Boże; dlatego dzieła jakich
dokonuje i jakie świadczą o Jego mocy nad złem, przypisują złemu duchowi, a nie
Duchowi Bożemu. Ta przewrotna postawa, którą Jezus określa jako grzech przeciw
Duchowi Świętemu, oznacza nie tylko niezdolność do rozeznania Bożego Ducha, ale
wręcz niechęć, by Go rozpoznać. Duch działa jednak mimo tej postawy, owszem
odrzucenie Jezusa przez Żydów prowadzi do jeszcze głębszego objawienia mocy Bożej:
Moc Ducha, przejawiająca się już za życia Jezusa, objawia się jeszcze silniej i powszechniej
po Jego śmierci – dzięki tej śmierci – jako moc zmartwychwstałego Pana, który
przezwyciężył zło u samego korzenia.

 


Świadectwo tradycji
        
Również w najstarszych świadectwach Tradycji chrześcijańskiej spoza Pisma św.
rozeznanie duchów związane jest z kwestią proroctw: czy pochodzą od Ducha
Chrystusowego, czy też są z innego ducha. Ten aspekt możemy określić jako społeczny,
wspólnotowy wymiar rozeznania duchów; proroctwa bowiem czy objawienia, czy jeszcze
ogólniej „znaki czasu”, kierują się do wspólnoty – do Kościoła – i domagają się w tej
wspólnocie odpowiedniego działania. Obok tego wymiaru pojawia się zarazem
dodatkowy aspekt rozeznania duchów – aspekt indywidualny. Wiąże się on z rozwojem
ruchu monastycznego. Ludzie szukający odosobnienia, samotności („mona-chos” sam,
samotny), by odnaleźć Boga – głównie na pustyni – muszą najpierw doświadczyć, że
uciekając od świata nie można uciec od siebie samego, od własnego wnętrza, i że w
miarę jak człowiek otwiera się przed Bogiem, otwierają mu się również oczy na tkwiące w
człowieku zło. Plastyczny obraz wewnętrznych zmagań ze złym duchem w życie mnicha
przynosi pismo św. Atanazego poświęcone patronowi i pierwszemu spośród mnichów –
pustelników – św. Antoniemu; kuszenie Antoniego przez złego ducha pod różnymi
postaciami inspirowało również przez wieki fantazję wielu artystów. Pisma pochodzące z
kręgów monastycznych wskazują też na pułapki tego życia, na taktykę złych duchów
usiłujących w najrozmaitszy sposób odwieść od dążenia ku Bogu. Rozeznanie duchów
działających we wnętrzu człowieka odsłania się jako konieczność w życiu mnicha; również
pierwsi ojcowie Kościoła, powiązani z ruchem monastycznym, poświęcają kwestii
rozeznania duchów w wymiarze indywidualnym wiele miejsca.
 
        Te dwa nurty rozeznania duchów – społeczny, związany z proroctwami czy
objawieniami w Kościele, oraz indywidualny, związany z drogą jednostki do Boga –
przewijają się z różnym nasileniem również w późniejszych dziejach Kościoła. Nurt
społeczny nasila się n w okresach niespokojnych, okresach przełomu, kiedy niejasność co
do przyszłości sprzyja powstawaniu różnych przepowiedni. Ta problematyka rozeznania
duchów staje się np. znowu aktualna w XIV i XV w., kiedy oczekiwano nowej epoki Ducha
Świętego w Kościele (ruch chiliastyczny) i ostatecznego nastania królestwa Bożego na
ziemi. Zarazem mnożą się w tymże czasie ruchy mistyczne. Ich przedstawiciele poświęcają
subtelne analizy rozróżnianiu różnych stanów wewnętrznych, aby człowiek dążący do
Boga umiał sobie z tymi stanami radzić; można tu wymienić pisma mistyków
dominikańskich – Katarzyny ze Sieny, Eckharta, Taulera, Suzona czy pismo anonimowego
autora pt.: „Obłok niewiedzy” oraz inne pismo tegoż autora właśnie w kwestii rozeznania
duchów działających w człowieku.
 
         Dodajmy na koniec tego krótkiego i schematycznego przeglądu Tradycji przed św.
Ignacym: Stosownie do różnego charakteru obu nurtów inny jest też charakter kryteriów,
które są w nich formułowane celem rozeznania duchów. W nurcie społecznym kryteria
mają charakter bardziej zewnętrzny: dotyczą ortodoksyjności głoszonych proroctw, ich
stosunku do Kościoła, zwracają też uwagę na moralność ich głosicieli. Jeśli idzie o nurt
indywidualny, to i tutaj jest zauważalna tendencja – już u Ojców Kościoła, by jak
najbardziej sformalizować rozeznanie w oparciu o obiektywne, ogólnie obowiązujące
i przekazywalne kryteria. Zarazem dostrzega się jednak, że taka obiektywizacja nie jest do
końca możliwa i że właściwe rozeznanie duchów domaga się odwołania do osobistego
doświadczenia, w którym chodzi przede wszystkim o duchowe „wyczucie”, tym bardziej
subtelne i nieufające złudzeniom, im bardziej człowiek staje się duchowy, tj. uległy
Duchowi Bożemu.
 

Reguły św. Ignacego
            Na tym tle możemy scharakteryzować Reguły św. Ignacego w następujący sposób:
Wiążą się one, stosownie do charakteru Ćwiczeń Duchownych, przede wszystkim z
indywidualnym wymiarem rozeznania różnych stanów duchowych w człowieku dążącym
do Boga. W tej mierze jednak, w jakiej wzrasta wewnętrzne „wyczucie” człowieka na
działanie Boga w jego wnętrzu i jego życiu, rozeznanie to dotyczy również sfery
społecznej. W tym sensie np. naturalnym dopełnieniem ignacjańskich Reguł o rozeznaniu
duchów są Reguły „sentire cum Ecclesia”, czyli o wyczuciu tego, co kościelne – co należy
do wspólnoty Kościoła i ją buduje.
 
           Jedność obu wymiarów duchowości św. Ignacego jest na tle ukazanej tradycji co do
rozeznawania duchów istotnym novum. Ten nowy element wiąże się z inną nowością
ignacjańskiego podejścia, mianowicie z ujęciem rozeznania duchów w funkcji wyboru. Już
przed Ignacym próbowano rozróżnić poruszenia dokonujące się we wnętrzu ludzkim, aby
podążyć za dobrymi i nie ulegać złym czy prowadzącym do złego. Takie było też pierwsze
doświadczenie samego Ignacego: że niektóre myśli dotyczące dalszego życia wywołują w
nim nietrwałą radość ustępującą smutkowi, inne zaś przynoszą dłużej trwającą pociechę;
w pierwszych rozpoznał on myśli prowadzące ku złemu i dlatego pochodzące od złego, w
drugich zaś myśli pochodzące od dobrego ducha (por. Opowieść Pielgrzyma, n. 8). To
doświadczenie, które stało się podstawą Reguł Ignacego, pokazuje od razu, że poruszenia
przypisane różnym duchom dotyczą jego konkretnej drogi życiowej. Chodzi o wybór
dalszej drogi, tak że decyzja, czy pójść za tymi poruszeniami, które pozostawiają w
strapieniu, czy za tymi, które wywołują trwałą czy dłużej trwającą pociechę – ta decyzja
wiąże się de facto u Ignacego z pierwszym krokiem w kierunku wyboru nowej drogi życia.
i kiedy w swoich Ćwiczeniach wiąże on już bezpośrednio rozeznanie pociech i strapień z
wyborem życiowym, to dokonuje czegoś dodatkowego: w obliczu konkretnego
przedmiotu wyboru „prowokuje” Ignacy jakby doświadczenie pociech i strapień, tzn.
wczuwając się w dany przedmiot i wyczuwając reakcje, jakie wywołuje w jego wnętrzu,
stara się w ten sposób określić, czy sam przedmiot wyboru jest, czy nie jest zgodny z
konkretną wolą Bożą wobec jego życia.
 
