CHRYSTUS U MARII I MARTY – Medytacja nad obrazem

Pamiętam spotkanie z obrazem Henryka Siemiradzkiego „Chrystus u Marii i Marty”(1), tak, jak gdyby to było dziś, chociaż od owej chwili minęło ponad 30 lat. Było to przed południem, nie pamiętam dokładnie jakiego dnia, w Muzeum Narodowym w Warszawie. Przyszedłem, nie szukając niczego szczególnego, zdając się na „przypadek”(2). Obraz wisiał na półpiętrze, zajmował prawie całą ścianę. Wymiary, 2 na 3 metry, mówią same za siebie. Obraz zdominowałby każdą przestrzeń w jakiejkolwiek sali tego muzeum, jak Chrystus na obrazie dominuje przestrzeń sceny przedstawiającej fragment z Jego życia. Opowiada ona, o tym, jak to, będąc w drodze, zaszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. (Łk 10.38-40).

Chrystus na obrazie jest gościem w domu Marty i Marii oraz Łazarza, którego miłował, nazywając swoim przyjacielem, a którego tu w tej chwili nie ma, ponieważ jest to czas Jezusa, Marii i Marty.

Aby odkryć myśl Siemiradzkiego, zamkniętą w obrazie, trzeba się zatrzymać. Znaleźć czas dla Jezusa. Trudno było o to w Muzeum, ponieważ obraz zawieszono prawie na klatce schodowej (celowo? Jezus w drodze?), a ludzie nie lubią zatrzymywać się na schodach…

Jezus zatrzymał się u Marii i Marty. Przyjęły go do swego domu. Ewangelie jednoznacznie wskazują, że Jezus miał w swoim życiu trzy główne czasy: czas na działalność ewangelizacyjną, czas na modlitwę i… czas dla przyjaciół. Jezus jest w domu przyjaciół. Wróci tu jeszcze przynajmniej raz, aby nabrać siły przed męką, ale to później. Teraz Jezus jest wśród swoich najbliższych. Jest w relacji z przyjaciółmi. Ma konkretny wpływ na te relacje. Na naszych oczach ewoluują one i dojrzewają.

Obraz jest „otwarty” dla widza jak dom Marii i Marty. Widz, gdy dłuższą chwilę zaprzestanie analizowania, interpretowania, staje się uczestnikiem spotkania. Pozwalając, by obraz przemówił do niego, staje się częścią tego, co jest i co się dzieje. Ogarnia go atmosfera tego domu: przyjazna, ciepła, rozświetlona południowym słońcem i poprzetykana różnokolorowymi cieniami. Trzeba się wyciszyć, by usłyszeć trzepotanie skrzydeł gołębi, płochliwych ptaków, które tu czują się bezpieczne. My też nie mamy się czego bać. Stare, ale ciągle owocujące oliwne drzewa, mówią, że ten dom ma swoją długą historię. Miękki kolorowy dywan, zapach róż, pomieszany z zapachem przygotowanej uczty na stole za plecami Marty i otwarte drzwi domu, zapraszają gościnnie. Co zrobisz drogi Czytelniku? Pozostaniesz w skupieniu. Oddasz się kontemplacji, czy pójdziesz dalej swoją drogą?

Jezus na obrazie, tak jak w biblijnym opisie przemawia. Tłumaczy? Naucza? Jesteśmy zaproszeni, aby się wsłuchać w Jego słowa. Przechodzimy od patrzenia i czucia do słuchania. Po to Jezus czyni się dla nas obecny w tej scenie. Ma coś ważnego do powiedzenia i nam, chociaż rozmawia w tej chwili z Martą, a nie z Marią. Maria słucha.

Marta jest partnerem dialogu dla Jezusa. Jest tym, kim Piotr wśród apostołów. Nie waha się mówić co myśli i jak Piotr wyzna wiarę w Jezusa, ale to później. Oto teraz Marta(3), która uwijała się około rozmaitych posług, stanąwszy przy Nim, rzekła: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba [mało albo] tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona. (Łk 10, 41-42)

Na obrazie Maria jest bliżej Jezusa a Marta dalej, pierwsza jest wystrojona świątecznie (4), druga jest w codziennym, roboczym stroju.

Nie ulegajmy jednak złudzeniu, obie są tak samo blisko Jezusa. Są Jego przyjaciółkami, a On ich przyjacielem. Ewangelie mówią jednoznacznie, że Jezus kochał Martę i Marię. Teraz tłumaczy obu, że potrzeba „obrać najlepszą cząstkę”. Cząstkę, niecałość. Nie sama praca, ale też nie sama modlitwa. Potrzebne jest jedno i drugie. Ora et labora. Trzeba przecież nakarmić Jezusa (który jest w drodze z 12 głodnymi mężczyznami), nie wystarczy tylko siedzieć u Jego stóp.

„Najlepsza cząstka” polega na tym, aby wiedzieć, co w danej chwili powinniśmy uczynić: słuchać Jezusa, czy Go zapraszać do stołu. Modlić się czy pracować. Jedno musi być zakorzenione w drugim i towarzyszyć drugiemu. To Jezus musi nam powiedzieć, co w tej chwili jest najważniejsze i co chce, abyśmy wybrali. Powinniśmy pytać Jezusa/rozeznawać, czego On pragnie, co jest dobre dla bliźnich, co jest dobre dla nas. Bardzo istotne jest to „my” i „nas”, nie tylko „ja”. Tam, gdzie jest Jezus, jest wspólnota. Indywidualizm to nie jest chrześcijańska postawa. Siemiradzki doskonale rozumiał ewangeliczne przesłanie Jezusa.

Jezus zdecydowanie poucza swoją przyjaciółkę Martę (trzy razy poufale i z miłością powtarza jej imię) i nas, że słuchanie jest najważniejsze. To jest pierwsza i fundamentalna forma modlitwy. Nawet jeśli spotkamy się z kpiną; z zarzutem, że marnujemy czas; że to może ważne, ale nie teraz, bo są ważniejsze sprawy… Pamiętajmy wtedy, aby bardziej wierzyć Jezusowi niż „światu”.

W owo pamiętne przedpołudnie Siemiradzki nauczył mnie wiele. W życiu człowieka są takie momenty objawienia, gdy coś wiedzieliśmy, ale nie rozumieliśmy do końca. Od tamtego czasu, ilekroć wracam do obrazu „Chrystus u Marii i Marty”, który pozostaje moim ulubionym, zawsze odkrywam coś nowego. Zapisuję to w specjalnym zeszycie przeznaczonym tylko na ten cel. Postanowiłem w rocznicę śmierci wielkiego malarza podzielić się tylko niektórymi z tych przemyśleń. Mam nadzieję Drogi Czytelniku, że pomimo to, będą dla Ciebie zachętą do osobistej medytacji nad słowem i obrazem, które nie wykluczają się, ale wzajemnie oświetlają.

Rzym, 23.08.2022 r., o. Henryk Droździel SJ.