          Jeszcze dwie uwagi co do powiązania ignacjańskich Reguł o rozeznaniu duchów z
wyborem. Po pierwsze: Nie należy pojmować tego powiązania zbyt wąsko przez
zacieśnianie rozeznania do sytuacji, w których należy podjąć decyzję – co do drogi
życiowej, czy co do dalszych wyborów na tej drodze. Takie „funkcjonalne” zacieśnianie
rozeznania niesie z sobą niebezpieczeństwo zapomnienia o podstawowym wymiarze,
jakim jest otwarcie się człowieka na działanie Bożego Ducha w jego życiu. W tym sensie
trzeba pamiętać o roli, jaką rozeznanie odgrywało jeszcze przed Ignacym – jako pomoc
dla tych, którzy zdecydowali się już, by dążyć do Boga. Zresztą również dla Ignacego
fundamentem Ćwiczeń jest postawa człowieka wobec Boga – i właśnie temu celowi, czyli
jak najpełniejszemu otwarciu się człowieka na Boże działanie w jego życiu ma służyć
również rozeznanie. Mówiąc jeszcze inaczej: W rozeznaniu duchów najważniejsze jest nie
tyle analizowanie różnych przedmiotów wyboru i stanów własnego wnętrza w obliczu
tych przedmiotów; najważniejsza jest postawa zdecydowanego dążenia do Boga, postawa
gotowości do przyjęcia wszelkiej Jego woli – postawa, która umacnia się poprzez
rozeznawanie w konkretnych sytuacjach, ale która sięga głębiej.
 
         Z tym wiąże się druga uwaga: Dążenie do Boga ma charakter osobisty. Człowiek jako
osoba jest kimś niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju; dlatego realizacja,
urzeczywistnianie osobowości jest zadaniem, którego spełnienie może się dokonać nie
przez porównywanie się z innymi czy przez zwykłe zastosowanie do własnego przypadku
ogólnie obowiązujących norm. Wszystko to może być dla człowieka ważną wskazówką,
ale jako niepowtarzalna osoba może i musi on odnaleźć swoje własne miejsce w życiu
jedynie przez to, że szuka go w Bogu, który tę „osobność”, niepowtarzalną osobowość
mu daje i zadaje. Im bardziej otwiera się człowiek na Stwórcę, tym bardziej staje się
osobą – takim, jakim widzi go jego Stwórca. Kiedy zatem Ignacy łączy dążenie człowieka
do Boga z rozeznawaniem tej drogi poprzez wybór, poprzez konkretne decyzje, to wyraża
tym samym przekonanie, że Bóg prowadzi człowieka przez życie w sposób osobisty,
jedyny i niesprowadzalny do tego, jak prowadzi innych. Każdy ma własną drogę – jedynie
Bóg może, ale również chce mu tą drogę objawić poprzez konkretne doświadczenia,
których sens musi człowiek rozeznawać sam, bo nikt inny nie może go w tym wyręczyć.
Osobisty sens moich doświadczeń, w których odsłania się Bóg jako cel i spełnienie mojej
drogi do Niego, jest tak nieodłącznie związany z moją osobą, że tylko ja sam –
prowadzony przez Bożego Ducha – mogę ten sens odkryć i przyjąć. i w Ćwiczeniach
Ignacy zakłada, że sam Bóg prowadzi w ten sposób człowieka poprzez poruszenia, które
w nim wywołuje i których ostateczny sens może objawić człowiekowi tylko On sam.
 

Teologiczny sens reguł Ignacego
            Po tych rozważaniach wprowadzających przejdźmy teraz do wskazania i omówienia
najważniejszych treści teologicznych Reguł, próbując spojrzeć z dzisiejszej perspektywy
zarówno na elementy Tradycji, jak i na elementy specyficznie ignacjańskie.
 

Działanie Boga w świecie
           Chrześcijańska prawda o Bogu obejmuje zarówno wyznanie Jego transcendencji,
przewyższającej i obejmującej wszelką rzeczywistość, jak i wyznanie Jego immanencji,
przenikającej wszystko, co istnieje. Tę jedną prawdę o dwojakim obliczu można wyrazić w
formule wiązanej ze św. Ignacym: „Non coerceri maximo, contineri tamen a minimo
divinum est” („Nie dać się objąć przez to, co największe, a jednak zawierać się w tym, co
najmniejsze – to rzecz Boska”). Jest to prawda o Bogu w Trójcy Jedynym, który jako
Stwórca przewyższa wszelkie stworzenie, jako Zbawiciel okazuje swoją bliskość i jednoczy
się z nim ostatecznie przez Wcielenie, a jako Duch napełnia stworzenie swoim własnym
życiem, przebóstwiając je i dopełniając w sobie samym.
 
          Na tym tle działanie Boga w świecie oznacza z jednej strony Jego obecność we
wszystkim, co istnieje, z drugiej zaś strony szczególne działanie, które objawia się w
dziejach zbawienia. Charakterystyczną cechą religii judeo - chrześcijańskiej jest to, że jej
punktem wyjścia jest doświadczenie Boga zbawiającego – a więc działającego w
szczególnie trudnej sytuacji, i to wyjściowe doświadczenie Boga (doświadczenie Wyjścia w
dziejach zbawienia) otwiera człowiekowi oczy na moc Bożą, która wszystko przewyższa
i we wszystkim może się przejawić.
 
           Również w Ćwiczeniach znajdujemy wyraz tej swoistej dialektyki Bożego działania –
tajemnicy Boga, który działa we wszystkim, a jednak w taki sposób, że otwiera na tę
tajemnicę przez szczególne formy swojego działania. Szczególne Boże działanie wiąże
Ignacy przede wszystkim z pocieszeniami, o których mówi w Regułach o rozeznaniu
duchów. Ale celem, jaki mu przyświeca w Ćwiczeniach, nie jest otwarcie człowieka na
jakieś szczególne, nadzwyczajne formy Bożego działania. Celem jest raczej to, co wyraża
Kontemplacja dla uzyskania miłości jako punkt kulminacyjny Ćwiczeń otwarcie człowieka
na Boże działanie we wszystkim. Mówiąc jeszcze inaczej: Ignacy zakłada jakby, że Bóg
udziela człowiekowi pomocy w formie pocieszeń, gdy człowiek znajduje się w sytuacji
domagającej się zasadniczego wyboru. Ale ta szczególna pomoc oraz wybór, który się z
nią wiąże, mają uzdolnić człowieka do przyjęcia, że Bóg działa we wszystkim, nieustannie,
a nie tylko w nadzwyczajnych sytuacjach, kiedy człowiek może to „odczuć”.
 
            Tajemnica Bożego działania w świecie wiąże się dalej z dialektyką pośredniego
i bezpośredniego charakteru tego działania. Szczególnie Boże działanie, jakiego
doświadczali w swych dziejach Izraelici, było przez nich pojmowane jako działanie
samego Boga, Jego osobista, bezpośrednia interwencja. A jednak to bezpośrednie
działanie samego Boga dokonuje się w ST zawsze za pośrednictwem innych
rzeczywistości: poprzez niezwykłe zjawiska przyrody i przede wszystkim poprzez
wybranych przez Boga ludzi – Mojżesza, proroków, wcześniej zaś przez Abrahama, Izaaka,
Jakuba. Ten pośredni, a zarazem bezpośredni charakter doświadczenia Boga równie jest
wyrażany. Gdy chodzi o podkreślenie bezpośredniości Bożego działania, mówi się, że Bóg
wyprowadził naród z niewoli, że On sam prowadził go przez pustynię itd. Gdy natomiast
trzeba podkreślić, że nawet – owszem zwłaszcza – w swoim bezpośrednim działaniu Bóg
pozostaje nieuchwytny, niewidzialny, tajemniczy, zwraca się na pośredni charakter Jego
działania jako dokonującego się zawsze za pośrednictwem innym rzeczywistości. i w tym
kontekście mowa jest też o rozmaitych duchach, stworzonych przez Boga i używanych
przez Niego jako pośredników do spełniania Jego własnych zamierzeń.
 
            W tym miejscu trzeba wyraźnie powiedzieć: Wypowiedzi Starego i później też Nowego
Testamentu o duchach jako stworzonych istotach, którymi Bóg się posługuje w swoim
działaniu w świecie, nie należą do pierwotnego wyznania wiary w Boga Jahwe.
Doświadczenie tajemniczych mocy działających w świecie jest raczej niezależne od
właściwego Objawienia rozpoczętego w Izraelu i zostało przyjęte do innych religii dla
wyrażenia prawdy, że moc Boga Jahwe rozciąga się na wszelką rzeczywistość. Chodziło
więc nie tyle o objawioną wiedzę o aniołach, ile raczej o wyrażenie objawionej wiedzy o
Bogu na tle ówczesnych wyobrażeń o rzeczywistości. Wypowiedzi Pisma o aniołach należy
zatem rozumieć w tym sensie, że również tajemnicze moce – uważane w innych religiach
za bóstwa – są podporządkowane Bogu Jahwe jako stworzone przez Niego
i wykorzystywane dla realizacji Jego planu.
 
             Znamienna jest dalej ewolucja w wypowiedziach Pisma o podporządkowanych Bogu
mocach działających w świecie. Ich zależność od Boga Jahwe jest początkowo tak silnie
podkreślana, że nawet te duchy, które później określano jako złe, pojmowane są raczej
jako istoty na usługach Boga dla wykonania tego, co ujawnia się w świecie jako zło.
Przykład takiego pojmowania „złych duchów” mamy we wspomnianej wyżej
starotestamentowej wzmiance o fałszywych prorokach (1Krl 22): Duch, który przybywa w
otoczeniu Boga (jakże mógłby więc być „zły”?), gotów jest wykonać Jego polecenie, by
zwieść króla. Także we wstępie do Księgi Joba duch, który sprowadza na człowieka
nieszczęście jest ukazany jako jeden z duchów przebywających w otoczeniu Boga. W ten
sposób również zło działające w świecie przedstawione jest nie jako coś, co wymyka się
jakby Bożej mocy, lecz jako tajemnica, za którą działa ostatecznie On sam. Dopiero w
późniejszym judaizmie pod wpływem dualistycznych religii babilońsko - perskich zło
i związane z nim duchy zdają się zyskiwać większą niezależność, choć na tym tle NT
ukazuje moce zła jako ostateczne przezwyciężone przez Chrystusa. Co więcej: Na tle
wcześniejszych wyobrażeń o aniołach jako pośrednikach Bożego działania w świecie
Chrystus jest przedstawiony nie tylko w przeciwstawieniu do złych duchów jako ich
Zwycięzca, ale i w przeciwstawieniu do dobrych duchów jako jedyny Pośrednik między
Bogiem i ludźmi (Hbr).
 
            Zwróćmy także uwagę na ignacjańskie Reguły. Również pod tym względem Ignacy
odwołuje się do chrześcijańskiej Tradycji i posługuje się jej językiem. Aniołowie występują
w poszczególnych rozważaniach Ćwiczeń: dobrzy, jak Gabriel, w kontemplacji o
Wcieleniu, źli, jak Lucyfer, w rozważaniu o Dwóch sztandarach (CD 136). O dobrych
i złych duchach jest również mowa w Regułach, które nazywamy „Regułami o rozeznaniu
duchów”. Znamienne jest jednak, że św. Ignacy używa bardziej zróżnicowanej
terminologii. Reguły związane z pierwszym tygodniem Ćwiczeń określane są w tytule jako
„służące do odczucia i rozeznania w pewnej mierze różnych poruszeń, które dzieją się w
duszy: dobrych, aby je przyjmować, złych zaś, aby je odrzucać (CD 313). Ignacy nie mówi
tu zatem o duchach, lecz używa języka bezpośrednio związanego z doświadczeniem;
mowa jest o „poruszeniach” czyli o tym, czego człowiek doświadcza w swoim wnętrzu
jako określonych stanów psychicznie - duchowych. Ignacy zakłada oczywiście, jak to
wynika dalej z tekstu Reguł, że przyczyną jednych stanów jest dobry duch, przyczyną zaś
innych – zły duch, ale nie chodzi o rozeznanie, o zajmowanie się przyczynami stanów, ale
o odczucie samych stanów — z jednej strony pokoju, z drugiej niepokoju –
i skonfrontowanie ich z zasadniczym kierunkiem, do którego człowiek zmierza.
 
            Więcej mówi Ignacy o duchach w Regułach drugiego tygodnia określonych w tytule
jako „służące do tego samego celu – dla większego rozeznania duchów” (CD 328).
Większe rozeznanie nie oznacza tutaj jednak, aby więcej uwagi poświęcać rozważaniu
przyczyny; chodzi ostatecznie o Boga jako ostateczną Przyczynę wszystkiego, co istnieje.
Dlatego również Reguły o rozeznaniu duchów, jak zresztą całe Ćwiczenia, należy
pojmować na tle Fundamentu Ćwiczeń z całym jego radykalizmem: „człowiek po to jest
stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu Służył, a przez to zbawił duszę
swoją” (CD 23). człowiek i Bóg – tylko to się ostatecznie liczy, aby człowiek stworzony,
pochodzący od Boga odnalazł w Nim, w Bogu ostateczny cel swego życia. W obliczu tego
Celu wszystko inne – to „rzeczy stworzone dla człowieka, aby mu pomagały dla
osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony”. i kiedy Ignacy obejmuje tym
określeniem „rzeczy stworzone”, to wszystko, co znajduje się pomiędzy człowiekiem
i Bogiem, to wolno zaliczyć do tych „rzeczy” również stworzone przez Boga duchy, które
mają służyć człowiekowi do osiągnięcia jego celu. Także do nich można zatem odnieść
dalsze słowa Fundamentu wskazujące, że „człowiek ma korzystać z nich w całej tej
mierze, w jakiej mu one pomagają do jego celu, a znów w całej tej mierze winien się od
nich uwalniać, w jakiej mu są przeszkodą do tegoż celu” (tamże).
 

Działanie Boga w człowieku
           W oparciu o dotychczasowe rozważania możemy powiedzieć: Rozeznawanie poruszeń,
różnych stanów i myśli we wnętrzu człowieka, ma służyć coraz większemu rozeznawaniu
w nim Bożego działania. Zwróćmy też uwagę, w jaki sposób Ignacy wiąże w człowieku
działanie Boga i działanie samego człowieka. Celem Ćwiczeń jest, aby działanie człowieka
uporządkować, tj. uzgodnić z działaniem Boga: Bóg nie przestaje nigdy działać, działa
nieustannie, i pragnie, aby człowiek otworzył się na to działanie jak najpełniej, aby też jak
najpełniej był w świecie obrazem Bożego działania.
 
            W procesie ćwiczeń rozróżnia Ignacy różne etapy czy fazy, poprzez które Duch Boży
prowadzi człowieka. Punktem wyjścia jest sytuacja rozdźwięku, dysonansu pomiędzy
Bogiem i człowiekiem w jego konkretnym, nieuporządkowanym życiu. Ten dysonans
znajduje wyraz w sprzecznych jakby poruszeniach, które człowiek w sobie odczuwa: z
jednej strony potrzeba harmonii i ładu, z drugiej strony poczucie bezradności wobec
faktycznej sytuacji, w jakiej człowiek się znajduje. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że
człowiek czuje potrzebę takiego działania, przez które mógłby zmienić swoją sytuację, a
jednocześnie czuje się niezdolny do takiego działania.
 
            Jakie rozwiązanie podsuwa Ignacy? Sens Reguł z pierwszego tygodnia możemy w tym
kontekście tak sformułować: Warunkiem właściwego działania jest uświadomienie sobie
najpierw i odczucie sprzeczności tkwiących we mnie, sprawiających, że również moje
działanie jest niewłaściwe. Chodzi o odczucie, że moje działanie zawiera elementy
sprzeczne z Bożym działaniem, ciągle we mnie obecnym i mnie podtrzymującym (na
duchu – można by dodać!), ale zarazem domagającym się ode mnie większego jeszcze
otwarcia się na to działanie. Dlatego w pierwszym tygodniu nie chodzi o jakieś szczególne
działanie, ale o oczyszczenie go, aby mógł nastąpić wybór jako pierwszy krok mojego
działania w świadomym otwarciu na działanie Boga we mnie. Taki jest bowiem sens
zasadniczego, fundamentalnego wyboru, jakiego należy dokonać w procesie ćwiczeń: tak
postępować i działać, aby moje działanie odpowiadało Bożemu działaniu we mnie.
i dlatego tak ważne jest dokładne, nieomalże skrupulatne rozeznanie tego podstawowego
wyboru, aby fundament mojego działania opierał się na fundamencie Bożego działania –
jedynym fundamencie, na którym można stawiać trwałą, owszem wieczną budowlę.
 
            Na koniec jeszcze kilka uwag co do tej jedności Bożego i ludzkiego działania, która
przyświeca Ignacemu w Ćwiczeniach. Ideałem, ale nie wymyślonym, lecz wcielonym,
konkretnie objawionym ideałem tej jedności jest Bóg - Człowiek Jezus Chrystus. W Nim
nie ma najmniejszego dysonansu między tym, co ludzkie i tym, co Boskie – w tym sensie,
że w Jego ludzkim działaniu objawia się bez reszty działanie Boga (Syna Bożego). Dlatego
kontemplowanie życia tajemnic Jezusa jest tak istotne w procesie Ćwiczeń, gdy chodzi o
to, aby Boże działanie mogło się również przejawiać w naszym życiu. Istotne jest jednak,
aby Boże działanie objawiające się w Jezusie przyjąć w całości, tzn. nie tylko tam, gdzie
Jezus działa «cuda», jako znaki Bożej mocy, ale również, może nawet zwłaszcza tam, gdzie
Jezus nic nie czyni, niczego nie może uczynić, jak tylko przyjąć cierpienie i zło, które
przez cierpienie usiłuje Go obezwładnić. Również (zwłaszcza) w tej ciemnej godzinie
działanie Jezusa objawia działanie Boga. Tutaj dotykamy jakby samego centrum tajemnicy
Jezusa – ukrytego korzenia jedności tego, co ludzkie i tego, co Boskie. Tutaj
człowieczeństwo i Jego pełnia wyraża się w całkowitym powierzeniu się, oddaniu się w
ręce Boga Ojca, aby On sam działał przyjmując to, co ludzkie, jako swoje. i właśnie w tej
postawie całkowitego oddania siebie Bogu wyraża się również w Ćwiczeniach najwyższy
akt człowieka, do którego zmierza i z którego czerpie swą moc wszelkie prawdziwie
pomyślne (po myśli Bożej) działanie. Ignacy opisuje ten akt z jednej strony w modlitwie
„Zabierz, Panie, i przyjmij całą moją wolność ...”; tutaj ten akt jest opisany bardziej od
jego ludzkiej strony jako paradoksalny akt najwyższej wolności oddającej się całkowicie
Bogu. Od innej strony akt ten jest opisany zarówno w Regułach o rozeznaniu duchów
drugiego tygodnia, jak i w pierwszej porze wyboru. W obu wypadkach bowiem, tj. w
pocieszeniu „bez przyczyny” jako pochodzącym niewątpliwie od Boga oraz w takim
poruszeniu ludzkiej woli, że bez cienia wątpliwości odpowiada ona Bożemu wezwaniu – w
obu wypadkach chodzi o to samo: o taki akt człowieka, który jest w całości wyrazem
Bożego działania. Człowiek nie może uczynić nic innego jak to, co czyni w nim Bóg. Na
pozór jest to zatem przejaw największej niewoli, najgłębszej pasywności człowieka, ale w
rzeczywistości jest to akt najwyższej wolności i najwyższej, gdyż Boskiej aktywności.
 
            Tajemnicza jedność, która w Bogu - Człowieku wyraziła się w każdym działaniu, czy
niedziałaniu, Jego życia, jest w nas, którzy w Niego wierzymy, jeszcze nie do końca
wcielona. Również w nas, tam gdzie jesteśmy najgłębiej sobą według obrazu, który złożył
w każdym z nas Bóg, Bosko-ludzka jedność stanowi już teraz ukryty rdzeń naszej
prawdziwej tożsamości. Ale mówiąc słowami Apostoła Pawła, przechowujemy skarb ten
„w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” (2Kor 4,
7). Dlatego zasadniczy wybór, wobec którego nieustannie stajemy w każdej nowej sytuacji
naszego życia, jest tylko ten jeden: Czy ulegniemy naszej ludzkiej słabości, której bez
końca musimy doświadczać, czy też raczej zawierzamy i powierzamy siebie wraz z naszą
słabością, w całości – Bogu i Jego mocy, która właśnie w słabości najpełniej może się
objawić. i zasadnicze rozeznanie, które musimy na drodze naszego życia nieustannie
ponawiać, dotyczy tego jednego: Czy pozwalam działać we mnie Duchowi Bożemu, czy
otwieram się coraz pełniej na Jego ukryte działanie we mnie – czy też może raczej
koncentruję uwagę na moim własnym działaniu, ulegając euforii, kiedy mi się ono udaje
i poddając się zwątpieniu, jeśli mi się nie udaje. Takie falowanie, owszem pogrążanie się w
falach – by użyć ewangelicznego obrazu Piotra zbliżającego się do Jezusa po wodzie – jest
znakiem, że zamiast wpatrywać się w Chrystusa odwracam mój wzrok od Niego, a
spoglądając na siebie i swoje nikłe możliwości – ulegam mojej słabości. Tymczasem
jedynie w Chrystusie mogę przezwyciężyć moją słabość powierzając się Jemu i Jego mocy.
Potrzeba, by On wzrastał, a ja bym się umniejszał (J 3, 30), abyśmy kiedyś, tak jak Apostoł,
mogli ostatecznie powiedzieć: Żyję – działam – już nie ja, ale Chrystus we mnie (por. Ga
2, 20).
Tekst publikujemy za zgodą: Centrum Duchowości im. św. Ignacego Loyoli 
 

^

Bernard Mendiboure SJ

STRAPIENIE DUCHOWE

 

w: Józef Augustyn SJ, Jakub Kołacz SJ,

Sztuka kierownictwa duchowego,

wyd. WAM Kraków 2007, s. 301-310.

 

Definicję1 duchowego strapienia podaje św. Ignacy w pierwszej serii re­guł o rozeznawaniu, nazywanych „regułami pierwszego tygodnia"2. Jest to definicja, którą można nazwać opisową i antytetyczną: opisową w tym zna­czeniu, że nie jest abstrakcyjnym określeniem strapienia, lecz opisuje jego zawartość, a więc „ciemność w duszy, wewnętrzne zakłócenie", stan, w któ­rym dusza została ,jakby odłączona od swego Pana i Stwórcy"; antytetycz­ną, bo ujmuje strapienie jako przeciwieństwo pocieszenia. Wydaje się, że w tym przeciwieństwie tkwi cała istota strapienia: „To, co jest przeciwień­stwem reguły trzeciej, nazywam strapieniem... Albowiem jak pocieszenie jest przeciwieństwem strapienia, tak i myśli rodzące się z pocieszenia są prze­ciwieństwem myśli rodzących się ze strapienia" (Ćd 317).

Taki sposób mówienia ma znaczenie. Dla Ignacego tym, co wysuwa się na czoło, jest pocieszenie, bo stanowi ono normalny ster życia dla tego, kto kocha Boga i służy Mu. Pocieszenie ma swoje źródło w teologalnym dyna­mizmie (wzrost wiary, nadziei i miłości), a towarzyszy mu zapał i radość. Strapienie zaś jest w swojej istocie przeszkodą krępującą posuwanie się do przodu tego, kto kocha Boga. A więc z jednej strony postawa zdecydowanie optymistyczna, a z drugiej jej przeciwieństwo - duchowość „strapiona".

Kiedy dotyka nas strapienie, trudno je zaakceptować, trudno zrozumieć jego rolę. Może ono jednak zajmować ważne miejsce w życiu duchowym, jak świadcząc tym liczne psalmy błagalne w Biblii. Dlatego Ignacy poświę­ca mu sporo uwagi w pierwszej serii reguł o rozeznawaniu.

Nie zatrzymując się nad „taktyką postępowania" proponowaną przez Igna­cego dla przezwyciężenia strapienia (stanowczość, wytrwałość, cierpliwość, ufność w pomoc Bożą), zwrócimy naszą uwagę na regułę dziewiątą (por. Ćd 322) wskazującą „racje", z powodu których doznajemy strapień. W ten spo­sób odkryjemy sens tego, co być może wydaje się bez sensu, i uznamy, że jeśli Bóg mówi przede wszystkim w pocieszeniu, którego udziela, to jednak Jego miłość jest również obecna w strapieniu, które dopuszcza.

 

Pocieszenie duchowe oddala się od nas z powodu naszych win

 

Pierwszy powód strapienia stanowi według Ignacego fakt, że , jesteśmy oziębli, leniwi lub niedbali w naszych ćwiczeniach duchownych; i tak z po­wodu naszych win oddala się od nas pocieszenie duchowe" (Ćd 322).

Przez „ćwiczenia duchowne" trzeba najpierw rozumieć czas modlitwy, do której się zachęca rekolektanta, żeby w niej szukał woli Bożej dla upo­rządkowania swojego życia i znalazł ją. Ćwiczenia te nie zawsze są łatwe, ponieważ istnieją w nas nieuporządkowane uczucia, odciągające nas od szu­kania tego, do czego jesteśmy stworzeni, a mianowicie „aby Boga, naszego Pana, chwalić, czcić i Jemu służyć, a przez to zbawić swoją duszę" (Ćd 23). Dlatego pojawiają się w nas opory w postaci lenistwa, niedbalstwa czy ozię­błości w modlitwie. Jeśli nasza wolność została zraniona i jest grzeszna, to jednak jesteśmy nadal zdolni, by z pomocą łaski Bożej modlić się z pożyt­kiem, pod warunkiem że weźmiemy się do pracy. Tak twierdził św. Ignacy i dlatego zachęcał on rekolektanta do wejścia w ćwiczenia duchowne „wiel­kodusznie i z hojnością" (Ćd 5). Grzech zaś - a jest to definicja grzechu anio­łów - polega na tym, że „stworzeni w łasce, nie chcieli sobie pomóc dobrym użyciem wolności dla okazania czci i posłuszeństwa swemu Stwórcy i Pa­nu" (Ćd 50). U korzeni strapienia stoi więc odmowa użycia wolności, nie­posłuszeństwo, jednym słowem nieuznawanie swojej kondycji jako stworze­nia. Uderzającą tego ilustracją jest przypowieść o talentach: trzeci sługa nie zechciał wykorzystać swojej wolności (zaniesienie pieniędzy do banku nie­wiele by go przecież kosztowało!) i wolał myśleć o swoim panu jako o czło­wieku twardym i wymagającym, takim, który chce zbierać tam, gdzie nie posiał. Toteż nie mógł wejść do radości swojego pana, tak jak dwaj pierwsi słudzy. Wpadł natomiast w stan fundamentalnego strapienia, prawdę mówiąc strapienia „piekielnego", którym jest odmowa kochania (por. Mt 25, 14-30).

Pracować nad tym, co zostało nam powierzone - taką zachętę kieruje do nas przypowieść o talentach - jest warunkiem, by później zaznać radości. Tę zachętę kieruje Ignacy również do rekolektanta, a przybiera ona postać pro­pozycji odprawienia ćwiczeń duchownych. Zasadę pracy nad tym, co zostałonam powierzone, należy oczywiście rozciągnąć na całość życia duchowego, a więc nie tylko na okres rekolekcji, które są jedynie czasem, kiedy się ją dopiero zaczyna wprowadzać w czyn.

Życie duchowe bowiem polega na pomnażaniu otrzymanych talentów, tego wszystkiego, co składa się na nasze uzdolnienia, co wynika z naszego temperamentu i odziedziczonej osobowości, z całym jej bogactwem i ubó­stwem. To kim jesteśmy, jaka jest nasza psychika, jak funkcjonuje nasz inte­lekt, nasza uczuciowość, wszystko to ma swoje uwarunkowania w przeszło­ści, w naszym środowisku rodzinnym. Ale całe to dziedzictwo jest tylko nie­dokończonym punktem wyjścia i ma wiele słabych stron. Owe słabości nie są oczywiście jakimś grzechem. To nie dlatego nie można wejść do radości Boga, że się otrzymało tylko jeden talent. Grzechem jest raczej to, że z ogra­niczeń, jakie nas dotykają, czynimy pretekst, żeby się nie rozwijać w na­szych relacjach względem Boga.

Posługując się językiem psychologii, moglibyśmy się odwołać do róż­nych obrazów Boga, które w znacznej mierze uwarunkowane są naszą histo­rią rodzinną i wychowaniem. Dla tego, który sobie urobił wyobrażenie „Boga--mamy", będzie On „afektywnym dopełnieniem", „azylem", „pocieszycielem", „rozdawcą łask" itd. I przeciwnie, ten, który na Boga przeniósł obraz twardego i wymagającego ojca, będzie prześladowany dręczącym poczuciem winy i strachu, że nie jest nigdy wobec Niego w porządku, że jest surowo inwigilowany; będzie przesadnie bał się winy i grożącej za nią kary3.

Żaden z tych psychologicznych determinizmów nie jest sam w sobie grze­chem i częściej bywamy tu ofiarami niż winnymi. Są to raczej jakieś zaszło­ści, nad którymi trzeba nam będzie pracować może nawet przez całe życie. Będziemy musieli przekształcać te fałszywe obrazy - owe idole - żeby wejść w prawdziwe relacje z naszym „Stwórcą i Panem", który nie jest ani jakąś złą matką, ani surowym ojcem, lecz Bogiem wolnym i kochającym, pragną­cym widzieć w nas swój obraz: osób wolnych i kochających. Jesteśmy stwo­rzeni na obraz Boga, strzeżmy się, by nie czynić sobie Boga na swój obraz, bo wtedy popadniemy w różne dewiacje: „Osobnik o bardzo sfrustrowanej uczuciowości będzie szczególnie narażony na takie dewiacje. Dotknięty, jak to się czasem mówi, symptomem porzucenia i czując się spisanym na straty, ryzykuje popadniecie w rozpacz i może przestać wierzyć w Boga niewidzial­nego, nieczułego, bądź przeciwnie - będzie sobie konstruował Boga-mamę, odnajdując w takim Jego obrazie kompensację uczuciowych braków. Stąd to przeplatanie się egzaltacji z depresją, pocieszeń ze strapieniami i nie trzeba tego przypisywać Bogu czy diabłu"4.

Tak więc psychologia idzie tu w tym samym kierunku, co język duchowo­ści: nasze podstawowe dane obarczone są zawsze więcej lub mniej brakami i trzeba ciągle nad nimi pracować. Ten kto by się wzbraniał przed taką pracą (z lenistwa, niedbalstwa, oziębłości), nie może przypisywać zwykłych euforii (ochrzczonych pocieszeniami) Bogu ani zwykłych frustracji (ochrzczonych strapieniami) diabłu: maj ą one więcej wspólnego z zaspokojeniem potrzeb psy­chologicznych niż z prawdą duchowych pragnień. Taki człowiek nie może osiągnąć ojczystej ziemi radości. Nie pragnie bowiem tego wystarczająco. Winić zaś może tylko siebie samego, bo to jego błędy powodują, że pocieszenie, to znaczy zbieżność głębokiego pragnienia z prawdą, oddala się od niego.

Bogaty człowiek z Ewangelii chciał posiąść życie niezależnie od swoich majętności, swojej ojcowizny, dziedzictwa kulturowego i wierności przepi­som religijnym. Nie chciał jednak (nie mógł?) pracować nad sobą, zrezygno­wać ze swoich przywiązań, żeby pójść za Jezusem i mieć życie, dlatego od­szedł smutny. Czy to była jego wina? Nie będziemy tu wdawać się w ocenę porządku moralnego, idzie bowiem o rzecz bardziej fundamentalną: o przej­ście ze Starego Przymierza do Nowego, od Prawa do łaski, od niewolnictwa do wolności. Jedynie Chrystus może nam dać takie pragnienie. Łaską pierw­szego tygodnia Ćwiczeń jest odnalezienie smaku życia, służenie Bogu. To stanowi domenę pocieszenia duchowego. Rekolektant może jedynie prosić o tę łaskę, przysposabiać się na jej przyjęcie, nie będąc ani leniwy, ani nie­dbały, ani oziębły w odprawianiu rekolekcji.

 

„Żeby nas wypróbować, na ile nas stać... bez pocieszeń i wielkich łask"

 

Drugi powód strapienia, jaki podaje Ignacy, wskazuje raczej na jego celo­wość: „Bóg chce nas wypróbować, na ile nas stać i jak daleko postąpimy w Jego służbie i chwale bez takiego odczuwanego wsparcia pocieszeń i wiel­kich łask" (Ćd 322).

Hiszpańskie wyrażenie, użyte przez Ignacego dla sprecyzowania celowo­ści strapienia: „por probarnos para cuanto somos y en cuanto nos alargamos...", można przetłumaczyć: żeby nas wypróbować, na ile nas stać i jak daleko postąpimy... (Ćd 322). W takim przypadku celem strapienia jest to, byśmy sami doświadczyli, dotknęli palcem naszej zdolności służenia Bogu, naszych ograniczeń i tego, jak daleko możemy postąpić. Jest to więc cel pedagogicz­ny, ukierunkowany ku lepszemu poznaniu samego siebie. Bóg przecież nie potrzebuje takiego eksperymentu, żeby się dowiedzieć, na ile nas stać, bo już doskonale to wie.

Można jednak to wyrażenie: „żeby nas wypróbować" („ile jesteśmy war­ci i ile postąpimy") tłumaczyć na sposób bardziej literalny i wówczas rozu­miane w sensie absolutnym będzie miało bardziej radykalne znaczenie. Cho­ciaż bowiem samo z siebie nie wyklucza idei eksperymentowania, to kładzie nacisk na próbę w znaczeniu weryfikacji, która implikuje cierpienie i skupia się na wierze. Ile jesteśmy warci? Czy jesteśmy zdolni służyć Bogu za dar­mo, dla Niego samego? Tak wypróbował Bóg Abrahama, żeby sprawdzić jego wierność. Tak pozwolił szatanowi wypróbować Hioba, żeby pokazać, iż jest zdolny służyć za darmo (por. Hi 1,9). Jest to operacja bardziej niebez­pieczna niż zwykły eksperyment pedagogiczny i bardziej ryzykowna dla obydwu partnerów. To jakby próba wytrzymałości metalu aż do punktu jego łamliwości. Czy Abraham i Hiob wytrzymają próbę? Pozostajemy tu w ciem­nej domenie wiary, a nie w przejrzystej wizji pedagogicznej. Bóg ryzykuje także porażkę, jak to widać w historii Hioba, w której akceptuje wyzwanie szatana-oskarżyciela.

Jakkolwiek by się rzecz miała z zasygnalizowanym wyżej tłumaczeniem, poczynione przez nas rozróżnienia pozwolą być może lepiej przybliżyć ro­zumienie przez Ignacego duchowej próby, która jest prawdziwą (niewyimaginowaną) próbą, jest działaniem, które bada granice możliwości (na ile, jak daleko?).

 

Prawdziwa próba

 

Przypomnienie historii Hioba jest w naszym przypadku znaczące, gdyż prowadzi nas do postawienia pytania o tajemniczy i poniekąd anormalny charakter duchowej próby w życiu ludzkim, nawet jeśli nie ma ona wymia­rów próby Hioba czy innych wielkich prób. Zasługuje robotnik na swoją zapłatę (Łk 10,7) - mówi Jezus. Chodzi o ludzi pracujących w służbie Boga, którzy mogą oczekiwać zapłaty w postaci pocieszenia, w czym Bóg nie ską­pi i co - jak powiedzieliśmy - jest normalnym oczekiwaniem tego, kto służy Bogu i kocha Go. Dlaczego więc nie doznaje takiego pocieszenia? Czyżby Bóg był niesprawiedliwy albo kierował się tylko motywami pedagogiczny­mi, dopuszczając strapienie?

Takie motywy na pewno istnieją. W ćwiczeniach rekolektant przez przemienność okresów strapienia i pocieszenia uczy się sztuki rozeznawania du­chów i w ten sposób odkrywa Bożą wolę. Św. Ignacy podaje w tej materii odpowiednie reguły, a dotyczą one pierwszego i drugiego tygodnia Ćwiczeń. Po dokonaniu wyboru rekolektant wchodzi w trzeci i czwarty tydzień Ćwi­czeń. Obydwa te tygodnie są poświęcone rozważaniom misterium paschal­nego: męki i zmartwychwstania Chrystusa Pana. W tym okresie, właściwie mówiąc, nie ma już reguł rozeznawania, bo tu trzeba żyć rozważanymi ta­jemnicami śmierci i zmartwychwstania Pana, trzeba żyć z Chrystusem we wszystkich rzeczach. W tym wymiarze strapienie nie jest już przejściowym elementem pedagogii, ale rzeczywistością, która ma coś wspólnego z tajem­nicą Męki Chrystusa i z misterium zła. Pocieszenie natomiast nie jest tylko okresem przejściowej radości, ale pozostaje związane ze zmartwychwsta­niem Jezusa, trwałym zwycięstwem życia nad śmiercią. Jedno i drugie na­biera trwałego statusu teologalnego.

Gdy idzie o strapienie duchowe, to Ignacemu nie chodzi o „wyszukane cierpienia", o jakich mawiał św. Franciszek Salezy, przed którymi można przy odrobinie dobrej woli zabezpieczyć się. Strapienie, niezależnie od stop­nia intensywności, było dla Ignacego doświadczeniem natury duchowej, to: „...ciemność duszy..., niepokój..., bez nadziei, bez miłości. Dusza wtedy jest jakby odłączona od swego Stwórcy i Pana" (Ćd 317).

 

Jak daleko postąpimy...

 

„Bóg chce nas wypróbować..., jak daleko postąpimy w Jego służbie..., bez wsparcia pocieszeń...". Duchowa próba doświadcza wierność człowieka, stawia go w sytuacji granicznej, nigdy bowiem nie wiadomo z góry, jak dłu­go można tej wierności dotrzymać. Jakie są zatem granice, do których dusza znajdująca się w strapieniu może dojść, a wsparta łaską Bożą nawet je cza­sem przekroczyć? Są to granice psychologiczne, granice bezinteresowności i granice wynikające z naszego pojmowania szczęścia.

Granice psychologiczne pozostają związane z kruchością i słabością ludz­kiej natury, nawet uległej Bogu, jak w przypadku wielkich świętych. Być może nie zawsze bezpośrednio w Bogu trzeba szukać źródła doświadczeń. Jaka jest zatem ich bezpośrednia przyczyna? Często jest to trudne do sprecy­zowania, bo nawet jeśli Bóg „dopuszcza" próby na człowieka, niekoniecznie jest ich bezpośrednim sprawcą. Ignacy zresztą nie określa bliżej podmiotu czasownika „wypróbować", lecz pozostawia go jako bezokolicznik.

Próby natury fizycznej bądź psychologicznej nie pochodzą bezpośrednio od Boga, lecz wynikają z ograniczeń naszej natury. Bóg jednak może się nimi posłużyć, żeby nas wychowywać i pomóc wzrastać, jeśli je znosimy z cierpliwością.

Kolejne to granice bezinteresowności. To nie przypadek, że św. Ignacy mówi o nagrodzie w postaci pocieszenia albo jej braku. Oczywiście robotnik godzien jest swojej zapłaty, jak powiedział Jezus w Ewangelii, i widzieliśmy, że pocieszenie stanowi normalną rzecz u tego, kto kocha Boga i służy Mu. Ale czy człowiek potrafi służyć Bogu za darmo, „za nic"? Taki jest sens próby Hioba w Biblii: jest wiernym sługą Boga i to stanowi istotę jego szczęścia. Ale może dzieje się tak dlatego, ponieważ ma za to zapłatę: szczęście i dobro­byt. „Dotknij jego kości i skóry - proponuje szatan Bogu - a zobaczysz, czy jest zdolny służyć Ci «za nic»". Zauważmy, że to nie Bóg, który jest dumny z Hioba, poddaje go bezpośrednio próbie, lecz szatan podejrzewający w nim człowieka interesownego. Być może nie bez racji. W każdym razie Bóg ak­ceptuje próbę i dla siebie, i dla Hioba; pozwala, żeby Hiob został dotknięty próbą, nawet jeśli to jest niesprawiedliwe jak gwałt zadany komuś, kto nie popełnił grzechu. Gwałt balansujący na granicy ludzkiej wytrzymałości.

Jaki jest, poza przypadkiem Hioba, sens próby i powodowanego przez nią strapienia? Być może chodzi o oczyszczenie interesownego charakteru każdej ludzkiej miłości, fundamentalnego egocentryzmu, który jest w nas obecny. Chcemy służyć Bogu za nagrodę i to jest zdrowe, rozumne. Trzeba mieć „rozsądek i zdrowy rozum", żeby iść za Chrystusem - mówi św. Ignacy w kontemplacji o Królestwie (Ćd 96). Ale jest jakimś odwróceniem logiki to, co mówi w punkcie trzecim o „ofiarowaniu się dla Królestwa". Tu wcho­dzimy w logikę darmowości, w logikę miłości bezinteresownej, która już nie kalkuluje, ale podejmuje ofiarę „o najwyższej cenie", by - jeśli taka byłaby wola Boża - w uniżeniu i wśród prześladowań kroczyć za Chrystusem. Tak więc od idei „oczekiwania na nagrodę", nawet zasłużoną, przechodzimy do idei „ofiary o najwyższej cenie", w odpowiedzi na miłość Tego, „który nas ukochał i wydał się za nas". Wkraczamy tu w dziedzinę wzajemności i dar­mowości: „Rozważać, jak to wszystko cierpi Chrystus za moje grzechy i co ja powinienem czynić i cierpieć dla Niego" (Ćd 197).

Przejść przez strapienie bez nagrody jest próbą oczyszczającą miłość, efek­tem „współczucia" z Chrystusem, wejściem w darmowość.

Istnieją też - jak już wspomnieliśmy - granice, które wynikają z naszego pojmowania szczęścia. Strapienie - mówi św. Ignacy - jest przeciwieństwem pocieszenia (por. Ćd 317). Może jednak nasza idea pocieszenia i w ogóle szczęścia jest zbyt naturalistyczna, zmysłowa i w końcu zbyt psychologiczna? Okres strapienia ze swoim cierpieniem przypomina nam, że pocieszenie, w rozumieniu Ignacego, ma naturę duchową. Stąd dla niego jest ono para­doksalnie możliwe do pogodzenia z cierpieniem: „Podobnie i wtedy [jest po­cieszenie], gdy [dusza] wylewa łzy, które ją skłaniają do miłości swego Pana, czy to na skutek żalu za swe grzechy, czy to współczując Męce Chrystusa, Pana naszego..." (Ćd 316).

Cierpienie jest przykre, ale niekoniecznie staje się nieszczęściem. Prze­ciwnie, Jezus powiedział: Błogosławieni, którzy teraz płaczecie (Łk 6, 21) i Biada wam, którzy się teraz śmiejecie (Łk 6,25). To odwrócenie ziemskich perspektyw stoi w całkowitym przeciwieństwie do potocznych poglądów w tej sprawie, szczególnie w naszych czasach. Dziś każda próba, każde cierpienie, każda choroba są anormalne albo powinny dać się uleczyć, a ideałem byłoby umrzeć zdrowym. Czy taka jest perspektywa ewangeliczna? Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają (Mt 9, 12) - mówi Jezus i jeśli uzdrawia, to nie po to, by odtąd usunąć wszelki trud: Weź swoje łoże i idź (Mk 2, 11). Dlaczego w zasadzie nie uznać, że w chrześcijańskim doświad­czeniu próba wynika ze słabości naszej natury, a zachwiania równowagi psy­chicznej, jakie może za sobą pociągnąć walka duchowa, są czymś normal­nym? Dlaczego więc uciekać się do magicznych zabiegów, żeby ich uniknąć, chodzić do psychologów, do grup uzdrawiaczy chrześcijańskich, albo i nie, jakby oni sami byli w posiadaniu sekretów życia? Jest to równoznaczne z igno­rowaniem specyfiki domeny życia duchowego, która także ma swoje prawa: są w nim różne progi do przejścia i - jak mówią mistycy - noce zmysłów i noce ducha. Nie chciejmy rozświetlać nocy latarnią. Byłby to zabieg nie tylko śmieszny, ale i szkodliwy. [...]

 

„Żeby dać nam poznać, iż wszystko jest darem i łaską Bożą"

 

Strapienie, jak wiemy, jest przeciwieństwem pocieszenia. Podając trzeci i ostatni powód strapienia, Ignacy mówi: „Bóg chce dać nam poznać, że nie w naszej mocy jest zdobyć i zatrzymać wielką pobożność, silną miłość łzy czy też inne pocieszenie duchowe..." (Ćd 322).

Ostatnia funkcja strapienia polega więc na daniu wiedzy i poznania cał­kowicie darmowego charakteru pocieszenia, każdego pocieszenia, każdego daru. Powiedzieliśmy, że strapienie wychowuje nas do bezinteresownej służ­by Bogu, „bez wsparcia ze strony pocieszenia" jako czegoś, co nam się nale­ży. Wsparcie takie wydawało się dla naszej zarozumiałości i naiwności czymś normalnym, tak jak dziecku normalną się wydaje miłość jego rodziców. Wszystko mu się należy. Ale rosnąc, dostrzeże, że nic mu się nie należy, lecz wszystko jest darem. My też „zmieniamy register": to, co nam się wydawało naturalne, po fakcie okaże się cudowne; wszystko staje się łaską i przedmio­tem podziwu. Dopiero w doświadczeniu tonięcia Piotr pojmie, że on sam z siebie nie potrafi chodzić po wodzie. To, co on może sam z siebie, to tylko „mało wiary": Czemu zwątpiłeś człowiecze małej wiary? (Mt 14, 31). Odtąd zda się jedynie na Boga, by wypróbować swoją zdolność kochania: „Piotrze, kochasz Mnie? Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz dobrze, że Cię kocham" (por. J 21, 15-19).

W tym radykalnym doświadczeniu pokory (prawdy) dotykamy prawdy o potędze Boga i naszej bez Niego nicości, że sami nie możemy absolutnie niczego powołać do istnienia. Ani powołać, ani zatrzymać. Nie jesteśmy stwór­cami, lecz stworzonymi. O tym uczy nas retrospektywnie doświadczenie stra­pienia. Wszystko bowiem jest darem i łaską od Boga, łącznie z samym stra­pieniem w tej mierze, w jakiej nas przemienia i samo ulega zmianom.

 

Transformacja strapienia

 

Jednym z powodów strapienia jest grzech (lenistwo, niedbalstwo, ozię­błość); innym słabość naszej natury. I tu nam się odsłania nie wartość sama w sobie, ale pośrednia użyteczność strapienia. Nie chodzi o to, żeby je uspra­wiedliwiać, ma ono bowiem również aspekt nieszczęścia. Bóg też nie uspra­wiedliwia próby Hioba. On tylko nadaje problemowi inny kierunek: Gdzie byłeś, gdy zakładałem podstawy ziemi (Hi 38,4). Bóg potrafi wydobyć ze zła dobro.

To dobro jest lekcją daną naszej nieuleczalnej skłonności przypisywania sobie początku i zasługi odnośnie do tego, co się udało, „wicia sobie gniaz­da" u kogoś innego, a nie w Bogu, jak mówi św. Ignacy, „podnosząc się ro­zumem do jakiejś pychy czy próżnej chwały" (Ćd 322). Przypomnijmy sobie historię grzechu pierworodnego: Na pewno nie umrzecie, ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy... (Rdz 3, 4-5). W na­szej lekkomyślności ryzykujemy zapominanie o Twórcy wszelkiego dobra i w ten sposób wpadamy w strapienie, a czasami nawet, o ironio, przypisuje­my sobie zasługę z tego tytułu, że jesteśmy mocni w tym strapieniu. A czy prawdą strapienia nie jest raczej ten „duch skruszony", o którym mówi Psalm 51 i co przypomina nam Carlo Carretto: „Wtedy Bóg interweniuje na nowo, przynosząc pocieszenie, ponieważ byłoby dla człowieka rzeczą niemożliwą żyć w tym stanie opuszczenia. Sam Bóg przychodzi oddziaływać na duszę, która cierpi, dotykając ją swoją słodyczą, a dusza przyjmuje to z wdzięcznością. Ale razy, jakie przedtem otrzymała, uczyniły ją tak lękliwą, że nie śmie więcej prosić. Zaprawdę zrozumiała, że powinna dać się prowadzić, że powin­na zdać się na Odkupiciela, że sama nie może nic i że Bóg może wszystko"5.

Pocieszenie może więc powrócić nawet pośrodku codziennych trudności, bo wierzący nie został stworzony dla ciemności nocy, lecz dla światła dnia. A jeśli nawet noc jest długa, to ma swój koniec: „Trzecie niebezpieczeństwo polega na tym, że osoba przeżywająca kryzys zostanie utrwalona w poczuciu duchowej nocy, jakby noc była normalnym przeżywaniem wiary. Apostoł Paweł mówi: Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności (l Tes 5,5). My wiemy, że nie jeste­śmy stworzeni dla nocy, nawet jeśli ona jest długa, ale dla światła i dla zjedno­czenia się z Bogiem, jak również dla radości i miłości. Noc jest tylko przej­ściem, a każda pustynia prowadzi do ziemi obiecanej. Droga jest często dłu­ga i trudna, ale to nie jest powodem, by się na niej usadowić na stałe, a jeśli przyjdzie pokusa, by rozbić trzy namioty na górze Przemienienia, to może również przyjść pokusa, by się zabarykadować, zamykając drzwi zasuwami w pokoju Wielkiej Soboty. Bóg zatoczył kamień na nasze groby. Przechodzi­my przez noc, ale zdążamy ku światłu Dnia..."6.

Wszystko jest darem i Bożą łaską. Łatwo o tym zapomnieć. Dlatego Ignacy przypomina nam, z jak wielką pokorą należy przyjąć pocieszenie.

 

Tłumaczył Bolesław Dyduła SJ

 

Przypisy

 

1 Por. B. Mendiboure SJ, La desolation spirituelle, „Christus", 153/1992, s. 105-117.

2 Por. św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne [= Ćd], Kraków 2002, 313-327.

3 Por. J.-F. Catalan, Dictionnaire de Spiritualite, t. 12, Paris 1986, 2595.

4 Tamże.

5 C. Carretto, Lettres du desert, Paris 1966, s. 117.

6 G. Blaąuiere, L 'experience spirituelle dans le Renouveau, „Christus", 137/1988, s. 121.

 

 

 

Bernard Mendiboure SJ (ur. 1939), kierownik duchowy, były redaktor naczelny pi­sma „Christus", duszpasterz akademicki, wieloletni dyrektor kilku centrów ducho­wości ignacjańskiej. Opublikował między innymi: Lire la Bible avec Ignace de Loyola.

 

^